aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

SFA

Dystans całkowity:26704.00 km (w terenie 23.00 km; 0.09%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:389
Średnio na aktywność:68.65 km
Więcej statystyk

Let me be FRANK, HANS must die :P

  • DST 135.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 maja 2022 | dodano: 29.05.2022

Tytuł nawiązuje do jednego z punktów... tzn. miejsc, które odwiedziłem czyli miejsce nieudanego zamachu na Generalnego Gubernatora Hansa Franka.
To już kolejna samotna wyprawa, ale ten rok tak ma... inna sprawa, że chciałem wyjechać koło 8:00 i walnąć tak ze 160 km, ale pewne rodzinne kwestie spowodowały, że wyruszyłem dopiero koło 12:20. Trzeba było zatem... ostro zapierdalać aby wykręcić te 135 km przed zmrokiem :)
Odkryciem wyjazdu jest urokliwa Dolina Dolnej Drwinki oraz Szlak Bursztynowy, który tak naprawdę stał się szlakiem industrialnym. 

PKP w wersji psychodelicznej :)

Świątynia indyjska

Mówiąc o psychodeli... :D

Już się czai jakby tu mnie upierdolić w łapkę :)

W sumie to dobre pytanie...

Przeloty level BAJKA

Wariant: DO NIEBA :D

Target detected :D

Dolina Dolnej Drwinki (DDD)


Nadal DDD

Czarny szlak - najlepszy :D

Profilówka :)

Tylko Pani Jeziora brak... nadal leczy kolano

Szlak w kolorze nadziei... że nie wpakuję się znowu w jakiś dziwny wariant :)

Gotowi do upalania :) ?

Leśne skarby zwierzaków :)

Dąb tak stary jak Król :)

Mniej znanymi szlakami - nikogo (nic dziwnego, bo całkiem podmokło :D )

Let me be FRANK HANS should have died :P

Miejsce pamięci

Szlak dostępny tylko z buta :D ?

Kolejne miejsce pamięci

...

...i znowu jakiś dziwny wariant :)

Tam chyba napiera deszczem :)

Klimatyczne, opuszczone miejsca :)

Ulica MŁOTKÓW :D

Industrialnie :)

Nawet bardziej industrialnie - nie wiem czemu ale ten budynek kojarzy mi się z budynkiem z końca TEGO filmiku (około 1m)

Klasyczny ŁEGowy powrót



Kategoria SFA, Wycieczka

TROPICIEL 29

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 maja 2022 | dodano: 24.05.2022

...całe życie w biegu, prawda? Mam godzinę, właśnie dotarłem z większego spaceru po Dolinkach Podkrakowskich (foto-relacja TUTAJ), a już wyruszam na Tropiciela. 30 km z buta za dnia, powinno być dobrą rozgrzewką przed nocną trasą rowerową. Ekspresowo się przepakowuję i przebieram, a chwilę później pakuję maszynę na dach i czekam na moich dzisiejszo-nocnych Towarzyszy Podróży. "Światło wzywa, Mrok musi odpowiedzieć".. dla niekumatych, ten cytat jest tak hermetycznie zawiły, że sam z trudem go rozumiem. "Światło wzywa, mrok musi odpowiedzieć" - pochodzi z legendarnej sagi "Batman: Knightfall", ale mój rower także nazwałem "MROK" (Basia ma identyczny model, o tyle że ma po prostu mniejszą ramę, ale że oba są czarne i są bestiami to zostały ochrzczone "Duch i Mrok" jak w pewnym, znanym filmie). To też pasuje do interpretacji cytatu.

Moja Bestia już gotowa do drogi


"W obcej skórze"
Tytuł nawiązuje do kultowego serialu TVP "Janosik" (odcinek trzeci - TUTAJ), do którego mam słabość, bo to się za dzieciaka oglądało z wypiekami na ryju... do tego były tam pojedynki na broń białą, a jak są pojedynki to jest fajnie. Cóż miłość do broni białej wyssałem z... krwią moich wrogów :D (co myśleliście, że z mlekiem? Eee, tam, mleka nie lubię, już prędzej kakao, ale to ostatnie to tylko w odpowiednim towarzystwie :P :P :P).
Basia zdrowotnie nadal nie może wyruszyć z nami (jeszcze trochę muszę poczekać na mojego niestrudzoną Towarzyszkę wypraw wszelakich), więc nie pojadę pod bandera Szkoły Fechtunku ARAMIS. Dołączam do Kamili i Filipa, którzy startują zawsze jako Velocilamy. Robią to najczęściej pieszo i czasem w większym gronie, ale akurat w tym roku, planują jechać we dwójkę i na rowerze, a jako że drużyny rowerowe mogą liczyć kilka osób, zostaję przygarnięty do zespołu. Ha, zostałem zatem velocilamą...
Chyba pierwszy raz nie będę startował pod szermierczą banderą.
Kamila i Filip przybywają do nas o 19:30, pakujemy wszystkie 3 rowery na dach i ruszamy "nad" Wrocław. Bazą Tropiciela jest Miękinia, więc wracają wspomnienia z Tropiciela 19, kiedy utknęliśmy  "w Bagnach Rozpaczy", gdzieś pośród Rozlewisk Moczarki... do dziś, jest to jedna z naszych największych "przygód" (w cudzysłowie, bo nie ma dobrego polskiego słowa na to, chodzi o takie angielskie "MIS-adventure").

Spóźnieni już na starcie :)
Ile lat my jeździmy w rajdach na orientację...? Prawie 10 lat... do tego mamy 3 GPS, które prowadzą do nas bazy rajdu, a i tak zamiast drogą krajową czy powiatową, jedziemy przez las...  ja nie wiem jak to się dzieje, ale mój GPS zna mnie lepiej niż ja sam siebie znam. On wie, że my chcemy do lasu, więc prowadzi nas między drzewa, jak tylko wyczuje duże ich zagęszczenie, to krzyczy: "tędy"... to nie jest tak, że Miękinia to jest jakąś odciętą od świata osada... można tu dojechać drogą 341, skręcając z krajowej 94... więc chyba nie jest bardzo źle skomunikowana z resztą kraju... zwłaszcza, że jedziemy od autostrady A4.
...ale nie, nasz GPS mówi jedź z Brzeziny na Mrozów... przez las, tak będzie najlepiej. Ciśniemy zatem przed północą po wertepach jakąś leśną drogą... modlę się, aby nie było to w okolicach jakiegoś punktu kontrolnego, bo jak zaraz trafimy na pieszą lub rowerową ekipę, to będzie wstyd... Rowery na dachu, okolice bazy rajdu, krakowskie blachy... nie da się Im wmówić, że nie jedziemy na Tropiciela i jesteśmy tu z wyboru. Niezły początek jak na rajd na orientację, "gdzieżeś poległ?"... "nie znalazłem bazy".
Ktoś mógłby zapytać czemu się nie wycofaliśmy... no cóż, była już 23:52 a wycofanie się i objazd tego miejsca, sprawiłby żebyśmy się spóźnili na start.
Nasza godzina startowa wypadała 25 min po północy.
Jakoś przedarliśmy się przez las i kilka minut po północy parkujemy już na miejscu. Udało się... znaleźliśmy bazę rajdu na orientację. Nawigacja level... Tom Tom :P
Tak późne przybycie na start, nie obędzie się bez konsekwencji, bo nim ściągniemy rowery, zarejestrujemy się, to na odprawę naszej drużyny (która dzieje się 5 min przed startem) meldujemy się 5 minut, ale po starcie... w praktyce właściwie od razu ruszamy w noc i zupełnie nie poświęcimy czasu na jakieś sensowne zaplanowanie całej trasy.
Zaowocuje to tym, że na trasie 60 km zrobimy kilometrów 80... ale nie uprzedzajmy faktów. Czytamy historię na rewersie mapy i ruszamy w ciemność.

Rewers naszej mapy... wraz z historią dzisiejszej nocy


I HAVE COME BACK TO FACE MY DEMONS... czyli niebezpiecznie blisko Rozlewiska Moczarki
Zaczynamy od punktu D, który leży - jak to tytuł sam wskazuje - niebezpiecznie blisko Rozlewiska Moczarki. Ciśniemy przez noc i w kilka chwil opuszczamy teren zabudowany. Przed nami las spowity ciemnością. Kompas wyznacza kierunek: jedna, druga, trzecia ścieżka... z każdym obrotem koła zbliżamy się coraz bardziej do "Bagien Rozpaczy". Niepokój w duszy rośnie... znam dobrze te zakazany obszary... to był Tropiciel 19... teraz jest Tropiciel 29... może to ta dziewiątka z tyłu jest jakimś przekleństwem... może to właśnie ona ciągnie ludzi na mokradła... 
Droga prowadząca na Trzęsawis... eeee... Rozlewisko, zaczyna podchodzić wodą. Mięknie, mięknie w oczach... moja nogi też miękną. Jesteśmy niebezpiecznie blisko (wiecie takie "Danger close, Todd"). Mlask, mlask, mlask... moja bestia zaczyna tonąć.. łańcuch tnie wodę, ale koła nie znajdują oparcia w gruncie i muszę przedzierać się pieszo. Biorę Bestię na ramię i przeprawiam się przez dryfujące wiatrołomy. Nieźle... a nie weszliśmy nawet w obszar zaznaczony jako bagno... to nadal tylko trailer tego co znajduje się kilkaset metrów dalej...

Zaczyna się...

Takie zwalone drzewa robią niesamowite wrażenie w świetle czołówki...


Z każdym krokiem wody coraz więcej, a gruntu coraz mniej... ale kompas pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku. Zbliżamy się do lampionu i wreszcie JEST.
Mamy go - pierwszy punkt dzisiaj. Pora wycofać się i opuścić tez złowieszcze...
- Może przedrzemy się na tędy na wprost do punktu B - głos jednego z moich Towarzyszy podróż budzi we mnie dreszcz.
- Jak to tędy?
- Tędy będzie najkrócej... przecież na mapie jest droga.

Tak, to prawda. Tędy byłoby najkrócej... jeśli mielibyśmy jakąkolwiek szansę wyjść z tego cało.
Droga, o której mówi członek mojego zespołu, biegnie przy starej przepompowni... wtedy też była oznaczona na mapie, wtedy też kusiła (TROPICIEL 19)
Rozlewisko Moczarki i zasilająca ją Czarna Struga... może wtedy po prostu zbłądziliśmy, zeszliśmy z dobrej drogi... a teraz przecież nam się uda. Jesteśmy o wiele bardziej doświadczonymi nawigatorami... nie popełnimy takiego samego błędu. Pamięć także lubi płatać różne figle... nie było chyba przecież tak strasznie wtedy. Może warto spróbować najkrótszą opcję... może warto raz jeszcze wejść w Bagna Rozpaczy... może warto znowu nas odwiedzić, stary Przyjacielu. Przyjdź do nas na chwilę, zostań... na zawsze...  poprowadzę Cię nad wody spokojne... stojące... głębokie... utoniesz w ciszy i spokoju... 
NIE! Trzeźwieję jakby dostał w twarz, to resztki świadomości próbują zwalczyć głos w mojej głowie... to nie jest głos rozsądku. Nie wiem czyj jest, do kogo należy, ale nie dam się zwieźć po raz drugi. Nie utonę w Czarnej Strudze, nie dam się pochłonąć Rozlewisku Moczarki... Mamy lampiony, wynosimy się stąd!

Wychodząc z bagien...


Punkt K60 (czyli na 60 minut...)... czyli "czy Was pojebało?"
Udało się... oddalamy się od Bagien Rozpaczy. Im dalej, tym pokusa "przyjdź do mnie na bagna, bądź mym utopieńcem... " wydaje się tylko jakimś odległym, zanikającym echem.
Pokutuje jednak brak rozsądnego zaplanowania wariantu na początku rajdu, a decyzje podejmowane na szybko i spontanicznie, sprawią że nasz przejazd będzie baaaardzo odległy od optymalnego. Jak dziś patrzę na mapę jak pojechaliśmy, to myślę sobie... że z optymalizacji powinien mieć "pytę" jak stąd do Miękini :)
Ruszamy na punkt K, a dokładnie to K60. Liczba 60 oznacza, że jest tylko dla trasy długiej... ale nie wiemy jeszcze, że dla nas będzie to także czas potrzebny na szukanie tego punktu. Nie, nie na dojazd... na samo szukanie.
Z mapy wygląda niepozornie (i może taki był... tylko my coś upośledzonego odstawialiśmy...), ale nauczył nas pokory...
Pierwsza próba to wjazd od tzw. "białej drogi" z Wojnowic, ale odetnie nas ogrodzony teren. No nic, tędy było by najbliżej - robimy nawrotkę i próbujemy inna drogą od zachodu wjechać.
Tuż na wjeździe wpadamy na szarżującego po lesie białego poloneza. Przez pierwszą chwile myślałem, że to ktoś z obsługi rajdu, ale gdy otwiera się szyba widzę dwie lekko "zmęczone życiem twarze"
- "Czy Was pojebało... tak nocą jeździć po lesie" - jakże miły Pan, martwi się o nas.
- "Tak sami z siebie, czy jakiś rajd macie?"
Nie wdajemy się w długie rozmowy, dwa granaty przez otwarta szybę i nastaje cisza. Tzn. po dość głośnym huku, ale potem nastaje cisza.
Pan już spokojny... już nie krzyczy. Po pierwszym krzyczał "moja noga, urwało mi nogę", ale po drugim już nie krzyczy.
Możemy skupić się na szukaniu lampionu, ale drogi na mapie za cholerę nam się nie zgadzają z tym co jest w lesie.
Przeczesujemy kwartał po kwartale i nic... zaczynamy się nawet zastanawiać czy "biały polonez" nie ukradł lampionu. Trzeba było go przesłuchać... przed wrzuceniem granatów...
Jedziemy kolejną droga i Filip mówi "jeśli dojedziemy do polany, to jesteśmy za daleko" - hmm, no tak w huge za daleko... no i co? Wyjeżdżamy na polanę. K***a... co my robimy?
Nawigacja level patologia... lub rzeczywiście ktoś ukradł lampion.
Próbujemy się odmierzyć z trzeciej strony... tym razem od wspomnianej polany. UDAŁO SIĘ... nareszcie, mamy go. Jest...
Patrzę na zegarek... godzina... masakra. Przeczesywanie lasu zabrało nam 60 min...
Wyjeżdżamy do drogi i okazuje się, iż za pierwszym razem skręciliśmy w złą drogę 50 metrów przed samym lampionem. Niemal go mieliśmy i w ostatniej chwili głupi skręt... inna sprawa, że mapa a ścieżki w lesie w tym miejscu, to dwa różne światy. Niemniej, nie ma co zwalać na niedokładność mapy... po prostu wtopa nawigacyjna jak stąd do Miękini...

