SFA
Dystans całkowity: | 27664.00 km (w terenie 23.00 km; 0.08%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 397 |
Średnio na aktywność: | 69.68 km |
Więcej statystyk |
Rajd HAWRAN 2022
-
DST
85.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze będzie znów stanąć po drugiej stronie mapy, zwłaszcza że Hawran zawsze rozgrywany jest w naszym ukochanym Beskidzie Niski. W tym roku będą to jego obrzeża, niedaleko Rymanowa Zdroju, więc pachnie mi punktem na niepowtarzalnej Cergowej (ja bym tam dał...), ale jak się za moment przekonamy, rajd wyrzuci nas zupełnie w inną stronę na mapie.
Powiem Wam, że trochę odwykliśmy od pobudek o 3:00 nad ranem. Kiedyś tak wyglądał niemal każdy weekend, "budzik na 3-cią" aby zdążyć na start o 8:00 rano gdzieś na drugim końcu świata, ewentualnie nawet na trzeci... tzn na drugim końcu trzeciego świata, albo trzecim końcu drugiego świata...?
Cholera, wiecie o co mi chodzi.
No ale ten rok, to cholera wiecie jaki jest... Niemniej skoro jesteśmy już przy końcu świata, skoro jedziemy w Beskid Niski, no to TA PIOSENKA musi polecieć w trakcie jazdy. Tak wiem, za każdym razem kiedy wpis na tym blogu dotyczy Beskidu Niskiego-ale-Stromego, to załączam ten utwór... no cóż, cholera, wiecie że to tradycja to tradycja, prawda?
Dobra, to tyle tytułem wstępu... ruszajmy z relacją z Rajdu Hawran 2022 z bazą w Odrzechowej.
Było to temu z rok (jak z rok temu? TERAZ)
Było w maju, pachniał bez w całym kraju (no ba!)
pewien Pan, miły Pan z Amsterdamu (jakiego Amsterdamu, z MIELCA !!! )
powiedział wprost "jedź z nami, droga Aniu" (parafraza klasyki polskiej piosenki - TUTAJ całkiem niezły cover)
Jestem umówiony z Andrzejem, że polecimy Hawrana razem. Zwykle jeździmy w trójkę, ale skoro Basia na razie nie może, no to pojedziemy w zubożonym składzie. Dokładnie tak jak to było na Liszkorze, kiedy zasypało nas sniegiem. Ale zaraz, zaraz (zaraz - taka duża bakteria...) na Liszkorze finalnie jechaliśmy w trójkę, bo dołączyła do nas Ania Witkowska. No to jak, jedziemy w dwójkę czy trójkę? Andrzej długo się nie zastanawia i mówi "Ania, jedź z nami". OK - czyli skład ustalony. Teraz trzeba ustalić jeszcze wariant (to będzie trudniejsze), a potem jeszcze go zrealizować... a że jednak mamy ciągoty do pato-nawigacji, zaczyna się pato-planowanie... Ania pyta czy będziemy się poruszać dzisiaj pato-ścieżkami. Zawsze, ale co w sumie rozumiesz przez ścieżki? Jak do Basi czasem mówię "Szkodnik patrzaj, tędy ktoś szedł", to nieraz dostaję odpowiedź "tak... i ten ktoś miał kopytka...".
Kopytka, krokiety, pierogi - nie jestem tutaj aby dyskutować o kulinariach. Przyjechałem tu czytać mapę i drzeć w poprzek przez wąwozy... a właśnie zgubiłem mapę :D
Dobra, żarty na bok - zaplanowaliśmy chyba nawet coś z sensem. Ruszamy zatem w trójkę w Beskid Niski... wprost z miejscowości o nazwie, co ODRZE-z-godności-i-s-CHOWA-punkty.
Pierwszy lampion to formalność - wiecie jak w szkolę: "jedynka na zachętę" :D
Jeszcze na asfalcie :D a tak serio, to wypaśne to VELO :D
(Szkodniczek, apel do Ciebie: zróbmy sobie kiedyś nasze własne CZARNE VELO, będzie hit, będzie grane w każdym wąwozie :D)

Z widokiem na Beskid i... Anię :)

"Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum..." (klasyk Mistrza Jacka)
No ewidentnie w tłum... ale w step też, a było to tak:
Musimy przejechać ogromnym polem w kierunku lasu, bo lampion jest ukryty w rozwidleniu jarów (PK43). Pole jest ogrodzone, ale jak to w Beskidzie Niskim, można sobie samodzielnie otworzyć "bramę". Właścicielka obszaru, która akurat jest tam obecna mówi: "Jedźcie, jedźcie śmiało", ale... stawia nam też jeden warunek. Trzeba przemknąć się niepostrzeżenie, bo na polu grasuje rumak. Pani dobrze zna tego przebiegłego ogiera... ostrzega nas aby zamknąć bramę, bo jak się konik dowie, że została otwarta, to będzie 3 dni hasał na polach i łąkach.
Padnie ze zmęczenia w jakieś prawne pole i dopiero po 3 dniach z MARCHWI wstanie :D
Pole sięga po horyzont, a żadnego konia nie widzę... chyba Pani się martwi na zapas. Gdzieby bestia wyczaiła, że będziemy otwierać bramę. Pani jednak ostrzega: "Nic go nie powstrzyma jak wpadnie w SZAŁ" (Podkowińskiego...). Wchodzimy i dosłownie chwilę później widzę... bieży... kłusuje... cwałuje. Wprost na nas. Rzeczywiście wpadł w SZAŁ. Patrzcie, mam nawet zdjęcie:

a nie, czekajcie, to nie to. To zrobiłem sobie z koleżanką, gdzieś w parku pod bolkiem. Była o to straszna chryja, bo ktoś zadzwonił, że Mu dzieci płoszymy czy jakoś tak. Straż miejska do mnie z ryjem o jakąś obrazę moralności... koleżanka cały drży, trochę też z zimna, bo z -10 było, krzyczy żeby jej pomogli... a ja nie wiem w czym mają jej pomóc, dała by spokój, sam dam radę. Nie umieją pacany docenić prawdziwej sztuki... no, ale miało być nie o tym. Inne zdjęcie miało być. O mam, no to jeszcze raz, PATRZCIE:

Bestia w kilka chwil jest obok nas i zagaduje zalotnie:
- Zostaw bramkę otwartą, dobry człowieku, albo zasadzę z Ci z kopyta...
Szkapa umie się targować... prawdziwy z niego negocjator, ale nie damy się zastraszyć.
Rzuciliśmy Mu na pożarcie dwójke innych zawodników i dzielnie zbiegliśmy z miejsca zdarzenia. Jak zobaczycie w wynikach DNF (did not finish) to już wiecie co się stało.
Sytuacja WIN-WIN, Bestia dała nam spokój, a konkurencja jakby mniejsza.
Pod koniec pola trzeba będzie trochę przyspieszyć kroku, bo "nasza szkapa" ekspresowo opierdoli do samiuśkich kostek, rzucone mu na pożarcie osobniki i zacznie ponownie kierować się ku nam. Ma przemiał, ten bucefał... niemniej udało nam się ujść z życiem...
... tylko po to aby chwilę potem zsuwać się po śliskich liściach, stromym zboczem do rozwidlenia wąwozów.
Piękny punkt, taki z tych co lubię... pamiętacie, że byłem już specjalistą od wąwozów na Hawranie:
Rok 2018... unikalne zdjęcie jak spadam do wąwozu, autorstwa śmiejącego się Szkodnika.

No właśnie... teraz wąwóz jest równie stromy, ale większy. Dziś jednak rolę spadającego w dół na ryj, zagra ktoś inny... przegrałem ten casting. Kolega z innej drużyny mnie uprzedził, leci właśnie na ryj w dół... aż łezka z zazdrości zakręciła mi się w oku. Ale mlasło tam na dole... zacne lądowanie.
A inna sprawa, że ktoś kiedyś (tak - piję do Organizatorów) narzekał, że robimy punkty nierowerowe - ten wąwóz był super rowerowy, po prostu VELO wąwoziada :)
Trasa iście rowerowa :D

Tędy jedziemy - jest extra :D

Zarys drogi jakby widać - to jest prawdziwy Beskid Niski :D

Andrzej odnalazł jakiś trakt :)

Kolorowo :)

Wariant godny... Leśmiana
Długi, długi przelot, ale za to z pięknymi widokami. Chwilę później zaliczamy kolejny punkt kontrolny (mostek), którego - nota bene - naszukamy się trochę, bo będą dwa mostki i punkt będzie na tym ukrytym w krzakach. Staniemy teraz przed decyzją, czy jechać sporym objazdem czy pchać się przez górę Patryję. Jak myślicie co wybraliśmy... tak jedzie z nami Ania, która mogła zaprotestować, ale w sumie sama chciała przez górę. "Przecież wiadomo, że jej nie odmówię, muszę się sprężyć bo podpychać nie lubię" (parafraza klasyki Franka Kimono).
Ciśniemy pod górę... pchamy rowery bo stromo... i w sumie nie wiem jak to się stało, ale rozmawiamy z Leśmianem o Andrzeju, albo na odwrót, nie pamiętam do końca konfiguracji, ale pamiętam tematy. Proste, że męskie sprawy bo rozmawiamy o DZIEWCZYNIE (według mnie najlepszy wiersz Leśmiana ever, genialny tekst - TUTAJ w wersji poezji śpiewanej)
Ja nie wiem jak to się dzieje... pchasz rower pod górę, po błocie... i zaczynasz rozmawiać o liczbach zespolonych (Hawran 2021) albo o poezji Leśmiana (Hawran teraz).
Ciekawe o czym będą dyskusje na podpychach za rok: "wpływ monsunów zachodnich na rozwój kolarstwa w Chinach"?
Finalnie wychodzimy na szczyt, pod ogromne wiatraki. Widokowo jest bajka :)
Bociek Stefan patrzy z niedowierzaniem na nasz wariant :)

Przez Wiatrakową Górę :)

Więcej wiatraków :)

Kirkut, kikut... Andrzej? Andrzej !! Chyba nawalił Mu GSB :D :D :D
Rozdział zbiorczy dotyczący kilku akcji, bo wszystkie działy się niemal w tym samym momencie i ciężko to podzielić na jakieś sensowne wątki.
Po zjeździe z Patryji zbieramy kilka punktów na "nizinach", aby chwilę później znowu zaatakować pagóry i wspinać się po stromych zboczach.
- bobrowisko robione wariantem "z wody", mimo że punkt wisiał na brzegu... jaki był sens przeprawiania się po złamanym drzewie, na drugą stronę, na której nie było lampionu... może kiedyś znajdę odpowiedź na to i inne egzystencjalne pytania :D
- mocno zarośnięty krzakami stary kirkut, z czołganiem się pod elektrycznym pastuchem
- wbicie na Główny Szlak Beskidzki (czerwony) i jazda dokładnie w odwrotnym kierunku niż niedawno z Lenonem
- Andrzej, który przeczytał opis punktu KIRKUT a punktem był KIKUT (drzewa). Ciśniemy czerwonym szlakiem, pośrodku gór, a Andrzej mówi, ciekawe że będzie tu kirkut.
Nie załapałem... nie kojarzę tutaj żadnego kirkutu, no ale przecież mogę o czymś nie wiedzieć... no ale kiedy kolega w okolicy punktu, w środku beskidzkiego lasu zaczyna szukać macew... to my z Anią zaczynamy dochodzić do wniosku, że coś jest bardzo nie tak... :D :D :D
"To nie tak, nie tak, nie tak, dziewczyno, nie tak nam miało być, mieliśmy razem iść..." po lampion, a Andrzej szuka macew :D
Uwaga wielka seria zdjęć:

Lampion przy macewach

Podniebny jelonek :D

Drzewo na polanie - potencjalny kandydat na... :)

...punkt kontrolny :)

Czy mi się wydaje, czy Oni jadą jakoś tak krzywo, coś Ich znosi :)

A nie! Wszystko pod kontrolną... spacery z rowerem :)

GSB :)

"Live your life by a compass, not by a clock"

Naprawdę zielony ten czerwony szlak :)

Ale jednak czerwony :)

Bardzo czerwony :)

No i właśnie... tutaj Andrzej też odwalił mocną akcję. Jest wykrzyknik? No jest, za moment, nawet będzie znak, że szlak skręca. Ja się zatrzymałem zrobić to zdjęcie, a Andrzej pociął w dół. Dojeżdżam do skrętu szlaku, a tu ściana... po prostu pion. Patrzę, Andrzeja nigdzie nie ma. No bez jaj... nie zjechałby tego. A nawet jeśli, to ile mi zajęło zrobienia zdjęcia? Musiałby przejść tędy z jakaś chorą prędkością, aby Go już nie widział... no chyba, że pociął na wprost, bo nie zauważył skrętu.
Hmm... ANDRZEJU, ewidentna awaria GSB (Głównego Szlaku Beskidziego). Dobrze, że finalnie nasz Towarzysz zorientował się, że "poszedł jak dzik w maliny" i zawrócił :D
Wykrzyknik! Co to może oznaczać :D ?

