SFA
Dystans całkowity: | 26704.00 km (w terenie 23.00 km; 0.09%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 389 |
Średnio na aktywność: | 68.65 km |
Więcej statystyk |
Zawody Ligi B (SFA)
-
Aktywność Sztuki walki
Dobra, dość tej hermetycznej narracji, już wyjaśniam o co chodzi.
Jak pewnie wiecie Puchar 3 Broni czyli tzw. TRÓJBÓJ KLASYCZNY rozgrywamy od wielu, wielu lat. I to tak naprawdę wielu bo pierwsze Mistrzostwa, które posłużyły za jego początek, to był przecież rok 2005. Niezły kawał czasu, ale mimo to pamiętam wszystko jakby to wydarzyło się wczoraj. Dla mnie były to moje pierwsze zawody szermiercze w życiu, więc emocje sięgały zenitu (co to w ogóle za określenie... ja tam wolę konkrety, tak "po inżyniersku"... niech mi ktoś e końcu powie jaka to jest dokładnie wysokość, bo to określenie wydaje mi się jednak trochę nieprecyzyjne :P ).
Basia zaczęła startować trochę później bo w 2006 roku i to mimo faktu, że pojawiliśmy się w szkole równolegle bo oboje w 2003 roku. Ona zaczęła swoje starty od "II Mistrzostw" (nota bene, zdjęcie z naszego jubileuszowego wpisu, na którym Basia jest w białym kaftanie, pochodzi właśnie z tamtych zawodów!!).
Potem już wszystko poleciało "z górki" i następne lata zaczęły przynosić kolejne edycje Pucharu 3 Broni, robiąc go - z roku na rok - coraz bardziej trudnym i wymagającym cyklem zawodów. Profesjonalizacja dyscypliny to jest kierunek rozwoju, o którym nam chodzi, nad którym pracujemy zarówno organizacyjnie jak i żelazem (bo przecież startowaliśmy w zawodach przez lata), ale przynosi on także pewne konsekwencje. Mianowicie poziom zawodniczy rośnie bardzo szybko i niektóre osoby, które dopiero co zaczęły swoją przygodę z szermierką, mogą mieć obiekcje startu w zawodach. Oczywiście zależy to w dużej mierze od konstrukcji psychicznej zawodnika, ale dla niektórych, wyjazd na zawody lokalne czy Mistrzostwa, na których można będzie odpaść już w pierwszej rundzie (bo trafi się na jakiegoś "KILLER'a" z 15-letnim stażem w obijaniu masek)... był "lekko" stresujący. Nie dziwię się, bo sam pamiętam jakie emocje targały mną na moich pierwszych zawodach... Euforia i frustracja, determinacja i strach plus jeszcze kilka innych.
Wychodząc naprzeciw temu zjawisku, zorganizowaliśmy w Łodzi, w 2019 roku tzw. Zawody Debiutantów i okazały się one bardzo dużym sukcesem. Przyciągnęły one wielu zawodników, którzy do tej pory, dość zachowawczo podchodzili do pomysłu swojego startu. Jednocześnie my przekonaliśmy się, że to świetne rozwiązanie. Powstał pomysł stworzenia LIGI B, jako ligi przygotowawczej do głównego cyklu zawodów Pucharu 3 Broni, rozgrywanego na jesień. I wiecie jak to bywa... "kiedy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (link wyłącznie na własną odpowiedzialność - jak zawsze na tym blogu) i kiedy mieliśmy już wszystko przygotowane aby wystartować z nowym cyklem zmagań szermierczych, pewna "kulka z kolcami" ostro wjeb**ła nam się w plany... i przy okazji rozwaliła prawie całą światową gospodarkę... po prostu wszystko trafił szlag.
Niemniej, co Cię nie zabije, to Cię okaleczy... więc gdy w 2022 udało nam się wrócić do organizacji Pucharu 3 Broni, to wrócił także pomysł Ligi B i na nowo zaczęliśmy przygotowania do odpalenia już całego cyklu, a nie pojedynczego "strzału" jak w 2019 roku. Tak oto doprowadza nas to do dnia dzisiejszego, czyli do pierwszych z dwóch zawodów Ligi B, Kraków 2023. To tyle tytułem wstępu... pora przyjrzeć się co się działo.
Rapier, to jest jednak magia :)

Jak tu nie kochać Rapiera, jak się widzi taki akcje :)

No i znowu: "magic of the moment" (zasłona lekko spóźniona)