Znowu przez krzory

Kamila i Filip nadciągają z ciemności

Dziwne stany roślinności...

Nareszcie... jest. 60 minut... masakra... jak amatorzy...


Gdzieś na północnych rubieżach mapy...
Ciśniemy teraz na punkt L60... czyli także ten tylko dla trasy 60km. Mam szczerą nadzieję, że ten nie będzie nas kosztować kolejnych 60 min. Zwłaszcza, że do tego miejsca mamy trochę przelotu... K i L nie są blisko. Musimy przeskoczyć sporo kilometrów aby się tam dostać.
Szczęśliwie ten - nawigacyjnie - wpadnie nam bezbłędnie. Ufff... coś tam jeszcze potrafimy. Aby do niego dotrzeć musimy pokonać nie-wzbudzający-zaufania most... nie zmienia to faktu, że jest to naprawdę urokliwie miejsce gdzieś w polach :)
Przy lampionie robimy krótki popas bo kolacja była około 19:00, więc głód nas zaczyna dopadać. Patrzymy na zegarek i  .. o k***a, po trzeciej w nocy (niech Was zdjęcie nie zmyli, było robione przed punktem L... zaraz po zdobyciu K). Czas jest dramatyczny!

Dzisiejszej nocy widzę tylko CZAS I KIERUNEK...

Ech... no nie jest dobrze... jest fatalnie... jest tragicznie.
No trzeba przyznać, ze idzie nam dziś jak "k**wie w deszcz..." To nasz trzeci punkt kontrolny a jest grubo po 3-ciej w nocy.
Wszystkich punktów jest 12... nasz limit to 8h... Kończy się trzecia godzina rajdu, a mamy trzeci punkt kontrolny... jak nie zmienimy częstotliwości zdobywania punktów to miano Tropiciela nam dziś nie grozi.
Owszem, K60 nas zdewastował i może teraz będzie już lepiej, zwłaszcza że L60 wpadł bez problemu, ale przed nami punkty z czasochłonnymi zadaniami... Różowo nie jest. Niby walczę o złotą odznakę Tropiciela (klasyfikacja), czyli wychodziło by że zaprawiony w boju weteran, ale dziś to... jak dziecko we mgle. Moi Towarzysze to też weterani, bo swojej odznaki Tropiciela też się już dosłużyli. Tym bardziej staramy się zmobilizować. Wraz z Kamilą i Filipem postanawiamy, że ciśniemy - trzeba poprawić wariantowość, poprawić nawigację i lecimy z tymi punktami. Lekki falstart, ale jeszcze nie wszystko stracone, jest jeszcze spora szansa wywalczyć kolejne miano!

Uwielbiam takie mostki (oczyma wyobraźni zawsze widzę TO - 28 sekunda :D )


"- Piękna noc, Alfredzie
- W rzeczy samej, Panie Bruce. Noc godna..."
TROPICIELA !!! (parafraza tego komiksu)



Dewiza Szkoły Fechtunku ARAMIS (SFA) brzmi: "Pompki są dobre na wszystko"
Zmobilizowani ruszamy na zachód - pora rozprawić się z tymi punktami kontrolnymi. Jeszcze powalczymy dziś o miano Tropiciela! Nasza pierwsza przeszkoda to ogrodzona ekranami droga 341 (ta sama, którą mogliśmy tu przyjechać, zamiast cisnąć naszym SFA-Panzerkampfwagen'em po lesie... ). Pamiętam tą przeprawę z Tropiciela 19, acz tym razem nie spotkamy żołnierzy Wehrmachtu, z którymi będziemy musieli negocjować przejście - tym razem od razu idziemy pod ziemię, jak szczury, w tunel !!!
Po drugiej stronie udaje nam się złapać właściwą drogę i docieramy bez większych komplikacji na punkt kontrolny, a tam zadanie: proca i napieranie do celu kamieniami.
Byle nie w dinozaury bo wiecie, jak jest ("Nie rzucaj w dinozaura kamieniami, dinozaura to zasmuci, dinozaura to zrani...")
Próbujemy zgrać muszkę ze szczerbinką... ale to ciężkie przy procy :P... co oznacza, że niewiele trafimy. Kara to: POMPKI.
Hahaha, kara? Przecież cała nasza drużyna jest powiązana z SFA, a to oznacza, że pompki to dla nas inny wymiar. To życie :D
U nas w szkole jak ktoś wymyśli nową pompkę, to w nagrodę wszyscy na treningu cisną ten nowy rodzaj przez całe zajęcia!
A mamy obecnie, zarejestrowanych lokalnie, ponad 40 typów pompek: spiderman, Hitlers, alpinista, "Evok", bombowiec nurkujący, torpeda, maszyna do pisania, bieg pompkowy, itp. 
Kara odwalamy zatem ekspresem i z uśmiechem na ustach.
Jeszcze po drodze mijamy tylko zdziwionego stegozaura i ciśniemy dalej. Dzień już wstaje więc robi się jasno.

Bezpieczne przejście pod drogą szybkiego ruchu czyli przepustem... jak zwierzęta :)

Wyposażenie jednego z punktów kontrolnych

Zawsze twierdziłem, że fajnie jest mieć stegozaura w ogródku :)


Kolor kolorem, ale czy mogę pożyczyć "rurkę". Mam drobną sprawę w pracy :D
Na kolejny punkcie spotykamy mundurowych. Leży tu w cholerę różnego sprzętu, w tym także tego bardzo, bardzo ostatnio popularnego... może to nie dokładniej ten sam model, ale ta sama rodzina, starszy wujek :)
Docieramy tu świtaniem, więc atmosfera jest lekko senna :)
Naszym zadaniem jest odpowiedzieć na różne podchwytliwe pytania np. "jakiego koloru jest czarna skrzynka?"
Wiadomo, że nie czarnego, co by ją łatwiej było znaleźć, ale wiecie gdzieś około 4:30 rano, po nieprzespanej nocy, nic nie jest tak oczywiste jak być powinno :D
Kamila zostaje wytypowana do udzielania odpowiedzi, a ja mogę pooglądać sobie sprzęt jaki tu leży.
Na tyle się tym skupię, że trzasnę jej w zasadzie tylko jedno sensowne zdjęcie... a szkoda, bo punkt zacny i z klimatem.

Matko Boska Javelińska, co to za sprzęt :D ?  (w duszy gra: TO, ale także TO, i chyba najbardziej TO :D )

Pani powie, jakiego koloru jest czarna skrzynka :D

Lampion chwilę przed świtem słońca :)



Znowu na dziko :)
Punkty zaczynają nam całkiem nieźle wpadać. Wizja zdobycia miana zaczyna na nowo być realna - wiele nie trzeba, wystarczy tego teraz nie spieprzyć i będzie git. Trzymamy się dobrze przejezdnych dróg i nawigacyjnie idziemy jak po sznurku, nareszcie... aż droga się po prostu kończy. Na mapie jest tu piękna przecinka idąca do kolejnego lampionu, ale w praktyce nic z tych rzeczy. Żadnego traktu tutaj jednak nie ma, ale nie będziemy przecież szukać objazdów - ruszamy azymutem "na szagę". Jak się zaczną bagna lub krzory z kolcami to się wtedy zrobi "na rympał", ale na razie jest tylko "na szagę". Gdy tak ciśniemy przez las, zastaje nas przepiękny wschód słońca. Promienie między drzewami po prostu aż kłują... a nie czekaj, to komary. Jest ich to od groma, bo trochę podmokłe te łąki... cóż, nie ma nic za darmo. Podziwiaj krajobrazy i dziel się... krwią :D

Poprawiliśmy nawigację - ciśniemy drogą!!!


Co mówiłeś...?

Pytałem... co mówiłeś?

Przynajmniej jest ładnie :)

Chyba, że to grzyb nuklearny... to wtedy nie jest ładnie, jest przej***, ale i tak można jeszcze moment rozkoszować się chwilą :)


Do punktów docieramy jak po... linie
Dokładnie, nie jak po sznurku, ale jak po linie, bo na dwóch kolejnych punktach kontrolnych czekają na nas zadania linowe. Pierwsze to dwuosobowy slack (chodzenie po linie), na której trzeba się minąć... trzymając się jedynie linii, którą trzyma druga osoba. No proste to nie jest, ale Kamila i Filip robią to zadanie naprawdę z gracją. Cieszę się, że ja nie musiałem, bo ja bym zrobił to brute force'em... po moim ciężarem lina to była by na ziemi. Skuteczność byłaby 100%, ale gracja dyskusyjna :) 
Drugie zadanie to także slack, ale w trochę innej konfiguracji - Filip musi przenieść maskę gazową między dwoma punktami, poruszając się na zamocowanych linach.
Kolejny z punktów kontrolnych zamiast lin wyposaża nas w 3-osobowe narty i musimy uskuteczniać bieg po lesie w dziwnej konfiguracji.
Niemniej wszystko się udaje i zostają nam jeszcze tylko 3 punkty do zaliczenia.

C'on man, cut me some SLACK, ok? :D


Punkt E w promieniach słońca... lub na chwilę przed nuklearną zagładą (na wschodzie nie podjęli jeszcze decyzji :P )


Ptaszki ćwierkają, że... się uda!!
Do limitu zostało trochę ponad godzinę i mamy dwa punkty do zdobycia (no i oczywiście powrót do bazy). Nawigacja idzie nieźle, acz regularnie spotykamy się z sytuacją "na mapie droga jest - w terenie, nie ma nawet śladów że tu droga kiedyś była". Jednak korekty jakie wprowadzamy do wariantu pozwalają objechać nam największe krzory i wbijamy na punkty kontrolne w miarę planowo. Na przedostatnim naszym zadaniem jest identyfikacja ptaków po głosach... to wcale nie jest takie proste, jak mieliście pytę z biologii jak stąd do Miękini.
Ptaszki ćwierkają, ale jakie to ja nie mam pojęcia, ale Kamila sobie całkiem sprawnie radzi z tym zadaniem.
Teraz odpalamy przelot... spory kawałek drogi przed nami, więc nie hamujemy dla nikogo. Poranne upalanie to jest to co lubię... rowery suną w promieniach słońca. Nie będzie więcej wtop, nie będzie więcej problemów. Te ostatnie dwa punkty to będzie formalność, zwłaszcza że na jednym z nich nie ma zadania.
Na metę dojeżdżamy z malutkim zapasem czasu (parę minut przed limitem). Da nam to miano Tropiciela!!!
Udało się, mimo że nie było łatwo, mimo że początek szedł nam niesamowicie topornie... ale mamy to!
Jest dobrze!!! Niemniej to, że zrobiliśmy 80km na trasie 60 kilometrowej... nie świadczy o nas najlepiej. Wariant chyba daleki od optymalnego, ale nadrobione siłą bo zmieściliśmy w zadanym czasie nie 60 a 80 km :P

Urokliwie zamocowany lampion - podoba mi się :)


Znowu bagna... ech, mnie tam zawsze ciągnie. Na bagna, ma bagna, znowu na bagna :D


"Honey, I'm... home"
Prześpię się w bazie około 40 min, ale jest zbyt głośno i gwarno aby był to głęboki sen. Zawsze jednak coś, aby oszukać organizm po intensywnej sobocie i nieprzespanej nocy. Dwa kofeinowe shoty prosto w tętnice i możemy jechać. Muszę przyznać, że Filip dzielnie walczył aby ze mną rozmawiać podczas drogi powrotnej, Kamila spała jak zabita :)
Wbrew pozorom, taka krótka drzemka potrafi zdziałać cuda, więc udało się dojechać bez większego kryzysu (sennego, co nie znaczny, ze nie wytyrany...wytyrany nawet bardzo). 
Do domu dotrę w stanie jak Spiderman z legendarnego komiksu "Torment" (nazwa też pasuje... tu macie CAŁOŚĆ ONLINE)
... popołudnia w niedzielę, nie pamiętam... wstałem w poniedziałek... nie ukrywam, że muszę podziękować Basi za ciepłe przyjęcie... co tu będę pisał, niech przemówią słowa piosenki:  "...a nad ranem kiedy boje skończone, wstaje słońce jak zawsze z ochotą, w błogi spokój otulą nas Żony i pozwolą zwyczajnie odpocząć" (całość TUTAJ)



Kategoria Rajd, SFA

Rajd HAWRAN 2022

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 maja 2022 | dodano: 30.05.2022

Tydzień po naszej SILE KORNOlisa ruszamy na kolejną edycję Hawrana. Dobrze czytajcie, ruszamy... liczba mnoga, bo Basia też jedzie. Oczywiście na razie nie może startować, ale pomoże w bazie i na bufecie. Ech... brakuje mi wspólnych startów, bo takich trzech jak nas dwoje, to nie ma ani jednego i zawsze odwalimy jakąś epicką akcję... może niekoniecznie mądrą i chwalebną, ale jednak epicką. No ale cóż, jeszcze przez jakiś czas muszę startować samemu... samemu, niekoniecznie musi jednak oznaczać samotnie, ale o tym później.
Dobrze będzie znów stanąć po drugiej stronie mapy, zwłaszcza że Hawran zawsze rozgrywany jest w naszym ukochanym Beskidzie Niski. W tym roku będą to jego obrzeża, niedaleko Rymanowa Zdroju, więc pachnie mi punktem na niepowtarzalnej Cergowej (ja bym tam dał...), ale jak się za moment przekonamy, rajd wyrzuci nas zupełnie w inną stronę na mapie.
Powiem Wam, że trochę odwykliśmy od pobudek o 3:00 nad ranem. Kiedyś tak wyglądał niemal każdy weekend, "budzik na 3-cią" aby zdążyć na start o 8:00 rano gdzieś na drugim końcu świata, ewentualnie nawet na trzeci... tzn na drugim końcu trzeciego świata, albo trzecim końcu drugiego świata...?
Cholera, wiecie o co mi chodzi.
No ale ten rok, to cholera wiecie jaki jest... Niemniej skoro jesteśmy już przy końcu świata, skoro jedziemy w Beskid Niski, no to TA PIOSENKA musi polecieć w trakcie jazdy. Tak wiem, za każdym razem kiedy wpis na tym blogu dotyczy Beskidu Niskiego-ale-Stromego, to załączam ten utwór... no cóż, cholera, wiecie że to tradycja to tradycja, prawda?
Dobra, to tyle tytułem wstępu... ruszajmy z relacją z Rajdu Hawran 2022 z bazą w Odrzechowej.

