Wycieczka
Dystans całkowity: | 14596.00 km (w terenie 23.00 km; 0.16%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 241 |
Średnio na aktywność: | 60.56 km |
Więcej statystyk |
Śladami pewnego Mordownika
-
DST
80.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę (gardzę asfaltowymi podjazdami skoro można pchać :P), a potem czarny szlak na zachód przez Płazowski Wierch i wariant kombinowany na Magurę Witkowską. Następnie szlak graniczy i dołożenie około 30 km kolejnym kombinowanym przejazdem przez "Szlak dookoła Tatr" i ścieżki tzw. puścizn Czarnego Dunajca (torfowiska).
Miałem wystartować na trasę w sobotę... ale Alarm RCB (jak w tej piosence TUTAJ), zrobił mi "prrrrry szalony" i zatrzymał mnie w domu.
Wiecie jak jest:
Zawsze przed burzą - gdy na spokojnie
Burza na szczęście, krótką chwilę trwa
Kiedy to wszystko wreszcie pierd***e? :D
No i rzeczywiście padało, nawet mocno i to przez cały dzień. Przełożyłem zatem wyprawę na niedzielę... i z rana ruszam, tam gdzie odbył się jeden z najlepszych Mordowników ever czy MORDOWNIK 2017 W CHOCHOŁOWIE.
Pęknie 1450m przewyższeń i łącznie 80 km, po dołożeniu czarnodunajeckich torfowisk - wspomnienie "Trudno - Bardzo trudno - MASAKRA" z Mordownika nadal żywe :D
Niestety wyprawa nadal samotnie - tym bardziej niestety, że Szkodniczek planował już kiedyś ten szlak. Można zatem powiedzieć, że robię rozpoznanie trasy...
No i moje ukochane, często dzikie szlaki graniczne - czyli wciąż i wciąż wzdłuż słupków.
Urokliwa kapliczka... do której prowadził podjazd 22%
Do kapliczki nie prowadziła żadna ścieżka, więc teraz drę przez pole do najbliższej drogi
Otwierają się widoczki
Jest i długo wyczekiwany czerwony
No zacnie się wije (tak, ta droga to czerwony szlak)
Dziura w niebie :)
A gdy już był,
u kresu sił (robiliście kiedyś ten podjazd?)
napotkał Marę bladą (wiecie, co tu chodzi po lesie?)
"O cieniu mów, gdzie kraj mych snów"
Rojone Eldorado...
"Za szczyty gór, (checked V)
za kresy chmur (checked V)
spiesz noc i dzień" (lubię długie wyprawy)
- odrzecze Cień
"Tam znajdziesz Eldorado"
Edgar Allan wiedział co pisze :)
Opisywałbym funkcjami te krzywe :)
Leśne klasyki
Czarny szlak... niestety mocno "siedzi" na drzewie (a to jedyny kolor, jakiego brakuje nam na ścianie)
Zjazd z cyklu "Habemus papam" - poszedł biały dym z tarcz :)
No... teraz ostrożnie!
Trochę mi się popieprzyły ścieżki i teraz próbuję wrócić na szlak
Zacnie, zacnie
Leśne klasyki 2...
Jest i szczyt
Ale tu się zmieniło! Jak byliśmy tu na Mordowniku to szczyt był zalesiony, a o wiacie to zapomnijcie
MEDVEDIE :D
Słupek z 1921 i moja kochana Bestia (nowa profilówka?) :)
Pagóry, pagóry, pagóry !!!
Wariant tak wyuzdany... (znowu mi się poj***ły ściężki i drę przez "coś" z powrotem do szlaku...)
...że nawet szyszki się zarumieniły :)
Pięknie odmalowany :)
Marszałek to dość kontrowersyjna postać w naszej historii...
Ruiny starej skoczni. Ja się pytam Janko Mordownika czemu tu punktu nie było?
Tu też powinien być !
Bestia spotted :D
Zabytkowy wagon PKP - coś dla Szkodniczka
Przeloty. przeloty, przeloty :)
Chyba, że się po raz trzeci popier***li komuś droga :P
FULL WYPASS :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Let me be FRANK, HANS must die :P
-
DST
135.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tytuł nawiązuje do jednego z punktów... tzn. miejsc, które odwiedziłem czyli miejsce nieudanego zamachu na Generalnego Gubernatora Hansa Franka.
To już kolejna samotna wyprawa, ale ten rok tak ma... inna sprawa, że chciałem wyjechać koło 8:00 i walnąć tak ze 160 km, ale pewne rodzinne kwestie spowodowały, że wyruszyłem dopiero koło 12:20. Trzeba było zatem... ostro zapierdalać aby wykręcić te 135 km przed zmrokiem :)
Odkryciem wyjazdu jest urokliwa Dolina Dolnej Drwinki oraz Szlak Bursztynowy, który tak naprawdę stał się szlakiem industrialnym.
PKP w wersji psychodelicznej :)
Świątynia indyjska
Mówiąc o psychodeli... :D
Już się czai jakby tu mnie upierdolić w łapkę :)
W sumie to dobre pytanie...
Przeloty level BAJKA
Wariant: DO NIEBA :D
Target detected :D
Dolina Dolnej Drwinki (DDD)
Nadal DDD
Czarny szlak - najlepszy :D
Profilówka :)
Tylko Pani Jeziora brak... nadal leczy kolano
Szlak w kolorze nadziei... że nie wpakuję się znowu w jakiś dziwny wariant :)
Gotowi do upalania :) ?
Leśne skarby zwierzaków :)
Dąb tak stary jak Król :)
Mniej znanymi szlakami - nikogo (nic dziwnego, bo całkiem podmokło :D )
Let me be FRANK HANS should have died :P
Miejsce pamięci
Szlak dostępny tylko z buta :D ?
Kolejne miejsce pamięci
...