"... człowiek się znowu czuje półbogiem, bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem" (klasyk TUTAJ)
Sobota wita nas deszczem. Doskonale - pogoda idealna: można cały dzień siedzieć na sali i obijać sobie maski, przy użyciu Szpad, Szabel i Rapierów. Podobnie pomyślało sporo naszych Szermierzy i stawili się w naprawdę licznej grupie... powiem szczerze, że byłem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony frekwencją: Łódź, 3miasto, Poznań, Wrocław, Katowice, no i oczywiście reprezentacja gospodarzy. Ponad 30 startujących na samej lidze B? Kosmos, ale to cieszy, bardzo cieszy i tylko potwierdza, że takie zawody są kolejnym krokiem w kierunku rozwoju dyscypliny (także tej egzekwowanej na zawodnikach - choć z tym to akurat bywa KUPA roboty. Taki mega-hermet dla tych, którzy wiedzą o co chodzi...).
Rejestracja, kontrola sprzętu, odprawa i zaczynamy. Grupa Armii "SFA Południe" (Kraków, Wieliczka) wystawiła potężną reprezentację, więc mimo "przemieszania" zawodników lokalizacjami, nie obyło się bez kilku bratobójczych walk.
Dla nas z Basią to także idealna okazja aby zaobserwować czego nauczyli się (lub nie...) nasi podopieczni. A wiecie jak jest...
"Twoi uczniowie będą tacy jak jesteś, a nie tacy jakimi chcesz aby byli..." czyli innymi słowy "z wielką mocą wiążę się wielka odpowiedzialność"
...trenerska. Odpowiedzialność trenerska. Pierwszy cytat to słowa - nieżyjącego już niestety - profesora Zbigniewa Czajkowskiego, legendy polskiej szermierki, u którego mieliśmy zaszczyt - w pełnym znaczeniu tego słowa - robić z Basią kurs instruktorski na AWF Katowice. Na każdym kroku przekonujemy się, jak niesamowicie prawdziwe jest to stwierdzenie. Prawdziwe... aż do bólu. W praktyce oznacza to zatem ogromną odpowiedzialność, aby swoim zachowaniem, czyli dosłownie "sobą", promować pewne postawy zawodnicze, których będziemy potem oczekiwać od swoich uczniów. A oczekujemy często bardzo wiele: od gry fair-play, przez umiejętność zarządzania emocjami w walce (to jest mega trudne... znam to z autopsji... autopsji czyjejś czyli niejednego pokrojonego "krzykacza" :P :P :P) po umiejętność wyciągania wniosków i dobierania taktyki do przeciwnika, z którym przyjdzie Im skrzyżować klingi.
Tym bardziej cieszy, gdy przed walką Zawodnicy podchodzą do nas i pytają "co robić w nadchodzącej walce". My takich odpowiedzi udzielamy, ale czasami "wiedzieć co", a "umieć jak" to są dwa różne światy. Dla nas to także ciekawa obserwacja, bo możemy spotkać się z całym spektrum zachowań:
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje się do rady i Mu to wychodzi lub nie, ale próbuje i można ocenić nad jakim elementem pracować...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik nie stosuje się do rady robiąc różne inne działania, ale po walce twierdzi, że się stosował do udzielonej rady) - tu bywa zabawna dyskusja po walce
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje działanie, mimo że przeciwnik NIE opuszcza broni...) - tu bywa jeszcze zabawniejsza dyskusja
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik robi działanie B, gdy przeciwnik opuszcza broń... powtarzalnie... działanie B, które jest np. odwrotnością działania A...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (a zawodnik chwilę później stwierdza, że A na pewno nie zadziała i że wie lepiej...) - no OK, ale po ch*j zatem pytałeś :D
No powiem Wam, że bywa kosmos z postrzeganiem sytuacji z boku, a zza maski. Obserwacje potrafią rozjeżdżać się jak korytarz życia na autostradzie...
Trochę mi to przypomina mnie samego z początków nauki szermierki... kiedy dostawałem radę: uspokój walkę, a ja mówiłem "OK" i ruszałem na pełnej k***e... tzw na pełnej p***e..., a nie - to też nie to określenie... mocy, na pełnej mocy. Ruszałem na pełnej mocy do przodu przyspieszając walkę jeszcze bardziej. A potem, schodziłem wściekły z dublem i twierdziłem uparcie, że przecież zwolniłem!
Taaaaak... w niektórych, młodych-gniewnych widzę siebie samego z dawnych lat.
Nieśmiertelne, po prostu nieśmiertelne "do as I say, don't do as I do"
Z dedykacją dla naszych Uczniów, z taką trochę mentorską troską... ale tylko tych którzy nas - chociaż czasem - słuchają :P
"The smell of resined leather,
the steely iron mask
as you cut and thrust and parried
at the fencing master's call
He taught you all he ever knew,
to fear no mortal man..." (całość TUTAJ)
chociaż muszę przyznać, że kiedyś - kiedy ja wychodziłem na planszę to sercu zawsze mi grało:
"If you win or you lose,
it's a question of honour
and the way that you choose
it's the question of honour...
I can't tell what's wrong or right
If black is white or day is night
(but) I know when two men collide
IT'S A QUESTION OF HONOUR..." (całość TUTAJ)
Pojedynek na broń białą ma w sobie coś hipnotyzującego... można się ścigać, grać w jakąś grę, rywalizować w dowolny sposób i też jest fajnie, ale jednak gdy skrzyżuje się z kimś klingi, to jest to zupełnie nowa jakość. Cieszę się zatem, że tylu naszych nowych podopiecznych podziela to uczucie i wystartowało w zawodach.
Głębokie gardło :)

Ładny ten wypad, ale czemu to natarcie idzie tak nisko... i czemu obrona "krzywą" czwartą zamiast drugą lub siódmą :P

Kwintesencja Rapiera - z obu stron zasłona lewakiem i natarcie Rapierem... piękne dopełnienie "El circulo magico"

Venom przygotowuje się do natarcia :)

Najgorsza robota na świecie, zawód podwyższonego ryzyka :D
Zawody Ligi B to także okazja dla naszych młodszych stażem sędziów, aby praktykować... czyli uczyć się sędziować, a to nie jest łatwe. Nie chodzi mi tutaj o przyswojenie zasad, bo tu sprawa jest w sumie dość prosta: albo ktoś spuścił komuś łomot, albo ktoś ten łomot dostał (to tak zwana powszechna zasada zachowaniu WPRD-Olu)... no dobra! OK, OK... wiem, że upraszczam... bo przecież konwencja i i duble... ale nie czepiajmy się szczegółów. Chodzi o pewną ideę.
Chodziło mi tu raczej o postrzeganie akcji, bo walki często toczą się w bardzo szybkim tempie i utrzymanie koncentracji, jest naprawdę trudne. Największy grzech początkujących sędziów? Sędziują ostatnią akcję... nie widzą na przykład 2-3 trafień w lewo, które padły wcześniej i sędziują trafienie w prawo, które zostaje zadane już "całe wieki" później, ale Oni nie zdecydowali się zastopować walki (co jest dużym błędem).
Niemniej, nie da się tego po prostu wyuczyć, to trzeba wypraktykować - oglądnąć 1000-ce walk i nauczyć się "czytać" intencje zawodników. Jak zaczniecie widzieć, że zawodnik A wykonał wiązanie i pchnięcie z kryciem w linii 6-stej, na co zawodnik B bronił się zasłoną oporową i dał odpowiedź, którą zawodnik A spróbował wyprzedzić (czyli de facto ponowił) to będziecie w stanie ocenić czy wystąpiła różnica tempa w ocenianej akcji. Pamiętajcie, że różnica czasu, a różnica tempa to dwie różne rzeczy, ale o tym może kiedyś indziej...
Sędziowanie to także niewdzięczna fucha, bo wszyscy mają do Ciebie pretensje - przecież to nie ich wina, że nie umieją walczyć i przegrali... to jest twoja bo twoja ocena nie pokrywa się z ich wizją rzeczywistości. Abstrahując od tego, że nie oceniamy jakości trafień (bo to głupota - ale o tym też kiedyś indziej) to do dziś pamiętam jedną rozmowę:
Gość otrzymał prawdziwego skull-crusher'a w czapę... bałem się, że wgniotło Mu ze 3 kręgi w kręgosłupie, takiego strzała na masku zaliczył. Jednocześnie... końcówka broni trafił przeciwnika w lewą dłoń... w sumie, to był bardziej przypadek niż intencjonalne trafienie... i co? Jego opinia o sytuacji: miałbym szramę na twarzy, a Tobie odcięło by rękę... pół kilko żelaza, w prawdziwej walce zaostrzonego, spada Ci na głowę z taką siłą, że zgina Ci "stawy w kolanach", a maska ma widoczne wgniecenie kraty... a Ty twardo twierdzisz, że miałbyś szramę na twarzy. Masz ryj z betonu... czy tylko umysł? Bo ja już nie wiem...
Tak więc pamiętajcie, szanujcie sędziów swoich - możecie trafić na gorszych... wiecie na przykład "ślepych liniowych" i niedomagających głównych :)
To klasyczne już - jak nasze szermierka - pytanie "Liniowi?"... a tu cisza i chorągiewki opuszczone... ech.
Wyroki śmierci są tu na porządku dziennym, a groźby karalne adresowane są do nas masowo :)
No, ale nie śmiejąc się już - trzeba się tego gdzieś nauczyć, doświadczenia się nie przeskoczy, a gdzie będzie lepsza okazja do nauki niż zawody. I podkreślam raz jeszcze, nie mówię tylko o postrzeganiu walki, ale o całym ceremoniale, zwłaszcza w finałach, gdzie dodaje to klimatu toczącym się walkom.
Potrzeba nam wyszkolonych sędziów czyli zawodników, którzy rozumieją ideę szermierki klasycznej, umieją postrzegać i oceniać akcje (i to takie, które dzieją się czasem w mgnieniu oka,) a do tego trzeba umieć radzić sobie ze stresem wynikającym z odpowiedzialności za powierzone zadanie - przecież komuś przekreślamy marzenia, mówiąc że odpadł i nic nie wygrał. Prawie mi przykro... prawie, bo jakieś takie kruche były to marzenia. Szybko się przekreśliły, roztrzaskały :D
Żartuję oczywiście, w Lidze B każdy jest zwycięzcą: bo się odważył, bo spróbował, może nabrał ochoty (bo doświadczenia na pewno) i wystartuje w cyklu Pucharu 3 Broni 2023.
Bardzo na to liczymy!
Zasłona druga nie broni łapy od góry :P