Było to temu z rok (jak z rok temu? TERAZ)
Było w maju, pachniał bez w całym kraju (no ba!)
pewien Pan, miły Pan z Amsterdamu (jakiego Amsterdamu, z MIELCA !!! )
powiedział wprost "jedź z nami, droga Aniu" (parafraza klasyki polskiej piosenki - TUTAJ całkiem niezły cover)
Jestem umówiony z Andrzejem, że polecimy Hawrana razem. Zwykle jeździmy w trójkę, ale skoro Basia na razie nie może, no to pojedziemy w zubożonym składzie. Dokładnie tak jak to było na Liszkorze, kiedy zasypało nas sniegiem. Ale zaraz, zaraz (zaraz - taka duża bakteria...) na Liszkorze finalnie jechaliśmy w trójkę, bo dołączyła do nas Ania Witkowska. No to jak, jedziemy w dwójkę czy trójkę? Andrzej długo się nie zastanawia i mówi "Ania, jedź z nami". OK - czyli skład ustalony. Teraz trzeba ustalić jeszcze wariant (to będzie trudniejsze), a potem jeszcze go zrealizować... a że jednak mamy ciągoty do pato-nawigacji, zaczyna się pato-planowanie... Ania pyta czy będziemy się poruszać dzisiaj pato-ścieżkami. Zawsze, ale co w sumie rozumiesz przez ścieżki? Jak do Basi czasem mówię "Szkodnik patrzaj, tędy ktoś szedł", to nieraz dostaję odpowiedź "tak... i ten ktoś miał kopytka...".
Kopytka, krokiety, pierogi - nie jestem tutaj aby dyskutować o kulinariach. Przyjechałem tu czytać mapę i drzeć w poprzek przez wąwozy... a właśnie zgubiłem mapę :D
Dobra, żarty na bok - zaplanowaliśmy chyba nawet coś z sensem. Ruszamy zatem w trójkę w Beskid Niski... wprost z miejscowości o nazwie, co ODRZE-z-godności-i-s-CHOWA-punkty.
Pierwszy lampion to formalność - wiecie jak w szkolę: "jedynka na zachętę" :D

Jeszcze na asfalcie :D a tak serio, to wypaśne to VELO :D
(Szkodniczek, apel do Ciebie: zróbmy sobie kiedyś nasze własne CZARNE VELO, będzie hit, będzie grane w każdym wąwozie :D)

Z widokiem na Beskid i... Anię :)


"Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum..." (klasyk Mistrza Jacka)

No ewidentnie w tłum... ale w step też, a było to tak:
Musimy przejechać ogromnym polem w kierunku lasu, bo lampion jest ukryty w rozwidleniu jarów (PK43). Pole jest ogrodzone, ale jak to w Beskidzie Niskim, można sobie samodzielnie otworzyć "bramę". Właścicielka obszaru, która akurat jest tam obecna mówi: "Jedźcie, jedźcie śmiało", ale... stawia nam też jeden warunek. Trzeba przemknąć się niepostrzeżenie, bo na polu grasuje rumak. Pani dobrze zna tego przebiegłego ogiera... ostrzega nas aby zamknąć bramę, bo jak się konik dowie, że została otwarta, to będzie 3 dni hasał na polach i łąkach.
Padnie ze zmęczenia w jakieś prawne pole i dopiero po 3 dniach z MARCHWI wstanie :D 
Pole sięga po horyzont, a żadnego konia nie widzę... chyba Pani się martwi na zapas. Gdzieby bestia wyczaiła, że będziemy otwierać bramę. Pani jednak ostrzega: "Nic go nie powstrzyma jak wpadnie w SZAŁ" (Podkowińskiego...). Wchodzimy i dosłownie chwilę później widzę... bieży... kłusuje... cwałuje. Wprost na nas. Rzeczywiście wpadł w SZAŁ. Patrzcie, mam nawet zdjęcie:


a nie, czekajcie, to nie to. To zrobiłem sobie z koleżanką, gdzieś w parku pod bolkiem. Była o to straszna chryja, bo ktoś zadzwonił, że Mu dzieci płoszymy czy jakoś tak. Straż miejska do mnie z ryjem o jakąś obrazę moralności... koleżanka cały drży, trochę też z zimna, bo z -10 było, krzyczy żeby jej pomogli... a ja nie wiem w czym mają jej pomóc, dała by spokój, sam dam radę. Nie umieją pacany docenić prawdziwej sztuki... no, ale miało być nie o tym. Inne zdjęcie miało być. O mam, no to jeszcze raz, PATRZCIE:



Bestia w kilka chwil jest obok nas i zagaduje zalotnie:
- Zostaw bramkę otwartą, dobry człowieku, albo zasadzę z Ci z kopyta...
Szkapa umie się targować... prawdziwy z niego negocjator, ale nie damy się zastraszyć.
Rzuciliśmy Mu na pożarcie dwójke innych zawodników i dzielnie zbiegliśmy z miejsca zdarzenia. Jak zobaczycie w wynikach DNF (did not finish) to już wiecie co się stało.
Sytuacja WIN-WIN, Bestia dała nam spokój, a konkurencja jakby mniejsza.
Pod koniec pola trzeba będzie trochę przyspieszyć kroku, bo "nasza szkapa" ekspresowo opierdoli do samiuśkich kostek, rzucone mu na pożarcie osobniki i zacznie ponownie kierować się ku nam. Ma przemiał, ten bucefał... niemniej udało nam się ujść z życiem...
... tylko po to aby chwilę potem zsuwać się po śliskich liściach, stromym zboczem do rozwidlenia wąwozów.
Piękny punkt, taki z tych co lubię... pamiętacie, że byłem już specjalistą od wąwozów na Hawranie:

Rok 2018... unikalne zdjęcie jak spadam do wąwozu, autorstwa śmiejącego się Szkodnika.


No właśnie... teraz wąwóz jest równie stromy, ale większy. Dziś jednak rolę spadającego w dół na ryj, zagra ktoś inny... przegrałem ten casting. Kolega z innej drużyny mnie uprzedził, leci właśnie na ryj w dół... aż łezka z zazdrości zakręciła mi się w oku. Ale mlasło tam na dole... zacne lądowanie.
A inna sprawa, że ktoś kiedyś (tak - piję do Organizatorów) narzekał, że robimy punkty nierowerowe - ten wąwóz był super rowerowy, po prostu VELO wąwoziada :)

Trasa iście rowerowa :D

Tędy jedziemy - jest extra :D

Zarys drogi jakby widać - to jest prawdziwy Beskid Niski :D

Andrzej odnalazł jakiś trakt :)

Kolorowo :)


Wariant godny... Leśmiana
Długi, długi przelot, ale za to z pięknymi widokami. Chwilę później zaliczamy kolejny punkt kontrolny (mostek), którego - nota bene - naszukamy się trochę, bo będą dwa mostki i punkt będzie na tym ukrytym w krzakach. Staniemy teraz przed decyzją, czy jechać sporym objazdem czy pchać się przez górę Patryję. Jak myślicie co wybraliśmy... tak jedzie z nami Ania, która mogła zaprotestować, ale w sumie sama chciała przez górę. "Przecież wiadomo, że jej nie odmówię, muszę się sprężyć bo podpychać nie lubię" (parafraza klasyki Franka Kimono).
Ciśniemy pod górę... pchamy rowery bo stromo... i w sumie nie wiem jak to się stało, ale rozmawiamy z Leśmianem o Andrzeju, albo na odwrót, nie pamiętam do końca konfiguracji, ale pamiętam tematy. Proste, że męskie sprawy bo rozmawiamy o DZIEWCZYNIE (według mnie najlepszy wiersz Leśmiana ever, genialny tekst - TUTAJ w wersji poezji śpiewanej)
Ja nie wiem jak to się dzieje... pchasz rower pod górę, po błocie... i zaczynasz rozmawiać o liczbach zespolonych (Hawran 2021) albo o poezji Leśmiana (Hawran teraz).
Ciekawe o czym będą dyskusje na podpychach za rok: "wpływ monsunów zachodnich na rozwój kolarstwa w Chinach"?
Finalnie wychodzimy na szczyt, pod ogromne wiatraki. Widokowo jest bajka :)

Bociek Stefan patrzy z niedowierzaniem na nasz wariant :)


Przez Wiatrakową Górę :)

Więcej wiatraków :)


Kirkut, kikut... Andrzej? Andrzej !! Chyba nawalił Mu GSB :D :D :D 
Rozdział zbiorczy dotyczący kilku akcji, bo wszystkie działy się niemal w tym samym momencie i ciężko to podzielić na jakieś sensowne wątki.
Po zjeździe z Patryji zbieramy kilka punktów na "nizinach", aby chwilę później znowu zaatakować pagóry i wspinać się po stromych zboczach.
- bobrowisko robione wariantem "z wody", mimo że punkt wisiał na brzegu... jaki był sens przeprawiania się po złamanym drzewie, na drugą stronę, na której nie było lampionu... może kiedyś znajdę odpowiedź na to i inne egzystencjalne pytania :D
- mocno zarośnięty krzakami stary kirkut, z czołganiem się pod elektrycznym pastuchem
- wbicie na Główny Szlak Beskidzki (czerwony) i jazda dokładnie w odwrotnym kierunku niż niedawno z Lenonem
- Andrzej, który przeczytał opis punktu KIRKUT a punktem był KIKUT (drzewa). Ciśniemy czerwonym szlakiem, pośrodku gór, a Andrzej mówi, ciekawe że będzie tu kirkut.
Nie załapałem... nie kojarzę tutaj żadnego kirkutu, no ale przecież mogę o czymś nie wiedzieć... no ale kiedy kolega w okolicy punktu, w środku beskidzkiego lasu zaczyna szukać macew... to my z Anią zaczynamy dochodzić do wniosku, że coś jest bardzo nie tak... :D :D :D
"To nie tak, nie tak, nie tak, dziewczyno, nie tak nam miało być, mieliśmy razem iść..." po lampion, a Andrzej szuka macew :D

Uwaga wielka seria zdjęć:

Lampion przy macewach

Podniebny jelonek :D

Drzewo na polanie - potencjalny kandydat na... :)

...punkt kontrolny :)

Czy mi się wydaje, czy Oni jadą jakoś tak krzywo, coś Ich znosi :)


A nie! Wszystko pod kontrolną... spacery z rowerem :)

GSB :)

"Live your life by a compass, not by a clock"

Naprawdę zielony ten czerwony szlak :)

Ale jednak czerwony :)

Bardzo czerwony :)


No i właśnie... tutaj Andrzej też odwalił mocną akcję. Jest wykrzyknik? No jest, za moment, nawet będzie znak, że szlak skręca. Ja się zatrzymałem zrobić to zdjęcie, a Andrzej pociął w dół. Dojeżdżam do skrętu szlaku, a tu ściana... po prostu pion. Patrzę, Andrzeja nigdzie nie ma. No bez jaj... nie zjechałby tego. A nawet jeśli, to ile mi zajęło zrobienia zdjęcia? Musiałby przejść tędy z jakaś chorą prędkością, aby Go już nie widział... no chyba, że pociął na wprost, bo nie zauważył skrętu.
Hmm... ANDRZEJU, ewidentna awaria GSB (Głównego Szlaku Beskidziego). Dobrze, że finalnie nasz Towarzysz zorientował się, że "poszedł jak dzik w maliny" i zawrócił :D

Wykrzyknik! Co to może oznaczać :D ?

Ten szlak jest boski :)

Jedni ostro pedałują :)

...a inni po prostu sielanka :)


Szkodnik bufetowy czyli "za czym kolejka ta stoi? Na co w kolejce tej czekasz?" (KLASYK KLASYKÓW)
Jak to za czym? Za jedzeniem, bo to punkt żywieniowy! Szkodnik nie może mi dziś towarzyszyć i poniewierać się po krzorach, ale zabezpiecza bufet. Dostał misję najwyższej wagi (zwłaszcza, jak się nie opamiętam...), więc wydaje smakołyki i trunki strudzonym wędrowcom. My do takich należymy, więc korzystam ile się da z dobrodziejstwa rajdowej spiżarni.
Po raz kolejny się przekonałem, że w małżeństwie "On Ją kocha za żarcie, Ona za wzięcie" :D :D :D
Ech Szkodniczku, już niedługo wrócisz do ciorania się chaszczach, a skoro poszedł w tytule taki a nie inny utwór, no to specjalnie dla Ciebie:
"Bądź jak kamień, stój - wytrzymaj,
kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina
przez noc, przez noc, przez noc" :* :* :*

Już niedługo!!!

Dobre kradzione zdjęcie od Ani - tzw. Magic of the Moment (dziękujemy!!!)



"Don't go by the river
If you love your wife
'Cause you'll make that girl a widow
And you'll cause her pain and strife
(...)
Don't go by the river side,
You'll be sorry if you do!
(...)
Don't go by the river side,
'Cause you might meet me if you do!"
(całość TUTAJ)

Dokładnie tak, jak pojedziesz nad rzekę, to spotkasz mnie... a w zasadzie i nas. Musimy jakoś przedostać się do wielkiego wodospadu, na którym ma wisieć lampion, ale nie ma tutaj mostu.
Finalnie okaże się, że lampion zaginął... rzadkość, zwłaszcza w takich mniej dostępnych miejscach, ale jednak.
Niemniej skoro nie ma mostu to trzeba jakoś sobie radzić. Moi Towarzysze (i to oboje) są zdania, że przez rzekę najlepiej przerypać w poprzek... nie jestem fanem, takiego pomysłu, bo wolałbym "po kamyczkach", ale wydają się wiedzieć co robią. Lubię drzeć na dziko, ale jak nie ma innego wyjścia, a Oni nawet nie sprawdzili wszystkich możliwości - oczka się Im zaświeciły widząc wodę i dawaj przez... no dobra, co robić, idę za Nimi. Czasem po kolana w wodzie, ale idę za Nimi... jak się czasem zastanawiam, jak - naprawdę jak - to my jesteśmy kojarzeni z dziwnymi wariantami. Jak się dowiem, że 100 metrów dalej była tama lub kładka... to wytnę Mu ślepą kiszkę... a jak takiej nie ma, to się najpierw jakaś oślepi i potem wytnie :P

Andrzej, czy to na pewno ta droga, którą chciałeś jechać :D ?