...i znowu jakiś dziwny wariant :)
Tam chyba napiera deszczem :)
Klimatyczne, opuszczone miejsca :)
Ulica MŁOTKÓW :D
Industrialnie :)
Nawet bardziej industrialnie - nie wiem czemu ale ten budynek kojarzy mi się z budynkiem z końca TEGO filmiku (około 1m)
Klasyczny ŁEGowy powrót
Kategoria SFA, Wycieczka
LANS(z)KORONĄ na Mioduszynie
-
DST
63.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszam zatem odwiedzić punkty kontrolne własnego rajdu, bo okiem organizatora trasa zawsze wygląda trochę inaczej... a zatęskniłem trochę za Lanckoroną i Mioduszyną. Mioduszynę poznaliśmy właśnie dzięki Kompani, bo "wpadała" nam podczas eksploracji, a znajduje się na niej "unikalna" wiata z niesamowitą inskrypcją... no zakochany jestem w klimacie tego miejsca, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ruszam w samotną poniewierkę po Beskidzie Makowskim zwanym Średnim oraz Myślenickim. Chcę się poczuć jak skazaniec z Kompani KORNEJ oraz chcę odwiedzić Mioduszynę. Chciałbym jednak aby była "odległym" celem, więc planuję srogie przewyższenia do drodze: najpierw niebieski szlak bez Las "Groby", potem - nadal niebieskim - Koskowa Góra, tam "przerzut" na żółty i polecę całe pasmo Koskowej, aż do czarnego szlaku, który doprowadzi mnie (ponownie pod kątem koloru, acz do innego) niebieskiego. Tenże zaprowadzi mnie na Mioduszynę... pozostanie tylko przejechać przez Zembrzyce i potem czerwonym przez 2x Chełm w drodze powrotnej. Trzaśnie 1800m przewyższenia i mnie to trochę sponiewiera, ale pozwoli mi też po raz kolejny przemyśleć pewne rzeczy z ostatniego tygodnia. Naprawdę, kiedy dymacie pod górę pchając rower, nie mogąc złapać oddechu, to właśnie wtedy myśli się najlepiej. Trudny to dla nas rok, a liczba ludzi na których wydałem wyrok śmierci rośnie :P - trzeba zacząć wykonywać, bo się do grudnia nie wyrobie, a ponoć przynosi pecha, przesuwanie egzekucji na kolejny rok :)
Parkuję w Lanckoronie i ruszam w drogę. Łezka zakręci się oku kiedy minę bazę (szkołę) Kompanii KORNEJ, skąd wypuszczaliśmy wszystkie trasy w marcu 2019. Ech, to były czasy... teraz to czasów nie ma :P
Było tak pięknie, a potem COVID rozwalił nam Siłę KORNOlisa na 3 dni przed zawodami...i to rozwalił bardziej niż Wam się może wydawać. Odwołanie imprezy to potężna ze składowych ale nie jedyna, bo posypał się też cały "background" eventu. O tym jednak napiszę w relacji z KORNOlisa... za około tydzień, bo w końcu - po dwóch latach przerwy - wracamy do gry... ale wiecie jak jest z grami:
"If you come inside things will not be the same hhen you return to the night
And if you think you've won you never saw me change the game that we've all been playing..." (całość TUTAJ)
Odnajduję niebieski szlak i kieruję się na tzw. Las Groby, gdzie znajdują się mogiły Konfederatów Barskich.
Tam też (na Kompani) przygotowaliśmy zagadkę dotyczącą rzeźby Anioła z mieczem, ale Wielu zawodników na niej poległo :)
Trzeba było odpowiedzieć, kogo mieczem zabija anioł... rzeźba jest prawie moje wzrostu i NIE, nie są to konfederaci barscy... anioł nie zabijał konfederatów, przynajmniej tych barskich (targowickich to nie wiem, ale powinien :D ). Niebieski szlak pięknie obchodzi cały las i wychodzi na zacny punkt widokowy... cisnę dalej przez pola.
Lasy tutaj kryją wiele tajemnic...
"Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd..." (wiem, że pieśń nie z tej epoki, ale to jest aktualne jak cholera... całość TUTAJ)
Niebieski szlak to strzał w dziesiątkę :)
Chwilę później lecę świetnym zjazdem (szarpie na kamyczkach :D) na przełącz Sanguszki.
Ha! to kolejny punkt Kompanii KORNEJ. Pomnik budowy drogi. W tym miejscu trasę rozkładaliśmy z auta, więc fajnie przejechać szlakiem, tak jak lecieli zawodnicy.
To był nasz punkt X60. Odpowiedź możecie przeczytać sami, ze zdjęcia poniżej a sama zagadka brzmiał tak:
Daleko od bazy zaniosły Cię nogi
więc teraz zadanie – trudne okropnie.
Jakie pomnik budowy tej drogi
wymienia postaci FUNKCJE i STOPNIE
Pięknie aż się mnożna wzruszyć... jeb***a alergia :D
Jakże zacne drzewo "na punkt" :)
Zacny ten pomnik
Nadal niebieskim targam pod górę... skoro była przełęcz to teraz musi być podjazd. A właściwie podpych. Kieruję się w stronę Bieńkowskiej Góry. Nie uratuje mnie to jednak przed stratą niemal całej wysokości za moment, bo trzeba będzie zjechać w dolinę "do zera", aby zacząć się wspinać na Koskową Górę.
Nadal na niebieskim :)
Koskowa Góra. 2h 45 min... będzie dymania... przynajmniej 2h 45 min już za mną (z Lanckorony)
Wciąż w górę i w górę
A strzałki nadal mówią "więcej w górę"
Kapliczka na Koskowej Górze
Piękna wstęga drogi...
Szczyt Koskowej. Słupek prawie jak graniczny :)
Widzę, że walka geografów trwa. Bekid Średni/Makowski/Myslenicki - funkcjonują wszystkie 3 nazwy, ale widzę że ktoś się na to nie godzi :)
Tzw, "RANDOM ENCOUNTER" kończy się - jak to zwykle bywało w Fallout'cie - strzelaniną, ale tym razem tylko fotek :)
Zmiana koloru! Ruszam żółtym szlakiem przez pasmo Koskowej na zachód. Trzeba przejechać całe pasmo aż do tzw. Makowskiej Góry nad Makowem Podhalańskim... stamtąd będzie mnie czekał powrót do koloru niebieskiego (ale będzie to inny niebieski).
Chwilowo kontempluję widokczki :)
Z daleka...
...i z bliska (na ile zoom pozwoli). Babia nadal w śniegu
???
"Ludzie ludziom ludźmi a Zombie Zombie Zombie..." (piosenka dla Was: ZOMBIE ZOMBIE ZOMBIE)
Leśne klasyki... mlask, mlask, mlask...
Miejsce pamięci nad Makowem Podhalańskim (kolejny punkt kontrolny na naszej Kompanii KORNEJ)
Wypasss wiata na Mioduszynie :)
Jak ja lubię ten szczyt :)
No właśnie... to jeden z powodów dlaczego go tak lubię. Wędrujecie lasem... długo i w samotności (naprawdę mało kto tu chodzi). A potem znajdujecie ten napis...
"Gdyby mógł cofnąć czas..." no właśnie. Czy gdybym mógł to... czy na pewno bym chciał?
Móc, mieć możliwość a chcieć, mieć wolę to dwie różne rzeczy. Pamiętajcie jednak, że „Klęski nawet w późnym wieku nauczą cię rozumu, człowieku”("Antygona" jak ktoś nie ogarnął pochodzenia cytatu). Może zatem jednak lepiej być bogatszym o pewne doświadczenia, aby nie popełnić dwa razy tych samych błędów... Sami musicie sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie... według mnie odpowiedź nie jest taka oczywista.
X91 - zagadka z Kompanii KORNEJ :)
Podchodząc tu, spaliłeś trochę sadła.
Daj teraz pomyśleć i głowie.
Jaka jest szerokość zwierciadła
i jakie słowa znajdziesz tu w cudzysłowie?
"...So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins
The trash fire is warm
But nowhere safe from the storm
And I can't bare to see
What I've let me be
So wicked and worn,
maybe you'll understand and won't cry for this man... " (całość TUTAJ)
Wciąż dalej i dalej... tym razem już na czerwonym szlaku wiodącym na Chełm
Kultowe miejsce na szlaku... (najbardziej pamiętam je tuż po wschodzie słońca podczas naszej 218 km poniewierki na Adventure Trophy)
"Brzozo wędrowna czemu się śnisz... i tak Cię zrąbią dla mnie na krzyż" (całość TUTAJ)
Kolejny szczyt na mojej drodze...