Nawet trochę publiczności nam przyszło :)

...w sumie to sporo jak na zawody Ligi B

Droga do Poznania... szermierki może być długa i kręta, ale może być też wspaniałą przygodą
Tak! Już w kwietniu drugie zawody Ligi B, których gospodarzem będzie Grupa Armii "SFA PÓŁNOC" (Dywizja eee tzn. filia w Poznaniu). Patrząc po emocjach jakie towarzyszyły naszym zawodnikom, to wszyscy JUŻ czekają na te zawody. To dobrze, to bardzo dobrze, bo przecież o to w tym chodzi. Zawody to może i dla nas pewne narzędzie treningowe, ale także kapitalna zabawa, więc pilnujcie ogłoszeń co i kiedy :)
Ale nim zawitamy do Poznania, to dwa słowa podsumowania o krakowskiej edycji:
- udało się
- zajebiście się udało
- duża frekwencja i całkiem niezłe walki finałowe
- sporo emocji, bo latały maski... latały k***wy, latała broń. Kontrola emocji - tego też trzeba się nauczyć. I nie dlatego, żeby nie cisnąć maską przez całą salę, ale po to uspokoić walkę i wypracować sobie moment trafienia. Pojedynek to czasem długa gra, naprawdę długa gra... nerwów.
Jak mawiał profesor Czajkowski "kochaj szermierkę w sobie, a nie siebie w szermierce", więc pracujcie nad gaszeniem płonącej krwi i nauczcie wypracowywać sobie - czasem długo i cierpliwie - zwycięstwo. Praca, pokora, determinacja.
A nawet jeśli Wam się nie uda, to pamiętajcie że porażka - owszem, może być tragedią, ale może być też lekcją - momentem nauki.
Odsyłam do naszego jubileuszowego wpisu gdzie opisywałem swoje największe "momenty nauki" w mojej karierze zawodnika.
A jeśli już kompletnie nie wiesz co robić, to rób pompki - pompki są dobre na wszystko. Podziękujesz nam kiedyś za tą radę :D
Głębokie gardło 2: Po rękojeść :)

Jeszcze jedno z Rapiera :)

Medaliści wszystkich konkurencji: Szpada, Szabla, Rapier (M/K) + Trójbój klasyczny (suma punktów ze wszystkich 3 kategorii)

Bez kitu, zdjęcie wyszło jakby to była nasza Gwardia Przyboczna - chociaż w sumie czemu nie :D :D :D

Kategoria SFA
Jubileusz SFA - część 1
-
Aktywność Sztuki walki
Dla Orientalistów będą to np. najlepsze punkty kontrolne lub największe nasze wtopy nawigacyjne, a dla Szermierzy najważniejsze lekcje lub zdarzenia, widziana zza maski szermierczej. Chyba zatem każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynam od tego co było pierwsze czyli JUBILEUSZU SFA.
Nie zamierzam opisywać tutaj całej naszej historii, jak to się stało, że trafiliśmy z bronią w ręku na planszę szermierczą, bo to materiał na osobną książkę :P
Skupię się raczej na pewnych podsumowaniach, wnioskach i przemyśleniach... a że "uczyć się na własnych błędach jest oznaką mądrości, a na cudzych... geniuszu", to może niektórzy z naszych obecnych Zawodników/Podopiecznych/Uczniów znajdą w tych materiałach coś wartościowego. O ile oczywiście będą umieć czytać między wierszami, ekstrapolować podane tu informacje i wyciągać odpowiednie wnioski. Niemniej nie zawsze będą to grzeczne opowieści, bo sięgają czasów gdy kształtowała się moja psychika jako zawodnika i instruktora... uważam zatem, że zostaliście ostrzeżeni - zapraszam, ale "THERE BE DRAGONS".
"- What's his weapon?
- Rapier and dagger"

Najważniejsze lekcje czyli momenty przełomu...
LEKCJA 1 "...bo mi na to pozwalasz"
Sparing szpadowy, bardzo siłowa walka... w szpadzie... czyli absurd... ale nie ma o tym pojęcia, na tym etapie. Pewien wojownik wie lepiej i napiera ile fabryka dała. Wiele osób trafia poprzez bardzo siłowe pchnięcie z cofniętej najpierw ręki - u nas szermierczo zwane to jest "torpedą" albo "pizdą" (na przykład na ryj). Działa, więc nie przyjmuje do wiadomości, że działa to tylko na początkujących szermierzy, który wtedy panikują... i że atakując w ten sposób, jak przeciwnik NIE spanikuje i się obroni, to jestem potem jak "na widelcu" i zawsze dostanę.
CO TAM! Kto by słuchał... przecież działa i daje zwycięstwo. Szybciej, mocniej, byle do przodu... Ten plan był bez wad!
...i nagle, wtedy przeciwnik robi unik i wykonuje cięcie, bardzo mocne cięcie wprost na moją rękę. Klinga trafia mnie w dłoń, idealnie w kości palców, tuż za tarczkę Szpady... ARGH... zabolało.
Ale co tam! Udało Mu się! Następnego razu nie będzie... ignoruję radę "to głupie co robisz" - szybciej! mocniej. Byle tylko posłać mocniejszą p... torpedę.
Znowu unik i szpada ponownie ląduje na mojej dłoni... ból jest ogromny. Drugi raz z rzędu metalowy pręt tnie powietrze, aż słuchać świst i spada na kości mojej ręki... zaczynam widzieć na czerwono... to mieszanka bólu i furii... ponownie ignoruje padające "mówiłem Ci - NIE RÓB TAK". Jeszcze jedno natarcie na pełnej k***... mocy, na pełnej mocy.
Znowu świst broni, znowu unik przeciwnika i ponownie jego klinga trafia w moją dłoń, tym razem najmocniej ze wszystkich 3 razy... tym rzem ból składa mnie prawie do parteru, a broń wypada mi z ręki. Nie jestem w stanie zamknąć dłoni tak boli... ściągam rękawice... szrama jest konkretna. Uderzenie rozcięło skórę i łapa całkiem nieźle krwawi... krew ścieka mi po palcach, ale boli tak naprawdę nie samo rozcięcie skóry, ale to piekielne stłuczenie kości/okostnej. Mięśnie dłoni aż drżą... jestem wściekły, ale to koniec walki, nie utrzymam szpady w dłoni... pytam: CZEMU to robisz...
... i wtedy pada zdanie, które rozwala mój dotychczasowy światopogląd:
BO MI NA TO POZWALASZ... czego oczekujesz, walczymy, chcesz mnie trafić i to "torpedą", czyli - innymi słowy - chcesz mi pierd***lnąć, więc się bronię. Czy naprawdę oczekujesz, że jako przeciwnik po prostu pozwolę się trafić? Mówiłem Ci, że to głupie działanie, bo jak zrobię unik - nie spanikuję przez twoim agresywnym natarciem, to mam twoją rękę tak eksponowaną, że jej już nie obronisz. Pokazuję Ci to, dość dobitnie ale pozwalasz mi na takie działanie.
Mówiłem Ci, że to głupie, ale uparcie wiesz lepiej - sam się zatem przekonaj. Czemu to robię?
Dla mnie to punkt przełomu... może ktoś z Wam by się obraził, że to tylko sparing, a właśnie dość mocno obito Wam łapę... może ktoś by zareagował agresją... ale ja wtedy, w tamtym momencie powiedziałem tylko : naucz mnie tego.
Naucz mnie: jak nacierać poprawnie, tak abym mógł się obronić, a nie lądował w sytuacji "na widelcu"
Naucz mnie: jak się bronić przed takimi "torpedami", bo inni też tak robią.
Naucz mnie jak walczyć skutecznie.
Lekcja nr 1: Bo mi na to pozwalasz... absurdem jest oczekiwać, że przeciwniki będzie współpracował i poczeka aż go traficie... a wiele technik samoobrony, kursów typu "mistrz karate w 24h" opiera się na tym, że przeciwnik pozwoli Wam wykonać jakąś technikę... uwierzcie, że "nie pozwoli". Podkreślam - nie mówimy o sporcie - gdzie np. nie wolno uderzać w tył głowy bo przepisy tego zabraniają. W prawdziwej walce nie będzie "nie wolno" i nie będzie, że to niehonorowo. Liczy się tylko skuteczność... więc naucz się tak prowadzić walkę aby nie pozwolić przeciwnikowi na wiele.
Spory małżeńskie level zawody :)

