aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

JASZCZUR - Ból Podków...

  • DST 66.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 października 2022 | dodano: 26.10.2022

Stali czytelnicy tego bloga znają naszą miłość do - jakże znienawidzonych przez niektórych - imprez Jaszczurowych. Upodlenie, poniewierka, wytyranie i lekcja pokory w nawigacji... z mapą która w zasadzie mapą jest tylko z nazwy, to jeśli jeszcze nie masochizm i syndrom sztokholmski, to przynajmniej kuźnia charakteru. To jedyna impreza, gdzie dostaje się 15-16h limit czasu na Trasę 50km (my wybieramy wariant "Trasa-Niepiesza", startując na rowerze, ale można także na przykład konno). Mimo tak długich limitów i tak bardzo, bardzo rzadko udaje się zdobyć komplet. Jaszczur to inny świat... Jaszczur hartuje... no ok, może i poprzez okaleczenie, ale jednak hartuje. Nierzadko wali tu śniegiem, deszczem, a trasa prowadzi tak, że niektóre punkty kontrolne odpuszczamy ze względów BHP... jak to mawia MALO (one-man-army Organizator): "Jaszczur to impreza dla tych, co chcą wejść na drzewo"... i bywa to dosłowne, bo na edycji "Jaszczur - Go West" lampiony poukrywane były w koronach drzew. 
Nazwa tej edycji "Ból podków" sugerowała, że bynajmniej nic się nie zmieni w kwestii batożenia pokorą... zwłaszcza, że była to edycja górska w Sudetach, rozgrywana gdzieś między Górami Kamiennymi, Wałbrzyskimi i Kaczawskimi.

Dzisiejszy plan gry :)


"Choć wyjeżdżam, wyruszam w nieznane, to nie zapomnę o moim małym Shire.
Tutaj się śmiałem, uczyłem się życia, wciąż miałem przed sobą tyle dróg do odkrycia (...)
...to ten czas kiedy wyruszamy dalej, każdy z nas ma swoje małe Shire, spotkasz go w snach, drogi Samie"
(całość TUTAJ)
Sudety. Dolny Śląsk. Kto zna nas trochę, ten wie jak kochamy te tereny, Jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam porzucić Królewskie Miasto KRAKÓW, to tylko na rzecz Jeleniej Góry. JELENIA JEST SPOKO (dosłownie - zobaczcie koniecznie ten link, zwłaszcza kryjące się pod nim bestie). Kiedy zatem Jaszczur ogłasza, że nawiedzi "DOLNE partie ŚLĄSKA", wiemy że nie może nas tam zabraknąć. Sami wiecie, jak ciężki jest dla nas ten rok... operacja Basi i jej ogromna jej przerwa w rajdach. Owszem wróciła już do jazdy i radzi sobie bardzo dobrze, bo wpadały już nawet jakieś setki... w sumie radzi sobie lepiej niż mówiły rokowania, ale nie zmienia to faktu, że jeśli chodzi o rehabilitację, to nadal jesteśmy dopiero w połowie drogi i jej zakończenie planowane jest na rok 2023 lub... na jakąkolwiek inną datę, związaną z uderzeniem NUKE'a w Europę Środkowo-Wschodnią :P
No ale... DOLNY ŚLĄSK, "nasze małe SHIRE", nasze ukochane tereny i Jaszczur... no musimy tam być! Nie ma innej opcji. Tempem spokojnym i bez szaleństw, ale w tym roku przepadły nam już wszystkie inne edycje Jaszczura... a przecież są lata, w których jeździmy nawet na 3 te rajdy w roku!
Decyzja zapadła - jedziemy! 
Pamiętajcie jak zacząłem relację z edycji "Jaszczur - Kamienne Ściany", no więc tym razem taki sam klimat w tytule tego rozdziału, bo "Tęsknie za ciepłym dotykiem świtu, tam gdzie jeziora mają barwę nefrytu...to jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód, Kochana Drużyno - NIE ZWALNIAJMY MARSZU" (całość zalinkowana we wpisie z Kamiennych Ścian).
Nie ruszamy jednak sami, bo Andrzej - nasz częsty kompan rajdów i poniewierek - decyduje się z nami jechać i o 5:00 rano melduje się w Krakowie. Z Mielca miał do nas kawałek, więc musiał wyruszyć koło 3 w nocy. Nie ma sensu gnać w dwa auta, pojedziemy jednym autem z 3 rowerami.  Innymi słowy "jego los będzie taki jak nasz" (Anakin do Palpatine'a nie zgodziwszy się pozostawić Obi-Wana na pokładzie "Niewidzialnej Ręki", okrętu flagowego Generała Grievousa).
Jak z resztą sam powie: " "byłem z Wami do tej pory na dwóch Jaszczurach i na obu padało, co obstawiacie dzisiaj...?"
(Mowa o edycjach: utopionym, bynajmniej nie w ogniu "Ognistym Pograniczu" oraz o przedzieraniu się przez błotne piekło na "Granicznej Przełęczy").
No prognozy mówiły, że ma być w miarę ładnie... do dzisiaj rano. Dziś rano podały, że jednak ma lać... Jaszczur, co Cię nie zabije, to Cię okaleczy... 
Zabieram zatem swój najlepszy sprzęt: kompas, stuptuty na błoto, wodoodporne skarpety (polecamy - recenzja TUTAJ), kurtka na wodny armagedon, 3 dodatkowe warstwy do plecaka, dwie pary rękawic w tym jedną zimową, dodatkowe spodnie mogące być ubrane "na wierzch", dwie czołówki i dwie lampki na kierownicę, ogrzewacze chemiczne, termos z gorącą herbatą, nóż taktyczny, linę (zawsze się przyda - TUTAJ), gaz pieprzowy i jeszcze parę innych przydatnych rzeczy...
To Jaszczur... to będzie drapać i gryźć... trzeba być przygotowanym na wszystko. "Csa być zawsze w formie bo to procentuje, gdy na twojej drodze pojawią się zbóje" (całość TUTAJ)