Ten szlak jest boski :)

Jedni ostro pedałują :)

...a inni po prostu sielanka :)

Szkodnik bufetowy czyli "za czym kolejka ta stoi? Na co w kolejce tej czekasz?" (KLASYK KLASYKÓW)
Jak to za czym? Za jedzeniem, bo to punkt żywieniowy! Szkodnik nie może mi dziś towarzyszyć i poniewierać się po krzorach, ale zabezpiecza bufet. Dostał misję najwyższej wagi (zwłaszcza, jak się nie opamiętam...), więc wydaje smakołyki i trunki strudzonym wędrowcom. My do takich należymy, więc korzystam ile się da z dobrodziejstwa rajdowej spiżarni.
Po raz kolejny się przekonałem, że w małżeństwie "On Ją kocha za żarcie, Ona za wzięcie" :D :D :D
Ech Szkodniczku, już niedługo wrócisz do ciorania się chaszczach, a skoro poszedł w tytule taki a nie inny utwór, no to specjalnie dla Ciebie:
"Bądź jak kamień, stój - wytrzymaj,
kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina
przez noc, przez noc, przez noc" :* :* :*
Już niedługo!!!
Dobre kradzione zdjęcie od Ani - tzw. Magic of the Moment (dziękujemy!!!)

"Don't go by the river
If you love your wife
'Cause you'll make that girl a widow
And you'll cause her pain and strife
(...)
Don't go by the river side,
You'll be sorry if you do!
(...)
Don't go by the river side,
'Cause you might meet me if you do!" (całość TUTAJ)
Dokładnie tak, jak pojedziesz nad rzekę, to spotkasz mnie... a w zasadzie i nas. Musimy jakoś przedostać się do wielkiego wodospadu, na którym ma wisieć lampion, ale nie ma tutaj mostu.
Finalnie okaże się, że lampion zaginął... rzadkość, zwłaszcza w takich mniej dostępnych miejscach, ale jednak.
Niemniej skoro nie ma mostu to trzeba jakoś sobie radzić. Moi Towarzysze (i to oboje) są zdania, że przez rzekę najlepiej przerypać w poprzek... nie jestem fanem, takiego pomysłu, bo wolałbym "po kamyczkach", ale wydają się wiedzieć co robią. Lubię drzeć na dziko, ale jak nie ma innego wyjścia, a Oni nawet nie sprawdzili wszystkich możliwości - oczka się Im zaświeciły widząc wodę i dawaj przez... no dobra, co robić, idę za Nimi. Czasem po kolana w wodzie, ale idę za Nimi... jak się czasem zastanawiam, jak - naprawdę jak - to my jesteśmy kojarzeni z dziwnymi wariantami. Jak się dowiem, że 100 metrów dalej była tama lub kładka... to wytnę Mu ślepą kiszkę... a jak takiej nie ma, to się najpierw jakaś oślepi i potem wytnie :P
Andrzej, czy to na pewno ta droga, którą chciałeś jechać :D ?

Szacun za suche opony :D

Dwa słowa o rajdzie jako takim:
Muszę przyznać, że trasa jest piękna. Rewelacyjna. Dlatego też znowu poleci poniżej spora seria zdjęć, bo było co podziwiać (na przykład stary zabytkowy młyn) czy właśnie wspomniany wczesniej wodospad. Organizatorzy naprawdę się postarali aby dzisiejszy rajd był iście zacny i na wypasie - tak ja wiem, jak się robi imprezę w Beskidzie Niskim, to już na wstępie ma się +2 do efektu WOW, ale nie zmienia to faktu, że zrobili kawał dobrej roboty.
Pomału jednak zaczął się nam czas kończyć i trzeba było się zdecydować co dalej...
Jest przepięknie :)

Takie punkty kontrolne lubię :)

Dobry techniczny zjazd :D

Biały szum BADAM TSSSS... (tak wiem, to było tak strasznie hermetyczno-suche... a jak ktoś nie ogarnął to TUTAJ)

No bez kitu, postawa postaci na zdjęciu sugeruje lekkie zaskoczenie tejże postaci...
więc mam ochotę dać tytuł "Mała Ania w Wielkim Młynie" (horror nawigacyjny, klasy B) :D :D :D

UPALANIE level... DRAPIEŻNIK :D
Próbuję moja ekipę namówić na jeszcze jeden punkt. Mamy przecież prawie 30 min. Owszem nie jest najbliżej, ale szansa jest spora. Są jednak sceptyczni czy zdążymy, ale przecież jest ryzyko, jest zabawa. A tak naprawdę, ryzyko można skalkulować, czyli cisnąć po punkt a jak się okaże, że idzie wolniej niż planujemy to się wycofać.
Ania woli jednak zjeżdżać do bazy, Andrzej się waha... zwłaszcza, że namawiam tak naprawdę na 3 różne punkty. Nie chcą punktu A, to namawiam że w takim razie może B, a jak nie to niech będzie C. Asertywni się znaleźli, po szkoleniach jakiś :P
Ania nie chce dziś finiszować na sekundy przed limitem, a może się tak to skończyć jak pojedziemy. Andrzej nazywa mnie drapieżnikiem i mówi do Ania, że "Oni tak zawsze"... że niby zmęczeni w trakcie rajdu, wolniejsi, jak się zaczyna zbliżać koniec limitu czasowego, to odżywamy i dziczejemy.
Finalnie Andrzej uda się namówić na wypad po jeszcze jeden lampion i rozdzielimy się z Anią. Pociśniemy ile sił w nogach, stając do boju z czasem, którego coraz mniej.
Ostatecznie się to opłaci, bo wyhaczymy ten lampion i wrócimy do bazy na kilka minut przed końcem czasu.
Nasz wynik da dziś Ani drugiej miejsce na podium, czyli chyba nie było źle jeśli chodzi o tempo :)
W bazie czeka już na mnie Szkodniczek, a potem ognisko do późnym godzin nocnych... piękny dzień w pięknym miejscu.
Tylko bardzo mi szkoda, że Basia nie mogła zobaczyć tej trasy... ech trudny dla nas to rok, oj trudny.
Upalanie czyli finisz ARAMIS style :)

Kategoria Rajd, SFA
Notatki z sympozjum poświęconemu SILE KORNOlisa
-
DST
1.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rok 2021 to była obserwacja pola walki... i czajenie się, na zasadzie "robimy czy nie?"... finalnie bojąc się kolejnego lock-down'u (pamiętajcie, że pierwotną datą imprezy był marzec), uznaliśmy, że rajd zrobimy dopiero w 2022. Co więcej - dla bezpieczeństwa - przeniesiemy go na maj.
Alchemik KORNOlis

Trasa dochodziła z Ciężkowic aż pod Jezioro Rożnowskie

Wężysław Snejku pomagał nam rozwieszać trasę :)

No i mamy maj 2022, więc ruszamy z Siła KORNOlisa na nowo.
Planujemy ją jako ewidentnie CZARNĄ imprezę... no innej opcji po prostu nie ma. Jesteśmy Czarni z natury, a niektórzy także i z wyboru (mowa o Szkodniczku), a to zobowiązuje.
Robimy kolejną edycję Czarnego KORNO mimo, że chyba wszystko się spiknęło przeciwko nam...
Na listę startową zapisały się nawet takie postacie jak "4 jeźdźcy apokalipsy".
ZARAZA - Pan Demik na liście startowej to był już od marca 2020...
WOJNA - pandemia pomału się kończy (chyba...), ogłaszamy zatem, że robimy rajd... i wybucha wojna na naszej wschodniej granicy. (Ja wiem, że korelacja to nie przyczynowość, ale przypadek???)
ŚMIERĆ - niestety, dwie osoby związane z edycją 2020 rajdu zmarły... masakra :(
Najpierw dowiedzieliśmy się, o Burmistrzu Ciężkowic. Człowiek z którym ustalaliśmy wszystkie sprawy przed marcem 2020, osoba niesamowicie zapalona do pomysłu tego rajdu... zachorował na COVID. Ciężkowice budując (w ciągu tej dwuletniej "obsuwy") Park Zdrojowy upamiętniły Go na obelisku obok głównej bramy... teraz chyba już wiecie sami, dlaczego jedem z punktów kontrolnych (typu X zagadka) powiązany był właśnie z tym obeliskiem. Ten rajd to trochę taki nieoficjalny memoriał poprzedniego Burmistrza Ciężkowic...
...z resztą nie tylko jego. Jak pewnie zauważyliście, niektóre punkty kontrolne znajdowały się na prywatnych posesjach, oczywiście za pełną zgodą ich właścicieli, którzy udostępnili Wam różne ciekawe miejsca/obiekty/przedmioty: beczka Wehrmachtu, mini-wiatrak, ruiny starej szkoły, itp.
Jeden z takich punktów powiązany był z drugą osobą, której także już z nami nie ma... nie chcę za bardzo o tym pisać, bo to bardzo smutna sprawa, ale wspomnę Wam tylko tyle, że czasami życie potrafi kogoś tak bardzo przytłoczyć, że nie widzi się w nim już tego piękna, które nadal dostrzegają inni.
Do Moniki i Tomka gorzko czasem ironizujemy, że pozostał nam już tylko GŁÓD... i czekamy aż firma cateringowa w dniu rajdu wypowie nam umowę. Byłby komplet wszystkich 4 jeźdźców..
No było pod górkę z organizacją... niesamowicie pod górkę... mimo, że nowe władze gminy również pozytywnie odpowiedziały na pomysł rajdu.
Wodospad w miejscowości, której nazwę trzeba było ustalić

Niewielu członków gości bo to RUDA KAMERALNA

Po raz kolejny robiliśmy tabliczki dla (do tej pory) bezimiennych górek :)

Skała "Wieprzek"

Jeszcze w 2020 roku nawiązaliśmy współpracę z Przewodnikiem po Skamieniałym Mieście i okolicach - Piotrem Firlejem. Człowiekiem, który służy tylko jednej Królowej - Jej Wysokości Brzance i w sumie to jest Batmanem, bo wszędzie chodzi (i chroni) nietoperze. TUTAJ scena jak Piotr dorwał kogoś kto chciał zniszczyć budkę dla nietoperzy. Tak więc, powiadam Wam, nie niszczcie budek dla nietoperzy bo Was Piotr znajdzie... jeszcze w 2020 roku dedykowałem Mu tą piosenkę.
To On pokazał nam kilka niesamowitych miejsc na pogórzu i niektóre punkty kontrolne to tylko i wyłącznie jego zasługa:
- Beczka Wehrmachtu (Piotr to dogadał)
- Obserwatorium czyli Kosmos w Lesie (także Piotr)
- LOP dla trasy rodzinnej w Skamieniałym Mieście (któż by inny...)
- Stary Kirkut czy Trójnóg z widokiem 360 stopni (no ba!)
To nie jest kompletna lista :)
Ogromna, ogromna, ogromna pomoc, za którą bardzo, bardzo, bardzo dziękujemy. Nie mówiąc już o zorganizowaniu grupy do zbierania lampionów, tak że teraz po tygodniu od imprezy, ze 100 pkt kontrolnych wiszą już tylko dwa (które zbierzemy w niedzielę). Po prostu niesamowite !!
Jakby tego było mało, to Piotr w bazie zorganizował wykład dla uczestników rajdu. Wykład o... a jakże!... nietoperzach!
Takie wykłady to tylko ułamek jego działań w ramach programu: "LIFE+ Podkowiec Towers". Ten program to zaplecze techniczne Batmana, możecie poczytać o tym TUTAJ.
Punkt kontrolny pod budką dla nietoperzy

Stare wodociągi

Alchemik KORNOlis dopadł kogoś na szlaku...

Poniżej znajdziecie trochę zbiorczych zapisków z układania trasy (a więc jesień/zima 2019/2020 oraz odświeżenie jej w lutym i marcu 2022).
a) cmentarz wojskowy w Łużnej "Pustki" - czy ja muszę mówić coś jeszcze.. niesamowity, podświetlony w nocy. Stał się jednym z dwóch flagowych punktów naszej trasy.
Niesamowite miejsce....