LEKCJA nr 2: "... "Plan zawsze działa... do momentu konfrontacji z przeciwnikiem".
Andrzej... moja Nemezis. Niesamowicie dobry techniczne szermierz, zwłaszcza na Rapiery. Członek innej, mocno zaprzyjaźnionej z SFA, szkoły. Jeden z najtrudniejszych przeciwników z jakim kiedykolwiek walczyłem: zasięg, szybkość, umiejętności taktyczne i techniczne... notoryczny ćwierć-pół-a-czasem-i-finalista naszych Mistrzostw. Nieważne czy był to rok 2008, 2010, czy 2013. W normalnych okolicznościach czerpałbym garściami doświadczenie wynikające z możliwości sparowania z Nim na treningach... ale okoliczności nigdy nie były normalne. Widywaliśmy się regularnie... raz do roku, na Mistrzostwach we Wrocławiu. Walcząc najpierw o wyjście z grup eliminacyjnych, a potem o kolejne szczeble "drabinki" zawodów, prędzej czy później się na Niego trafiało. Jak człowiek miał pecha to już w eliminacjach "miał Andrzeja w grupie", bo los tak chciał (los albo "to życie k***wskie" - bo wtedy wyjście z grupy było utrudnione).
Dostawałem zatem szansę na pojedynek z Nim tylko raz w roku... RAZ W ROKU! Szansę aby sprawdzić czy to czego nauczyłem się przez ten rok, tym razem starczy aby Go pokonać.
Powtarzalnie jednak, rok rocznie schodziłem z planszy jako przegrany. Nieważne jak dobrze szły mi zawody i choćby rozbijał w danym dniu wszystkich, to w walce z Andrzejem mógł być tylko jeden wynik. Bynajmniej nie ten, na który liczyłem.
Zajebiste znowu te grupy..: D (czasy gdy nie mieliśmy aplikacji do rozgrywania zawodów)

Po porażce wracałem do treningów i przez kolejny rok uczyłem się kolejnych technik i taktyki, aby spróbować raz jeszcze... Ćwiczenia w parach na treningach, obozy treningowe, analiza filmików z walk aby dowiedzieć co zrobiłem źle (a mówimy o filmikach z dynamicznych walk, kręconych około 2010... więc jakość tych filmików, to nie była powalająca :P). Macie już jednak kontekst... a teraz sama lekcja. Rapier!.
Często otrzymywałem od Andrzeja trafienie natarciem "po skosie z góry". Zawsze mnie to zaskakiwało, a nawet jeśli zdołałem podjąć jakąś akcję obronną, to nigdy nie była skuteczna. Nawiązywała się wymiana na żelazie, w której sobie nawet radziłem i kiedy - miałem wrażenie - że walka była pod kontrolą, nagle wjeżdżało mi to skośne pchnięcie w bark Rapierem. ARGHHH... no nie umiałem tego sparować. Tu ważna uwaga: Andrzej trafiał mnie tak często - w znaczeniu często sięgał po tą technikę, ale nie ma się co dziwić: była po prostu na mnie skuteczna.
Na podstawie obserwacji własnych, rozmów z Markiem i analiz filmików, udało mi się wyizolować tą technikę. Wyizolować, skodyfikować, zrozumieć... a następnie przez długie miesiące w różnych lekcjach szermierczych szukałem najskuteczniejszej obrony przed nią. Kolejnym krokiem był trening, trening, trening aby nauczyć się wykonać działanie obronne w sytuacji realnej walki. W dynamice, w odpowiednim timingu. No i nauczyłem się tego!! Z dość dużą powtarzalnością zaczęło mi to wychodzić... pełen entuzjazmu szykowałem się zatem do kolejnych Mistrzostw. Plan był prosty, jak pojawi się to działanie, to ja tym razem się obronię i przejmę inicjatywę w walce!
... tak więc, gdy na pewnym etapie Mistrzostw przyszło mi stanąć naprzeciw odwiecznego rywala, czułem że jestem gotowy. Powtarzałem sobie w głowie: "nie zlekceważ, masz asa w rękawie, ale to nadal bardzo niebezpieczny przeciwnik. Nie daj się ponieść... nie zlekceważ, ale bądź gotów".
"Zawodnicy na miejsca - Salut - Postawa - Gotów... (...)
-- cholera! jak nigdy, jak nigdy GOTÓW !!! ---
- WALCZYĆ !!!"
Świat dookoła przestaje istnieć... wszystkie zmysły są skupione tylko na przeciwniku. Wszystko dziele się jak w zwolnionym tempie, każda sekunda wydaje się minutą. Mam też wrażenie, że wzrok zawęził mi się do swoistego tunelu, w którym widzę tylko własny Rapier sunący przez powietrze i broń rywala. Styk żelaza i wtedy się zaczyna - wymiana: zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź
...i nagle widzę to... rozpoczyna się znana mi już sekwencja ruchowa, za moment z mojego lewego skosu wjedzie mi to zabójcze pchnięcie... ale widzę to - jestem gotowy!
Włącza się pewien automat, krok w bok po okręgu, wyrzucenie lewej ręki z lewakiem (sztylet) w kierunku kosza broni przeciwnika, prawa ręka z Rapierem wędruje w stronę zasłony czwartej jako dodatkowa asekuracja obrony lewakiem, ale jednocześnie szpic mojej mojej broni zostaje skierowany ku masce zbliżającego się przeciwnika. Skręt barków i zejście niżej na nogach... Chwilę później czuję i słyszę (sic!) charakterystyczny ślizg kling po sobie - Rapier przeciwnika zawisł na mojej zasłonie, na moja broń trafia Go w prawy bark YEAH !!! udało się - obroniłem się! Zadałem trafienie. HELL YEAH !!!
ZA DZIA ŁA ŁO !!!
Euforia, ekstaza, tyle lat na to czekałem - dawaj, jedziemy dalej...
... i wtedy stało się coś co niesamowitego. Andrzej już ani razu, w tej walce, nie zaatakował w ten sposób. Użył 3 innych działań, z którymi kompletnie sobie nie poradziłem. Wygrał walkę 3:1, ale ani razu nie powtórzył akcji z pierwszego zdarzenia... akcji, którą stosował na mnie nagminnie i obrona przed którą miała "dać" mi tą walkę...
...ale gdy okazało się, że nauczyłem się przed nimi bronić, rozbił mnie zupełnie innymi działaniami.
Zszedłem z tej walki zdewastowany... zdruzgotany psychicznie... ale i mądrzejszy.
Lekcja nr 2: taktyka powinna być dobiera elastycznie i do przeciwnika. Jeśli działa stosuj jak zdartą płytę, jeśli nie działa, natychmiast zmień... poszukaj innej skutecznej.
Walka to nie tylko broń: technika vs technice, wola przeciw woli... duża część walki rozgrywa się w głowie. To tak w kontekście gdy dziś pytam naszych uczniów: "jak zidentyfikowałeś przeciwnika i jaki miałeś pomysł na niego?" a Oni mi czasem odpowiadają: "ale co masz na myśli bo nie rozumiem pytania?"
Tak, ten fakt (że nie rozumiesz) już ustaliłem sam... ale spokojnie, ja też nie rozumiałem.
Szkodnik jeszcze BIAŁY