"Onufr" (sic!) nadal w formie i to po tylu latach :)
Kocham takie drogi
W drodze na Przełęcz Wrotka (co za nazwa!)
Most na Cedronie - jeden z najważniejszych punktów na naszej Kompanii Kornej, pamiętacie zagadkę?
X92 z Kompanii KORNEJ
Przed Wami Most na Cedronie.
Miejsce aż dwóch punktów ukrycia.
Bo trasy naszej jest perłą w koronie.
Jeden to lampion, drugi jest do odkrycia... Motyw zadania? Rzekłbym: dość prosty
FAZĘ KSIĘŻYCA WPISZCIE W SWE KARTY
Ale uwaga!! Są tutaj dwa mosty
i tylko ten drugi odpowiedzi jest warty...
Znaleźć drugi pomoże percepcja
bo on też tutaj, a nie gdzieś w oddali
podpowiedzią niech będzie INCEPCJA
lub samopowtarzalność fraktali...
(wystarczyło spojrzeć do kapliczki i zorientowac się, że malowidło przedstawia dokładnie taki sam most, na jakim się znajdowaliście)
Betsaida - kolejna zagdka...
Tym razem X61:
Na bezimiennym wzgórzu kaplica,
w środku studnia o "bogatych" toniach
stań nad nią i wznieś w górę lica
co Anioł trzyma w swych dłoniach?
I co, wszystko jasne...?
Pora wracać do auta...
"To moja droga z piekła do piekła
z wolna zapada nade mną mrok,
więc biesów szpaler szlak mi oświetla..." (całość TUTAJ)
Inny słowy dzień już umiera i zapada noc Dość na dziś... tylko 63 km ale 1800m przewyzszeń.
Kategoria SFA, Wycieczka
Dany jest Stożek (Wielki) i Soszów (niemały)
-
DST
26.00km
-
Aktywność Wędrówka
No i udało się... wyprawa stała przez chwilę pod znakiem zapytania, ale przecież powtarzam jak mantrę, że zawsze jest pogoda. Pogoda to chwilowy stan klimatu na danym obszarze, więc będzie zawsze. Nie będzie, że jej nie będzie :)
MySystemTEAM finalnie zdecydował się mi zaufać, że chwilowy stan klimatu będzie i dał się namówić na wyprawę na Stożek Wielki.
Chcieli coś krótkiego, więc miał być tylko Stożek, ale udało się Ich namówić jeszcze na Soszów. A pionowa ściana po drodze wpadła nam gratis.
Gdybym miał rower, to byłby to taki wariant trochę "na rympał", a tak to po prostu było podejście z cyklu "tętno w strefie śmierci".
Można było je obejść szlakiem? Tak, ale po co iść zakosami, skoro można rypać pod górę w poprzek poziomic :D
"Tough times don't last forever, tough Teams do"
Podążając drogą w kolorze szkarłatu... czyli na karmazynowej ścieżce ("mniej więcej synonimy" do czerwonego są zacne :D )
Idziemy na...
...i nie oglądamy się za siebie. No dobrze, może trochę jednak się oglądamy :)
“A leader takes people where they want to go. A great leader takes
people where they don’t necessarily want to go, but ought to be".
W tak subtelny sposób chciałbym Ci Marcinie powiedzieć: DOŁĄCZ! SZYBCIUTKO :P :D
Znikając za horyzontem...
Zacna stokówka :)
"FINE ADDITION TO MY COLLECTION" kolejny !!!
Jaram się tym szlakiem jak Londyn w 1666 :D
Zielony i żółty czekają na przywieszenie, niebieski znalazł kolegę!
No dobra, dobra, kończę się już jarać tym szlakiem. Cześć MySystemTEAM pod schroniskiem czyli Ci, co nie umarli pod drodze :)
Kierunek Soszów
Kolejny szczyt za nami :)
"Gór mi mało i trzeba mi więcej..." (całość TUTAJ)
SOSZÓW :)
Ławeczki z widokiem :)
Chyba zadowoleni :)
Ściana z cyklu "każdy umiera w samotności" :)
Tomasz startuje do dynamicznego podejścia
No i poszedł jak dzik w maliny, jest na pierwszym planie, to znaczy na ostatnim, ale jednak pierwszy :)
No i już schodzi, kiedy my dopiero dymamy do góry :P
Prawie na górze :)
Stożek (jesteś) Wielki, czyli tyranie jak pod Jawornik [także] Wielki :P :P :P
"Piknik pod wiszącą skałą" (klasyk) ciekawe czy skończymy jak bohaterowie tej książki...
Jest na to szansa, bo mają tu bardzo agresywne drzewa... BUDTE OPATRNI
Kategoria Wycieczka
Północe rubieże (poświątecznie)
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z jednej strony dobrze się choć trochę ruszyć i skorzystać z pogody, ale z drugiej nie chcę Basi na cały dzień w Święta. Wczoraj było rodzinnie, dziś będzie samotnie.
Jako, że czekam też na wszelakie doniesienia w kwestii spodziewanej bitwy o Donbas, to w głowie grają mi różne wariacje w klimacie "Ljeto 1941": TEN KAWAŁEK [od około 0:30] przeplatane tym TYM UTWOREM -[od około 1 min 15 sek]. Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy, więc mam nadzieję że ruscy dobrze użyźnią *sobą* glebę, co by pięknym zbożem zarosły wraki ich czołgów... Pogrążony w myślach: to o wojnie, to o moim zespole i wietrze zmian który mocno nami poszarpał i sponiewierał, to o rehabilitacji Basi i rokowaniach na przyszłość, to o tematach kolejnych wykładów (np. Rewolucja w Rożawie czy historia II wojny w Demokratycznej Republice Konga) ... ruszam eksplorować północne rubieże. Zawsze lubiłem sobie przemyśleć różne ważne życiowe kwestie podczas długich przelotów, ostrych podjazdów i w trakcie przemierzania leśnych ostępów (im dzikszych i pustych tym lepiej).
Tym razem nie jest inaczej.
Skrót przez skałki...
Po prawej Fountain of tears :D ?
Schody schody schody schody
Jak w Casino de Paris
Schody wyjść nie mogą z mody
Widz o schodach z rewii śni..." (klasyk, ciekawe kto zna). U mnie też klasyk, rower na ramię i dymam pod górę...
Dziś mnie czeka "CZARNA DROGA" (nota bene polecam tą serię miłośnikom klimatu tej gry - zwłaszcza Tom 3 "Królestwo Cienia" jest świetny)
"The way is shut..." (i znowu klasyk czyli przenosiny przez wichro-wał)
Zacna aleja, zacna :)
Jak wleźć na górę?
Pojadę szlakiem spacerowym, co może pójść nie tak?
Szlak spacerowy tak? Ma gmina rozmach z tym wąwozem...
Ścieżka spacerowa czy ścieżka zdrowia? Ten szlak wyznaczał "man of my own heart" - dobra wąwoziada z pchaniem i noszeniem !!! :D
Nawet tutaj wiedzą, że Moskwy już nie ma :D :D :D (mogą zmienić wskaźnik odległości na głębokość :D )
Gdzieś a kresach...