...robiące ogromne wrażenie

b) Kocioł Babe-Yagi (...a "Baba Yaga łachów batem smaga" - nie idźcie za tym linkiem, ostrzegam...). Niesamowite miejsce znalezione trochę przypadkiem, akurat wtedy kiedy myśleliśmy gdzie i jak zrobić punkt żywieniowy. W Kobylanach była "CHAŁWA NA WYSOKOŚCI", a w Lanckoronie "Góralki w Tatrach"... Kompletnie nie mieliśmy pomysłu jak zrobić "żywieniówkę", posucha umysłowa po prostu... i nagle BACH... nie, nie Jan Sebastian, ale BACH! (taki dźwięk huku, tak?) BACH... wielki gar w lesie, kiedy robimy rekonesans Polichtów.
Rewelacyjne miejsce na punkt. Pomysł aby umieścić w nim dzieci: Grześki, Kubusie, Danusie, Michałki aż sam się nasuwał.
Dlatego jednym z waszych zadań zostało "uratować dzieci w kotła" :D :D :D
Kocioł :)


c) DIOBEŁ :D - kolejny chory punkt. Szukamy dobrego miejsca na punkt, ale taki "połączeniowy" aby odciągnąć zawodników od głównej drogi i zrobić połączenie między innymi punktami. Trochę nic tu nie ma, ale ktoś - już nie pamiętam czy Basia czy Lenon, a może ja - mówi, patrzcie, ten pień wygląda jakby miał rogi. Jakby mu dorobić oczy to będzie Diabeł....no co znaczy "jakby" !! Robimy oczy i kły !! Malujemy go odblaskową farbą i jest DIOBEŁ.
Któryś z zawodników mi mówił, że w wiosce poniżej mówili Mu aby nie szedł do lasu bo tam Diabeł starszy!!! Nie wiem czy to prawda, ale wiem że tak się rodzą legendy! I o to chodzi.
Diobeł w nocy :)

d) Ambrozja Menelaosa :) i znowu przypadek... eksplorujemy lasy Pogórza i znajdujemy na drzewie "Krupnik" przypięty paskiem do drzewa.
No nietypowe, ale stwierdziliśmy, że skoro tu był, to my ten punkt odnowimy i tak doszły kieliszki oraz lustro.
A opis punktu to inna nazwa Denaturatu znaleziona w internetach... nieważne, że ambrozja to ciało stała i powinien być nektar. Internety nie mogą się mylić!
Chociaż ja i tak jestem fanem nazwy "Błękit Paryża" :D
Menelaos zadowolony :)

Wypadek Basi... no to był - mówiąc korporacyjnie - GAME CHANGER.
Operacja kolana 18 marca... 8 tygodni o kulach... no nie pomogło to w organizacji KORNOlisa.
Skróciliśmy trasę o około 20 punktów... nie dałbym rady jej sam rozłożyć. Owszem Lenon bardzo nam pomógł ale nie był z nami na każdej eksploracji trasy, więc nie mogliśmy się podzielić na zespoły uderzeniowe. Czasem robimy tak, że puszczam Basię i Lenona na szlaka gdzie są do rozłożenia punkty, sam jadę rozłożyć dwa, trzy lampiony i odbieram Ich na końcu szlaku.
Tym razem jeden kierowca i jedna osoba, która była w punkcie podczas eksploracji... musieliśmy skrócić trasę.
Naprawdę baliśmy się, że ten wypadek całkowicie uniemożliwi nam zrobienie tego rajdu...
Ruiny starej szkoły

Kamieniołom :)

Stary cmentarz z IWW

Leśne boisko :)

A dla ciekawych tutaj zagadki jakie mieliście na trasie i dwa słowa komentarza!
X22 - dorzecze rzeki Białej
Pod nogami - metalowa pokrywa
napisz na karcie: co się pod nią skrywa?
X21 - menuet
Jaki utwór fortepian wygrywa?
INFO tablica odpowiedź skrywa!
X30 - złoty
Podejdź blisko, jeśli trzeba to po kryjomu
i weźże mi podaj, kolor wiszącego tu dzwonu
X34 - kaczki
Zwierzaki! Spotkasz je na swej trasie
Pisz wartko, co żółtego tutaj się pasie
X35 - o jakie tu były odpowiedzi... SARNOLIS była najlepszy :D
Kto na ławkach tutaj siedzi?
W kartę wpisz DWIE odpowiedzi
Trochę mi to przypomina TEN KAWAŁ.
X36 - klamka w kształcie RĘKI
Czy byłby to jeszcze dom czy już zamek
No... nie robią już dzisiaj nigdzie takich klamek
No więc... droga Koleżanko, drogi Kolego
napisz co jest w niej charakterystycznego
X37 - BENTOS
Krótkie zadanie - takie z przyziemnych
Jak się nazywa ogół organizmów dennych
nie myśl tyle i nie drap się po głowie
tablica - choć nie wprost! - prawdę Ci powie
X41 - kwestia policzenia łusek
W głębi kaplicy będzie twoje zadanie
ŁUSKI PO POCISKACH? A może coś innego?
Pytam o to wielkie, wiszące na ścianie
czymże by to nie było, to ile tu tego?
X42 - jak byk był tu napis "KAPLICZKĘ TĄ POSTAWIŁ DZIAD" (ale odpowiedzi to tu też były przeróżne...)
Fajno, żeś się dziś i tu zjawił
Spójrz teraz na napisane słowa
Kto tę kapliczkę tutaj postawił?
To tyle! Odpowiedź gotowa!
X47 - czołg RUDY 102 :)
POWSPOMINAĆ trochę - nigdy nie zaszkodzi
JAKI POJAZD, numer obiektu na myśl Ci przywodzi?
i Szarik nim jeździł - no to jak, wiesz już może?
X50 - ha, zrobiliśmy specjalnie kłódkę z napisem TROPIE PUNKTY KONTROLNE. Wisi on na kładce w miejscowości TROPIE :D
Kłódki na mostach? W sumie rzecz typowa
Czasem jest ich tyle, że możne rozboleć głowa
TĘ DREWNIANĄ zrobili rajdu Organizatorzy
odpisać z niej napis - bądźcie zatem skorzy!
TROPIĘ W TROPIU :)

X51 - Cyjanogenne Glikozydy (Parzydło Leśne)
Na brzegu tego oto strumienia
Rośnie roślina - dziwna z imienia
Jaj nazwa... no, niczym z legend bestia
odkryć ją... aaa, to już twoja kwestia
Zadanie? sprawę masz tu niemal prozaiczną
podają tą trudną, dziwną NAZWĘ CHEMICZNĄ
X60 - Przysmakiem kuny (nie, nie DIABŁEM, Patryk)
Srogie piguły brał autor tej ściężki
i do dziwnych wizji, jego głowa skora
to jasne, że wiewiórka lubi orzeszki
ale czymże ona jest, według autora?
X61 (Wezuwiusz)
I na Golgotę przyszło Ci ruszyć swą d...pupę
gdzie pod ciężarem kamieni aż zwiędła trawa
odnajdź na szczycie ich pokaźną kupę
skąd pochodzi ten o którym piszą, że to LAWA?
X70 (Św. Spiridion)
Słyszałeś kiedyś o takiej postaci?
A stoi tu ona i w lecie, i w zimie
Świętych poczet dumnie bogaci
Powiedz proszę: JAK MA NA IMIĘ?
X80 - 200l paliwa
Sturmbannfuhrer beczkę zgubił
smutnie teraz głową kiwa
wszak ją bardzo przecież lubił
ile weszło doń paliwa?
X83 - pięknie to się prezentuje, naprawdę pięknie
4 kolumny - pomiędzy nie skieruj swój krok
a potem odważnie, wprost w niebo wbij wzrok
i odrysuj, proszę ja Ciebie
jaki kształt ujrzałeś na niebie?
X90 - ilość łusek w okienku (dużo :D )
Przyszli spomiędzy drzew i skał,
w liczbie - około jednego pułku ćwierć,
w mundurach w kolorze FELDGRAU
za nimi kroczyła i Śmierć...
dlatego dziś tu i kwiaty i znicze,
ale gdy spojrzę w okienko na ścianie
to ile w nim łusek dzisiaj naliczę?
X91 - widać na zdjęciu :D razem z Lenonem odmalowywaliśmy napis bo po 2 latach był trochę nieczytelny...
Odnajdź jeziorko gdzieś pośród lasu
a potem niczym prawdziwy skryba
tylko wartko - bo szkoda dziś czasu
napisz "CO POWIE RYBA?"

Jeziorko :)

Dwie akcje z rajdu były boskie
Po pierwsze: Kłoda, kładka czy kłódka?
Każde było punktem kontrolnym w innym miejscu:
- kłoda w rzece (znaleziona na google maps :D podczas przeglądania terenu)
- kłódka na kładce (TROPIE PUNKTY KONTROLNE)
- kładka nad rzeką...
Umiejętność czytania się przydaje, bo to jak mieszali te punkty zawodnicy to jest kosmos.
Rysowali kładkę zamiast kłódki, szukali kładki zamiast kłody.
Wiewiórka to DIABEŁ !!!
Czym jest wiewiórka? Według tablicy informacyjnej, wiewiórka jest przysmakiem kuny.
Według niektórych zawodników, którzy odczytali z tablicy tylko tyle, że znajdują się w Diabli Skałach... wpisali w kartę odpowiedź: DIABEŁ.
Tak więc, wiewiórka to DIABEŁ. Pogódźcie się z tym :)
Źródełko :)

Stary kirkut

Stara Latarnia (niegdyś do oświetlania drogi wędrującym kupcom)

Ruiny zamku w Rożnowie

Rajd, rajd i po rajdzie...
Siła KORNOlisa domyka pierwszą trylogię SFAROC'a, tworząc (jak to bywa w trylogiach) pewien tryptyk:
- Wiosenne CZARNE KoRNO: Lodowe Piekło (tak jakoś wyszło... pogoda postanowiła wziąć udział w rajdzie jako wasz rywal)
- Kompania KORNA
- Siła KORNOlisa
Nim powiem Wam co będzie dalej, to zdradzę Wam o czym miała opowiadać druga trylogia SFAROC'a.
Epizod IV: Piekło KORNOkorum
Epizod V: Maski KORNOwału
Epizod VI: KORNA chata (lub Zaraza KORNOvirusa... ale nie mamy pewności czy ta nazwa przeszła by w gminie)
KORNOkorum miała zabrać Was (umownie) w góry... umownie, bo robienie rogainingu na 100 punktów kontrolnych w górach, trochę mija się z celem, skoro najlepsi - NIE-w-górach - robią 70-80% trasy.
Poza tym góry, trochę zabierają wariantowość bo najczęściej optymalny wariant to "szlakiem"... Rajd na pogórzach, gdzie jest gdzie ponosić rower i jest gdzie zaliczyć srogie podpychy, trochę nam rekompensuje brak "gór - gór".
W KORNOkorum znajdować się miała niezdobyta twierdza Lorda SFAROC'a... ostatni bastion tej złowrogiej dramatis personae. Po klęsce pod Kobylanami, odsieczy lanckorońskiej oraz kampanii ciężkowickiej, to właśnie tam miało dojść do decydującej bitwy o przyszłość Królestwa Lampionu.
Maski KORNOwału miały przynieść Wam świadomość, że śmierć Imperatora wcale nie musi oznacza końca Imperium. Po upadku Lorda SFAROC'a siły ciemności pogrążyły się w wewnętrznych walkach o władzę... walkach, które wygrał okrutny Generał ROCSFA ot Awruk... oficer będący niegdyś w opozycji do Mrocznego Lorda, ale w pewnym momencie postanowił odwrócić (sic!) - czaicie bazę?, ODWRÓCIĆ - swoje sympatie i przekonania. Generał przybywa do Królestwa Lampionu jako emisariusz "Nowego Rozdziału"... przybywa na wielki bal - karnawał, wyprawiony na cześć zwycięstwa... w teorii ma rozmawiać o normalizacji stosunków między dwoma krainami, ale to tylko pewna MASKA. W rzeczywistości jego celem jest poróżnienie różnych formacji wojskowych Królestwa i skłócenie ich ze sobą, a gdy staną się niezdolne do działania, Generał planuje przeprowadzenie nowej ofensywy, celem pozyskania nowych lampionów... czy Rycerze Orientu zdołają udaremnić takie niecne plany?
Fabuła KORNEJ chaty (Zarazy KORNOvirusa) miała być następująca: SFAROC i ROCSFA zostali pokonani... Królestwo Lampionu wydaje się bezpiecznie... ale to tylko pozory. Przed śmiercią Lord SFAROC rzucił straszliwą klątwę, której skutki zaczynają być pomału zauważalne. Bitwa z Generałem ROCSFA odwróciła uwagę od dziwnych zjawisk zachodzących na rubieżach Królestwa... gdzie lampiony, jeden po drugim, znikały... a może nie tyle co znikały, ale nie udawało się ich odnaleźć?
Królewska Rada Medyczna stawia przerażającą diagnozę, to virus... WYBATOŻAK LAMPIONELLI, który powoduje że ludzie tracą umiejętność nawigacji.. zarażeni nie są w stanie odnaleźć lampionów. Nim plaga rozleje się po całej krainie, Rycerze Orientu muszą raz jeszcze wyruszyć na szlak w poszukiwaniu odtrutki.
Naprawdę nadal to czytacie? Podziwiam :)
Jeśli zadajecie sobie pytanie czy jesteśmy pojebani... to TAK, jesteśmy.
Każdy z tych rajdów poprzedzony byłby odpowiednią kampanią promocyjną (zdjęciową) - jak widzieliście Kompania KORNĄ i Siłę KORNOlisa to wiecie czego moglibyście się spodziewać.
Do Piekła KORNOkorum mialem już nawet kadr na główny plakat. Tak - kadr... nie umiemy w Photoshopa, nie ogarniamy grafiki... jak potrzeba zdjęcia eksplodującego wulkanu to się robi eksplodujący wulkan i fotografuje... nauczył nas tego, w dawnych czasach Marek (nasz główny Trener szermierki), kiedy kręciliśmy różne pokazowe filmiki SFA
Marek: Wiecie jak kręci się w SFA scenę kaskaderską postaci "Radek skacze z nasypu" ?
My: Nie
Marek: Mówi się "RADEK, skocz z nasypu" :D
Mostek

Uwielbiam takie punkty kontrolne :)

Cmentarz "Głowa cukru"