Szkodnik już CZARNY (interpretujcie ten zapis jak chcecie :D :D :D)

LEKCJA NR 3 "I've stopped fighting my inner Demons... we are on the same side now"
To jest jednak mój dzień, idę przez eliminację jak burza - rzadko kiedy z taką łatwością przychodziło mi wspinanie się po "drabince" zawodów, jak wtedy.
Nieraz się z grupy nie wyszło, nieraz wyszło się po naprawdę morderczej walce... ale dziś wszystko przychodzi szybko, i łatwo.
Pół finał rozstrzygam łącznie może w 30 sekund (wszystkie 3 trafienia). Dziś nie zatrzyma mnie już nic, prawda?
Nie zrobię w tym finale nic... po prostu nie będę dla Niego przeciwnikiem... nie podejmę walki.
Jak dziecko we mgle, z tym Rapierem... przegram go bo nie nie zrobię zupełnie nic... w dzień, w który wszystko mi wychodzi.
Nie zrobię nic w najważniejsze walce zawodów, nie podejmę walki...
Po pierwsze - z perspektywy wojownika "srebrnego medalu się nie wygrywa - tylko przegrywa się złoty"
Po drugie - z perspektywy technika - ważniejsze, że z tej walki też wyjdę mądrzejszy... pamiętacie "Zemstę Sith'ów"
"-Jesteś ranny, Mistrzu Yoda?
- Tylko moje ego, tylko moje ego..." (jaka niesamowita i prawdziwa była to odpowiedź... głębsza niż mogłoby się zdawać)
I co gorsza, prawie na pewno zrobił to NIE intencjonalnie... dostałeś wspaniałą pochwałę i poskładało cię psychicznie jak niestabilnego emocjonalnie Janusza :P
W niektórych naszych młodych Zawodników widzimy nas samych z dawnych lat
To niekoniecznie jest pochwała... w sumie to zupełnie nie jest pochwała :D

LEKCJA nr 4 "Behind this mask there is more than just flesh. Beneath this mask there is an idea..." (klasyk TUTAJ)
Uczę się zasłony szóstej. Znam już jej tajemnicę "źle postawiona szósta nie działa" (chcecie poznać tajemnicę zasłony czwartej? :P).
Rzecz ma miejsce na obozie szermierczym, dawno dawno temu w Starym Sączu. Dzieje się to podczas lekcji indywidualnej.
Jak najlepiej próbuję powtórzyć pokazany mi ruch: kąt nachylenia nadgarstka, ułożenie klingi w przestrzeni, wycinek okręgu jaki kreśli klinga przy skręcie dłoni... po prostu staram się idealnie odwzorować zobaczony ruch. Niestety zasłona nadal nie działa, nie zatrzymuje pchnięć, które trafiają mnie raz po raz w bark (w lekcji nauczania robimy do zrzygania liczbę powtórzeń - aby wyrobić sobie nawyk czuciowo-ruchowy, więc było tego naprawdę sporo). Skupiam się jeszcze bardziej... widocznie nadal coś niedokładnie odwzorowałem: może ręka jest za nisko, może za wysoko, może za mało wysunięta do przodu albo za bardzo cofnięta na biodro...
Dopiero bezpośrednie pytanie wyrywa mnie z tego transu... a brzmi mniej więcej tak:
CO TY K***A ROBISZ?
Patrzę ogłupiałym wzrokiem i odpowiadam: no próbuje powtórzyć ruch jaki pokazałeś, jaki zapamiętałem, a było tak że twoja ręka była skręcona o około x stopni, z klingą pod kątem...
Wtedy pada drugie pytanie:
"Ale zdajesz sobie sprawę, że każde natarcie jest inne? Raz nacieram na maskę, raz na korpus, raz na rękę, raz siłowo, raz delikatnie... nie zadziała Ci zawsze taka sama zasłona. Zasłona to zbiór cech, to pewna idea... a nie jeden konkretny ruch"
Mam wrażenie, że ta wypowiedź sięga zakamarków mej duszy... "ale, ale... to skoro możesz wykonać natarcie na milion sposobów, w zasadzie dowolnie względem: wysokości, kąta, siły... czyli tych natarć może być nieskończenie wiele... czy to oznacza..."
"TAK"
Jeszcze nie zadałem do końca pytania, a dostaję odpowiedź i to tym razem nie na brak, ale wprost w mózg. Aż mi paruje...
Punkt przełomu... nieskończenie wiele. Zasłona szósta to nie jedno konkretne położenie w przestrzeni, ale nieskończenie wiele położeń spełniających pewne ściśle określone warunki. Na przykład, jeden z takich warunków to kontrola broni przeciwnika na zasadzie dźwigni: moja "mocna" część broni jak najszybciej i po jak po najkrótszej drodze (aby było jak najszybciej) kierowana jest do zbliżającej się klingi przeciwnika. Tak więc... jeśli leci w mnie odpowiedź, gdy zostałem w wypadzie będzie to ślizg "na zewnątrz" po tzw. średniej części broni przeciwnika, ale jeśli jest to natarcie na moją rękę z dalszej odległości... to styk zacznie się jeszcze na słabej części jego broni, a ruch będzie mniej obszerny niż w przypadku wypadu (bo mam więcej miejsca i nie muszę wykonać go tak dynamicznie, a bardziej kontrolowanie)... ARGHHHH... to nie jest pozycja/ułożenie, to idea.
Tajemnica zasłony pierwszej: źle postawiona pierwsza nie działa :)

Zabija nas to co najbardziej kochamy. Moje serce kocha Rapier, kolano niestety nie przepada... i przelało trochę krwi za tą miłość
(dosłownie... nazywa się to punkcją i jak ściągają Wam dwie strzykawki płynu z krwią. z kolana.. no to robi wrażenie. Naprawdę robi wrażenie...)