Spotkałem nawet zwierzątka, fakt już raz zjedzone ale zawsze :)
Jak nie lubię zdjęć typu selfie, to czasem zrobię wyjątek czyli takie tam z kostką :)
Dobry techniczny zjazd, wolę taką perspektywę z kierownicą i mapą :)
Kategoria SFA, Wycieczka
"Sam Diabeł szepnął 'WIETRZE WIEJ'... "
-
DST
93.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
W lesie miota konarami i kamieniami, czasem poleci nawet jakaś betonowa podpora mostu... ogólnie trzeba uważać, bo w kniejach miota wszystkim jak Szatan.
Pewnie cześć z Wam się zastanawia czemu Diabeł w tytule jest napisany z wielkiej litery, no ale cóż... trzeba mieć trochę szacunku dla swojego MOCO-dawcy :D
Tytuł wpisu to oczywiście klasyka polskiej piosenki.
...i znowu ruszam samotnie... samotnie bo Szkodnik jeszcze chyba długo nie wsiądzie na rower :(
Samotnie aby wypalić WKRW wszelaki z zeszłego tygodnia (Darth Maul prawdę Ci powie: "...THIS WORLD WILL BURN. I have been waiting, fueled by my singular hatred...").
Na polanach tak wieje, że po szutrowej drodze jadę góra 5-6 km/h, a nogi i płuca palą żywym żarem, ale dobrze, dobrze.... ogień oczyszcza, wytapia, wypala... potrzeba mi było tego.
Ostatnio mamy sporo stresów począwszy od kolana Basia, a kończąc... w zasadzie na wszystkim. Rok zaczął się naprawdę świetnie i tak ładnie się też sp******lił w połowie stycznia, czego "kwintesencją" były Gorce z GOPR'em.
Trzeba jakoś zatem rozładować napięcie, na przykład poprzez brutalną i nierówną walkę z wiatrem.
"- Tactical system online, radar engaged.
- Alright. Are the shields full?
- Affirmative!
- Good cause I am ready to rage... THERE THEY ARE !! Kill them with fire!
- No problem, target acquired!" (całość: TUTAJ)
Wiało tak, że prędkość osiągalna to 5-6 km/h...
Przewiało jednak tak, że naprawdę daleko widać :)
Zdobywając lokalny pagór!
Flota :)
Uwielbiam HYDRO-obiekty :)
Przez nieznane mi dotąd szlaki...
Kanonik pierwszy P jest regularny wtedy i tylko wtedy, kiedy nie dzieli rzędu grup klas ideałów P-tego ciała cykloTOMICZNEGO...
(źródło TUTAJ)... ale jaja że ta definicja tak pasuje: Klas ideałów oraz CYKL TOMICZNY :D :D :D
Punkt kontrolny z naszego rajdu (KOMPANIA KORNA)
Oberkommando DES Heeres - to jest GENETIV, nawet macie końcówkę "-s" dodaną do rzeczownika, Pacany !!! Ale wtopę zrobiła gmina w nazwie :D
Szlak mi zalało...
... zalało mi bardziej. Ciężko się było przeprawić, bo to wcale tak ładnie nie pływa, jak się na tym stanie...
A szlak do mnie: nadal biegnę prosto...
Po kilku minutach przeprawiania się BRUTE FORCE'em przez wodną przeszkodę... suszę się...
Odbijam na żółty - kierunek rezerwat KAJASÓWKA
A żółty jest dość dziki !!!
"Najtrudniejszy pierwszy krok, przy drugim już łatwiej jest..." bo nie brakuje desek! (Klasyka)
Urokliwe skałki
"Dawno nie było nam tak źle
Zostaliśmy zupełnie sami.
Ja wlokę cień, cień wlecze mnie,
Kałuże lśnią nam pod nogami…"
(sami czyli TREK i ja bo Szkodnika tu nie ma... - całość to oczywiście Mistrz Jacek TUTAJ)
Kajasówka... jak tu się zmieniło, odkąd tu byłem ostatnim razem!
Mam słabość do takich leśnych miejsc...
Niebo po prostu płonie :)
Jest pięknie... gdzieś na powrocie
Ciemność mnie znowu zastała... ciemność i wiatrołomy (story of my life)
Płoną góry :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Śladami wielkiej wojny...
-
DST
105.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nadal jeszcze nie wiemy kiedy wrócimy do normalnego trybu wyprawowego... ale Szkodnik wyrzuca mnie "w trasę" w taką pogodę. Cieszę się, że mogę jechać, ale chcę być w miarę blisko Krakowa, aby moc wrócić w każdej chwili. Tydzień temu wpadło Wzgórze Kaim, dziś zatem odwiedzę różne okoliczne cmentarze z I wojny światowej. Zwykle włóczymy się po tych na pogórach lub w górach (Rotunda, Pustki, itp), a te w okolicy Krakowa to "odwiedzimy jak będzie okazja". No i skoro nie chcę wybywać nigdzie dalej na razie, no to takowa się nadarza.
Na wschód... a tam tylko "dzikie pola"
Pogoda żyleta
Pierwszy z wielu dzisiejszych cmentarzy
Mały i ukryty przy zakręcie drogi, w środku miejscowości
Przelot, lecę dalej...
Jest i drugi... w zasadzie będący tylko pomnikiem, ale za to w bardzo ciekawym miejscu
A mianowicie tutaj:
Pozostałości wspomnianego wyżej zespołu
Kolejni KAISERJAGER...
Pod słońce...
Psychodeliczne miejsce w Kościelnikach... tu jest chyba z 1000 krzyży
Całe wzgórze jest ich pełne...
Kraków Pierwszy :)
Kolejne miejsce pamięci dzisiaj... o bardzo dziwnej nazwie "Wydartusy"
...pośród bezkresnych pól
Piękna wstęga drogi...
Ciągnie mnie w takie miejsca...
Opuszczone i zapomniane...
"Fighter pilots in exile fly over foreign land
Let their story be heard, tell of 303rd..." (całość TUTAJ)
Te murale robią wrażenie
Kolejny przystanek na trasie...
"...zwróćmy im tożsamość". Niesamowite, że udało się ustalić nazwiska...
...gdzie jest Eddie kiedy jest potrzebny?
Siły powietrzne aktywne :)
Akurat zastanawiałem się co zrobić z niektórymi "problemami" w pracy... las prawdę Ci powie :D :D :D
Kolejny...
"Jakby to był rzeczywiście skrót, to poprowadzili by tędy szlak..." - cytat ze słabego horroru, który ostatnio oglądałem. Muszę sobie ten tekst wziąć do serca. TEN FILM :)
Jeszcze jeden...
i kolejny...
"Już miałem na oku hacjendę, wspaniałą mówię Wam..." (całość to KLASYKA)
Zdecydowanie bez Basi, mój wybór wariantów nie ma ogranicznika w postaci zdrowego rozsądku...
Wracając do domu...