Historia tego miejsca

Dlaczego jednak piszę wszystko z perspektywy "miał/miały/miało być"... kogoś ta forma czasownika mogłaby lekko zaniepokoić. No właśnie... mówi się, że najlepsze opowieści to te niedokończone. Wiele opowieści zaczyna się niesamowicie, buduje fantastyczny klimat, ale jesteśmy rozczarowani zakończeniem, bo nie jest ono w stanie spełnić oczekiwań wywołanych toczącymi się wątkami. Wygląda na to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie taką niedokończoną opowieścią... pierwsza trylogia za nami, ale druga pozostanie już raczej tylko na papierze. Nie musi to jednak oznaczać końca CZARNYCH rajdów... owszem może, ale przecież nie musi. BA! może to być początek czegoś zupełnie, zupełnie nowego.
Nadszedł chyba już czas aby ruszyć do przodu. Pewna formuła się wypełniła i nie ma przestrzeni na jej kontynuację. Stowarzyszenie ROC pragnie skupić się na swoich autorskich projektach, a jako że mają do organizacji szereg innych imprez (jak Liszkor czy sierpniowe KORNO), po prostu nie są w stanie dłużej obejmować nas taką opieka jak do tej pory.
Musicie jednak pamiętać, że to właśnie
"KORNO zrodziło ARAMISY, CZARNE KORNO dało Im siłę" (parafraza cytatu z genialnej serii "Wojna Dwóch Światów")
Jurajski Orient w maju 2013 roku to był nasz pierwszy rajd na orientację w życiu. To właśnie impreza autorstwa Moniki i Tomka pokazała nam czy jest orienteering, sprawiając że zachorowaliśmy - chyba już nieuleczalnie - na bakcyla orientu. Gdyby nie Oni, nadal jeździlibyśmy tylko na wycieczki, a nie ciorali się po jakiś lasach i bagnach szukając lampionów.
To także właśnie Monika i Tomek umożliwili nam zrobienie naszej własnej, pierwszej imprezy na orientację.
W tym miejscu chcielibyśmy Im zatem niesamowicie podziękować za obie te rzeczy: za pokazania nam rajdów i za możliwość uczestniczenia w ich organizacji jako budowniczowie trasy.
To była niesamowita współpraca, ogrom ciężkiej pracy (dużo cięższej niż nam się wydawało), ale także i fenomenalna zabawa. Czasami były to niezliczone problemy i partyzanckie rozwiązania, a czasem epicka kampania, gdzie wszystko szło "jak po sznurku". Słowem: samo życie.
Doświadczenie zdobyte na KORNO pozwoliło nam także zaangażować się w budowę tras takich rajdów jak Rajd IV Żywiołów oraz aż dwóch Mordowników (Zawoja, Beskid Mały).
"Nietypowe, ale w sumie nie mam zdania...
Figura Święta, a kolano odsłania!
A teraz, Ty - nawigacji Wikingu
odnajdź ją na przy-klasztornym parkingu"

Nasza kolejna tabliczka :)

Trójnóg :)

Co dalej?
Ciężko powiedzieć tak na szybko, ale powiemy Wam że pokochaliśmy budowanie tras... tworzenie zagadek i znajdywanie nietypowych i ciekawych miejsc w terenie. Jesteśmy zdeterminowani aby organizować - teraz już własne - imprezy, ale nie wiemy jeszcze czy nam się to uda. Bez administracyjno-organizacyjnego wsparcia jakie zapewniało Stowarzyszenie ROC będzie ciężko, ale chcemy jednak spróbować. Pozostanie pewna ważna kwestia: KORNO to marka sama w sobie, ale to marka Moniki i Tomka. To Oni ją stworzyli i dlatego, jeśli uda nam się zorganizować własny rajd, będzie on musiał odbyć się pod zupełnie inną banderą. W praktyce oznacza to, że historia Lorda SFAROC'a pozostanie niedokończona. Dziękujemy jednak, że przez te lata, byliście w niej z nami.
Jednocześnie mamy mały apel do Was. Jeśli ktoś chciałby spróbować współpracy z nami pod kątem nowego CZARNEGO rajdu to zapraszamy serdecznie. Może i jesteśmy krnąbrni, ale na pewno nie rozwydrzeni, więc da się z nami dogadać. Mówimy tutaj, przede wszystkim, o współpracy administracyjnej (ale oczywiście jeśli ktoś by chciał przyłączyć się także do budowania tras, to również zapraszamy serdecznie). Obecnie jesteśmy na etapie sprawdzania różnych dostępnych opcji, a więc jesteśmy także otwarci na wszelakie rozmowy. Plan jest taki aby jakiś CZARNY rajd, na stałe zagościł w kalendarzu imprez INO, ale czy to będzie możliwe i jeśli tak, to w jakiej formie... no cóż, czas pokaże.
Wasz partner do rozmów :)

Kolejni partnerzy do rozmów :)

To chyba tyle na dzisiaj.
Do zobaczenia gdzieś na szlaku... lub (częściej) poza nim.
Zdecydowanie poza nim :)
A teraz ostatnie już zdjęcia z trasy rajdu oraz linki do relacji Zawodników:
Oficjalna galeria autorstwa Nataszki:
- BAZA
- TRASA
Relacje uczestników:
- Ania (Trasa TR24)
- Tadeusz (Trasa TP24)
- Sergiusz (Trasa TP24)
- Kamila (Trasa TP12)
- Misiek-w-chaszczach (Trasa TP24)
- Kraina Podkowca
- Tomasz (TP7)
- Grzegorz (TP7)
- Kumple Żwirka (TP12)
- Hubert (TP7)
- Krzysiek (TP7)
Dokładnie tak!

W drzewie :)

Diable Boisko

Jeden z najtrudniejszych nawigacyjnie punktów :)

Zabawy podczas nocnego rozwieszania punktów :)

Kategoria Rajd, SFA
LANS(z)KORONĄ na Mioduszynie
-
DST
63.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszam zatem odwiedzić punkty kontrolne własnego rajdu, bo okiem organizatora trasa zawsze wygląda trochę inaczej... a zatęskniłem trochę za Lanckoroną i Mioduszyną. Mioduszynę poznaliśmy właśnie dzięki Kompani, bo "wpadała" nam podczas eksploracji, a znajduje się na niej "unikalna" wiata z niesamowitą inskrypcją... no zakochany jestem w klimacie tego miejsca, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ruszam w samotną poniewierkę po Beskidzie Makowskim zwanym Średnim oraz Myślenickim. Chcę się poczuć jak skazaniec z Kompani KORNEJ oraz chcę odwiedzić Mioduszynę. Chciałbym jednak aby była "odległym" celem, więc planuję srogie przewyższenia do drodze: najpierw niebieski szlak bez Las "Groby", potem - nadal niebieskim - Koskowa Góra, tam "przerzut" na żółty i polecę całe pasmo Koskowej, aż do czarnego szlaku, który doprowadzi mnie (ponownie pod kątem koloru, acz do innego) niebieskiego. Tenże zaprowadzi mnie na Mioduszynę... pozostanie tylko przejechać przez Zembrzyce i potem czerwonym przez 2x Chełm w drodze powrotnej. Trzaśnie 1800m przewyższenia i mnie to trochę sponiewiera, ale pozwoli mi też po raz kolejny przemyśleć pewne rzeczy z ostatniego tygodnia. Naprawdę, kiedy dymacie pod górę pchając rower, nie mogąc złapać oddechu, to właśnie wtedy myśli się najlepiej. Trudny to dla nas rok, a liczba ludzi na których wydałem wyrok śmierci rośnie :P - trzeba zacząć wykonywać, bo się do grudnia nie wyrobie, a ponoć przynosi pecha, przesuwanie egzekucji na kolejny rok :)
Parkuję w Lanckoronie i ruszam w drogę. Łezka zakręci się oku kiedy minę bazę (szkołę) Kompanii KORNEJ, skąd wypuszczaliśmy wszystkie trasy w marcu 2019. Ech, to były czasy... teraz to czasów nie ma :P
Było tak pięknie, a potem COVID rozwalił nam Siłę KORNOlisa na 3 dni przed zawodami...i to rozwalił bardziej niż Wam się może wydawać. Odwołanie imprezy to potężna ze składowych ale nie jedyna, bo posypał się też cały "background" eventu. O tym jednak napiszę w relacji z KORNOlisa... za około tydzień, bo w końcu - po dwóch latach przerwy - wracamy do gry... ale wiecie jak jest z grami:
"If you come inside things will not be the same hhen you return to the night
And if you think you've won you never saw me change the game that we've all been playing..." (całość TUTAJ)
Odnajduję niebieski szlak i kieruję się na tzw. Las Groby, gdzie znajdują się mogiły Konfederatów Barskich.
Tam też (na Kompani) przygotowaliśmy zagadkę dotyczącą rzeźby Anioła z mieczem, ale Wielu zawodników na niej poległo :)
Trzeba było odpowiedzieć, kogo mieczem zabija anioł... rzeźba jest prawie moje wzrostu i NIE, nie są to konfederaci barscy... anioł nie zabijał konfederatów, przynajmniej tych barskich (targowickich to nie wiem, ale powinien :D ). Niebieski szlak pięknie obchodzi cały las i wychodzi na zacny punkt widokowy... cisnę dalej przez pola.
Lasy tutaj kryją wiele tajemnic...

"Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd..." (wiem, że pieśń nie z tej epoki, ale to jest aktualne jak cholera... całość TUTAJ)

Niebieski szlak to strzał w dziesiątkę :)

Chwilę później lecę świetnym zjazdem (szarpie na kamyczkach :D) na przełącz Sanguszki.
Ha! to kolejny punkt Kompanii KORNEJ. Pomnik budowy drogi. W tym miejscu trasę rozkładaliśmy z auta, więc fajnie przejechać szlakiem, tak jak lecieli zawodnicy.
To był nasz punkt X60. Odpowiedź możecie przeczytać sami, ze zdjęcia poniżej a sama zagadka brzmiał tak:
Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE
Pięknie aż się mnożna wzruszyć... jeb***a alergia :D

Jakże zacne drzewo "na punkt" :)

Zacny ten pomnik

Nadal niebieskim targam pod górę... skoro była przełęcz to teraz musi być podjazd. A właściwie podpych. Kieruję się w stronę Bieńkowskiej Góry. Nie uratuje mnie to jednak przed stratą niemal całej wysokości za moment, bo trzeba będzie zjechać w dolinę "do zera", aby zacząć się wspinać na Koskową Górę.
Nadal na niebieskim :)

Koskowa Góra. 2h 45 min... będzie dymania... przynajmniej 2h 45 min już za mną (z Lanckorony)

Wciąż w górę i w górę

A strzałki nadal mówią "więcej w górę"

Kapliczka na Koskowej Górze

Piękna wstęga drogi...

Szczyt Koskowej. Słupek prawie jak graniczny :)

Widzę, że walka geografów trwa. Bekid Średni/Makowski/Myslenicki - funkcjonują wszystkie 3 nazwy, ale widzę że ktoś się na to nie godzi :)

Tzw, "RANDOM ENCOUNTER" kończy się - jak to zwykle bywało w Fallout'cie - strzelaniną, ale tym razem tylko fotek :)

Zmiana koloru! Ruszam żółtym szlakiem przez pasmo Koskowej na zachód. Trzeba przejechać całe pasmo aż do tzw. Makowskiej Góry nad Makowem Podhalańskim... stamtąd będzie mnie czekał powrót do koloru niebieskiego (ale będzie to inny niebieski).
Chwilowo kontempluję widokczki :)
Z daleka...

...i z bliska (na ile zoom pozwoli). Babia nadal w śniegu

???

"Ludzie ludziom ludźmi a Zombie Zombie Zombie..." (piosenka dla Was: ZOMBIE ZOMBIE ZOMBIE)

Leśne klasyki... mlask, mlask, mlask...

Miejsce pamięci nad Makowem Podhalańskim (kolejny punkt kontrolny na naszej Kompanii KORNEJ)

Wypasss wiata na Mioduszynie :)

Jak ja lubię ten szczyt :)

No właśnie... to jeden z powodów dlaczego go tak lubię. Wędrujecie lasem... długo i w samotności (naprawdę mało kto tu chodzi). A potem znajdujecie ten napis...
"Gdyby mógł cofnąć czas..." no właśnie. Czy gdybym mógł to... czy na pewno bym chciał?
Móc, mieć możliwość a chcieć, mieć wolę to dwie różne rzeczy. Pamiętajcie jednak, że „Klęski nawet w późnym wieku nauczą cię rozumu, człowieku”("Antygona" jak ktoś nie ogarnął pochodzenia cytatu). Może zatem jednak lepiej być bogatszym o pewne doświadczenia, aby nie popełnić dwa razy tych samych błędów... Sami musicie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie... według mnie odpowiedź nie jest taka oczywista.
X91 - zagadka z Kompanii KORNEJ :)
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?

"...So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins
The trash fire is warm
But nowhere safe from the storm
And I can't bare to see
What I've let me be
So wicked and worn,
maybe you'll understand and won't cry for this man... " (całość TUTAJ)

Wciąż dalej i dalej... tym razem już na czerwonym szlaku wiodącym na Chełm

Kultowe miejsce na szlaku... (najbardziej pamiętam je tuż po wschodzie słońca podczas naszej 218 km poniewierki na Adventure Trophy)

"Brzozo wędrowna czemu się śnisz... i tak Cię zrąbią dla mnie na krzyż" (całość TUTAJ)

Kolejny szczyt na mojej drodze...