To nie wszystkie lekcje jakie dostałem przez te 20 lat z bronią w ręku... To jakieś tam wybrane, ale z drugiej strony, to te chyba najmocniej zapamiętane.
Niektóre (z innych) lekcji nie nadają się do przytoczenia w przestrzeni publicznej... np tak jedna, o wschodzie słońca, na zamku pod Wrocławiem, gdzie przekonaliśmy się że to co robimy ma sens (taktycznie - bo zdrowotnie to NIE :P), no ale więcej powiedzieć nie mogę.
No, ale halo jestem System Inżynierem, a ta grupa wyznacza KRYTERIA WERYFIKACJI wymagań, więc wszystko się zgadza.
Koniec pierwszego wpisu jubileuszowego... ale poniżej zajawka kolejnych wpisów :)
Szermierka to nie tylko naparzenie się po ryjach w maskach... czasem to naparzenie się bez masek.
A skoro robimy podróż w przeszłość, to przecież przez lata robiliśmy pokazy. To nierozłączna część naszego życia w SFA.
Niedługo wpis ORIENT 1, a za kilka tygodni pewnie SFA część 2. Stay tuned :)

Kategoria SFA
W widłach dwóch rzek... i wielu VELO
-
DST
127.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka po wielu Velo (Metropolis, Evo, Dunajec, Raba, Wiślana, itp) aby odwiedzić ujście Raby do Wisły oraz ujście Dunajca do Wisły.
Drogi we mgle :)
Ujście Raby
Dwie rzeki :)
Wciąż dalej i dalej
Cel wykryty!
Prawie jak góry :)
Szosy kolejnych VELO :)
Na zakręcie :)
Tenże zakręt :)
Chodzi lisek koło drogi, z tego co wiedzę ma wszystkie nogi :)
Wiraż :)
Mostek :)
Krzory!!!
Ujście Dunajca do Wisły
Trójnóg :)...śladami dawnych dni
Szlak Bursztynowy
Miejsce bitwy o strategiczny most... w 1939 jeden z nielicznych, otwierających kierunek tarnowski
Horyzont płonie
Wyspa :)
Prawie jak Crystal Lake - byle zatem nie spotkać jakiegoś hokeisty :D (Jason V. tribute :D )
Znowu nocą w lesie :)
Świetlisty Rogaty :)
Piękna noc :)
Prawie jak portal :)
Co znajdę po drugiej stronie?
Prawie jak bliskie spotkania 3-ciego stopnia... czyli wyjeb*łem na schodach, dokładnie na 3-cim stopniu :D Night rider :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Lasy mają oczy...
-
DST
8.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noworoczny spacer po obrzeżach Beskidu Wyspowego - tzw. "Galeria Leśna"
Stary niebieski szlak
Ku słońcu :)
Na czerwonym szlaku :)
Przez wąwóz...
Cudowne źródełko
Jak to nie wolno? To gdzie się prześpimy?
Galeria leśna :)
"3 points to GRYF"indor :)
Jaszczur z lasu deszczowego :)
Lasy mają oczy :)
Wiewiór :)
"...a to był on" - jeśli kojarzycie tego suchara o lisku
Wieczorne drogi
Kategoria SFA, Wycieczka
XVI Mistrzostwa
-
Aktywność Sztuki walki
Wiecie, ja tam szermierki nie lubię, ale fajno jest komuś takim żelastwem... żartuję oczywiście. To znaczy żartuję, że nie lubię, bo z tym że fajno jest komuś to nie żartuję :)
Coraz bardziej zastanawiam się czy nie wrócić do startów w zawodach, ale z drugiej strony fakt, że mogę skupić się na sędziowaniu i współorganizacji imprezy, ma swoje plusy... i minusy, na przykład "-1" dla co poniektórych. Ale to był hermetyczny suchar Milordzie, prawda?
"Nauczymy się teraz matematyki. Esto circulo magico... magiczny krąg" (całość TUTAJ)

Całe życie na wypadzie :)

"- I will speak to him again... What's his weapon?
- Rapier and dagger"
(cytat z "Hamleta")

Jak już nieraz pisałem w relacjach z poprzednich edycji, Mistrzostwa to zawsze będzie nasza elitarna impreza. Już sam wymóg startu, w co najmniej jednych zawodach lokalnych je poprzedzających, podnosi ich rangę i nie pozwala na start nikomu "z przypadku". Innymi słowy, prawo startu musicie wywalczyć sobie z bronią w ręku, a los Puchar, czyli to w czyje ręce trafi, często decyduje się do ostatnich minut, bo różnice między najlepszymi zawodnikami bywają znikome.
Mistrzostwa mają także swój niepowtarzalny klimat - sportowa hala, nierzadko wizyta lokalnych mediów i obecność publiczności, to wszystko przekłada się na piękną oprawę zawodów.
Jak co roku, najważniejsza impreza w sezonie odbywa się w środku Polski czyli w Piotrkowie Trybunalskim, aby wszystkie nasze filie/oddziały miały w miarę krótki dojazd.
A będzie kogo dojechać i w sumie to nie będzie taki krótki dojazd, bo niektórzy będą się stawiać :)
"Podium albo nikt... " czyli rzecz o dogrywkach
Poziom zawodów jest obecnie tak wysoki, że nierzadko potrzeba dogrywek aby wyłonić najlepszych zawodników. I to nie tylko na etapie eliminacji do drugiej rundy, ale także np. do półfinałów!
Związane jest to z tym, że tzw. drabinka (czyli przegrany odpada) pojawia się u nas dopiero właśnie w półfinałach, czyli tzw. "czwórkach". Taki system zawodów motywuje do walki do samego końca o każdy punkt, bo próg awansu nigdy nie jest znany - awansują 4 najlepsze wyniki punktowe. No i dlatego potrzeba czasem dogrywki, aby rozstrzygnąć sytuacje remisowe.
Sam cytat pochodzi z jednej z dogrywek i pokazuje determinację zawodników. Liczy się podium, a jeśli mam odpaść to odpadniesz ze mną... no i mieliśmy taki przypadek. Dubel w dogrywce to koniec snów o potędze - możecie pakować się do domu :P
Same dogrywki lecą u nas ekspresem. Jeśli mamy dwóch zawodników to odbywają klasyczną "pełną" walkę do 3 lub 2 (w Rapierze), natomiast jeśli pretendentów jest więcej... no to wtedy leci drabinka i to do jednego trafienia. A jeśli wynik nadal jakimś cudem równy to losowanie. Jeśli zastanawiacie się jak w drabince mogą być równe wyniki, to przypominam że różne sytuacje są możliwe na przykład: 7 osób w dogrywce, a przechodzą 3.
Niemniej dogrywki do półfinałów to jest kosmos. To oznacza, że mamy kilku zawodników którzy mają komplet (zwycięstw) z eliminacji lub komplet bez jednego. To wygląda niesamowicie, gdy mamy już odpalić półfinały a tu taka sytuacja: 16, 16, 14, 14, 14 (dla nieznających naszej punktacji, to za zwycięstwo dostaje się 2 pkt). W takiej sytuacji z trzech czternastek musi odpaść jedna.
Spektakularna dziewiąta broniąca pleców jest spektakularna!
Zwana także niską szóstą :)