Szacun za suche opony :D


Dwa słowa o rajdzie jako takim:
Muszę przyznać, że trasa jest piękna. Rewelacyjna. Dlatego też znowu poleci poniżej spora seria zdjęć, bo było co podziwiać (na przykład stary zabytkowy młyn) czy właśnie wspomniany wczesniej wodospad. Organizatorzy naprawdę się postarali aby dzisiejszy rajd był iście zacny i na wypasie - tak ja wiem, jak się robi imprezę w Beskidzie Niskim, to już na wstępie ma się +2 do efektu WOW, ale nie zmienia to faktu, że zrobili kawał dobrej roboty.
Pomału jednak zaczął się nam czas kończyć i trzeba było się zdecydować co dalej...

Jest przepięknie :)

Takie punkty kontrolne lubię :)

Dobry techniczny zjazd :D

Biały szum BADAM TSSSS... (tak wiem, to było tak strasznie hermetyczno-suche... a jak ktoś nie ogarnął to TUTAJ)

No bez kitu, postawa postaci na zdjęciu sugeruje lekkie zaskoczenie tejże postaci...
więc mam ochotę dać tytuł "Mała Ania w Wielkim Młynie" (horror nawigacyjny, klasy B) :D :D :D



UPALANIE level... DRAPIEŻNIK :D
Próbuję moja ekipę namówić na jeszcze jeden punkt. Mamy przecież prawie 30 min. Owszem nie jest najbliżej, ale szansa jest spora. Są jednak sceptyczni czy zdążymy, ale przecież jest ryzyko, jest zabawa. A tak naprawdę, ryzyko można skalkulować, czyli cisnąć po punkt a jak się okaże, że idzie wolniej niż planujemy to się wycofać.
Ania woli jednak zjeżdżać do bazy, Andrzej się waha... zwłaszcza, że namawiam tak naprawdę na 3 różne punkty. Nie chcą punktu A, to namawiam że w takim razie może B, a jak nie to niech będzie C. Asertywni się znaleźli, po szkoleniach jakiś :P
Ania nie chce dziś finiszować na sekundy przed limitem, a może się tak to skończyć jak pojedziemy. Andrzej nazywa mnie drapieżnikiem i mówi do Ania, że "Oni tak zawsze"... że niby zmęczeni w trakcie rajdu, wolniejsi, jak się zaczyna zbliżać koniec limitu czasowego, to odżywamy i dziczejemy.
Finalnie Andrzej uda się namówić na wypad po jeszcze jeden lampion i rozdzielimy się z Anią. Pociśniemy ile sił w nogach, stając do boju z czasem, którego coraz mniej.
Ostatecznie się to opłaci, bo wyhaczymy ten lampion i wrócimy do bazy na kilka minut przed końcem czasu.
Nasz wynik da dziś Ani drugiej miejsce na podium, czyli chyba nie było źle jeśli chodzi o tempo :)
W bazie czeka już na mnie Szkodniczek, a potem ognisko do późnym godzin nocnych... piękny dzień w pięknym miejscu.
Tylko bardzo mi szkoda, że Basia nie mogła zobaczyć tej trasy... ech trudny dla nas to rok, oj trudny.

Upalanie czyli finisz ARAMIS style :)



Kategoria Rajd, SFA

Notatki z sympozjum poświęconemu SILE KORNOlisa

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 maja 2022 | dodano: 15.05.2022

To był chyba najdłużej organizowany rajd EVER. Ponad dwa lata czekaliśmy na ten dzień... nasz dwukrotnie odwołany (w 2020 i 2021 roku) rajd "Wiosenne CZARNE KoRNO - Siła KORNOlisa" w końcu się odbył.  O tym jak mocno "zdewastowało" nas odwołanie imprezy na 3 dni przed jej planowanym terminem (i na dzień przed rozwieszaniem lampionów) mogliście poczytać w "Podsumowaniu roku 2020". Był to dla nas bardzo bolesny cios i to na wielu płaszczyznach, ponieważ cały ogrom pracy włożony w przygotowanie rajdu poszedł w.... sami wiecie gdzie. Poszedł i do dziś nie wrócił, bo niektórych pomysłów z 2020 roku nie udało się już uratować.
Rok 2021 to była obserwacja pola walki... i czajenie się, na zasadzie "robimy czy nie?"... finalnie bojąc się kolejnego lock-down'u (pamiętajcie, że pierwotną datą imprezy był marzec), uznaliśmy, że rajd zrobimy dopiero w 2022. Co więcej - dla bezpieczeństwa - przeniesiemy go na maj.

Alchemik KORNOlis

Trasa dochodziła z Ciężkowic aż pod Jezioro Rożnowskie

Wężysław Snejku pomagał nam rozwieszać trasę :)


No i mamy maj 2022, więc ruszamy z Siła KORNOlisa na nowo.
Planujemy ją jako ewidentnie CZARNĄ imprezę... no innej opcji po prostu nie ma. Jesteśmy Czarni z natury, a niektórzy także i z wyboru (mowa o Szkodniczku), a to zobowiązuje.
Robimy kolejną edycję Czarnego KORNO mimo, że chyba wszystko się spiknęło przeciwko nam...
Na listę startową zapisały się nawet takie postacie jak "4 jeźdźcy apokalipsy".
ZARAZA - Pan Demik na liście startowej to był już od marca 2020...
WOJNA - pandemia pomału się kończy (chyba...), ogłaszamy zatem, że robimy rajd... i wybucha wojna na naszej wschodniej granicy. (Ja wiem, że korelacja to nie przyczynowość, ale przypadek???)
ŚMIERĆ - niestety, dwie osoby związane z edycją 2020 rajdu zmarły... masakra :(
Najpierw dowiedzieliśmy się, o Burmistrzu Ciężkowic. Człowiek z którym ustalaliśmy wszystkie sprawy przed marcem 2020, osoba niesamowicie zapalona do pomysłu tego rajdu... zachorował na COVID. Ciężkowice budując (w ciągu tej dwuletniej "obsuwy") Park Zdrojowy upamiętniły Go na obelisku obok głównej bramy... teraz chyba już wiecie sami, dlaczego jedem z punktów kontrolnych (typu X zagadka) powiązany był właśnie z tym obeliskiem. Ten rajd to trochę taki nieoficjalny memoriał poprzedniego Burmistrza Ciężkowic...
...z resztą nie tylko jego. Jak pewnie zauważyliście, niektóre punkty kontrolne znajdowały się na prywatnych posesjach, oczywiście za pełną zgodą ich właścicieli, którzy udostępnili Wam różne ciekawe miejsca/obiekty/przedmioty: beczka Wehrmachtu, mini-wiatrak, ruiny starej szkoły, itp.  
Jeden z takich punktów powiązany był z drugą osobą, której także już z nami nie ma... nie chcę za bardzo o tym pisać, bo to bardzo smutna sprawa, ale wspomnę Wam tylko tyle, że czasami życie potrafi kogoś tak bardzo przytłoczyć, że nie widzi się w nim już tego piękna, które nadal dostrzegają inni. 
Do Moniki i Tomka gorzko czasem ironizujemy, że pozostał nam już tylko GŁÓD... i czekamy aż firma cateringowa w dniu rajdu wypowie nam umowę. Byłby komplet wszystkich 4 jeźdźców..
No było pod górkę z organizacją... niesamowicie pod górkę... mimo, że nowe władze gminy również pozytywnie odpowiedziały na pomysł rajdu.

Wodospad w miejscowości, której nazwę trzeba było ustalić

Niewielu członków gości bo to RUDA KAMERALNA

Po raz kolejny robiliśmy tabliczki dla (do tej pory) bezimiennych górek :)

Skała "Wieprzek"


Jeszcze w 2020 roku nawiązaliśmy współpracę z Przewodnikiem po Skamieniałym Mieście i okolicach - Piotrem Firlejem. Człowiekiem, który służy tylko jednej Królowej - Jej Wysokości Brzance i w sumie to jest Batmanem, bo wszędzie chodzi (i chroni) nietoperze. TUTAJ scena jak Piotr dorwał kogoś kto chciał zniszczyć budkę dla nietoperzy. Tak więc, powiadam Wam, nie niszczcie budek dla nietoperzy bo Was Piotr znajdzie... jeszcze w 2020 roku dedykowałem Mu tą piosenkę.
To On pokazał nam kilka niesamowitych miejsc na pogórzu i niektóre punkty kontrolne to tylko i wyłącznie jego zasługa:
- Beczka Wehrmachtu (Piotr to dogadał)
- Obserwatorium czyli Kosmos w Lesie (także Piotr)
- LOP dla trasy rodzinnej w Skamieniałym Mieście (któż by inny...)
- Stary Kirkut czy Trójnóg z widokiem 360 stopni (no ba!)

To nie jest kompletna lista :)
Ogromna, ogromna, ogromna pomoc, za którą bardzo, bardzo, bardzo dziękujemy. Nie mówiąc już o zorganizowaniu grupy do zbierania lampionów, tak że teraz po tygodniu od imprezy, ze 100 pkt kontrolnych wiszą już tylko dwa (które zbierzemy w niedzielę). Po prostu niesamowite !!
Jakby tego było mało, to Piotr w bazie zorganizował wykład dla uczestników rajdu. Wykład o... a jakże!... nietoperzach!
Takie wykłady to tylko ułamek jego działań w ramach programu: "LIFE+ Podkowiec Towers". Ten program to zaplecze techniczne Batmana, możecie poczytać o tym TUTAJ.

Punkt kontrolny pod budką dla nietoperzy

Stare wodociągi

Alchemik KORNOlis dopadł kogoś na szlaku...



Poniżej znajdziecie trochę zbiorczych zapisków z układania trasy (a więc jesień/zima 2019/2020 oraz odświeżenie jej w lutym i marcu 2022).
a) cmentarz wojskowy w Łużnej "Pustki" - czy ja muszę mówić coś jeszcze.. niesamowity, podświetlony w nocy. Stał się jednym z dwóch flagowych punktów naszej trasy.

Niesamowite miejsce....

...robiące ogromne wrażenie


b) Kocioł Babe-Yagi (...a "Baba Yaga łachów batem smaga" - nie idźcie za tym linkiem, ostrzegam...). Niesamowite miejsce znalezione trochę przypadkiem, akurat wtedy kiedy myśleliśmy gdzie i jak zrobić punkt żywieniowy. W Kobylanach była "CHAŁWA NA WYSOKOŚCI", a w Lanckoronie "Góralki w Tatrach"... Kompletnie nie mieliśmy pomysłu jak zrobić "żywieniówkę", posucha umysłowa po prostu... i nagle BACH... nie, nie Jan Sebastian, ale BACH! (taki dźwięk huku, tak?) BACH... wielki gar w lesie, kiedy robimy rekonesans Polichtów.
Rewelacyjne miejsce na punkt. Pomysł aby umieścić w nim dzieci: Grześki, Kubusie, Danusie, Michałki aż sam się nasuwał.
Dlatego jednym z waszych zadań zostało "uratować dzieci w kotła" :D :D :D

Kocioł :)
Dzieci w kotle :)


c) DIOBEŁ :D - kolejny chory punkt. Szukamy dobrego miejsca na punkt, ale taki "połączeniowy" aby odciągnąć zawodników od głównej drogi i zrobić połączenie między innymi punktami. Trochę nic tu nie ma, ale ktoś - już nie pamiętam czy Basia czy Lenon, a może ja - mówi, patrzcie, ten pień wygląda jakby miał rogi. Jakby mu dorobić oczy to będzie Diabeł....no co znaczy "jakby" !! Robimy oczy i kły !! Malujemy go odblaskową farbą i jest DIOBEŁ.
Któryś z zawodników mi mówił, że w wiosce poniżej mówili Mu aby nie szedł do lasu bo tam Diabeł starszy!!! Nie wiem czy to prawda, ale wiem że tak się rodzą legendy! I o to chodzi.

Diobeł w nocy :)


d) Ambrozja Menelaosa
:) i znowu przypadek... eksplorujemy lasy Pogórza i znajdujemy na drzewie "Krupnik" przypięty paskiem do drzewa.
No nietypowe, ale stwierdziliśmy, że skoro tu był, to my ten punkt odnowimy i tak doszły kieliszki oraz lustro.
A opis punktu to inna nazwa Denaturatu znaleziona w internetach... nieważne, że ambrozja to ciało stała i powinien być nektar. Internety nie mogą się mylić!
Chociaż ja i tak jestem fanem nazwy "Błękit Paryża" :D

Menelaos zadowolony :)



Wypadek Basi... no to był - mówiąc korporacyjnie - GAME CHANGER.
Operacja kolana 18 marca... 8 tygodni o kulach... no nie pomogło to w organizacji KORNOlisa.
Skróciliśmy trasę o około 20 punktów... nie dałbym rady jej sam rozłożyć. Owszem Lenon bardzo nam pomógł ale nie był z nami na każdej eksploracji trasy, więc nie mogliśmy się podzielić na zespoły uderzeniowe. Czasem robimy tak, że puszczam Basię i Lenona na szlaka gdzie są do rozłożenia punkty, sam jadę rozłożyć dwa, trzy lampiony i odbieram Ich na końcu szlaku.
Tym razem jeden kierowca i jedna osoba, która była w punkcie podczas eksploracji... musieliśmy skrócić trasę.
Naprawdę baliśmy się, że ten wypadek całkowicie uniemożliwi nam zrobienie tego rajdu...

Ruiny starej szkoły

Kamieniołom :)

Stary cmentarz z IWW

Leśne boisko :)



A dla ciekawych tutaj zagadki jakie mieliście na trasie i dwa słowa komentarza!

X22 - dorzecze rzeki Białej
Pod nogami - metalowa pokrywa
napisz na karcie: co się pod nią skrywa?

X21 - menuet

Jaki utwór fortepian wygrywa?
INFO tablica odpowiedź skrywa!