"Onufr" (sic!) nadal w formie i to po tylu latach :)

Kocham takie drogi

W drodze na Przełęcz Wrotka (co za nazwa!)

Most na Cedronie - jeden z najważniejszych punktów na naszej Kompanii Kornej, pamiętacie zagadkę?
X92 z Kompanii KORNEJ
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia... Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...

Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...
(wystarczyło spojrzeć do kapliczki i zorientowac się, że malowidło przedstawia dokładnie taki sam most, na jakim się znajdowaliście)

Betsaida - kolejna zagdka...
Tym razem X61:
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?

I co, wszystko jasne...?

Pora wracać do auta...
"To moja droga z piekła do piekła
z wolna zapada nade mną mrok,
więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (całość TUTAJ)
Inny słowy dzień już umiera i zapada noc Dość na dziś... tylko 63 km ale 1800m przewyzszeń.
Kategoria SFA, Wycieczka
Północe rubieże (poświątecznie)
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z jednej strony dobrze się choć trochę ruszyć i skorzystać z pogody, ale z drugiej nie chcę Basi na cały dzień w Święta. Wczoraj było rodzinnie, dziś będzie samotnie.
Jako, że czekam też na wszelakie doniesienia w kwestii spodziewanej bitwy o Donbas, to w głowie grają mi różne wariacje w klimacie "Ljeto 1941": TEN KAWAŁEK [od około 0:30] przeplatane tym TYM UTWOREM -[od około 1 min 15 sek]. Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy, więc mam nadzieję że ruscy dobrze użyźnią *sobą* glebę, co by pięknym zbożem zarosły wraki ich czołgów... Pogrążony w myślach: to o wojnie, to o moim zespole i wietrze zmian który mocno nami poszarpał i sponiewierał, to o rehabilitacji Basi i rokowaniach na przyszłość, to o tematach kolejnych wykładów (np. Rewolucja w Rożawie czy historia II wojny w Demokratycznej Republice Konga) ... ruszam eksplorować północne rubieże. Zawsze lubiłem sobie przemyśleć różne ważne życiowe kwestie podczas długich przelotów, ostrych podjazdów i w trakcie przemierzania leśnych ostępów (im dzikszych i pustych tym lepiej).
Tym razem nie jest inaczej.
Skrót przez skałki...

Po prawej Fountain of tears :D ?

Schody schody schody schody
Jak w Casino de Paris
Schody wyjść nie mogą z mody
Widz o schodach z rewii śni..." (klasyk, ciekawe kto zna). U mnie też klasyk, rower na ramię i dymam pod górę...

Dziś mnie czeka "CZARNA DROGA" (nota bene polecam tą serię miłośnikom klimatu tej gry - zwłaszcza Tom 3 "Królestwo Cienia" jest świetny)

"The way is shut..." (i znowu klasyk czyli przenosiny przez wichro-wał)

Zacna aleja, zacna :)

Jak wleźć na górę?

Pojadę szlakiem spacerowym, co może pójść nie tak?

Szlak spacerowy tak? Ma gmina rozmach z tym wąwozem...

Ścieżka spacerowa czy ścieżka zdrowia? Ten szlak wyznaczał "man of my own heart" - dobra wąwoziada z pchaniem i noszeniem !!! :D

Nawet tutaj wiedzą, że Moskwy już nie ma :D :D :D (mogą zmienić wskaźnik odległości na głębokość :D )

Gdzieś a kresach...

Spotkałem nawet zwierzątka, fakt już raz zjedzone ale zawsze :)
Jak nie lubię zdjęć typu selfie, to czasem zrobię wyjątek czyli takie tam z kostką :)

Dobry techniczny zjazd, wolę taką perspektywę z kierownicą i mapą :)

Kategoria SFA, Wycieczka
XV Mistrzostwa
-
Aktywność Sztuki walki
Jak pewnie pamiętacie, Mistrzostwa zawsze kończyły sezon zawodów w danym roku, ale w sezonie 2020 udało nam się rozegrać tylko jedne zawody (Puchar Wrocławia - link trochę niżej), a w sezonie 2021 problemy z salami w różnych miastach całkowicie pokrzyżowały nam plany zawodnicze/zawodowe.
Ej, skoro takie wydarzenie jak olimpiada mogła odbyć się rok później, to chyba nikt nie będzie się czepiał w przypadku jeszcze ważniejszych wydarzeń, prawda? :P
Inna sprawa, że po 2 latach abstynencji, odstawienia i izolacji nasze grupy bojowe są po prostu wygłodniałe walki. A skoro już o grupach mowa, to w Piotrkowie stawiły się wszystkie:
Grupa Armii "SFA Środek" (Korpus "Centrum": Łódź, Piotrków, Warszawa)
Eliminacje szpady

Linia frontu SFA (przypominam, że kilka Grup Armii nazywanych jest FRONTEM, więc jest to klasyczna linia frontu)

Co jest lepsze od dwóch dni tępej, niczym niepohamowanej przemocy?
Zgadliście! 3 DNI tępej, niczym niepohamowanej przemocy. Zawody miały zatem nie dwa, a trzy dni (piątek, sobota, niedziela). Z jednej strony testowaliśmy pewną nową formułę organizacyjna, ale z drugiej strony, po tak długiej przerwie, spodziewaliśmy się naprawdę sporej frekwencji i chcieliśmy móc się nie spieszyć.
Tegoroczne Mistrzostwa to także testy naszego nowego programu do zawodów.
Przez lata rozgrywaliśmy zawody na sofcie autorstwa Filipa, a teraz testujemy nowy program autorstwa Marcina. Pasuje Wam, że Filip będąc doktorem na uczelni, prowadził Marcinowi zajęcia... "zawsze dwóch ich jest, nie więcej, nie mniej. Mistrz i Uczeń"... no i teraz mamy dwa softy.
Wiecie jak czasem wyglądają beta testy i pierwsze uruchomienia, oczekiwaliśmy zatem pięknej katastrofy, a tu niemal wszystko śmignęło jak należy. Szok i niedowierzanie, ale jakże miłe.
Prawie wszystko bo - UWAGA teraz będzie bardzo hermetycznie:
Marcin spisał wymagania STAKEHOLDER'owe (czyli podane przez Basię i mnie) w ramach procesu SYS.1 na kartce papieru.
Zrobił z nich SYS.2 czyli wymagania systemowe, takie black-box'owe, które potem przekuł na SYS.3 (Architekturę systemową).
Z SYS.3 już prosta droga do SWE.1 (wymagań software'owych) no i program zaczął nabierać kształtów, ale...
... jako, że zgubił kartkę ze stakeholder'ami i nie zastosował RTM (Requirements Traceability Matrix), to się nie zorientował, że zgubił że uciekło Mu kilka wymagań...
Tym sposobem dostał w czasie zawodów (w ryj! i) eskalację na poziomie L2, że widzimy pewne drobne braki w funkcjonalnościach softu :P
Ale spoko, niedługo będzie patch i wszystko będzie hulać. Ogólnie testy SWE.6 bardzo owocne "_
Jak ktoś nie wie o czym mówię to podaję: AUTOMOTIVE SPICE i tzw. V-model. Rozkminiać :P

"Zawodnicy na miejsca, salut, postawa, gotów? WALCZYĆ !!"

Przy okazji relacji z różnych naszych zawodów, zawsze piszę Wam o ważnych szermierczy aspektach i dzisiaj nie będzie inaczej.
Jakby ktoś przegapił, to poprzednie lekcje znajdzie tutaj:
Puchar Neptuna (2018) - double (to niestety czasem) standard (w waszych walkach)
Puchar Wrocławia (2018) - find your own way... of fightining
Mistrzostwa (2018) - o tym jak ciężko jest czasem zorganizować te zawody...
Puchar Torunia (2019) - "błędy przeciwnika postrzegam jako jego 'życzenie śmierci' " (cytat pochodzi z TEJ SCENY czyli "nauczymy się teraz matematyki")
Puchar Śląska (2019) - psycha nie klęka... albo właśnie klęka i coś wstać nie chce
Puchar Piotrkowa (2019) - o tym jak parszywym zadaniem jest sędziowanie... i o tym, że sztuką jest wygrać POMIMO
Mistrzostwa (2019) - mniej lekcja a raczej nostalgia trip, ale także opowieść o tym dlaczego jedne z zawodów mają rangę Mistrzostw
Puchar Wrocławia (2020) - krótki dystans czyli kiedy nadejdzie pora obić komuś maskę
Dziś będzie o taktyce. Jest to zagadnienie rzeka i jeszcze pewnie nie raz je poruszę, ale dziś spróbujemy chociaż lekko nadgryźć temat. Zapnijcie pasy... zjeżdżamy w głąb króliczej nory, na drugą stronę lustra, wprost w krainę szermierczej abstrakcji. Gotowi?
Aby w pełni zrozumieć czym jest taktyka, musicie zrozumieć różnicę pomiędzy: strategią, taktyka i działaniami operacyjnymi, bo wszystkie te - JAKŻE RÓŻNE ASPEKTY - są nagminnie mylone... nawet na najwyższych szczeblach dowodzenia. Nie ukrywam, że zrozumienie tego przyda Wam się nie tylko na planszy, ale także i w normalnym (jeśli takie macie...) życiu.
Strategia to wyznaczanie celów. Odpowiedź na pytanie CO chcę osiągnąć (nie dostać dubla, wygrać walkę, nie zmęczyć się w walce bo mam łatwego przeciwnika, a następna walka będzie mordercza, itp)
Taktyka to dobór najlepszych środków, potrzebnych do osiągnięcia założonego celu (np. natarcie zwodzone, ponieważ przeciwnik ma problem z układem zasłon, pchnięcie z kryciem linii 6-stej bo słabo idzie Mu zasłona szósta oporowa - chyba wiecie o kim mowa :P)
Działania operacyjne to egzekucja (jak ja kocham to słowo... więc jeszcze raz...) EGZEKUCJA taktyki w odpowiednim timingu i w określonych warunkach środowiskowych (będzie to na przykład pchnięcie wyminięciem po styku w linii 4-tej. Innymi słowy: konkretne działanie, jakie zastosujecie w walce w zadanej chwili czasowej, w zadanych warunkach walki).
Dlaczego tak to jest ważne? No cóż oddajmy głos Sun Tzu:
"Taktyka bez strategii to najdłuższa możliwa droga do zwycięstwa, ale strategia bez taktyki to wielki szum przed porażką..."
Taktyka bez strategii - znam sposoby realizacji celów, ale nie wiem do końca jaki właściwie jest ten mój cel. Generuje to miliony zadań pobocznych, których realizacja Wam się owszem uda, ale mogą być one zupełnie nieistotne dla głównego celu. Mogłyby zostać pominięte, a cel zostałby i tak osiągnięty. Jednak jako, że wiedzieliście do końca co nim jest, to realizowaliście (z sukcesem) wszystko co się dało... ogromne marnotrawienie czasu i zasobów. Osiągnięcie zwycięstwa dużo większym nakładem środków niż potrzeba.
Strategia bez taktyki - wiecie co chcecie osiągnąć, ale działania do realizacji celu dobieracie źle lub wcale (bo nie wiecie jakie działania zastosować). Przykład z jednych naszych zawodów. Przeciwnik naszego doświadczonego Szermierza to osoba początkująca, jeszcze bez umiejętność postrzegania złożonych akcji, panikująca na każdy energiczny ruch w jej stronę... Nasz zawodnik dał niesamowity popis: strategii bez taktyki. Cel miał prosty: zwyciężyć, dobrana taktyka: trój-zwodowe natarcie zwodzone... Skończyło się trafieniem obopólnym, bo przeciwnik nie był w stanie dostrzec ruchu zwodu i zareagował panicznym wyciągnięciem broni w przód na dynamiczne natarcie zawodnika. Czy dało się to przewidzieć? Oczywiście, że tak!
Natarcia zwodzone są świetne na przeciwników doświadczonych i bardzo niebezpieczne (dla użytkownika) w przypadku zawodników początkujących-panikujących.
Do każdego zawodnika należy dobrać odpowiednią taktykę, która - uwaga! znowu słuchamy Sun Tzu "zaatakuje nie tyle przeciwnika, co jego strategię". Będzie przeciwdziałać jego taktyce.
Szabla :)

Pchnięcie na udo :)