Oj... :P

Zasłona druga... LOTNA :P :P :P dosłownie :P :P :P

"Every time we touch, I get this feeling..."
I to uczucie nazywa się kontrolą czyli parę słów o walce w styku bronią kolną. TO PODSTAWA, kurtyna, dziękuję. I to w sumie wystarczyło by za cały wykład, ale - niech będzie - dopowiem kilka kwestii. Wielu początkujących zawodników unika walki w styku. Przyczyn jest wiele, ale na przykład jedna z nich to, to że nie umieją uspokoić walki na tyle, aby do styku kling w ogóle doszło. Tymczasem styk jest korzystny dla obu stron, bo pozwala obu zawodnikom na zachowanie lepszej kontroli i czytelności walki. Powinno to mieć zatem dla Nich kluczowe znaczenie, ale często niecierpliwość i źle rozumiana szybkość wykonywania działań, uniemożliwia Im nawet próbę dążenia do styku.
Najlepsze walki, z całą gamą działań takich jak natarcia zwodzone czy przeciwtempa pojawia się dopiero wtedy, kiedy walczymy w styku. Związane jest to z faktem, że bodziec dotykowy jest o wiele, wiele szybszy niż wzrokowy, co przekłada się bezpośrednio na czas reakcji i poprawną ocenę sytuacji. Walka na broń kolną bez wykorzystania styku wygląda trochę jak walka ślepców... obaj zawodnicy machają bronią w powietrzu i nagle - często w losowej chwili - decydują się na natarcie. Nierzadko kończy się to zatem trafieniem obopólnym... i potem jest płacz. Pół biedy jak płacz brzmi "dlaczego" - jest szansa na naukę i wnioski... gorzej, jeśli płacz twierdzi "to była jego wina". To drugie podejście blokuje Wam proces nauki i u niektórych potrafi trwać latami.... Obopól prawie zawsze jest winą obu stron i bardzo często wynika ze złego "przeczytania" walki. Przez złe przeczytanie rozumiem:
- brak poprawnej identyfikacji sygnału, że przeciwnik naciera
- ch** z identyfikacją; NIE ZAUWAŻENIE GO !! :)
- błędna ocena dogodnego momentu do własnego natarcia...
...i wiele innych. A wystarczy tylko przyłożyć swoją klingę do klingi przeciwnika... czemu to bywa aż tak zaporowe dla naszych Zawodników?
Może kiedyś poszukamy odpowiedzi, a tym czasem ćwiczcie na treningach walkę w styku. Uratuje Wam to skórę na niejednych zawodach, a może o prostu pomoże wygrać.
Teraz uwaga bo leci ogromna seria zdjęć - gotowi? No to odpalamy !!!
Piąta zawsze na propsie :)

Gardełko :)

"...z resztami tchu idę do przodu twardo, schowany za swą gardą" (całość, klasyka TUTAJ)

Oj 2... zaraz chorągiewki wystrzelą w górę :)

Co ma wisieć nie utonie... wisi na Rapierze :)

"Więc ja mu raz kosę w brzuch i już dalej wiecie, nie ma drugiej takiej kosy w całym świecie..." :P (całość TUTAJ)


No dobra, z Szabli też coś wrzucę - zasłona 3-cia zwana skuteczną :)

W takich chwilach zawsze widzę przez oczyma scenę z komiksu o przygodach LOBO "wyobraź sobie że to biszkopt" i jeb po rękojeść w gardło :)

Nowy rozdział - nowa ERA
NARESZCIE! To naprawdę wiekopomna chwila w historii SFA. Do tej pory, przez te wszystkie lata... a przypominam, że Mistrzostwa odbywają się już po raz 16-sty, to po Puchar 3 Broni wymiennie sięgało tylko 2 zawodników. Owszem, zwycięzców zwodów lokalnych było więcej, ale Puchar to 4 starty... Puchar to powtarzalność wysokich wyników przez cały sezon. No i to nie jest już takie proste. Zmęczenie, konieczność utrzymywania bardzo dużej koncentracji, ogromna konkurencja... oraz wiele innych czynników zbierało swoje żniwo wśród pretendentów. I tak Puchar, przez te wszystkie lata, krążył sobie pomiędzy dwoma zawodnikami... aż do pandemicznego roku 2020, kiedy to odbyły się tylko jedne zawody, które wygrał Tomasz.
W teorii to wtedy właśnie pojawił się trzeci zawodnik, który sięgnął po najwyższe trofeum Trójboju Klasycznego, ale ale ale... no właśnie. Rok 2020 to nie był normalny rok... nie można zatem mówić o powtarzalności wyników w całym cyklu zawodów.
W 2021 także nie udało nam się rozegrać Pucharu i dopiero rok 2022 przyniósł nam powrót do naszej szermierczej normalności.
Puchar Neptuna we wrześniu, Puchar Śląska w październiku, Puchar Wrocławia na początku listopada, no i teraz Mistrzostwa. Pełen cykl zawodów. Puchar 3 Broni 2022 tak jak powinien on wyglądać. No i mamy nowego Zwycięzce!!
Trzeci zawodnik w historii SFA sięgnął po najwyższe trofeum. Czyli DA SIĘ !!!
To nowy rozdział, początek nowej ery.
Z perspektywy sędziego i organizatora bardzo się z tego cieszę. To pokazuje, że się rozwijamy a poziom ciągle i ciągle rośnie. Z perspektywy potencjalnego mojego powrotu na planszę... hmmmm to opowieść na inny wpis.
Dziś cieszmy się epokowym tym epokowym wydarzeniem i namawiajmy kolejnych zawodników do próby zdetronizowania Tomka. Potrzeba nam Mistrzów, Fechtmistrzów!
Jak to powiedział Filip: "na zawody jeździ się nie dla medali, ale dla tych kilku walk...".
Dokładnie TAK. Święte słowa... niektóre walki pamięta się latami.
O to w tym chodzi. Do zobaczeni zatem na innych zawodach... nie wiem jeszcze w jakiej formie, czy po raz kolejny z chorągiewkami, gotowego do dania Wam dubla czy w też w masce Generała Grievousa. Czas (no i trochę zdrowie) pokaże.
Powiedziałbym, że medaliści i Wojtek... ale to byłoby złośliwe :P
Medale są za Mistrzostwa, ale Puchar trzymamy przez Tomka to Puchar 3 Broni 2022 (a podium całego sezonu to właśnie Tomasz, Wojtek i Filip).