X30
- złoty
Podejdź blisko, jeśli trzeba to po kryjomu
i weźże mi podaj, kolor wiszącego tu dzwonu

X34 - kaczki

Zwierzaki! Spotkasz je na swej trasie
Pisz wartko, co żółtego tutaj się pasie

X35 - o jakie tu były odpowiedzi... SARNOLIS była najlepszy :D

Kto na ławkach tutaj siedzi?
W kartę wpisz DWIE odpowiedzi

Trochę mi to przypomina TEN KAWAŁ.

X36 - klamka w kształcie RĘKI

Czy byłby to jeszcze dom czy już zamek
No... nie robią już dzisiaj nigdzie takich klamek
No więc... droga Koleżanko, drogi Kolego
napisz co jest w niej charakterystycznego

X37 - BENTOS

Krótkie zadanie - takie z przyziemnych
Jak się nazywa ogół organizmów dennych
nie myśl tyle i nie drap się po głowie
tablica - choć nie wprost! - prawdę Ci powie

X41 - kwestia policzenia łusek

W głębi kaplicy będzie twoje zadanie
ŁUSKI PO POCISKACH? A może coś innego?
Pytam o to wielkie, wiszące na ścianie
czymże by to nie było, to ile tu tego?

X42 - jak byk był tu napis "KAPLICZKĘ TĄ POSTAWIŁ DZIAD" (ale odpowiedzi to tu też były przeróżne...)

Fajno, żeś się dziś i tu zjawił
Spójrz teraz na napisane słowa
Kto tę kapliczkę tutaj postawił?
To tyle! Odpowiedź gotowa!

X47 - czołg RUDY 102 :)

POWSPOMINAĆ trochę - nigdy nie zaszkodzi
JAKI POJAZD, numer obiektu na myśl Ci przywodzi?
Był on pancerny, chociaż w zupełnie innym kolorze
i Szarik nim jeździł - no to jak, wiesz już może?

X50 - ha, zrobiliśmy specjalnie kłódkę z napisem TROPIE PUNKTY KONTROLNE. Wisi on na kładce w miejscowości TROPIE :D

Kłódki na mostach? W sumie rzecz typowa
Czasem jest ich tyle, że możne rozboleć głowa
TĘ DREWNIANĄ zrobili rajdu Organizatorzy
odpisać z niej napis - bądźcie zatem skorzy!

TROPIĘ W TROPIU :)



X51 - Cyjanogenne Glikozydy (Parzydło Leśne)

Na brzegu tego oto strumienia
Rośnie roślina - dziwna z imienia
Jaj nazwa... no, niczym z legend bestia
odkryć ją... aaa, to już twoja kwestia
Zadanie? sprawę masz tu niemal prozaiczną
podają tą trudną, dziwną NAZWĘ CHEMICZNĄ

X60 - Przysmakiem kuny (nie, nie DIABŁEM, Patryk)

Srogie piguły brał autor tej ściężki
i do dziwnych wizji, jego głowa skora
to jasne, że wiewiórka lubi orzeszki
ale czymże ona jest, według autora?

X61 (Wezuwiusz)

I na Golgotę przyszło Ci ruszyć swą d...pupę
gdzie pod ciężarem kamieni aż zwiędła trawa
odnajdź na szczycie ich pokaźną kupę
skąd pochodzi ten o którym piszą, że to LAWA?

X70 (Św. Spiridion)

Słyszałeś kiedyś o takiej postaci?
A stoi tu ona i w lecie, i w zimie
Świętych poczet dumnie bogaci
Powiedz proszę: JAK MA NA IMIĘ?

X80 - 200l paliwa

Sturmbannfuhrer beczkę zgubił
smutnie teraz głową kiwa
wszak ją bardzo przecież lubił
ile weszło doń paliwa?

X83 - pięknie to się prezentuje, naprawdę pięknie

4 kolumny - pomiędzy nie skieruj swój krok
a potem odważnie, wprost w niebo wbij wzrok
i odrysuj, proszę ja Ciebie
jaki kształt ujrzałeś na niebie?

X90 - ilość łusek w okienku (dużo :D )

Przyszli spomiędzy drzew i skał,
w liczbie - około jednego pułku ćwierć,
w mundurach w kolorze FELDGRAU
za nimi kroczyła i Śmierć...
Tylko las słyszał o pomoc wołanie
dlatego dziś tu i kwiaty i znicze,
ale gdy spojrzę w okienko na ścianie
to ile w nim łusek dzisiaj naliczę?

X91 - widać na zdjęciu :D razem z Lenonem odmalowywaliśmy napis bo po 2 latach był trochę nieczytelny...

Odnajdź jeziorko gdzieś pośród lasu
a potem niczym prawdziwy skryba
tylko wartko - bo szkoda dziś czasu
napisz "CO POWIE RYBA?"

Jeziorko :)


Dwie akcje z rajdu były boskie
Po pierwsze: Kłoda, kładka czy kłódka?
Każde było punktem kontrolnym w innym miejscu:
- kłoda w rzece (znaleziona na google maps :D podczas przeglądania terenu)
- kłódka na kładce (TROPIE PUNKTY KONTROLNE)
- kładka nad rzeką...
Umiejętność czytania się przydaje, bo to jak mieszali te punkty zawodnicy to jest kosmos.
Rysowali kładkę zamiast kłódki, szukali kładki zamiast kłody.

Wiewiórka to DIABEŁ !!! 
Czym jest wiewiórka? Według tablicy informacyjnej, wiewiórka jest przysmakiem kuny.
Według niektórych zawodników, którzy odczytali z tablicy tylko tyle, że znajdują się w Diabli Skałach... wpisali w kartę odpowiedź: DIABEŁ.
Tak więc, wiewiórka to DIABEŁ. Pogódźcie się z tym :)

Źródełko :)

Stary kirkut

Stara Latarnia (niegdyś do oświetlania drogi wędrującym kupcom)

Ruiny zamku w Rożnowie



Rajd, rajd i po rajdzie...
Siła KORNOlisa domyka pierwszą trylogię SFAROC'a, tworząc (jak to bywa w trylogiach) pewien tryptyk:
- Wiosenne CZARNE KoRNO: Lodowe Piekło (tak jakoś wyszło... pogoda postanowiła wziąć udział w rajdzie jako wasz rywal)
- Kompania KORNA
- Siła KORNOlisa


Nim powiem Wam co będzie dalej, to zdradzę Wam o czym miała opowiadać druga trylogia SFAROC'a.

Epizod IV: Piekło KORNOkorum
Epizod V: Maski KORNOwału
Epizod VI: KORNA chata (lub Zaraza KORNOvirusa... ale nie mamy pewności czy ta nazwa przeszła by w gminie)


KORNOkorum miała zabrać Was (umownie) w góry... umownie, bo robienie rogainingu na 100 punktów kontrolnych w górach, trochę mija się z celem, skoro najlepsi - NIE-w-górach - robią 70-80% trasy.
Poza tym góry, trochę zabierają wariantowość bo najczęściej optymalny wariant to "szlakiem"... Rajd na pogórzach, gdzie jest gdzie ponosić rower i jest gdzie zaliczyć srogie podpychy, trochę nam rekompensuje brak "gór - gór". 
W KORNOkorum znajdować się miała niezdobyta twierdza Lorda SFAROC'a... ostatni bastion tej złowrogiej dramatis personae. Po klęsce pod Kobylanami, odsieczy lanckorońskiej oraz kampanii ciężkowickiej, to właśnie tam miało dojść do decydującej bitwy o przyszłość Królestwa Lampionu.
Maski KORNOwału miały przynieść Wam świadomość, że śmierć Imperatora wcale nie musi oznacza końca Imperium. Po upadku Lorda SFAROC'a  siły ciemności pogrążyły się w wewnętrznych walkach o władzę... walkach, które wygrał okrutny Generał ROCSFA ot Awruk... oficer będący niegdyś w opozycji do Mrocznego Lorda, ale w pewnym momencie postanowił odwrócić (sic!) - czaicie bazę?, ODWRÓCIĆ - swoje sympatie i przekonania. Generał przybywa do Królestwa Lampionu jako emisariusz "Nowego Rozdziału"... przybywa na wielki bal - karnawał, wyprawiony na cześć zwycięstwa... w teorii ma rozmawiać o normalizacji stosunków między dwoma krainami, ale to tylko pewna MASKA. W rzeczywistości jego celem jest poróżnienie różnych formacji wojskowych Królestwa i skłócenie ich ze sobą, a gdy staną się niezdolne do działania, Generał planuje przeprowadzenie nowej ofensywy, celem pozyskania nowych lampionów... czy Rycerze Orientu zdołają udaremnić takie niecne plany?
Fabuła KORNEJ chaty (Zarazy KORNOvirusa) miała być następująca: SFAROC i ROCSFA zostali pokonani... Królestwo Lampionu wydaje się bezpiecznie... ale to tylko pozory. Przed śmiercią Lord SFAROC rzucił straszliwą klątwę, której skutki zaczynają być pomału zauważalne. Bitwa z Generałem ROCSFA odwróciła uwagę od dziwnych zjawisk zachodzących na rubieżach Królestwa... gdzie lampiony, jeden po drugim, znikały... a może nie tyle co znikały, ale nie udawało się ich odnaleźć?
Królewska Rada Medyczna stawia przerażającą diagnozę, to virus... WYBATOŻAK LAMPIONELLI, który powoduje że ludzie tracą umiejętność nawigacji.. zarażeni nie są w stanie odnaleźć lampionów. Nim plaga rozleje się po całej krainie, Rycerze Orientu muszą raz jeszcze wyruszyć na szlak w poszukiwaniu odtrutki.

Naprawdę nadal to czytacie? Podziwiam :)
Jeśli zadajecie sobie pytanie czy jesteśmy pojebani... to TAK, jesteśmy.

Każdy z tych rajdów poprzedzony byłby odpowiednią kampanią promocyjną (zdjęciową) - jak widzieliście Kompania KORNĄ i Siłę KORNOlisa to wiecie czego moglibyście się spodziewać.
Do Piekła KORNOkorum mialem już nawet kadr na główny plakat. Tak - kadr... nie umiemy w Photoshopa, nie ogarniamy grafiki... jak potrzeba zdjęcia eksplodującego wulkanu to się robi eksplodujący wulkan i fotografuje... nauczył nas tego, w dawnych czasach Marek (nasz główny Trener szermierki), kiedy kręciliśmy różne pokazowe filmiki SFA

Marek: Wiecie jak kręci się w SFA scenę kaskaderską postaci "Radek skacze z nasypu" ?
My: Nie
Marek: Mówi się "RADEK, skocz z nasypu" :D


Mostek

Uwielbiam takie punkty kontrolne :)

Cmentarz "Głowa cukru"

Historia tego miejsca


Dlaczego jednak piszę wszystko z perspektywy "miał/miały/miało być"... kogoś ta forma czasownika mogłaby lekko zaniepokoić. No właśnie... mówi się, że najlepsze opowieści to te niedokończone. Wiele opowieści zaczyna się niesamowicie, buduje fantastyczny klimat, ale jesteśmy rozczarowani zakończeniem, bo nie jest ono w stanie spełnić oczekiwań wywołanych toczącymi się wątkami. Wygląda na to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie taką niedokończoną opowieścią... pierwsza trylogia za nami, ale druga pozostanie już raczej tylko na papierze. Nie musi to jednak oznaczać końca CZARNYCH rajdów... owszem może, ale przecież nie musi. BA! może to być początek czegoś zupełnie, zupełnie nowego.

Nadszedł chyba już czas aby ruszyć do przodu. Pewna formuła się wypełniła i nie ma przestrzeni na jej kontynuację. Stowarzyszenie ROC pragnie skupić się na swoich autorskich projektach, a jako że mają do organizacji szereg innych imprez (jak Liszkor czy sierpniowe KORNO), po prostu nie są w stanie dłużej obejmować nas taką opieka jak do tej pory.

Musicie jednak pamiętać, że to właśnie

"KORNO zrodziło ARAMISY, CZARNE KORNO dało Im siłę" (parafraza cytatu z genialnej serii "Wojna Dwóch Światów")

Jurajski Orient w maju 2013 roku to był nasz pierwszy rajd na orientację w życiu. To właśnie impreza autorstwa Moniki i Tomka pokazała nam czy jest orienteering, sprawiając że zachorowaliśmy - chyba już nieuleczalnie - na bakcyla orientu. Gdyby nie Oni, nadal jeździlibyśmy tylko na wycieczki, a nie ciorali się po jakiś lasach i bagnach szukając lampionów.
To także właśnie Monika i Tomek umożliwili nam zrobienie naszej własnej, pierwszej imprezy na orientację.
W tym miejscu chcielibyśmy Im zatem niesamowicie podziękować za obie te rzeczy: za pokazania nam rajdów i za możliwość uczestniczenia w ich organizacji jako budowniczowie trasy.
To była niesamowita współpraca, ogrom ciężkiej pracy (dużo cięższej niż nam się wydawało), ale także i fenomenalna zabawa. Czasami były to niezliczone problemy i partyzanckie rozwiązania, a czasem epicka kampania, gdzie wszystko szło "jak po sznurku". Słowem: samo życie.
Doświadczenie zdobyte na KORNO pozwoliło nam także zaangażować się w budowę tras takich rajdów jak Rajd IV Żywiołów oraz aż dwóch Mordowników (Zawoja, Beskid Mały).

"Nietypowe, ale w sumie nie mam zdania...
Figura Święta, a kolano odsłania!
A teraz, Ty - nawigacji Wikingu
odnajdź ją na przy-klasztornym parkingu"


Nasza kolejna tabliczka :)

Trójnóg :)


Co dalej? 
Ciężko powiedzieć tak na szybko, ale powiemy Wam że pokochaliśmy budowanie tras... tworzenie zagadek i znajdywanie nietypowych i ciekawych miejsc w terenie. Jesteśmy zdeterminowani aby organizować - teraz już własne - imprezy, ale nie wiemy jeszcze czy nam się to uda. Bez administracyjno-organizacyjnego wsparcia jakie zapewniało Stowarzyszenie ROC będzie ciężko, ale chcemy jednak spróbować. Pozostanie pewna ważna kwestia: KORNO to marka sama w sobie, ale to marka Moniki i Tomka. To Oni ją stworzyli i dlatego, jeśli uda nam się zorganizować własny rajd, będzie on musiał odbyć się pod zupełnie inną banderą. W praktyce oznacza to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie niedokończona. Dziękujemy jednak, że przez te lata, byliście w niej z nami.