Czy to trudne? Tak, to ekstremalnie trudne bo większość osób walczy "stylem", który Im po prostu - mówiąc kolokwialnie - leży. Nie zmienia go zależnie do przeciwnika.
Jeśli ten styl zgra się ze słabościami przeciwnika - zwyciężacie, ale jeśli oba parametry się rozjeżdżają to porażka staje się waszą jedyną opcją.
Co zatem jest niesamowicie ważne w walce? PERSPEKTYWA drugiej strony. Jest ona nawet ważniejsza niż wasza. Dlaczego?
Ponieważ to na podstawie swojej obserwacji walki i tego co widzi, przeciwnik dobiera działania. Dlatego "zwód" musi być sugestywny i dla każdego zawodnika będzie to znaczyć trochę coś innego. Jeśli przeciwnik nie zauważy waszego zwodu cięcia lub pchnięcia nie możecie oczekiwać zasłony z jego strony, jeśli będzie postrzegał go jak zaproszenie, to zaatakuje. Nieważne, że dla Was będzie to działania samobójcze, On nie wie że to co robicie to zwód - On widzi zaproszenie. Reaguje zatem na to co widzi.
Rozumienie jak postrzega walkę przeciwnik pozwala na przewidywanie jego ruchów i działań. To kluczowy element... jeśli zatem dostanie dubla, to zastanówcie się czasem: co się stało, że mój przeciwnik także uznał ten moment za najlepszy do wyprowadzenia swojego natarcia? Na podstawie jakiego sygnału tak zareagował. To nie jest truizm, ale - witaj ponownie Sun Tzu - "aby wygrać z wrogiem, musicie stać się swoim własnym wrogiem".
Obserwacja bezpośrednio z Mistrzostw. Moja rozmowa z Zawodnikiem.
- Powiedz mi jak mam z Nim walczyć, podpowiedz mi coś!
- Dobrze. Sugeruję walczyć z odpowiedzi bo twój przeciwnik słabo radzi sobie z zasłonami po natarciu. Strasznie spina się w wypadzie i ma problem z sparowaniem odpowiedzi
- OK. Dziękuję
... i co widzę: przeciwnik podchodzi, a "mój" Zawodnik na każdy najmniejszy jego ruch w przód, macha bronią i się wycofuje. Ech...
Przecież aby walczyć z odpowiedzi, trzeba pozwolić przeciwnikowi zaatakować i sparować jego natarcie.
Przeciwnik chce zaatakować, ale ma obiekcje, nie czuje się komfortowo, a "mój" zamiast uspokoić walkę... pozwolić poczuć się Mu na tyle pewnie, aby ten odważył się zaatakować (i wtedy zniszczyć Mu maskę brutalną, masakrującą odpowiedzią), to na każdą nawet próbę skrócenia dystansu, reaguje dynamiczną ucieczką machając bronią bez sensu...
Nie wytrzymuję... krzyczę: DAJ MU ZAATAKOWAĆ (dodając w myślach nieśmiertelne "do k***y nędzy, Pacanie...")
Usłyszał, zatrzymał się, zwolnił - wyczekał. Natarcie przeciwnika, zasłona - odpowiedź. WCHODZI na maskę. TAK !!
Druga akcja.... to samo! Wytrzymał: zasłona - odpowiedź. Wchodzi na przedramię!
Trzecia akcja... to samo! 3:0. Dało się? DAŁO!
Eliminacje Rapiera :)

"To elegancka broń, na bardziej cywilizowane czasy"

Plansza widziana oczami sędziego to nie ta sama plansza widziana zza maski, którą przystraja mi wizerunek Generała Grievousa.
Ponad 15 lat walczyłem w zawodach... byłem na każdych Mistrzostwach. Na wszystkich piętnastu. W 2023 będziemy mieć z Basią 20-lecie w SFA. Pasuje Wam, dwudziestolecie!
Coś czasem udało się wygrać, czasem odniosło się jakąś spektakularną klęskę... ale tęsknię trochę za tym.
W czasach COVID'a postanowiliśmy z Basią, że 15 lat z bronią w ręku na planszy nam wystarczy... że zajmiemy się sędziowaniem, organizacją, oprawą zawodów (uwielbiam pewien wypracowany ceremoniał z chorągiewkami, który - przynajmniej dla mnie - nadaje pewnego niesamowitego klimatu walkom ćwierć- , pół- i finałowych).
To działa, zawody idą szybciej, sprawniej bo w zasadzie cały czas sędziujemy, ale nie zarzekam się, że już na pewno nie stanę na planszy. To nie jest postanowienie wyryte w kamieniu. Jak widziałem niektóre walki, oczyma wyobraźni widziałem co ja bym wtedy zrobił... to są emocje. To niesamowite uczucie, kiedy wszystko dookoła przestaje istnieć i liczy się tylko broń i przeciwnik. Pamiętam euforie zwycięstwa, gorycz porażki, gniew bezsilności, determinacje i skrajne czasem zmęczenie... kiedy największy pojedynek toczyło się samemu ze sobą, aby jeszcze raz podnieść broń do góry. Trochę mi tego brakuje.
Tym razem jednak rozsądek zwyciężył... Basia nadal chodzi o kulach po operacji. Moje kolano też jest przecież w kawałkach (nie mam więzadła ACL... nota bene "zostawiłem" je na pamiętnych Mistrzostwa 2012, które przewalczyłem na jednej nodze, bo "to przecież tylko lekkie nadwyrężenie"). Gdybym teraz się rozbił, co niestety w tym sporcie czasem mi się zdarza (mówię o odnowieniu kontuzji i powrocie na rehabilitację na około 8 tygodni... co uskuteczniałem już kilka razy...), to byłby dramat bo Basia wymaga teraz opieki.
Nie zarzekam się jednak, że nie wrócę jeszcze kiedyś na planszę... Czas pokaże.
Dobrze było znowu odpalić zawody - ogromna frekwencja, genialna zabawa i cały weekend naparzania się po maskach.
Szczęki pilnuje kolana Basi :)

Medaliści XV Mistrzostw (wszystkie kategorie)

Kategoria SFA
"Sam Diabeł szepnął 'WIETRZE WIEJ'... "
-
DST
93.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
W lesie miota konarami i kamieniami, czasem poleci nawet jakaś betonowa podpora mostu... ogólnie trzeba uważać, bo w kniejach miota wszystkim jak Szatan.
Pewnie cześć z Wam się zastanawia czemu Diabeł w tytule jest napisany z wielkiej litery, no ale cóż... trzeba mieć trochę szacunku dla swojego MOCO-dawcy :D
Tytuł wpisu to oczywiście klasyka polskiej piosenki.
...i znowu ruszam samotnie... samotnie bo Szkodnik jeszcze chyba długo nie wsiądzie na rower :(
Samotnie aby wypalić WKRW wszelaki z zeszłego tygodnia (Darth Maul prawdę Ci powie: "...THIS WORLD WILL BURN. I have been waiting, fueled by my singular hatred...").
Na polanach tak wieje, że po szutrowej drodze jadę góra 5-6 km/h, a nogi i płuca palą żywym żarem, ale dobrze, dobrze.... ogień oczyszcza, wytapia, wypala... potrzeba mi było tego.
Ostatnio mamy sporo stresów począwszy od kolana Basia, a kończąc... w zasadzie na wszystkim. Rok zaczął się naprawdę świetnie i tak ładnie się też sp******lił w połowie stycznia, czego "kwintesencją" były Gorce z GOPR'em.
Trzeba jakoś zatem rozładować napięcie, na przykład poprzez brutalną i nierówną walkę z wiatrem.
"- Tactical system online, radar engaged.
- Alright. Are the shields full?
- Affirmative!
- Good cause I am ready to rage... THERE THEY ARE !! Kill them with fire!
- No problem, target acquired!" (całość: TUTAJ)

Wiało tak, że prędkość osiągalna to 5-6 km/h...

Przewiało jednak tak, że naprawdę daleko widać :)

Zdobywając lokalny pagór!

Flota :)

Uwielbiam HYDRO-obiekty :)

Przez nieznane mi dotąd szlaki...

Kanonik pierwszy P jest regularny wtedy i tylko wtedy, kiedy nie dzieli rzędu grup klas ideałów P-tego ciała cykloTOMICZNEGO...
(źródło TUTAJ)... ale jaja że ta definicja tak pasuje: Klas ideałów oraz CYKL TOMICZNY :D :D :D

Punkt kontrolny z naszego rajdu (KOMPANIA KORNA)

Oberkommando DES Heeres - to jest GENETIV, nawet macie końcówkę "-s" dodaną do rzeczownika, Pacany !!! Ale wtopę zrobiła gmina w nazwie :D

Szlak mi zalało...

... zalało mi bardziej. Ciężko się było przeprawić, bo to wcale tak ładnie nie pływa, jak się na tym stanie...

A szlak do mnie: nadal biegnę prosto...

Po kilku minutach przeprawiania się BRUTE FORCE'em przez wodną przeszkodę... suszę się...

Odbijam na żółty - kierunek rezerwat KAJASÓWKA

A żółty jest dość dziki !!!

"Najtrudniejszy pierwszy krok, przy drugim już łatwiej jest..." bo nie brakuje desek! (Klasyka)

Urokliwe skałki

"Dawno nie było nam tak źle
Zostaliśmy zupełnie sami.
Ja wlokę cień, cień wlecze mnie,
Kałuże lśnią nam pod nogami…"
(sami czyli TREK i ja bo Szkodnika tu nie ma... - całość to oczywiście Mistrz Jacek TUTAJ)

Kajasówka... jak tu się zmieniło, odkąd tu byłem ostatnim razem!

Mam słabość do takich leśnych miejsc...

Niebo po prostu płonie :)

Jest pięknie... gdzieś na powrocie

Ciemność mnie znowu zastała... ciemność i wiatrołomy (story of my life)

Płoną góry :)

Kategoria SFA, Wycieczka
Śladami wielkiej wojny...
-
DST
105.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nadal jeszcze nie wiemy kiedy wrócimy do normalnego trybu wyprawowego... ale Szkodnik wyrzuca mnie "w trasę" w taką pogodę. Cieszę się, że mogę jechać, ale chcę być w miarę blisko Krakowa, aby moc wrócić w każdej chwili. Tydzień temu wpadło Wzgórze Kaim, dziś zatem odwiedzę różne okoliczne cmentarze z I wojny światowej. Zwykle włóczymy się po tych na pogórach lub w górach (Rotunda, Pustki, itp), a te w okolicy Krakowa to "odwiedzimy jak będzie okazja". No i skoro nie chcę wybywać nigdzie dalej na razie, no to takowa się nadarza.
Na wschód... a tam tylko "dzikie pola"
Pogoda żyleta
Pierwszy z wielu dzisiejszych cmentarzy
Mały i ukryty przy zakręcie drogi, w środku miejscowości
Przelot, lecę dalej...
Jest i drugi... w zasadzie będący tylko pomnikiem, ale za to w bardzo ciekawym miejscu
A mianowicie tutaj:
Pozostałości wspomnianego wyżej zespołu
Kolejni KAISERJAGER...
Pod słońce...
Psychodeliczne miejsce w Kościelnikach... tu jest chyba z 1000 krzyży
Całe wzgórze jest ich pełne...
Kraków Pierwszy :)
Kolejne miejsce pamięci dzisiaj... o bardzo dziwnej nazwie "Wydartusy"
...pośród bezkresnych pól
Piękna wstęga drogi...
Ciągnie mnie w takie miejsca...
Opuszczone i zapomniane...
"Fighter pilots in exile fly over foreign land
Let their story be heard, tell of 303rd..." (całość TUTAJ)
Te murale robią wrażenie
Kolejny przystanek na trasie...
"...zwróćmy im tożsamość". Niesamowite, że udało się ustalić nazwiska...
...gdzie jest Eddie kiedy jest potrzebny?
Siły powietrzne aktywne :)
Akurat zastanawiałem się co zrobić z niektórymi "problemami" w pracy... las prawdę Ci powie :D :D :D
Kolejny...
"Jakby to był rzeczywiście skrót, to poprowadzili by tędy szlak..." - cytat ze słabego horroru, który ostatnio oglądałem. Muszę sobie ten tekst wziąć do serca. TEN FILM :)
Jeszcze jeden...
i kolejny...
"Już miałem na oku hacjendę, wspaniałą mówię Wam..." (całość to KLASYKA)
Zdecydowanie bez Basi, mój wybór wariantów nie ma ogranicznika w postaci zdrowego rozsądku...
Wracając do domu...
Kategoria SFA, Wycieczka
(prawie) SETKA na rozluźnienie
-
DST
94.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Minął tydzień odkąd woziliśmy się quadem po lesie... i nadal działamy z analizą DTC (czytaj DI-TI-SI'ków czyli DIAGNOSTIC TROUBLE CODE). Nie mamy jeszcze kompletnych danych jak skończy się cała sprawa bo dopiero w nadchodzącym tygodniu mamy badanie, w które w nazwie ma częstotliwość drgań własnych układów będzie równa częstotliwości wymuszenia czyli rezonans. Na razie mieliśmy tylko badanie US... US... B czy jakoś tak :)
Wiem, wiem, piszę hermetycznie ("Of course you don't understand. I am speaking in the riddles, that's kind of the point, like a clue...that will later make you go: OH, THAT'S WHAT YOU MEANT" - czyli jak zawsze, jeśli ktoś nie zauważył, nota bene link prowadzi do kultowej sceny filmu, który niszczy system :D
Mówiąc (prawie) w prost, to nadal jesteśmy w diagnostyce i nie wiemy jeszcze czy będą nam najpierw zabierać pieniądze (kroić), a potem będą nam wybaczać dawne winy i przewinienia (rehabilitować) czy tylko będą wybaczać dawne grzechy, a pieniądze nam zostawią. Inna sprawa, żeby jeśli zdecydujemy się na pewne rzeczy "prywatnie", a nie na NFZ (Nie Fundujemy Zabiegów), to zdanie powyżej zaczyna mieć naprawdę głębszy sens...
Zamiast zatem szaleć na Silesia Race w Koszęcinie (już kiedyś szukaliśmy lampionów z Lisami nad Górą LASwartą :P ... albo coś w ten deseń), siedzimy w domu i podajemy się rekonwalescencji. Basia wyrzuca mnie jednak na rower, chce abym się chociaż trochę przejechał i nie siedział obok w trybie "stand-by"... na początku bardzo nie chcę, bo nie chcę jej zostawiać, ale nalega. Mówi, że dobrze mi to zrobi, że trochę ochłonę, bo chyba martwię się bardziej niż Ona... Po dłuższej wymianie argumentów, finalnie zgadzam się, ale postanawiam, że nie będę wyjeżdżał nigdzie dalej autem, tak aby w każdym momencie móc szybko wrócić. Do tego wieczorem ma do nas wpaść Lenon w odwiedziny... może rzeczywiście dobrze mi to zrobi. Postanawiam zatem reaktywować projekt "Bądź turystą we własnym mieście" i ruszam zobaczyć miejsca, które są tak na blisko, że odwiedzenie ich to dosłownie chwila, a jakoś nigdy nie ma na to czasu....
Np. Wzgórze Kaim... niesamowite miejsce z ogromną historią, a nigdy wcześniej tam nie dotarliśmy.
Jeśli ktoś nie zna, to jest to wzgórze pod które dotarła armia rosyjska w grudniu 1914. Innymi słowy carska armia stanęła u wrót Krakowa zagrażając miastu i to właśnie tutaj, na tym wzgórzu udało się Rosjan zatrzymać. Zobaczcie na mapie, że to wzgórze to w zasadzie obrzeża Krakowa, takie bardzo, bardzo bliskie obrzeża. Już nigdy więcej w IWW front wschodni nie podszedł tak blisko naszego Królewskiego Miasta, a patrząc jak wyglądały miasta po przejściu tego frontu, można przypuszczać - właściwie z dużą dozą pewności - że bitwa o wzgórze Kaim ocaliła Kraków.
Już w trakcie wojny w 1915! postawiono tu pomnik upamiętniający odparcie carskiej armii... i ja tu jeszcze nigdy nie byłem, bo "tak blisko, że można podjechać w każdej chwili".
Ruszam zatem szturmować Wzgórze Kaim.
Potem przeskoczę zobaczyć ten nasze nowe Malediwy i obczaję niemal gotową ścieżkę do Tyńca, zahaczając
Na koniec doj***bie mi śnieżycą, gradem i złem wszelakim... wrócę do domu tak przemoczony, że będę rozbierał się na korytarzu bo woda będzie ze mnie ściekać litrami. Na bulwarach Wiślanych wyzwanie rzuci mi jakiś patyczak (chude oponki, chuda rama, anemia nie rower, kierownica Mu się wygła w dół... dramat jakiś). Przekona się, że czołgi może nie mają duże przyspieszenia, ale jak już się rozpędzą to pod "koła" idzie wszystko: dzieci, psy, także patyczaka przemieli... może kiedyś go w tej Wiśle znajdą :)
Potrzeba mi tego było, Basia miała rację... rozładować trochę emocji. Pewnie komuś przez to uratowałem życie, bo mógłby te emocje rozładować na nim... do ostatniego naboju :)
Powyginało te ścieżki w tym parku... ale powyginało nie powyginało, to jakże zacny napis na bandzie. ZAFIREK to wypas gablota :)