MCF - Modern Classical Fencing albo przesłanie: Mocno Ci Fpierdolimy :D
Przyszedłem tu jeść ciastka i bić ludzi... a ciastka się właśnie skończyły...

Kategoria SFA
Chatka Puchatka 2
-
DST
9.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mówią, że "Puch-TEC" ma nową chatkę, no to idziemy zobaczyć. Ostatni dzień naszego wyjazdu w Bieszczady, a jako że muszę być na... bankiecie o 19:00 w Krakowie, to robimy tylko krótki, ostatni wypad w góry.
Uderzamy zatem na szlak i drapiemy się do góry spotkać z Puch-tkiem i napić się z Nim gorącej czekolady. Posiedzimy chwilę, jeszcze moment popatrzymy na widoki i "długa" na Kraków, bo trochę mało czasu. Na spotkanie wchodzę - tak jak przez całe nasze rajdowe życie - o 18:59, na minutę przed deadline'em.
Ech bankiety... kojarzą mi się niezmiennie z tą sceną "See you at the party" i nawet strój wyjściowy się zgadza: krawaty i białe kołnierzyki i brudny gość z lasu :D
Magic of the windy moment :)
Czapeczka odzyskana :)
Widok w kierunku Połoniny Wetlińskiej
Chatka Puchatka 2
Widoki :)
Tabliczki
Listopad a tu pogoda żyleta i pusto :)
Szkodnik na czerwonym szlaku
Rysiek :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Odkrywając tajemnice Baligrodu
-
DST
40.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znowu Bieszczady mniej znane czyli odkrywamy tajemnice Baligrodu...
Jak bym tam dodał, po przecinku, K*rwiu :D
No nie dojedziesz... potwierdzam :)
"Znajdziesz mnie na spalonym moście, w knajpie gdzie rzucono kości, gdzie ktoś chce związać zerwaną nić... rany brzeg, wódką zlej..." (całość TUTAJ)
OPEN (FOREST) HIGHWAY :D
Sięgając do źródeł :)
UWAGA Szkodnik na wysokości :D (pasuje Wam, że w marcu i kwietniu chodziła o kulach - jest dobrze !!!)
Dobry techniczny zjazd :)
Znowu tyramy pod górę...
Szkodnik porządkujący gołoborze :)
Odkrywając tajemnice Baligrodu :)
Zachód słońca nad Chryszczatą
Kategoria SFA, Wycieczka
Zdobyć w końcu jakieś SZCZYCISKO...
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z duchami: wysiedlone wioski Krywe i Tworylne, cmentarze wojenne i nocne włóczenie się po Bieszczadach.
Jedna z dzikszych wypraw tego wyjazdu. Żywej duszy na trasie... innych dusz całkiem sporo.
W kierunku OTRYTU...
"...lay beside me, under wicked sky" (całość TUTAJ)
W kierunku miejsc zapomnianych przez czas...
Woda przelewająca się kaskadami...
Pod górę...
Byliśmy tu kiedyś... latem (TUTAJ)
"„W okopach pełnych jęku,
Wsłuchani w armat huk,
Stoimy na wprost siebie,
Ja – wróg twój, ty – mój wróg!..."
"Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz." (całość TUTAJ)
Strome zjazdy...
... ale i otwarte przestrzenie
Szkodnik na tle nieba :)
Szkodnik na tle Pasma Otrytu
Szkodnik na zielonej trawce :)
Upiorne drzewo :)
Ślady dawnych dni...
Mokradła i moczary...
Nawet Garmin ostrzega przed tym miejscem...
Gdzieże znowu lezież, Szkodnik?
"- Co znajdę w środku?
- Tylko to co zabierzesz ze sobą" (rozmowa Luke - Yoda o strachu)
Kawa też jednak będzie... kawa i procenty
Nareszcie wdrapaliśmy się na Szczycisko
Dawna kopalnia ropy i jej niesamowita historia !!
Mostek czasy świetności ma już za sobą...
Przytul mnie, Podróżniku...
Kapliczka... jak z Diablo ("The hands of men may be guided by fate")
Szkodnik, to czwórka a nie litera "Z", nie musisz tego odholowywać :D
Bestie deptały nam po piętach
Magic of the Moonlight...
Kategoria SFA, Wycieczka
Tarnica i Bukowe Berdo
-
DST
25.00km
-
Aktywność Wędrówka
Pierwsza wyprawa naszego - czyli klasyka klasyk: Tarnica. A powrót przez Bukowe Berdo.
Mgła i deszcz czyli pogoda taktyczna :)
Wędrując we mgle
Przejaśniło się na 45 sekund :)
Na rozdrożu :)
Szczyt - Tarnica
"...wykrzycz im, z całych sił, nie przegrałem póki walczę" (mało znana piosenka z serialu "Czas honoru" - całość TUTAJ)
Klimat :)
"...knock, knock, knocking on Heaven's door" (klasyk - całość TUTAJ)
Niebieski Szkodnik na niebieskim szlaku :)
Trochę napiera deszczem :)
Wielkie te szlaki :)
"When the ligth begins to fade, I sometimes feel little strange, a little anxious when its dark..." (całość TUTAJ)
"...I am a man who walks alone and when I'm walking a dark road
At night or strolling through the park" (Bieszczadzki, Narodowy) :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Wiśniówka z Tetrapodem w Szmaragdowej Dolinie
-
DST
50.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Innymi słowy wracamy w Góry Świętokrzyskie, aby zgarnąć kolejny szczycik do naszej kolekcji. Wyprawa jest tak zaprojektowana aby zobaczyć także atrakcje w okolicy Głównego Szlaku Świętokrzyskiego - wiecie, takie wypełnienie nieciągłości. Wschód od tych terenów mamy zrobiony (Bike Orient w Strawczynie - wpisu na blogu brak...), zachód także ("Odbić TELEGRAF z rąk Grupy OTROCZA" :D), północ też chapnięta ("Iście PIEKIELNY SZLAK"), a południe... no właśnie! Na południu jest Pasmo Masłowskie i tutaj nie byliśmy jeszcze, a Korona Gór Świętokrzyskich się sama nie zrobi :)
Sosnowica do niej należy, a nas tam nie było jeszcze. Inna sprawa, że obok jest góra która się nazywa Sosnowiec. Zostawiam to bez komentarza :D

...tonie w błocie.

Szkodnik wyrwał się z błota, to Go już nie zatrzymasz... widzi drogę do ciśnie!! CZEKAJ !!!

Szmaragdowa Dolina

Na przepaścią :)

"Tam będziesz zaraz tyrał" ...

Dwie Bestie czyli oko w oko z Tetrapodem :)

Drzewa mają oczy...

Ruiny huty

Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie weszli :)

Znowu na czerwony szlaku

Kolejny do kompletu :)

Kategoria SFA, Wycieczka