Kategoria SFA, Wycieczka
(prawie) SETKA na rozluźnienie
-
DST
94.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Minął tydzień odkąd woziliśmy się quadem po lesie... i nadal działamy z analizą DTC (czytaj DI-TI-SI'ków czyli DIAGNOSTIC TROUBLE CODE). Nie mamy jeszcze kompletnych danych jak skończy się cała sprawa bo dopiero w nadchodzącym tygodniu mamy badanie, w które w nazwie ma częstotliwość drgań własnych układów będzie równa częstotliwości wymuszenia czyli rezonans. Na razie mieliśmy tylko badanie US... US... B czy jakoś tak :)
Wiem, wiem, piszę hermetycznie ("Of course you don't understand. I am speaking in the riddles, that's kind of the point, like a clue...that will later make you go: OH, THAT'S WHAT YOU MEANT" - czyli jak zawsze, jeśli ktoś nie zauważył, nota bene link prowadzi do kultowej sceny filmu, który niszczy system :D
Mówiąc (prawie) w prost, to nadal jesteśmy w diagnostyce i nie wiemy jeszcze czy będą nam najpierw zabierać pieniądze (kroić), a potem będą nam wybaczać dawne winy i przewinienia (rehabilitować) czy tylko będą wybaczać dawne grzechy, a pieniądze nam zostawią. Inna sprawa, żeby jeśli zdecydujemy się na pewne rzeczy "prywatnie", a nie na NFZ (Nie Fundujemy Zabiegów), to zdanie powyżej zaczyna mieć naprawdę głębszy sens...
Zamiast zatem szaleć na Silesia Race w Koszęcinie (już kiedyś szukaliśmy lampionów z Lisami nad Górą LASwartą :P ... albo coś w ten deseń), siedzimy w domu i podajemy się rekonwalescencji. Basia wyrzuca mnie jednak na rower, chce abym się chociaż trochę przejechał i nie siedział obok w trybie "stand-by"... na początku bardzo nie chcę, bo nie chcę jej zostawiać, ale nalega. Mówi, że dobrze mi to zrobi, że trochę ochłonę, bo chyba martwię się bardziej niż Ona... Po dłuższej wymianie argumentów, finalnie zgadzam się, ale postanawiam, że nie będę wyjeżdżał nigdzie dalej autem, tak aby w każdym momencie móc szybko wrócić. Do tego wieczorem ma do nas wpaść Lenon w odwiedziny... może rzeczywiście dobrze mi to zrobi. Postanawiam zatem reaktywować projekt "Bądź turystą we własnym mieście" i ruszam zobaczyć miejsca, które są tak na blisko, że odwiedzenie ich to dosłownie chwila, a jakoś nigdy nie ma na to czasu....
Np. Wzgórze Kaim... niesamowite miejsce z ogromną historią, a nigdy wcześniej tam nie dotarliśmy.
Jeśli ktoś nie zna, to jest to wzgórze pod które dotarła armia rosyjska w grudniu 1914. Innymi słowy carska armia stanęła u wrót Krakowa zagrażając miastu i to właśnie tutaj, na tym wzgórzu udało się Rosjan zatrzymać. Zobaczcie na mapie, że to wzgórze to w zasadzie obrzeża Krakowa, takie bardzo, bardzo bliskie obrzeża. Już nigdy więcej w IWW front wschodni nie podszedł tak blisko naszego Królewskiego Miasta, a patrząc jak wyglądały miasta po przejściu tego frontu, można przypuszczać - właściwie z dużą dozą pewności - że bitwa o wzgórze Kaim ocaliła Kraków.
Już w trakcie wojny w 1915! postawiono tu pomnik upamiętniający odparcie carskiej armii... i ja tu jeszcze nigdy nie byłem, bo "tak blisko, że można podjechać w każdej chwili".
Ruszam zatem szturmować Wzgórze Kaim.
Potem przeskoczę zobaczyć ten nasze nowe Malediwy i obczaję niemal gotową ścieżkę do Tyńca, zahaczając
Na koniec doj***bie mi śnieżycą, gradem i złem wszelakim... wrócę do domu tak przemoczony, że będę rozbierał się na korytarzu bo woda będzie ze mnie ściekać litrami. Na bulwarach Wiślanych wyzwanie rzuci mi jakiś patyczak (chude oponki, chuda rama, anemia nie rower, kierownica Mu się wygła w dół... dramat jakiś). Przekona się, że czołgi może nie mają duże przyspieszenia, ale jak już się rozpędzą to pod "koła" idzie wszystko: dzieci, psy, także patyczaka przemieli... może kiedyś go w tej Wiśle znajdą :)
Potrzeba mi tego było, Basia miała rację... rozładować trochę emocji. Pewnie komuś przez to uratowałem życie, bo mógłby te emocje rozładować na nim... do ostatniego naboju :)
Powyginało te ścieżki w tym parku... ale powyginało nie powyginało, to jakże zacny napis na bandzie. ZAFIREK to wypas gablota :)
Lokalne Malediwy, na wzór Malediwów w Jaworznie :)
Kraków to Kraków - Smoku musi być :)
Szlakiem Wielkiej Wojny
A miałem się dziś nie wytarzać w błocie... chyba nie umiem.
Wzgórze to wzgórze, wysokość się sama nie wbije :)
Na szczycie Wzgórza Kaim
Tu ich zatrzymaliśmy w 1914... i tu ich zatrzymamy w 2023 czy 2024 jeśli będzie trzeba! Pogoda ostatnio bywa nieprzewidywalna i może dowalić im nagle GRAD, na przykład GRAD BM-21.
"...drogę do Krakowa ryglowało umocnione wzgórze Kaim"
Kto wie gdzie to jest :)
Malo znany (i dobrze) a jakże urokliwy lasek, witamy w Królewskim Mieście Kraków :)
Do drogi, do drogi, która zabierze mnie na zachód...
"Po drugiej stronie chmur zawsze jest czyste niebo..."
Ja też dostanę coś za pozowanie? Chociaż czekoladę...
Pas startowy :D sekwencja zapłonu...
Jeszcze nic nie zapowiada śnieżycy, która mnie dorwie na powrocie...
Kategoria SFA, Wycieczka
W Gorce... z GOPRem
-
DST
12.00km
-
Aktywność Wędrówka
Zdarza się coś tak losowego (je***ne procesy stochastyczne...), że po prostu nie da się temu zapobiec. Wiecie: kopniecie przypadkiem w nogę łóżka tak, że połamiecie sobie palce, oblejecie się wrzątkiem robiąc herbatę, potkniecie się na prostej drodze rozbijając sobie ryj.
Oto krótka opowieść o tym jak przedarliśmy się przez niesamowicie ciężkie warunki śniegowe, przetorowaliśmy nieprzetarte szlaki (a śniegu miejscami było po pas), wykazaliśmy się rozsądkiem aby skrócić wyprawę i kiedy właściwie było już po wszystkim, to... no właśnie, ale nie uprzedzajmy faktów.
Piękny dzień na... no właśnie.
Uwielbiam zimę w górach
Śnieg tak gładki, że aż grzech nie napisać najdoskonalszego wzoru matematycznego (e, PI, i, jedynka i zero, jeśli przerzucicie jedynkę na lewo... wszystkie najważniejsze!)