Lokalne Malediwy, na wzór Malediwów w Jaworznie :)

Kraków to Kraków - Smoku musi być :)

Szlakiem Wielkiej Wojny

A miałem się dziś nie wytarzać w błocie... chyba nie umiem.


Na szczycie Wzgórza Kaim

Tu ich zatrzymaliśmy w 1914... i tu ich zatrzymamy w 2023 czy 2024 jeśli będzie trzeba! Pogoda ostatnio bywa nieprzewidywalna i może dowalić im nagle GRAD, na przykład GRAD BM-21.

"...drogę do Krakowa ryglowało umocnione wzgórze Kaim"

Kto wie gdzie to jest :)

Malo znany (i dobrze) a jakże urokliwy lasek, witamy w Królewskim Mieście Kraków :)

Do drogi, do drogi, która zabierze mnie na zachód...

"Po drugiej stronie chmur zawsze jest czyste niebo..."

Ja też dostanę coś za pozowanie? Chociaż czekoladę...

Pas startowy :D sekwencja zapłonu...

Jeszcze nic nie zapowiada śnieżycy, która mnie dorwie na powrocie...

Kategoria SFA, Wycieczka
W Gorce... z GOPRem
-
DST
12.00km
-
Aktywność Wędrówka
Zdarza się coś tak losowego (je***ne procesy stochastyczne...), że po prostu nie da się temu zapobiec. Wiecie: kopniecie przypadkiem w nogę łóżka tak, że połamiecie sobie palce, oblejecie się wrzątkiem robiąc herbatę, potkniecie się na prostej drodze rozbijając sobie ryj.
Oto krótka opowieść o tym jak przedarliśmy się przez niesamowicie ciężkie warunki śniegowe, przetorowaliśmy nieprzetarte szlaki (a śniegu miejscami było po pas), wykazaliśmy się rozsądkiem aby skrócić wyprawę i kiedy właściwie było już po wszystkim, to... no właśnie, ale nie uprzedzajmy faktów.
Piękny dzień na... no właśnie.

Uwielbiam zimę w górach

Śnieg tak gładki, że aż grzech nie napisać najdoskonalszego wzoru matematycznego (e, PI, i, jedynka i zero, jeśli przerzucicie jedynkę na lewo... wszystkie najważniejsze!)

RUSZAMY "POD PRĄD"
Sobota. Ruszamy w Gorce. Moje ukochane i niesamowite Gorce. Trasa jaką kocham to: Rzeki - Przełęcz Borek - Turbacz - Jaworzyna Kamienicka - Gorc - Nowa Polana - Rzeki (w najdłuższych daniach czerwcach, nierzadko Przełęcz Borek bywa poprzedzona Kudłoniem, robionym żółtym szlakiem). Wariant z Kudłoniem nazywam Koroną Gorców, choć brakuje tu oczywiście Lubania. Lubań to zwykle robimy wraz z Gorcem (jak tutaj), acz czasem także i pojedynczo, ale wtedy wpada także wieża na Magurkach (tutaj).
Wracając do Korony Gorców: robiliśmy ją tysiące razy... serio, nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem na Turbaczu (od 3 roku życia, w zasadzie do pełnoletności przynajmniej część wakacji liczoną w tygodniach, jak i ferie spędzałem w Szczawie).
Zdając sobie sprawę, że dowaliło tyle śniegu, że może być to niewykonalne przejść cała trasę, ruszamy w odwrotnym niż zwykle kierunku. Gorc ma priorytet, więc w najgorszym wypadku robimy Gorc i powrót. Wariant optymalny Gorc i Jaworzyna Kamienicka. Wariant MEGA optymistyczny: "wojowników jest trzech": Gorc, Jaworzyna i Turbacz.
Zaczynamy podejście niebieskim szlakiem z parkingu w Rzekach. Śniegu jest niesamowicie dużo, klimat jest rewelacyjny, ale idzie się ciężko. Widać, że parę osoby na Gorc poszło, ale szlak przetarty "tak średnio bym powiedział, tak średnio". Nie przeszkadza nam to, jasne że idzie się ciężko, ale torowanie to taki tępy, brutalny wysiłek, którego czasem mi potrzeba... jak ryjecie przez zaspy, walcząc o każdy krok, to to jest najlepszy moment aby przemyśleć najważniejsze kwestie w waszym życiu, podjąć życiowe decyzje, opracować strategię na nadchodzącą wojnę (i nie mówię o tej na wschodzie, bo nie wiemy czy wybuchnie czy nie - nota bene, polecam ten niesamowity KANAŁ, ale o kilku prywatnych sprawach :P :P :P).
Seria zdjęć z podejścia na Gorc i samego szczytu. Zima w górach jest piękna.
Niesamowity klimat lasów :)

Lekko ośnieżone drzewka :)

:) :) :)

Niezmiennie :)

"QUID PRO QUO, Clarice..." (nawiązanie oczywiście do tej KLASYKI)
Od Gorca na zachód to nie ma ani jednego ludzkiego śladu. Nikt po ostatnich opadach śniegu nie szedł w stronę Jaworzyny. Jak na Gorc szło się dość ciężko, to teraz to bawimy się w pług śnieżny. Ryjemy czasami po pas w śniegu. Torujemy drogę... coś czuję, że Turbacz nam nie grozi. Niemniej na pewno poprawimy kondycję, bo jest niesamowicie ciężko, co nie zmienia faktu, że jest cudownie. Na Gorcu byliśmy około 12:00, a droga z dołu zabrała nam trochę ponad 2 godziny. Do Jaworzyny będzie to chyba dłużej, ale nie podejmujemy decyzji teraz: jeszcze sporo dnia przed nami. Na noc też jesteśmy przygotowani, acz tym razem planem jest być z powrotem niedługo po zmroku bo na noc zapowiadają pogorszenie warunków (zwłaszcza pod kątem wiatru). Na razie pogoda żyleta - jest pięknie.
Gdzieś w 1/3 drogi między Gorcem na Jaworzyną spotykam parę ryjącą w śniegu w kierunku Gorca. Ha! QUID PRO QUO, moi Drodzy: do Gorca macie przetorowane, a Wy przetorowaliście nam w kierunku, w którym my podążamy. To się nazywa współpraca. Po ich śladach idzie się o wiele lepiej niż po zupełnie gładkim, głębokim śniegu. Niestety Oni szli nie od Jaworzyny zielonym szlakiem, ale od żółtego, więc po pewnym czasie ślady się urywają i znowu zaczyna się brutalna walka ze śniegiem.
Pierwsze od lat selfie - sam nie wierzę, że je sobie zrobiliśmy :)
Ale jesteśmy tak zieloni, że aż zaczynam nucić "rarytas" dla fanów MCU
Peter listen a hedge between keeps the friendship GREEN,
They gave away our contracts, I’m GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN (chyba jestem nawet trochę podobny)
Around the gills Peter you’re looking a little GREEN,
My son is with your MJ you’re GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN... (całość TUTAJ)

Pod wieżą na Gorcu

Widok z wieży :)

Wieża cała w śniegu :)

"...ich usta spotkały się, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"
Ten cytat zawsze będzie kojarzył mi się z Basią. Pochodzi z TEJ KSIĄŻKI (i jeśli jesteście fanami tej sagi, to niesamowicie warto przeczytać tą książkę, bo dopowiada 10-tki wątków do historii pokazanej w filmie).
To jest niesamowite... ile innych dziewczyn by w takich warunkach albo walnęło focha albo krzyczało, że "już nigdy więcej nie pojadą". Albo oczekiwało, że się je przeniesie przez wszystkie trudności... wiem, że brzmi to trochę szowinistycznie, ale moje doświadczenie mówi, że "jednak sporo...".
A Szkodnik mówi "zmienię Cię i teraz ja chwilę potoruję, to odpoczniesz chwilę". To jest niesamowite! Basia jest lżejsza więc gdy idę po jej śladach to choć się zapadam, to nie tak mocno jak gdy idę pierwszy. To rzeczywiście pozwala mi trochę odpocząć, co powoduje że za moment znowu mogę przejąć torowanie. I tak lecimy nieprzerwanie: Basia toruję, zmiana, ja toruję i znowu zmiana. Jak doskonale zaprogramowana maszyna. Na niektórych polanach śniegu jest tak, że idę na czworakach bo jest łatwiej (dawno sprawdzony sposób z zawodów ICE BUG Winter Trail). Zwiększacie powierzchnię i poruszacie się na łokciach i kolanach, a jak jest totalnie fatalnie to kawałek w leżeniu. Możecie się śmiać, ale to naprawdę działa, a te najtrudniejsze fragmenty są zwykle dość krótkie bo to jakaś nasypana przez wiatr zaspa na polanie.
Widzimy jednak, że warunki są tak trudne, że na Turbacz nie ma najmniejszych szans i postanawiamy schodzić z Jaworzyny. Zejść czerwonym "rowerowym" z powrotem do Rzek... jest 15:00, więc tuż po zmroku będziemy w aucie, no chyba że...
Przecieramy "zielony" na Jaworzynę

No łatwo nie jest :)

Lekko złowieszcze zdjęć Tatr - widać, że idzie zmiana pogody względem nieba jakie było rano