Jednocześnie mamy mały apel do Was. Jeśli ktoś chciałby spróbować współpracy z nami pod kątem nowego CZARNEGO rajdu to zapraszamy serdecznie. Może i jesteśmy krnąbrni, ale na pewno nie rozwydrzeni, więc da się z nami dogadać. Mówimy tutaj, przede wszystkim, o współpracy administracyjnej (ale oczywiście jeśli ktoś by chciał przyłączyć się także do budowania tras, to również zapraszamy serdecznie). Obecnie jesteśmy na etapie sprawdzania różnych dostępnych opcji, a więc jesteśmy także otwarci na wszelakie rozmowy. Plan jest taki aby jakiś CZARNY rajd, na stałe zagościł w kalendarzu imprez INO, ale czy to będzie możliwe i jeśli tak, to w jakiej formie... no cóż, czas pokaże.

Wasz partner do rozmów :)


Kolejni partnerzy do rozmów :)



To chyba tyle na dzisiaj.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku... lub (częściej) poza nim.
Zdecydowanie poza nim :)
A teraz ostatnie już zdjęcia z trasy rajdu oraz linki do relacji Zawodników:


Oficjalna galeria autorstwa Nataszki:
- BAZA
- TRASA

Relacje uczestników:
- Ania (Trasa TR24)
- Tadeusz (Trasa TP24)
- Sergiusz (Trasa TP24)
- Kamila (Trasa TP12)
- Misiek-w-chaszczach (Trasa TP24)
- Kraina Podkowca
- Tomasz (TP7)
- Grzegorz (TP7)
- Kumple Żwirka (TP12)
- Hubert (TP7)
- Krzysiek (TP7)

Dokładnie tak!

W drzewie :)

Diable Boisko

Jeden z najtrudniejszych nawigacyjnie punktów :)

Zabawy podczas nocnego rozwieszania punktów :)





Kategoria Rajd, SFA

LANS(z)KORONĄ na Mioduszynie

  • DST 63.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 kwietnia 2022 | dodano: 01.05.2022

1800m przewyższenia trzasnęło czyli tuż przed KORNO wybierałem się na KORNO...  na nasze własne KORNO z 2019 roku (czyli KOMPANIĄ KORNĄ). Niestety nadal samotnie, ale ten rok tak już ma... ech majówka, normalnie walczylibyśmy z jakimś podjazdem w Sudetach albo Beskidzie Niskiem, ewentualnie gubili się w jakimś ogromnym lesie, ale Basi jeszcze długo nie będzie dane wrócić w naszej ukochane pagóry. Musi stanąć na nogi... i to dosłownie, a zrobienie tego za szybko przynieść może więcej szkody niż pożytku.
Ruszam zatem odwiedzić punkty kontrolne własnego rajdu, bo okiem organizatora trasa zawsze wygląda trochę inaczej... a zatęskniłem trochę za Lanckoroną i Mioduszyną. Mioduszynę poznaliśmy właśnie dzięki Kompani, bo "wpadała" nam podczas eksploracji, a znajduje się na niej "unikalna" wiata z niesamowitą inskrypcją... no zakochany jestem w klimacie tego miejsca, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ruszam w samotną poniewierkę po Beskidzie Makowskim zwanym Średnim oraz Myślenickim. Chcę się poczuć jak skazaniec z Kompani KORNEJ  oraz chcę odwiedzić Mioduszynę. Chciałbym jednak aby była "odległym" celem, więc planuję srogie przewyższenia do drodze: najpierw niebieski szlak bez Las "Groby", potem - nadal niebieskim - Koskowa Góra, tam "przerzut" na żółty i polecę całe pasmo Koskowej, aż do czarnego szlaku, który doprowadzi mnie (ponownie pod kątem koloru, acz do innego) niebieskiego. Tenże zaprowadzi mnie na Mioduszynę... pozostanie tylko przejechać przez Zembrzyce i potem czerwonym przez 2x Chełm w drodze powrotnej. Trzaśnie 1800m przewyższenia i mnie to trochę sponiewiera, ale pozwoli mi też po raz kolejny przemyśleć pewne rzeczy z ostatniego tygodnia. Naprawdę, kiedy dymacie pod górę pchając rower, nie mogąc złapać oddechu, to właśnie wtedy myśli się najlepiej. Trudny to dla nas rok, a liczba ludzi na których wydałem wyrok śmierci rośnie :P - trzeba zacząć wykonywać, bo się do grudnia nie wyrobie, a ponoć przynosi pecha, przesuwanie egzekucji na kolejny rok :)

Parkuję w Lanckoronie i ruszam w drogę. Łezka zakręci się oku kiedy minę bazę (szkołę) Kompanii KORNEJ, skąd wypuszczaliśmy wszystkie trasy w marcu 2019. Ech, to były czasy... teraz to czasów nie ma :P
Było tak pięknie, a potem COVID rozwalił nam Siłę KORNOlisa na 3 dni przed zawodami...i to rozwalił bardziej niż Wam się może wydawać. Odwołanie imprezy to potężna ze składowych ale nie jedyna, bo posypał się też cały "background" eventu. O tym jednak napiszę w relacji z KORNOlisa...  za około tydzień, bo w końcu - po dwóch latach przerwy - wracamy do gry... ale wiecie jak jest z grami:

"If you come inside things will not be the same hhen you return to the night
And if you think you've won you never saw me change the game that we've all been playing..."
(całość TUTAJ)

Odnajduję niebieski szlak i kieruję się na tzw. Las Groby, gdzie znajdują się mogiły Konfederatów Barskich.
Tam też (na Kompani) przygotowaliśmy zagadkę dotyczącą rzeźby Anioła z mieczem, ale Wielu zawodników na niej poległo :)
Trzeba było odpowiedzieć, kogo mieczem zabija anioł... rzeźba jest prawie moje wzrostu i NIE, nie są to konfederaci barscy... anioł nie zabijał konfederatów, przynajmniej tych barskich (targowickich to nie wiem, ale powinien :D ). Niebieski szlak pięknie obchodzi cały las i wychodzi na zacny punkt widokowy... cisnę dalej przez pola.

Lasy tutaj kryją wiele tajemnic...

"Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd..." (wiem, że pieśń nie z tej epoki, ale to jest aktualne jak cholera... całość TUTAJ)

Niebieski szlak to strzał w dziesiątkę :)


Chwilę później lecę świetnym zjazdem (szarpie na kamyczkach :D) na przełącz Sanguszki.
Ha! to kolejny punkt Kompanii KORNEJ. Pomnik budowy drogi. W tym miejscu trasę rozkładaliśmy z auta, więc fajnie przejechać szlakiem, tak jak lecieli zawodnicy.
To był nasz punkt X60. Odpowiedź możecie przeczytać sami, ze zdjęcia poniżej a sama zagadka brzmiał tak:

Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE


Pięknie aż się mnożna wzruszyć... jeb***a alergia :D


Jakże zacne drzewo "na punkt" :)

Zacny ten pomnik


Nadal niebieskim targam pod górę... skoro była przełęcz to teraz musi być podjazd. A właściwie podpych. Kieruję się w stronę Bieńkowskiej Góry. Nie uratuje mnie to jednak przed stratą niemal całej wysokości za moment, bo trzeba będzie zjechać w dolinę "do zera", aby zacząć się wspinać na Koskową Górę. 

Nadal na niebieskim :)

Koskowa Góra. 2h 45 min... będzie dymania... przynajmniej 2h 45 min już za mną (z Lanckorony)

Wciąż w górę i w górę

A strzałki nadal mówią "więcej w górę"

Kapliczka na Koskowej Górze

Piękna wstęga drogi...

Szczyt Koskowej. Słupek prawie jak graniczny :)

Widzę, że walka geografów trwa. Bekid Średni/Makowski/Myslenicki - funkcjonują wszystkie 3 nazwy, ale widzę że ktoś się na to nie godzi :)

Tzw, "RANDOM ENCOUNTER" kończy się - jak to zwykle bywało w Fallout'cie - strzelaniną, ale tym razem tylko fotek :)


Zmiana koloru! Ruszam żółtym szlakiem przez pasmo Koskowej na zachód. Trzeba przejechać całe pasmo aż do tzw. Makowskiej Góry nad Makowem Podhalańskim... stamtąd będzie mnie czekał powrót do koloru niebieskiego (ale będzie to inny niebieski). 
Chwilowo kontempluję widokczki :)

Z daleka...

...i z bliska (na ile zoom pozwoli). Babia nadal w śniegu

???

"Ludzie ludziom ludźmi a Zombie Zombie Zombie..." (piosenka dla Was: ZOMBIE ZOMBIE ZOMBIE)

Leśne klasyki... mlask, mlask, mlask...

Miejsce pamięci nad Makowem Podhalańskim (kolejny punkt kontrolny na naszej Kompanii KORNEJ)

Wypasss wiata na Mioduszynie :)

Jak ja lubię ten szczyt :)

No właśnie... to jeden z powodów dlaczego go tak lubię. Wędrujecie lasem... długo i w samotności (naprawdę mało kto tu chodzi). A potem znajdujecie ten napis...

"Gdyby mógł cofnąć czas..." no właśnie. Czy gdybym mógł to... czy na pewno bym chciał?
Móc, mieć możliwość a chcieć, mieć wolę to dwie różne rzeczy. Pamiętajcie jednak, że Klęski nawet w późnym wieku nauczą cię rozumu, człowieku("Antygona" jak ktoś nie ogarnął pochodzenia cytatu). Może zatem jednak lepiej być bogatszym o pewne doświadczenia, aby nie popełnić dwa razy tych samych błędów... Sami musicie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie... według mnie odpowiedź nie jest taka oczywista. 

X91 - zagadka z Kompanii KORNEJ :)
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?



"...So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins
The trash fire is warm
But nowhere safe from the storm
And I can't bare to see
What I've let me be
So wicked and worn,
maybe you'll understand and won't cry for this man... "
(całość TUTAJ)


Wciąż dalej i dalej... tym razem już na czerwonym szlaku wiodącym na Chełm

Kultowe miejsce na szlaku... (najbardziej pamiętam je tuż po wschodzie słońca podczas naszej 218 km poniewierki na Adventure Trophy)

"Brzozo wędrowna czemu się śnisz... i tak Cię zrąbią dla mnie na krzyż" (całość TUTAJ)

Kolejny szczyt na mojej drodze...

"Onufr" (sic!) nadal w formie i to po tylu latach :)

Kocham takie drogi

W drodze na Przełęcz Wrotka (co za nazwa!)

Most na Cedronie - jeden z najważniejszych punktów na naszej Kompanii Kornej, pamiętacie zagadkę?

X92 z Kompanii KORNEJ
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia... Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...



Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...


(wystarczyło spojrzeć do kapliczki i zorientowac się, że malowidło przedstawia dokładnie taki sam most, na jakim się znajdowaliście)



Betsaida - kolejna zagdka...

Tym razem X61:
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?



I co, wszystko jasne...?


Pora wracać do auta...

"To moja droga z piekła do piekła
z wolna zapada nade mną mrok,
w
ięc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (całość TUTAJ)

Inny słowy dzień już umiera i zapada noc Dość na dziś... tylko 63 km ale 1800m przewyzszeń.


Kategoria SFA, Wycieczka

Północe rubieże (poświątecznie)

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 kwietnia 2022 | dodano: 18.04.2022

Krótka (bo tylko 5h) przejażdżka po okolicy. 
Z jednej strony dobrze się choć trochę ruszyć i skorzystać z pogody, ale z drugiej nie chcę Basi na cały dzień w Święta. Wczoraj było rodzinnie, dziś będzie samotnie. 
Jako, że czekam też na wszelakie doniesienia w kwestii spodziewanej bitwy o Donbas, to w głowie grają mi różne wariacje w klimacie "Ljeto 1941": TEN KAWAŁEK [od około 0:30] przeplatane tym TYM UTWOREM -[od około 1 min 15 sek]. Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy, więc mam nadzieję że ruscy dobrze użyźnią *sobą* glebę, co by pięknym zbożem zarosły wraki ich czołgów... Pogrążony w myślach: to o wojnie, to o moim zespole i wietrze zmian który mocno nami poszarpał i sponiewierał, to o rehabilitacji Basi i rokowaniach na przyszłość, to o tematach kolejnych wykładów (np. Rewolucja w Rożawie czy historia II wojny w Demokratycznej Republice Konga) ... ruszam eksplorować północne rubieże. Zawsze lubiłem sobie przemyśleć różne ważne życiowe kwestie podczas długich przelotów, ostrych podjazdów i w trakcie przemierzania leśnych ostępów (im dzikszych i pustych tym lepiej). 
Tym razem nie jest inaczej.

Skrót przez skałki...

Po prawej Fountain of tears :D ?

Schody schody schody schody
Jak w Casino de Paris
Schody wyjść nie mogą z mody
Widz o schodach z rewii śni..." (klasyk, ciekawe kto zna). U mnie też klasyk, rower na ramię i dymam pod górę...


Dziś mnie czeka "CZARNA DROGA" (nota bene polecam tą serię miłośnikom klimatu tej gry - zwłaszcza Tom 3 "Królestwo Cienia" jest świetny)

"The way is shut..." (i znowu klasyk czyli przenosiny przez wichro-wał)

Zacna aleja, zacna :)

Jak wleźć na górę?

Pojadę szlakiem spacerowym, co może pójść nie tak?

Szlak spacerowy tak? Ma gmina rozmach z tym wąwozem...

Ścieżka spacerowa czy ścieżka zdrowia? Ten szlak wyznaczał "man of my own heart" - dobra wąwoziada z pchaniem i noszeniem !!! :D

Nawet tutaj wiedzą, że Moskwy już nie ma :D :D :D  (mogą zmienić wskaźnik odległości na głębokość :D )

Gdzieś a kresach...