RUSZAMY "POD PRĄD"
Sobota. Ruszamy w Gorce. Moje ukochane i niesamowite Gorce. Trasa jaką kocham to: Rzeki - Przełęcz Borek - Turbacz - Jaworzyna Kamienicka - Gorc - Nowa Polana - Rzeki (w najdłuższych daniach czerwcach, nierzadko Przełęcz Borek bywa poprzedzona Kudłoniem, robionym żółtym szlakiem). Wariant z Kudłoniem nazywam Koroną Gorców, choć brakuje tu oczywiście Lubania. Lubań to zwykle robimy wraz z Gorcem (jak tutaj), acz czasem także i pojedynczo, ale wtedy wpada także wieża na Magurkach (tutaj).
Wracając do Korony Gorców: robiliśmy ją tysiące razy... serio, nie jestem w stanie policzyć ile razy byłem na Turbaczu (od 3 roku życia, w zasadzie do pełnoletności przynajmniej część wakacji liczoną w tygodniach, jak i ferie spędzałem w Szczawie).
Zdając sobie sprawę, że dowaliło tyle śniegu, że może być to niewykonalne przejść cała trasę, ruszamy w odwrotnym niż zwykle kierunku. Gorc ma priorytet, więc w najgorszym wypadku robimy Gorc i powrót. Wariant optymalny Gorc i Jaworzyna Kamienicka. Wariant MEGA optymistyczny: "wojowników jest trzech": Gorc, Jaworzyna i Turbacz.
Zaczynamy podejście niebieskim szlakiem z parkingu w Rzekach. Śniegu jest niesamowicie dużo, klimat jest rewelacyjny, ale idzie się ciężko. Widać, że parę osoby na Gorc poszło, ale szlak przetarty "tak średnio bym powiedział, tak średnio". Nie przeszkadza nam to, jasne że idzie się ciężko, ale torowanie to taki tępy, brutalny wysiłek, którego czasem mi potrzeba... jak ryjecie przez zaspy, walcząc o każdy krok, to to jest najlepszy moment aby przemyśleć najważniejsze kwestie w waszym życiu, podjąć życiowe decyzje, opracować strategię na nadchodzącą wojnę (i nie mówię o tej na wschodzie, bo nie wiemy czy wybuchnie czy nie - nota bene, polecam ten niesamowity KANAŁ, ale o kilku prywatnych sprawach :P :P :P).
Seria zdjęć z podejścia na Gorc i samego szczytu. Zima w górach jest piękna.
Niesamowity klimat lasów :)
Lekko ośnieżone drzewka :)
:) :) :)
Niezmiennie :)
"QUID PRO QUO, Clarice..." (nawiązanie oczywiście do tej KLASYKI)
Od Gorca na zachód to nie ma ani jednego ludzkiego śladu. Nikt po ostatnich opadach śniegu nie szedł w stronę Jaworzyny. Jak na Gorc szło się dość ciężko, to teraz to bawimy się w pług śnieżny. Ryjemy czasami po pas w śniegu. Torujemy drogę... coś czuję, że Turbacz nam nie grozi. Niemniej na pewno poprawimy kondycję, bo jest niesamowicie ciężko, co nie zmienia faktu, że jest cudownie. Na Gorcu byliśmy około 12:00, a droga z dołu zabrała nam trochę ponad 2 godziny. Do Jaworzyny będzie to chyba dłużej, ale nie podejmujemy decyzji teraz: jeszcze sporo dnia przed nami. Na noc też jesteśmy przygotowani, acz tym razem planem jest być z powrotem niedługo po zmroku bo na noc zapowiadają pogorszenie warunków (zwłaszcza pod kątem wiatru). Na razie pogoda żyleta - jest pięknie.
Gdzieś w 1/3 drogi między Gorcem na Jaworzyną spotykam parę ryjącą w śniegu w kierunku Gorca. Ha! QUID PRO QUO, moi Drodzy: do Gorca macie przetorowane, a Wy przetorowaliście nam w kierunku, w którym my podążamy. To się nazywa współpraca. Po ich śladach idzie się o wiele lepiej niż po zupełnie gładkim, głębokim śniegu. Niestety Oni szli nie od Jaworzyny zielonym szlakiem, ale od żółtego, więc po pewnym czasie ślady się urywają i znowu zaczyna się brutalna walka ze śniegiem.
Pierwsze od lat selfie - sam nie wierzę, że je sobie zrobiliśmy :)
Ale jesteśmy tak zieloni, że aż zaczynam nucić "rarytas" dla fanów MCU
Peter listen a hedge between keeps the friendship GREEN,
They gave away our contracts, I’m GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN (chyba jestem nawet trochę podobny)
Around the gills Peter you’re looking a little GREEN,
My son is with your MJ you’re GREEN with envy,
The grass is always GREENER with the other person,
And the voice inside my head is called the GREEN GOBLIN... (całość TUTAJ)
Pod wieżą na Gorcu
Widok z wieży :)
Wieża cała w śniegu :)
"...ich usta spotkały się, a wszechświat po raz kolejny stał się doskonały"
Ten cytat zawsze będzie kojarzył mi się z Basią. Pochodzi z TEJ KSIĄŻKI (i jeśli jesteście fanami tej sagi, to niesamowicie warto przeczytać tą książkę, bo dopowiada 10-tki wątków do historii pokazanej w filmie).
To jest niesamowite... ile innych dziewczyn by w takich warunkach albo walnęło focha albo krzyczało, że "już nigdy więcej nie pojadą". Albo oczekiwało, że się je przeniesie przez wszystkie trudności... wiem, że brzmi to trochę szowinistycznie, ale moje doświadczenie mówi, że "jednak sporo...".
A Szkodnik mówi "zmienię Cię i teraz ja chwilę potoruję, to odpoczniesz chwilę". To jest niesamowite! Basia jest lżejsza więc gdy idę po jej śladach to choć się zapadam, to nie tak mocno jak gdy idę pierwszy. To rzeczywiście pozwala mi trochę odpocząć, co powoduje że za moment znowu mogę przejąć torowanie. I tak lecimy nieprzerwanie: Basia toruję, zmiana, ja toruję i znowu zmiana. Jak doskonale zaprogramowana maszyna. Na niektórych polanach śniegu jest tak, że idę na czworakach bo jest łatwiej (dawno sprawdzony sposób z zawodów ICE BUG Winter Trail). Zwiększacie powierzchnię i poruszacie się na łokciach i kolanach, a jak jest totalnie fatalnie to kawałek w leżeniu. Możecie się śmiać, ale to naprawdę działa, a te najtrudniejsze fragmenty są zwykle dość krótkie bo to jakaś nasypana przez wiatr zaspa na polanie.
Widzimy jednak, że warunki są tak trudne, że na Turbacz nie ma najmniejszych szans i postanawiamy schodzić z Jaworzyny. Zejść czerwonym "rowerowym" z powrotem do Rzek... jest 15:00, więc tuż po zmroku będziemy w aucie, no chyba że...