Szkodnik toruje na czworokach

Teraz ja toruję - system zmianowy

Najwięcej wypadków zdarza się w domu
Mówiłem, że GORCE to mój drugi dom. Znam te góry tak, że jestem w stanie poruszać się po nich bez mapy. Mówi się jednak, że najwięcej wypadków zdarza się w domu i coś w tym jest... Czerwony rowerowy to prosty szlak w lesie, więc jest mniej zasypany niż polany powyżej. Zejście nim powinno być formalnością, patrząc po tym co odwaliliśmy (dosłownie, odwaliliśmy na bok; śnieg) na górze. Musimy po prostu przejść jeszcze jedną polanę i jesteśmy na czerwonym, ale idąc wzdłuż lasu tą polaną zdarza się coś kompletnie nieoczekiwanego.
Przez ostatnie godziny przeszliśmy z 10 polan, ale ta ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę. Gdzieś pod śniegiem wzdłuż lasu leży złamane drzewo z gałęziami, którego zupełnie nie widać z pod śniegu i Basia tak niefortunnie na nie stanie, że wykręci jej nogę w zasypanych gałęziach. Oczywiście pechowo, ta nogę którą ma od lat nie do końca sprawną przez dawną kontuzję, co spowoduje że kolano nie wytrzyma obciążenia pod nienaturalnym kątem i się "skręci" nie tak jak powinno. Masakra... mamy raki, mamy sprzęt który zapewni nam komfort termiczny nawet jeśli musielibyśmy zabiwakować, a głupia gałąź pod śniegiem rozwala jej nogę tak bardzo, że Basia nie jest w stanie chodzić. Nie mam mowy o zejściu samodzielnym, bo kolano ma ograniczoną mobilność i nie pracuje w pełnym zakresie, poza tym bardzo ją boli... nie jest w stanie stanąć na tej nodze. Jesteśmy na około 1000m npm w kopnym śniegu...
No żesz k***. Niesamowity pech... już nawet nie chodzi o samą gałąź. Jak odnowiła sobie kontuzję na Silesi 3 Beskidów (nota bene najlepszej edycji imprezy ever) w 2019, była w stanie sama dojechać do bazy, jak ja odnowiłem moją kontuzję kolana na Rajdzie Katowice też byłem w stanie do bazy wrócić... no niestety, mamy nasze niefajne przygody z kolanami (w końcu sport to zdrowie, prawda...?) Tym razem jednak nie zejdziemy sami do bazy. Tak niesamowity pech; taki uraz na "zerowej" prędkości bo jak szybko idziecie się przez kopny śnieg? To nie jest jakiś demon prędkości... głupia gałąź pod śniegiem, równie dobrze można byłoby się na chodniku potknąć. A chcieliśmy rozsądnie skrócić trasę, no to mamy... może trzeba było cisnąć przez noc na Turbacz i byłoby OK... ech.
Jest 15:00. Na polanie zaczyna mocno wiać, w końcu w nocy ma być mocne pogorszenie pogody... dobrze byłoby zejść do granicy lasu, bo możemy tu chwile poczekać na GOPR. Jak będziemy siedzieć bez ruchu na otwartej przestrzeni, to mimo dobrych ubrań nas wychłodzi. Muszę Basie znieść na plecach i powiem Wam, że w ńniegu po pas to jest... ekstremalnie trudne.
Niewykonalne bez wcześniejszego przetorowania drogi... najpierw zatem torowanie. Potem powrót i z Basią na plecach schodzę przez nie-najmniejszą (no bo czemu akurat ta teraz miała by być mała...) polanę. A potem powrót po plecaki. Wychłodzenie mi przynajmniej nie grozi, bo... mam stan przed zawałowy z wysiłku. GOPR przez telefon mówi nam, że może mieć problem do nas dotrzeć i to potrwa, bo na polanach grzęzną Im skutery i quady się zakopują, tyle jest śniegu... poza tym mają też inne zgłoszenia. K***, aleśmy Im problem zrobili... jak amatorzy.
Jeśli mamy czekać, to tym bardziej musimy wejść "w drzewa" bo na polanie, w bezruchu to niedługo będzie dramat. Trudno... nie ma innej opcji, musimy trochę zejść. Stan przedzawałowy musi trochę poczekać. Wszystko inne musi poczekać:
I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you (Całość TUTAJ)
To trudne dla nas obojga... zniesienie kogoś na plecach (opcja ześlizgnięcia po śniegu odpadła, próbowaliśmy, zbyt kopne zaspy na polanie...) to mój "krzyż".
Basia nie ma lepiej, bo siedzenie mi na plecach, kiedy każdy ruch sprawa Ci ból, a ja ciągle się zapadam i walczę o utrzymanie równowagi, to jej "część zadania".
Walka z tą-nagle-strasznie-wielką-polaną to jest makabra, ale finalnie schodzimy do drogi, podajemy GOPR'owi dokładnie koordynaty i czekamy.
Przejście polany zajęło nam prawie 40 min... jest już po 16:00. Gdybyśmy schodzili normalnie mielibyśmy ze 20 min do auta jeszcze... a tak siedzimy i czekamy na pomoc, a zgodnie z prognozami, warunki pogarszają się w oczach. Zaczyna padać śnieg i zrywa się wiatr. K***a, bylibyśmy w aucie normalnie, a tak ciągniemy ratowników przez zapadając noc, przez trudne warunki... jak jacyś cholerni amatorzy, którzy zlekceważyli góry. Dobrze, że w naszych wielkich plecakach jest sporo dodatkowych warst, bo GOPR ze względu na warunki dotrze przed 18:00 czyli po zmroku. Prawie 2 godziny w bezruchu w śniegu i udało się nie zmarznąć. Ratownicy będą zaskoczeni, że termicznie nic nam nie jest. Operator dzwonił kilka razy upewniać się, że jest z nami OK termicznie.
Sama akcja wyglądała tak:
GOPR wyśle do nas 2 zespoły, ale jeden zaliczy awarię quada próbując przedrzeć się przez śnieg (zerwany pasek). Operator wyśle wtedy do nas zespół numer 3. Ech... ileśmy problemów narobili... no dramat i wstyd :(
Zespół pierwszy przedziera się do Turbacza, a "trzeci" z dołu, od Rzek. Zespół drugi na dole próbuje "polowo" naprawić quada. Pierwszy zespół musi porzucić skuter, bo nie są w stanie przeprawić się nim prze polany... muszą zmienić maszynę na quada z gąsienicami.
Gdy Ratownicy do nas dotrą, to opowiedzą nam co się właśnie zaczyna "na górze", że wiatr zaczyna urywać głowę, a śnieg będzie padał poziomo... i tak będą musieli kilka razy odkopywać quada, bo będzie grzązł w zaspach (ale nie tak jak skuter). Dobrze zatem, że udało się zejść w granicę lasu.
Zespół, który do nas dotarł składa się z 3 Ratowników: robocza nazwę Ich "Ojciec" (jadący na nartach za quadem, na linie - hardcore), "Syn" kierowca quada i "Niebieski" lekarz, pasażer quada. Ciągną za quadem coś na kształt łodzi na płozach, w którą zaczynają pakować Basię. Na tyle nie wierzą nam, że termicznie jest nam OK po takim czasie oczekiwania, że Basia dostanie ogrzewacz na klatę (wielkość OGROMNY), potem 2 koce, potem śpiwór, potem dodatkowe przykrycie "łodzi". Jak znam Szkodniczka, który zawsze w zimie otwiera okna w domu, "bo gorąco", to będzie to najcieplejsza podróż w jaką ktoś ją zabierze. Otulili ją tak, że zamarzniętego by rozmroziło. Nie odbierzcie mnie źle, niesamowicie Chłopaki zadziałali, ja się tylko śmieję, że nam nie uwierzyli, że możemy NIE być zmarznięci :)
Nim jednak uda się Basi zabezpieczyć szyną nogę i wpakować ją do "łodzi", to śnieg sypie już jak oszalały. Jest problem z miejscem dla wszystkich, ale Ratownicy nie chcą się zgodzić abym schodził sam w dół szlakiem. Mówię, że nie ma problemu, ,mnie nic nie jest, latarkę mam, zejdę. Niemniej i tak musieliby na dole poczekać na mnie, więc próbują nas wszystkich upchnąć na quada i nie zgadzają się, abym wędrował sam. Byłem w wojsku i wiem, że dyskusja ze służbami rzadko jest... hmmm... wskazana, nie ma co utrudniać Im pracy, odpowiadam zatem tylko "yes, sir" i pakuję się na quada. Polecimy w dół na niesamowicie ryczącej maszynie, wyrzucającej z pod gąsienic tony śniegu (zrobi za nas bałwany)... muszę sobie takie cacko na starość sprawić. Wypasiony sprzęt.
"Syn" do mnie: "balansuj ciałem na zakrętach i trzymaj się, bo będzie szarpać na głębokim śniegu" . Ha! Znam to z roweru, dam radę :)
"Ojciec" na nartach za "łodzią" będzie co rusz sprawdzał czy z Basią OK w jej kokonie.
Najgorzej będzie miał "Niebieski", którego miejsce zająłem na quadzie (a mówiłem, że mogę sam zejść...), bo będzie musiał jechać trochę na doczepkę i zasypie go śnieg z pod gąsienic. Bardzo przez to zmarznie. Spotkamy się jednak po drodze z "trzecią" ekipą i "Niebieski" będzie mógł przesiąść się do Nich.
GOPR podwozi nas pod same auto i potem wraca pomóc ekipie "drugiej" - tej od paska, którą też nota bene miniemy pod drodze.
Nam już pozostanie tylko wrócić do Krakowa, natomiast Ratownicy będą się zastanawiać czy da się wrócić na Turbacz w tych warunkach... z rozmów wynika, że ze względu na warunki, może to być niemożliwie, a pasowałoby mieć kogoś na górze, na wypadek innych akcji. Niemniej dyskusja ta odbędzie się już poza nami.... jedyne co nam się jeszcze uda, to zostawić Im paczkę ciastek w podziękowaniu... chociaż tyle.
W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim ekipom GOPR'u Grupa Podhalańska po nas wysłanym za pomoc i przeprosić, że zasilimy Im statystyki.
Bez Was zejście z gór, w tym stanie, zajęło by nam pewnie koło 10 godzin, o ile w ogóle byłoby możliwe.
Te 10 godzin szacuję całkiem serio, patrząc z jaką prędkością się poruszaliśmy i przy założeniu, że starczyło by nam sił... a gdyby nie starczyło, to... sytuacja stała by się trochę bardziej poważniejsza. Dlatego też bardzo dziękujemy za pomoc.
Czekając na...

...no właśnie.

Potwór, który zwiezie nas w dół...

Tak, Basia jest w środku...

Chyba się na starość przesiądę na coś takiego :)

She's quite SOR(e)...
Z trasy zjeżdżamy wprost na SOR... i mimo COVID'owego regime'u udaje nam się dostać do lekarza. Nim jednak Basi zrobią pierwsze "oględziny", będę miał chwilę aby przemyśleć całą sytuację. Co dalej to już zadecyduje nasz-naczelny-SFA-Ortopeda w nadchodzącym tygodniu. Na pewno jakaś rehabilitacja, czy coś jeszcze zobaczymy. Może przez chwilę nas zabraknąć na nadchodzących rajdach zatem, ale - jeśli możecie - to trzymajcie kciuki za nasz szybki powrót.
Z innej beczki, powiem Wam że podziwiam GOPR i TOPR (niezmiennie polecam: tą książkę oraz jej drugą część) za to co robią.
Niesamowita praca, bardzo ciężka i czasem niewdzięczna, ale niesamowita i dająca ogromną satysfakcję.
Może kiedyś gdy mnie już całkowicie trafi szlag w robocie... a czasami bywa blisko, to rzucę wszystko i się zaciągnę. Mówię to pół-żartem, pół-serio. Zawsze mi się to podobało... nie TOPR bo jaskinie to nie dla mnie a tam każdy Ratownik musi umieć działać w jaskiniach, ale GOPR (zwłaszcza Gorce, Beskidy), w sumie czemu nie... Gorce to mój drugi dom, a "praca z domu" zyskuje na coraz większej popularności, więc...
RAZ JESZCZE DZIĘKUJEMY RATOWNIKOM "GOPR - Grupa Podhalańska" ZA POMOC.
Kategoria SFA, Wycieczka
Lasy obok... WĄCHOCKA
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oczywiście Wąchock nie był celem samym w sobie, bo my to ciągle do lasu... a lasy to mają tu zacne. Są też ogromne: Suchedniów, Starachowice, Daleszyce, Skarżysko, Zagnańsk. To są ogromne lasy i z każdą kolejną wyprawą w Świętokrzyskie "wyrywamy" kolejne ich fragmenty (albo kolejne szczyty Gór Świętokrzyskich). Skoro jednak jesteśmy obok tak zacnego miasta, to wpadamy zobaczyć co tam słychać. A tam na przykład kamień przepowiadający pogodę :)
Inna sprawa, że Szkodnik mnie rozbił na tej wyprawie... zimno, naprawdę zimno, już po zmroku.
Robimy postój na herbatkę, odpalam termos, nalewam a Szkodnik, że "za gorąca..."
COOOOOO?
Chcesz mi powiedzieć, że przez kilka tygodni wybierałem sprzęt z certyfikatem wojskowym... który działa niesamowicie bo herbata nadal gorąca, a jesteśmy w trasie przez cały dzień... dość mroźny dzień... sprzęt spełnił oczekiwania bo jest sprzętem służącym do tego. aby trzymać ciecz gorącą...a Ty narzekasz, że ciecz jest gorąca!
ARGHHH... Szkodniczku kochany, przecież to był idealny zakup!
Zamiast narzekania dorzuć sobie śniegu do kubeczka... :P

Czerwony z Wąchocka do... lasu :)

A tam śnieg, śnieg, snieg :)

Ciągle prószy :)

Ale droga !!!

Ciśniemy :)

Klimatyczne to niebo dzisiaj :)

Leśna mogiła dzieci...

Trochę jak cmentarz w Bornem Sulimowie...

Ruiny dawnej fabryki

Ruins :)

Okno pogodowe na atak szczytowy :)

Profilowe mojej Bestii :)

TRAPDOOR :)

Zawiodłeś oczekiwania Szkodnika, panie Termosie... :)

Kategoria SFA, Wycieczka