Spotkałem nawet zwierzątka, fakt już raz zjedzone ale zawsze :)
Jak nie lubię zdjęć typu selfie, to czasem zrobię wyjątek czyli takie tam z kostką :)


Dobry techniczny zjazd, wolę taką perspektywę z kierownicą i mapą :) 



Kategoria SFA, Wycieczka

XV Mistrzostwa

  • Aktywność Sztuki walki
Niedziela, 10 kwietnia 2022 | dodano: 11.04.2022

Pogłoski o naszej śmierci były mocno przesadzone... ostatnie dwa lata nie były dla nas może łaskawe, ale nadal jesteśmy bandą uzbrojonych psychopatów, którzy wierzą, że "żelazo nie klęka". W sezonach 2020 oraz 2021, COVID nieźle sponiewierał nasze filie, uniemożliwiając nam regularne prowadzenie zajęć i zawodów, ale teraz wracamy na planszę i to - śmiem twierdzić - wracamy w wielkim stylu, bo z XV Mistrzostwami Polski w Szermiercze Klasycznej.
Jak pewnie pamiętacie, Mistrzostwa zawsze kończyły sezon zawodów w danym roku, ale w sezonie 2020 udało nam się rozegrać tylko jedne zawody (Puchar Wrocławia - link trochę niżej), a w sezonie 2021 problemy z salami w różnych miastach całkowicie pokrzyżowały nam plany zawodnicze/zawodowe.
Sezon 2022 postanowiliśmy zatem rozpocząć z grubej rury i wystartować z zaległymi Mistrzostwami.
Ej, skoro takie wydarzenie jak olimpiada mogła odbyć się rok później, to chyba nikt nie będzie się czepiał w przypadku jeszcze ważniejszych wydarzeń, prawda? :P
Inna sprawa, że po 2 latach abstynencji, odstawienia i izolacji nasze grupy bojowe są po prostu wygłodniałe walki. A skoro już o grupach mowa, to w Piotrkowie stawiły się wszystkie:
Grupa Armii "SFA Północ" (Korpus "3polis" i Brygada "Poznań")
Grupa Armii "SFA Środek" (Korpus "Centrum": Łódź, Piotrków, Warszawa)
Grupa Armii "SFA Południe" (Dywizja "Kraków" i Korpus "Silesia")
Jak ktoś nie ogarnia dlaczego takie nazwy to niech poczyta o strukturach organizacyjnych wojsk i zestawi to z "gęstością" filii na danym terenie :P

Eliminacje szpady

Linia frontu SFA (przypominam, że kilka Grup Armii nazywanych jest FRONTEM, więc jest to klasyczna linia frontu)


Co jest lepsze od dwóch dni tępej, niczym niepohamowanej przemocy?
Zgadliście! 3 DNI tępej, niczym niepohamowanej przemocy. Zawody miały zatem nie dwa, a trzy dni (piątek, sobota, niedziela). Z jednej strony testowaliśmy pewną nową formułę organizacyjna, ale z drugiej strony, po tak długiej przerwie, spodziewaliśmy się naprawdę sporej frekwencji i chcieliśmy móc się nie spieszyć.
Tegoroczne Mistrzostwa to także testy naszego nowego programu do zawodów.
Przez lata rozgrywaliśmy zawody na sofcie autorstwa Filipa, a teraz testujemy nowy program autorstwa Marcina. Pasuje Wam, że Filip będąc doktorem na uczelni, prowadził Marcinowi zajęcia... "zawsze dwóch ich jest, nie więcej, nie mniej. Mistrz i Uczeń"... no i teraz mamy dwa softy.
Wiecie jak czasem wyglądają beta testy i pierwsze uruchomienia, oczekiwaliśmy zatem pięknej katastrofy, a tu niemal wszystko śmignęło jak należy. Szok i niedowierzanie, ale jakże miłe.
Prawie wszystko bo - UWAGA teraz będzie bardzo hermetycznie:

Marcin spisał wymagania STAKEHOLDER'owe (czyli podane przez Basię i mnie) w ramach procesu SYS.1 na kartce papieru.
Zrobił z nich SYS.2 czyli wymagania systemowe, takie black-box'owe, które potem przekuł na SYS.3 (Architekturę systemową).
Z SYS.3 już prosta droga do SWE.1 (wymagań software'owych) no i program zaczął nabierać kształtów, ale...
... jako, że zgubił kartkę ze stakeholder'ami i nie zastosował RTM (Requirements Traceability Matrix), to się nie zorientował, że zgubił że uciekło Mu kilka wymagań...
Tym sposobem dostał w czasie zawodów (w ryj! i) eskalację na poziomie L2, że widzimy pewne drobne braki w funkcjonalnościach softu :P
Ale spoko, niedługo będzie patch i wszystko będzie hulać. Ogólnie testy SWE.6 bardzo owocne "_
Jak ktoś nie wie o czym mówię to podaję: AUTOMOTIVE SPICE i tzw. V-model. Rozkminiać :P


"Zawodnicy na miejsca, salut, postawa, gotów? WALCZYĆ !!"


Przy okazji relacji z różnych naszych zawodów, zawsze piszę Wam o ważnych szermierczy aspektach i dzisiaj nie będzie inaczej.
Jakby ktoś przegapił, to poprzednie lekcje znajdzie tutaj:
Puchar Neptuna (2018) - double (to niestety czasem) standard (w waszych walkach)
Puchar Wrocławia (2018) - find your own way... of fightining
Mistrzostwa (2018) - o tym jak ciężko jest czasem zorganizować te zawody...
Puchar Torunia (2019) - "błędy przeciwnika postrzegam jako jego 'życzenie śmierci' " (cytat pochodzi z TEJ SCENY czyli "nauczymy się teraz matematyki")
Puchar Śląska (2019) - psycha nie klęka... albo właśnie klęka i coś wstać nie chce
Puchar Piotrkowa (2019) - o tym jak parszywym zadaniem jest sędziowanie... i o tym, że sztuką jest wygrać POMIMO
Mistrzostwa (2019) - mniej lekcja a raczej nostalgia trip, ale także opowieść o tym dlaczego jedne z zawodów mają rangę Mistrzostw
Puchar Wrocławia (2020) - krótki dystans czyli kiedy nadejdzie pora obić komuś maskę

Dziś będzie o taktyce. Jest to zagadnienie rzeka i jeszcze pewnie nie raz je poruszę, ale dziś spróbujemy chociaż lekko nadgryźć temat. Zapnijcie pasy... zjeżdżamy w głąb króliczej nory, na drugą stronę lustra, wprost w krainę szermierczej abstrakcji. Gotowi?
Aby w pełni zrozumieć czym jest taktyka, musicie zrozumieć różnicę pomiędzy: strategią, taktyka i działaniami operacyjnymi, bo wszystkie te - JAKŻE RÓŻNE ASPEKTY - są nagminnie mylone... nawet na najwyższych szczeblach dowodzenia. Nie ukrywam, że zrozumienie tego przyda Wam się nie tylko na planszy, ale także i w normalnym (jeśli takie macie...) życiu. 
Strategia to wyznaczanie celów. Odpowiedź na pytanie CO chcę osiągnąć (nie dostać dubla, wygrać walkę, nie zmęczyć się w walce bo mam łatwego przeciwnika, a następna walka będzie mordercza, itp)
Taktyka to dobór najlepszych środków, potrzebnych do osiągnięcia założonego celu (np. natarcie zwodzone, ponieważ przeciwnik ma problem z układem zasłon, pchnięcie z kryciem linii 6-stej bo słabo idzie Mu zasłona szósta oporowa - chyba wiecie o kim mowa :P)
Działania operacyjne to egzekucja (jak ja kocham to słowo... więc jeszcze raz...) EGZEKUCJA taktyki w odpowiednim timingu i w określonych warunkach środowiskowych (będzie to na przykład pchnięcie wyminięciem po styku w linii 4-tej. Innymi słowy: konkretne działanie, jakie zastosujecie w walce w zadanej chwili czasowej, w zadanych warunkach walki).
Dlaczego tak to jest ważne? No cóż oddajmy głos Sun Tzu:

"Taktyka bez strategii to najdłuższa możliwa droga do zwycięstwa, ale strategia bez taktyki to wielki szum przed porażką..."

Taktyka bez strategii - znam sposoby realizacji celów, ale nie wiem do końca jaki właściwie jest ten mój cel. Generuje to miliony zadań pobocznych, których realizacja Wam się owszem uda, ale mogą być one zupełnie nieistotne dla głównego celu. Mogłyby zostać pominięte, a cel zostałby i tak osiągnięty. Jednak jako, że wiedzieliście do końca co nim jest, to realizowaliście (z sukcesem) wszystko co się dało... ogromne marnotrawienie czasu i zasobów. Osiągnięcie zwycięstwa dużo większym nakładem środków niż potrzeba.

Strategia bez taktyki - wiecie co chcecie osiągnąć, ale działania do realizacji celu dobieracie źle lub wcale (bo nie wiecie jakie działania zastosować). Przykład z jednych naszych zawodów. Przeciwnik naszego doświadczonego Szermierza to osoba początkująca, jeszcze bez umiejętność postrzegania złożonych akcji, panikująca na każdy energiczny ruch w jej stronę... Nasz zawodnik dał niesamowity popis: strategii bez taktyki. Cel miał prosty: zwyciężyć, dobrana taktyka: trój-zwodowe natarcie zwodzone... Skończyło się trafieniem obopólnym, bo przeciwnik nie był w stanie dostrzec ruchu zwodu i zareagował panicznym wyciągnięciem broni w przód na dynamiczne natarcie zawodnika. Czy dało się to przewidzieć? Oczywiście, że tak!
Natarcia zwodzone są świetne na przeciwników doświadczonych i bardzo niebezpieczne (dla użytkownika) w przypadku zawodników początkujących-panikujących.
Do każdego zawodnika należy dobrać odpowiednią taktykę, która - uwaga! znowu słuchamy Sun Tzu "zaatakuje nie tyle przeciwnika, co jego strategię". Będzie przeciwdziałać jego taktyce.

Szabla :)

Pchnięcie na udo :)


Czy to trudne? Tak, to ekstremalnie trudne bo większość osób walczy "stylem", który Im po prostu - mówiąc kolokwialnie - leży. Nie zmienia go zależnie do przeciwnika. 
Jeśli ten styl zgra się ze słabościami przeciwnika - zwyciężacie, ale jeśli oba parametry się rozjeżdżają to porażka staje się waszą jedyną opcją.

Co zatem jest niesamowicie ważne w walce? PERSPEKTYWA drugiej strony. Jest ona nawet ważniejsza niż wasza. Dlaczego?
Ponieważ to na podstawie swojej obserwacji walki i tego co widzi, przeciwnik dobiera działania. Dlatego "zwód" musi być sugestywny i dla każdego zawodnika będzie to znaczyć trochę coś innego. Jeśli przeciwnik nie zauważy waszego zwodu cięcia lub pchnięcia nie możecie oczekiwać zasłony z jego strony, jeśli będzie postrzegał go jak zaproszenie, to zaatakuje. Nieważne, że dla Was będzie to działania samobójcze, On nie wie że to co robicie to zwód - On widzi zaproszenie. Reaguje zatem na to co widzi.
Rozumienie jak postrzega walkę przeciwnik pozwala na przewidywanie jego ruchów i działań. To kluczowy element... jeśli zatem dostanie dubla, to zastanówcie się czasem: co się stało, że mój przeciwnik także uznał ten moment za najlepszy do wyprowadzenia swojego natarcia? Na podstawie jakiego sygnału tak zareagował. To nie jest truizm, ale - witaj ponownie Sun Tzu - "aby wygrać z wrogiem, musicie stać się swoim własnym wrogiem".

Obserwacja bezpośrednio z Mistrzostw. Moja rozmowa z Zawodnikiem.
- Powiedz mi jak mam z Nim walczyć, podpowiedz mi coś!
- Dobrze. Sugeruję walczyć z odpowiedzi bo twój przeciwnik słabo radzi sobie z zasłonami po natarciu. Strasznie spina się w wypadzie i ma problem z sparowaniem odpowiedzi
- OK. Dziękuję
... i co widzę: przeciwnik podchodzi, a "mój" Zawodnik na każdy najmniejszy jego ruch w przód, macha bronią i się wycofuje. Ech...
Przecież aby walczyć z odpowiedzi, trzeba pozwolić przeciwnikowi zaatakować i sparować jego natarcie.
Przeciwnik chce zaatakować, ale ma obiekcje, nie czuje się komfortowo, a "mój" zamiast uspokoić walkę... pozwolić poczuć się Mu na tyle pewnie, aby ten odważył się zaatakować (i wtedy zniszczyć Mu maskę brutalną, masakrującą odpowiedzią), to na każdą nawet próbę skrócenia dystansu, reaguje dynamiczną ucieczką machając bronią bez sensu...
Nie wytrzymuję... krzyczę: DAJ MU ZAATAKOWAĆ (dodając w myślach nieśmiertelne "do k***y nędzy, Pacanie...")
Usłyszał, zatrzymał się, zwolnił - wyczekał. Natarcie przeciwnika, zasłona - odpowiedź. WCHODZI na maskę. TAK !!
Druga akcja.... to samo! Wytrzymał: zasłona - odpowiedź. Wchodzi na przedramię!
Trzecia akcja... to samo! 3:0. Dało się? DAŁO!

Eliminacje Rapiera :)


"To elegancka broń, na bardziej cywilizowane czasy"


Plansza widziana oczami sędziego to nie ta sama plansza widziana zza maski, którą przystraja mi wizerunek Generała Grievousa.
Ponad 15 lat walczyłem w zawodach... byłem na każdych Mistrzostwach. Na wszystkich piętnastu. W 2023 będziemy mieć z Basią 20-lecie w SFA. Pasuje Wam, dwudziestolecie!
Coś czasem udało się wygrać, czasem odniosło się jakąś spektakularną klęskę... ale tęsknię trochę za tym.
W czasach COVID'a postanowiliśmy z Basią, że 15 lat z bronią w ręku na planszy nam wystarczy... że zajmiemy się sędziowaniem, organizacją, oprawą zawodów (uwielbiam pewien wypracowany ceremoniał z chorągiewkami, który - przynajmniej dla mnie - nadaje pewnego niesamowitego klimatu walkom ćwierć- , pół- i finałowych). 
To działa, zawody idą szybciej, sprawniej bo w zasadzie cały czas sędziujemy, ale nie zarzekam się, że już na pewno nie stanę na planszy. To nie jest postanowienie wyryte w kamieniu. Jak widziałem niektóre walki, oczyma wyobraźni widziałem co ja bym wtedy zrobił... to są emocje. To niesamowite uczucie, kiedy wszystko dookoła przestaje istnieć i liczy się tylko broń i przeciwnik. Pamiętam euforie zwycięstwa, gorycz porażki, gniew bezsilności, determinacje i skrajne czasem zmęczenie... kiedy największy pojedynek toczyło się samemu ze sobą, aby jeszcze raz podnieść broń do góry. Trochę mi tego brakuje.
Tym razem jednak rozsądek zwyciężył... Basia nadal chodzi o kulach po operacji. Moje kolano też jest przecież w kawałkach (nie mam więzadła ACL... nota bene "zostawiłem" je na pamiętnych Mistrzostwa 2012, które przewalczyłem na jednej nodze, bo "to przecież tylko lekkie nadwyrężenie"). Gdybym teraz się rozbił, co niestety w tym sporcie czasem mi się zdarza (mówię o odnowieniu kontuzji i powrocie na rehabilitację na około 8 tygodni... co uskuteczniałem już kilka razy...), to byłby dramat bo Basia wymaga teraz opieki.
Nie zarzekam się jednak, że nie wrócę jeszcze kiedyś na planszę... Czas pokaże.
Dobrze było znowu odpalić zawody - ogromna frekwencja, genialna zabawa i cały weekend naparzania się po maskach.