Przecieramy "zielony" na Jaworzynę
No łatwo nie jest :)
Lekko złowieszcze zdjęć Tatr - widać, że idzie zmiana pogody względem nieba jakie było rano
Szkodnik toruje na czworokach
Teraz ja toruję - system zmianowy
Najwięcej wypadków zdarza się w domu
Mówiłem, że GORCE to mój drugi dom. Znam te góry tak, że jestem w stanie poruszać się po nich bez mapy. Mówi się jednak, że najwięcej wypadków zdarza się w domu i coś w tym jest... Czerwony rowerowy to prosty szlak w lesie, więc jest mniej zasypany niż polany powyżej. Zejście nim powinno być formalnością, patrząc po tym co odwaliliśmy (dosłownie, odwaliliśmy na bok; śnieg) na górze. Musimy po prostu przejść jeszcze jedną polanę i jesteśmy na czerwonym, ale idąc wzdłuż lasu tą polaną zdarza się coś kompletnie nieoczekiwanego.
Przez ostatnie godziny przeszliśmy z 10 polan, ale ta ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę. Gdzieś pod śniegiem wzdłuż lasu leży złamane drzewo z gałęziami, którego zupełnie nie widać z pod śniegu i Basia tak niefortunnie na nie stanie, że wykręci jej nogę w zasypanych gałęziach. Oczywiście pechowo, ta nogę którą ma od lat nie do końca sprawną przez dawną kontuzję, co spowoduje że kolano nie wytrzyma obciążenia pod nienaturalnym kątem i się "skręci" nie tak jak powinno. Masakra... mamy raki, mamy sprzęt który zapewni nam komfort termiczny nawet jeśli musielibyśmy zabiwakować, a głupia gałąź pod śniegiem rozwala jej nogę tak bardzo, że Basia nie jest w stanie chodzić. Nie mam mowy o zejściu samodzielnym, bo kolano ma ograniczoną mobilność i nie pracuje w pełnym zakresie, poza tym bardzo ją boli... nie jest w stanie stanąć na tej nodze. Jesteśmy na około 1000m npm w kopnym śniegu...
No żesz k***. Niesamowity pech... już nawet nie chodzi o samą gałąź. Jak odnowiła sobie kontuzję na Silesi 3 Beskidów (nota bene najlepszej edycji imprezy ever) w 2019, była w stanie sama dojechać do bazy, jak ja odnowiłem moją kontuzję kolana na Rajdzie Katowice też byłem w stanie do bazy wrócić... no niestety, mamy nasze niefajne przygody z kolanami (w końcu sport to zdrowie, prawda...?) Tym razem jednak nie zejdziemy sami do bazy. Tak niesamowity pech; taki uraz na "zerowej" prędkości bo jak szybko idziecie się przez kopny śnieg? To nie jest jakiś demon prędkości... głupia gałąź pod śniegiem, równie dobrze można byłoby się na chodniku potknąć. A chcieliśmy rozsądnie skrócić trasę, no to mamy... może trzeba było cisnąć przez noc na Turbacz i byłoby OK... ech.
Jest 15:00. Na polanie zaczyna mocno wiać, w końcu w nocy ma być mocne pogorszenie pogody... dobrze byłoby zejść do granicy lasu, bo możemy tu chwile poczekać na GOPR. Jak będziemy siedzieć bez ruchu na otwartej przestrzeni, to mimo dobrych ubrań nas wychłodzi. Muszę Basie znieść na plecach i powiem Wam, że w ńniegu po pas to jest... ekstremalnie trudne.
Niewykonalne bez wcześniejszego przetorowania drogi... najpierw zatem torowanie. Potem powrót i z Basią na plecach schodzę przez nie-najmniejszą (no bo czemu akurat ta teraz miała by być mała...) polanę. A potem powrót po plecaki. Wychłodzenie mi przynajmniej nie grozi, bo... mam stan przed zawałowy z wysiłku. GOPR przez telefon mówi nam, że może mieć problem do nas dotrzeć i to potrwa, bo na polanach grzęzną Im skutery i quady się zakopują, tyle jest śniegu... poza tym mają też inne zgłoszenia. K***, aleśmy Im problem zrobili... jak amatorzy.
Jeśli mamy czekać, to tym bardziej musimy wejść "w drzewa" bo na polanie, w bezruchu to niedługo będzie dramat. Trudno... nie ma innej opcji, musimy trochę zejść. Stan przedzawałowy musi trochę poczekać. Wszystko inne musi poczekać:
I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you (Całość TUTAJ)
To trudne dla nas obojga... zniesienie kogoś na plecach (opcja ześlizgnięcia po śniegu odpadła, próbowaliśmy, zbyt kopne zaspy na polanie...) to mój "krzyż".
Basia nie ma lepiej, bo siedzenie mi na plecach, kiedy każdy ruch sprawa Ci ból, a ja ciągle się zapadam i walczę o utrzymanie równowagi, to jej "część zadania".
Walka z tą-nagle-strasznie-wielką-polaną to jest makabra, ale finalnie schodzimy do drogi, podajemy GOPR'owi dokładnie koordynaty i czekamy.
Przejście polany zajęło nam prawie 40 min... jest już po 16:00. Gdybyśmy schodzili normalnie mielibyśmy ze 20 min do auta jeszcze... a tak siedzimy i czekamy na pomoc, a zgodnie z prognozami, warunki pogarszają się w oczach. Zaczyna padać śnieg i zrywa się wiatr. K***a, bylibyśmy w aucie normalnie, a tak ciągniemy ratowników przez zapadając noc, przez trudne warunki... jak jacyś cholerni amatorzy, którzy zlekceważyli góry. Dobrze, że w naszych wielkich plecakach jest sporo dodatkowych warst, bo GOPR ze względu na warunki dotrze przed 18:00 czyli po zmroku. Prawie 2 godziny w bezruchu w śniegu i udało się nie zmarznąć. Ratownicy będą zaskoczeni, że termicznie nic nam nie jest. Operator dzwonił kilka razy upewniać się, że jest z nami OK termicznie.
Sama akcja wyglądała tak:
GOPR wyśle do nas 2 zespoły, ale jeden zaliczy awarię quada próbując przedrzeć się przez śnieg (zerwany pasek). Operator wyśle wtedy do nas zespół numer 3. Ech... ileśmy problemów narobili... no dramat i wstyd :(
Zespół pierwszy przedziera się do Turbacza, a "trzeci" z dołu, od Rzek. Zespół drugi na dole próbuje "polowo" naprawić quada. Pierwszy zespół musi porzucić skuter, bo nie są w stanie przeprawić się nim prze polany... muszą zmienić maszynę na quada z gąsienicami.
Gdy Ratownicy do nas dotrą, to opowiedzą nam co się właśnie zaczyna "na górze", że wiatr zaczyna urywać głowę, a śnieg będzie padał poziomo... i tak będą musieli kilka razy odkopywać quada, bo będzie grzązł w zaspach (ale nie tak jak skuter). Dobrze zatem, że udało się zejść w granicę lasu.
Zespół, który do nas dotarł składa się z 3 Ratowników: robocza nazwę Ich "Ojciec" (jadący na nartach za quadem, na linie - hardcore), "Syn" kierowca quada i "Niebieski" lekarz, pasażer quada. Ciągną za quadem coś na kształt łodzi na płozach, w którą zaczynają pakować Basię. Na tyle nie wierzą nam, że termicznie jest nam OK po takim czasie oczekiwania, że Basia dostanie ogrzewacz na klatę (wielkość OGROMNY), potem 2 koce, potem śpiwór, potem dodatkowe przykrycie "łodzi". Jak znam Szkodniczka, który zawsze w zimie otwiera okna w domu, "bo gorąco", to będzie to najcieplejsza podróż w jaką ktoś ją zabierze. Otulili ją tak, że zamarzniętego by rozmroziło. Nie odbierzcie mnie źle, niesamowicie Chłopaki zadziałali, ja się tylko śmieję, że nam nie uwierzyli, że możemy NIE być zmarznięci :)
Nim jednak uda się Basi zabezpieczyć szyną nogę i wpakować ją do "łodzi", to śnieg sypie już jak oszalały. Jest problem z miejscem dla wszystkich, ale Ratownicy nie chcą się zgodzić abym schodził sam w dół szlakiem. Mówię, że nie ma problemu, ,mnie nic nie jest, latarkę mam, zejdę. Niemniej i tak musieliby na dole poczekać na mnie, więc próbują nas wszystkich upchnąć na quada i nie zgadzają się, abym wędrował sam. Byłem w wojsku i wiem, że dyskusja ze służbami rzadko jest... hmmm... wskazana, nie ma co utrudniać Im pracy, odpowiadam zatem tylko "yes, sir" i pakuję się na quada. Polecimy w dół na niesamowicie ryczącej maszynie, wyrzucającej z pod gąsienic tony śniegu (zrobi za nas bałwany)... muszę sobie takie cacko na starość sprawić. Wypasiony sprzęt.
"Syn" do mnie: "balansuj ciałem na zakrętach i trzymaj się, bo będzie szarpać na głębokim śniegu" . Ha! Znam to z roweru, dam radę :)
"Ojciec" na nartach za "łodzią" będzie co rusz sprawdzał czy z Basią OK w jej kokonie.
Najgorzej będzie miał "Niebieski", którego miejsce zająłem na quadzie (a mówiłem, że mogę sam zejść...), bo będzie musiał jechać trochę na doczepkę i zasypie go śnieg z pod gąsienic. Bardzo przez to zmarznie. Spotkamy się jednak po drodze z "trzecią" ekipą i "Niebieski" będzie mógł przesiąść się do Nich.
GOPR podwozi nas pod same auto i potem wraca pomóc ekipie "drugiej" - tej od paska, którą też nota bene miniemy pod drodze.
Nam już pozostanie tylko wrócić do Krakowa, natomiast Ratownicy będą się zastanawiać czy da się wrócić na Turbacz w tych warunkach... z rozmów wynika, że ze względu na warunki, może to być niemożliwie, a pasowałoby mieć kogoś na górze, na wypadek innych akcji. Niemniej dyskusja ta odbędzie się już poza nami.... jedyne co nam się jeszcze uda, to zostawić Im paczkę ciastek w podziękowaniu... chociaż tyle.
W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim ekipom GOPR'u Grupa Podhalańska po nas wysłanym za pomoc i przeprosić, że zasilimy Im statystyki.
Bez Was zejście z gór, w tym stanie, zajęło by nam pewnie koło 10 godzin, o ile w ogóle byłoby możliwe.
Te 10 godzin szacuję całkiem serio, patrząc z jaką prędkością się poruszaliśmy i przy założeniu, że starczyło by nam sił... a gdyby nie starczyło, to... sytuacja stała by się trochę bardziej poważniejsza. Dlatego też bardzo dziękujemy za pomoc.
Czekając na...
...no właśnie.
Potwór, który zwiezie nas w dół...
Tak, Basia jest w środku...
Chyba się na starość przesiądę na coś takiego :)
She's quite SOR(e)...
Z trasy zjeżdżamy wprost na SOR... i mimo COVID'owego regime'u udaje nam się dostać do lekarza. Nim jednak Basi zrobią pierwsze "oględziny", będę miał chwilę aby przemyśleć całą sytuację. Co dalej to już zadecyduje nasz-naczelny-SFA-Ortopeda w nadchodzącym tygodniu. Na pewno jakaś rehabilitacja, czy coś jeszcze zobaczymy. Może przez chwilę nas zabraknąć na nadchodzących rajdach zatem, ale - jeśli możecie - to trzymajcie kciuki za nasz szybki powrót.
Z innej beczki, powiem Wam że podziwiam GOPR i TOPR (niezmiennie polecam: tą książkę oraz jej drugą część) za to co robią.
Niesamowita praca, bardzo ciężka i czasem niewdzięczna, ale niesamowita i dająca ogromną satysfakcję.
Może kiedyś gdy mnie już całkowicie trafi szlag w robocie... a czasami bywa blisko, to rzucę wszystko i się zaciągnę. Mówię to pół-żartem, pół-serio. Zawsze mi się to podobało... nie TOPR bo jaskinie to nie dla mnie a tam każdy Ratownik musi umieć działać w jaskiniach, ale GOPR (zwłaszcza Gorce, Beskidy), w sumie czemu nie... Gorce to mój drugi dom, a "praca z domu" zyskuje na coraz większej popularności, więc...
RAZ JESZCZE DZIĘKUJEMY RATOWNIKOM "GOPR - Grupa Podhalańska" ZA POMOC.
Kategoria SFA, Wycieczka
Lasy obok... WĄCHOCKA
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oczywiście Wąchock nie był celem samym w sobie, bo my to ciągle do lasu... a lasy to mają tu zacne. Są też ogromne: Suchedniów, Starachowice, Daleszyce, Skarżysko, Zagnańsk. To są ogromne lasy i z każdą kolejną wyprawą w Świętokrzyskie "wyrywamy" kolejne ich fragmenty (albo kolejne szczyty Gór Świętokrzyskich). Skoro jednak jesteśmy obok tak zacnego miasta, to wpadamy zobaczyć co tam słychać. A tam na przykład kamień przepowiadający pogodę :)
Inna sprawa, że Szkodnik mnie rozbił na tej wyprawie... zimno, naprawdę zimno, już po zmroku.
Robimy postój na herbatkę, odpalam termos, nalewam a Szkodnik, że "za gorąca..."
COOOOOO?
Chcesz mi powiedzieć, że przez kilka tygodni wybierałem sprzęt z certyfikatem wojskowym... który działa niesamowicie bo herbata nadal gorąca, a jesteśmy w trasie przez cały dzień... dość mroźny dzień... sprzęt spełnił oczekiwania bo jest sprzętem służącym do tego. aby trzymać ciecz gorącą...a Ty narzekasz, że ciecz jest gorąca!
ARGHHH... Szkodniczku kochany, przecież to był idealny zakup!
Zamiast narzekania dorzuć sobie śniegu do kubeczka... :P
Czerwony z Wąchocka do... lasu :)
A tam śnieg, śnieg, snieg :)
Ciągle prószy :)
Ale droga !!!
Ciśniemy :)
Klimatyczne to niebo dzisiaj :)
Leśna mogiła dzieci...
Trochę jak cmentarz w Bornem Sulimowie...
Ruiny dawnej fabryki
Ruins :)
Okno pogodowe na atak szczytowy :)
Profilowe mojej Bestii :)
TRAPDOOR :)
Zawiodłeś oczekiwania Szkodnika, panie Termosie... :)
Kategoria SFA, Wycieczka