Szczęki pilnuje kolana Basi :)

Medaliści XV Mistrzostw (wszystkie kategorie)


Kategoria SFA

"Sam Diabeł szepnął 'WIETRZE WIEJ'... "

  • DST 93.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 lutego 2022 | dodano: 19.02.2022

... a wiatr na to "OK", bo wieje jak potomek płci męskiej kobiety negocjowalnego afektu, czyli - jak nieraz już pisałem - jak sk***yn :)
W lesie miota konarami i kamieniami, czasem poleci nawet jakaś betonowa podpora mostu... ogólnie trzeba uważać, bo w kniejach miota wszystkim jak Szatan.  
Pewnie cześć z Wam się zastanawia czemu Diabeł w tytule jest napisany z wielkiej litery, no ale cóż... trzeba mieć trochę szacunku dla swojego MOCO-dawcy :D
Tytuł wpisu to oczywiście klasyka polskiej piosenki.

...i znowu ruszam samotnie... samotnie bo Szkodnik jeszcze chyba długo nie wsiądzie na rower :(
Samotnie aby wypalić WKRW wszelaki z zeszłego tygodnia (Darth Maul prawdę Ci powie: "...THIS WORLD WILL BURN. I have been waiting, fueled by my singular hatred...").
Na polanach tak wieje, że po szutrowej drodze jadę góra 5-6 km/h, a nogi i płuca palą żywym żarem, ale dobrze, dobrze.... ogień oczyszcza, wytapia, wypala... potrzeba mi było tego.
Ostatnio mamy sporo stresów począwszy od kolana Basia, a kończąc... w zasadzie na wszystkim. Rok zaczął się naprawdę świetnie i tak ładnie się też sp******lił w połowie stycznia, czego "kwintesencją" były Gorce z GOPR'em.
Trzeba jakoś zatem rozładować napięcie, na przykład poprzez brutalną i nierówną walkę z wiatrem. 

"- Tactical system online, radar engaged.
- Alright. Are the shields full?
- Affirmative!
- Good cause I am ready to rage... THERE THEY ARE !! Kill them with fire!
- No problem, target acquired!"
  (całość: TUTAJ)


Wiało tak, że prędkość osiągalna to 5-6 km/h...

Przewiało jednak tak, że naprawdę daleko widać :)

Zdobywając lokalny pagór!

Flota :)

Uwielbiam HYDRO-obiekty :)

Przez nieznane mi dotąd szlaki...

Kanonik pierwszy P jest regularny wtedy i tylko wtedy, kiedy nie dzieli rzędu grup klas ideałów P-tego ciała cykloTOMICZNEGO...
(źródło TUTAJ)... ale jaja że ta definicja tak pasuje: Klas ideałów oraz CYKL TOMICZNY :D :D :D


Punkt kontrolny z naszego rajdu (KOMPANIA KORNA)

Oberkommando DES Heeres - to jest GENETIV, nawet macie końcówkę "-s" dodaną do rzeczownika, Pacany !!! Ale wtopę zrobiła gmina w nazwie :D 

Szlak mi zalało...

... zalało mi bardziej. Ciężko się było przeprawić, bo to wcale tak ładnie nie pływa, jak się na tym stanie...

A szlak do mnie: nadal biegnę prosto...

Po kilku minutach przeprawiania się BRUTE FORCE'em przez wodną przeszkodę... suszę się...

Odbijam na żółty - kierunek rezerwat KAJASÓWKA

A żółty jest dość dziki !!!

"Najtrudniejszy pierwszy krok, przy drugim już łatwiej jest..." bo nie brakuje desek!  (Klasyka)

Urokliwe skałki

"Dawno nie było nam tak źle
Zostaliśmy zupełnie sami.
Ja wlokę cień, cień wlecze mnie,
Kałuże lśnią nam pod nogami…"

(sami czyli TREK i ja bo Szkodnika tu nie ma... - całość to oczywiście Mistrz Jacek TUTAJ)

Kajasówka... jak tu się zmieniło, odkąd tu byłem ostatnim razem!

Mam słabość do takich leśnych miejsc...

Niebo po prostu płonie :)

Jest pięknie... gdzieś na powrocie

Ciemność mnie znowu zastała... ciemność i wiatrołomy (story of my life)

Płoną góry :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Śladami wielkiej wojny...

  • DST 105.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 lutego 2022 | dodano: 13.02.2022

Nadal jeszcze nie wiemy kiedy wrócimy do normalnego trybu wyprawowego... ale Szkodnik wyrzuca mnie "w trasę" w taką pogodę. Cieszę się, że mogę jechać, ale chcę być w miarę blisko Krakowa, aby moc wrócić w każdej chwili. Tydzień temu wpadło Wzgórze Kaim, dziś zatem odwiedzę różne okoliczne cmentarze z I wojny światowej. Zwykle włóczymy się po tych na pogórach lub w górach (Rotunda, Pustki, itp), a te w okolicy Krakowa to "odwiedzimy jak będzie okazja". No i skoro nie chcę wybywać nigdzie dalej na razie, no to takowa się nadarza.

Na wschód... a tam tylko "dzikie pola"
 
Pogoda żyleta

Pierwszy z wielu dzisiejszych cmentarzy

Mały i ukryty przy zakręcie drogi, w środku miejscowości

Przelot, lecę dalej...

Jest i drugi... w zasadzie będący tylko pomnikiem, ale za to w bardzo ciekawym miejscu

A mianowicie tutaj:

Pozostałości wspomnianego wyżej zespołu

Kolejni KAISERJAGER...

Pod słońce...

Psychodeliczne miejsce w Kościelnikach... tu jest chyba z 1000 krzyży

Całe wzgórze jest ich pełne...

Kraków Pierwszy :)

Kolejne miejsce pamięci dzisiaj... o bardzo dziwnej nazwie "Wydartusy"

...pośród bezkresnych pól

Piękna wstęga drogi...

Ciągnie mnie w takie miejsca...

Opuszczone i zapomniane...

"Fighter pilots in exile fly over foreign land
Let their story be heard, tell of 303rd..." (całość TUTAJ)


Te murale robią wrażenie

Kolejny przystanek na trasie...

"...zwróćmy im tożsamość". Niesamowite, że udało się ustalić nazwiska...

...gdzie jest Eddie kiedy jest potrzebny?

Siły powietrzne aktywne :)

Akurat zastanawiałem się co zrobić z niektórymi "problemami" w pracy... las prawdę Ci powie :D :D :D

Kolejny...

"Jakby to był rzeczywiście skrót, to poprowadzili by tędy szlak..." - cytat ze słabego horroru, który ostatnio oglądałem. Muszę sobie ten tekst wziąć do serca. TEN FILM :)

Jeszcze jeden...

i kolejny...

"Już miałem na oku hacjendę, wspaniałą mówię Wam..." (całość to KLASYKA)

Zdecydowanie bez Basi, mój wybór wariantów nie ma ogranicznika w postaci zdrowego rozsądku...

Wracając do domu...



Kategoria SFA, Wycieczka

(prawie) SETKA na rozluźnienie

  • DST 94.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 lutego 2022 | dodano: 06.02.2022

Życie zaczyna się po "setce" mawiają zaprawieni w bojach menele. a łyk alkoholu pozwala Im zapomnieć o sprawach bieżących i wejść w błogostan, nirwanę, ekstazę albo po prostu delirium tremens...  U mnie to nie zadziała, bo nadal nie piję nic wysokoprocentowego... nisko też nie... choć jak czasem patrzę na ten świat, to zaczynam stwierdzać, że powinien zacząć...i to natychmiast.  Było by to łatwiejsze niż patrzeć trzeźwo na ten łez padół... wądół, debrzę, jar, wąwóz.
Minął tydzień odkąd woziliśmy się quadem po lesie... i nadal działamy z analizą DTC (czytaj DI-TI-SI'ków czyli DIAGNOSTIC TROUBLE CODE). Nie mamy jeszcze kompletnych danych jak skończy się cała sprawa bo dopiero w nadchodzącym tygodniu mamy badanie, w które w nazwie ma częstotliwość drgań własnych układów będzie równa częstotliwości wymuszenia czyli rezonans. Na razie mieliśmy tylko badanie US... US... B czy jakoś tak :)
Wiem, wiem, piszę hermetycznie ("Of course you don't understand. I am speaking in the riddles, that's kind of the point, like a clue...that will later make you go: OH, THAT'S WHAT YOU MEANT" - czyli jak zawsze, jeśli ktoś nie zauważył, nota bene link prowadzi do kultowej sceny filmu, który niszczy system :D
Mówiąc (prawie) w prost, to nadal jesteśmy w diagnostyce i nie wiemy jeszcze czy będą nam najpierw zabierać pieniądze (kroić), a potem będą nam wybaczać dawne winy i przewinienia (rehabilitować) czy tylko będą wybaczać dawne grzechy, a pieniądze nam zostawią. Inna sprawa, żeby jeśli zdecydujemy się na pewne rzeczy "prywatnie", a nie na NFZ (Nie Fundujemy Zabiegów), to zdanie powyżej zaczyna mieć naprawdę głębszy sens...
Zamiast zatem szaleć na Silesia Race w Koszęcinie (już kiedyś szukaliśmy lampionów z Lisami nad Górą LASwartą :P ... albo coś w ten deseń), siedzimy w domu i podajemy się rekonwalescencji. Basia wyrzuca mnie jednak na rower, chce abym się chociaż trochę przejechał i nie siedział obok w trybie "stand-by"... na początku bardzo nie chcę, bo nie chcę jej zostawiać, ale nalega. Mówi, że dobrze mi to zrobi, że trochę ochłonę, bo chyba martwię się bardziej niż Ona... Po dłuższej wymianie argumentów, finalnie zgadzam się, ale postanawiam, że nie będę wyjeżdżał nigdzie dalej autem, tak aby w każdym momencie móc szybko wrócić. Do tego wieczorem ma do nas wpaść Lenon w odwiedziny... może rzeczywiście dobrze mi to zrobi. Postanawiam zatem reaktywować projekt "Bądź turystą we własnym mieście" i ruszam zobaczyć miejsca, które są tak na blisko, że odwiedzenie ich to dosłownie chwila, a jakoś nigdy nie ma na to czasu....
Np. Wzgórze Kaim... niesamowite miejsce z ogromną historią, a nigdy wcześniej tam nie dotarliśmy.
Jeśli ktoś nie zna, to jest to wzgórze pod które dotarła armia rosyjska w grudniu 1914. Innymi słowy carska armia stanęła u wrót Krakowa zagrażając miastu i to właśnie tutaj, na tym wzgórzu udało się Rosjan zatrzymać. Zobaczcie na mapie, że to wzgórze to w zasadzie obrzeża Krakowa, takie bardzo, bardzo bliskie obrzeża. Już nigdy więcej w IWW front wschodni nie podszedł tak blisko naszego Królewskiego Miasta, a patrząc jak wyglądały miasta po przejściu tego frontu, można przypuszczać - właściwie z dużą dozą pewności - że bitwa o wzgórze Kaim ocaliła Kraków.
Już w trakcie wojny w 1915! postawiono tu pomnik upamiętniający odparcie carskiej armii... i ja tu jeszcze nigdy nie byłem, bo "tak blisko, że można podjechać w każdej chwili".
Ruszam zatem szturmować Wzgórze Kaim.
Potem przeskoczę zobaczyć ten nasze nowe Malediwy i obczaję niemal gotową ścieżkę do Tyńca, zahaczając
Na koniec doj***bie mi śnieżycą, gradem i złem wszelakim... wrócę do domu tak przemoczony, że będę rozbierał się na korytarzu bo woda będzie ze mnie ściekać litrami. Na bulwarach Wiślanych wyzwanie rzuci mi jakiś patyczak (chude oponki, chuda rama, anemia nie rower, kierownica Mu się wygła w dół... dramat jakiś). Przekona się, że czołgi może nie mają duże przyspieszenia, ale jak już się rozpędzą to pod "koła" idzie wszystko: dzieci, psy, także patyczaka przemieli... może kiedyś go w tej Wiśle znajdą :)
Potrzeba mi tego było, Basia miała rację... rozładować trochę emocji. Pewnie komuś przez to uratowałem życie, bo mógłby te emocje rozładować na nim... do ostatniego naboju :)

Powyginało te ścieżki w tym parku... ale powyginało nie powyginało, to jakże zacny napis na bandzie. ZAFIREK to wypas gablota :)

Lokalne Malediwy, na wzór Malediwów w Jaworznie :)

Kraków to Kraków - Smoku musi być :)


Szlakiem Wielkiej Wojny

A miałem się dziś nie wytarzać w błocie... chyba nie umiem.
   Wzgórze to wzgórze, wysokość się sama nie wbije :)

Na szczycie Wzgórza Kaim

Tu ich zatrzymaliśmy w 1914... i tu ich zatrzymamy w 2023 czy 2024 jeśli będzie trzeba! Pogoda ostatnio bywa nieprzewidywalna i może dowalić im nagle GRAD, na przykład GRAD BM-21.

"...drogę do Krakowa ryglowało umocnione wzgórze Kaim"

Kto wie gdzie to jest :)

Malo znany (i dobrze) a jakże urokliwy lasek, witamy w Królewskim Mieście Kraków :)

Do drogi, do drogi, która zabierze mnie na zachód...

"Po drugiej stronie chmur zawsze jest czyste niebo..."

Ja też dostanę coś za pozowanie? Chociaż czekoladę...

Pas startowy :D sekwencja zapłonu...

Jeszcze nic nie zapowiada śnieżycy, która mnie dorwie na powrocie...



Kategoria SFA, Wycieczka