Z formalności podam, że trochę nam smutno, że Jaszczur pokrył się z Rajdem Waligóry, który także kochamy, ale nie da się być w dwóch miejscach naraz. Szkoda, że Waligóra nie odbywała się tydzień później, ale cóż począć... (jak to co? ANTYCHRYSTA !!!). Pierwsza edycja, na której nie byliśmy... ale Jaszczur, zwłaszcza górski, rządzi się swoimi prawami.
Waligóra 2017 (Gorce) czyli "WELCOME HOME, Lord Tyranus"... oj był tyranus, nawet WY-tyranus na Gorc i Lubań (cytat oczywiście STĄD)
Waligóra 2018 (Gorce 2) czyli "Jebnąć Ci?"
Waligóra 2019 (Spisz) czyli "Oto i Mighty GRANDEUS... lepiej zatem SPISZ testament"
Waligóra 2020 (Dolinki Podkrakowskie) czyli "Zostań w domu", nie sprecyzowali że mowa o obecnym, a nie o tym z czasów młodości
Waligóra 2021 (Szpilówka) - "Jakoś ciągnę ten wózek..."
Waligóra 2022... no niestety. Szkoda... no tak czasem bywa. Nie czas żałować zdarzeń minionych, przyszła pora aby zacząć opowieść o Jaszczurze i bólu podków...

WidnoKRĄG? :D

Szkodnik i Andrzej cisną przez błoto :)


Jedz skały na śniadanie... skały i wiatraki
Chociaż pora już raczej przedobiadowa niż na śniadanie, bo z bazy wyruszamy około 10:30 (taką mieliśmy minutę startową).
Zaczynam rajd od porzucenia rowerów w krzakach i wspinania się na jakaś wielką skałę. Nie ma to jest dobry początek :P
No dobra, tak naprawdę zaczynamy rajd od przypasowania wycinków lidarowych do mapy, a dopiero za chwilę - po wyjściu z bazy - wspinamy się na jakąś wielką skałę.
Drugi punkt kontrolny to ruiny ogromnego wiatraka. Będzie ich dziś kilka na mapie - w jednym z nich czeka na zadanie: odpowiedź na pytanie:
"Kolor największego owocu?"
Uwielbiamy takie akcje, gdy kompletnie z treści nie wiadomo o co chodzi, a dopiero na miejscu wszystko staje się jasne. Macie ten owoc na zdjęciu poniżej - jestem na tyle zachwycony zadaniem, że układam wierszyk, jaki my zrobilibyśmy gdyby to był punkt na naszym rajdzie (ostatnią edycją była SIŁA KORNOlisa).. niestety w każdym znaczeniu tego przymiotnika, ale to jest temat, który jeszcze nieraz przewinie się na tym blogu.

Nasza propozycja tej zagadki brzmiałaby mniej więcej tak:
Normalnie jest czerwona,
tym razem jednak NIE
cyframi przyzdobiona
jakimi barwami mieni się :D


Szkodnik! Tu nie ma nawet drogi, gdzie Ty ciśniesz :)

Rowery w zagajniku poniżej, bo tutaj to nie pojedziecie... to się KLEI :)

Tam jest punkt kontrolny :)

Jest i wspomniana truskawka :)

Ekipa lepsza niż jakiś tam Team-X :P  (hermetyczy żart z polskiego influencerstwa interNIETÓW...)

Dzieci (zjedzonej już) kukurydzy...
Tu się nie ma co opisywać, sami zobaczcie przez jakie tereny prowadził rajd. Pola, pola i otwarte przestrzenie... które prowadziły nas w tereny górskie. Będzie dziś dymania pod pagórach, nawet takich garbatych wielokrotnie :P :P :P
Niemniej na razie drzemy przez pola kukurydzy za kolejnymi lapionami.
Coraz bardziej oddalamy się od bazy i zbliżamy w góry... deszcze pada "falami": raz tak, raz nie.
Mimo wszystko jedzie się całkiem spoko, choć przedzieranie się przez takie pola kończy się często "zassaniem" przez błoto po kostki.
Jest grząsko, więc wiele lampionów zdobywamy z buta, porzucając rowery w krzakach. Na co nam zatem one?
Krzaki? Nie wiem
AAAA... rowery? To proste, jak pchasz po grząskim i pod górę z rowerem i jest Ci ciężko, to jak porzucisz rower, to robi się lżej :D

Magic of the moment :)

Magic of the moment - inne ujęcie :)

Nasze mapniki mocno się wyróżniają na tle :)

Spacery po bezdrożach :)


Szturm na wzgórze nr 26...
Wjeżdżamy w Masyw Trójgarbu (i Krąglaka i Krąglaka!!! - Szkodnik). Na razie jedziemy doliną, więc jest w miarę po płaskim, ale ściany doliny zaczynają się pionować... droga też zaraz wystrzeli w górę, ale na razie wystrzeli coś innego, ale o tym zaraz. Wracając do narracji... ściany się pionują i wyrastają na nich skały. Na jednej z takich skał ma być lampion numer 26. Suniemy doliną licząc odległość i typujemy skałę, na którą trzeba będzie wleźć... no jest wysoko. Ruszamy pod górę i wtedy zaczyna się... ostrzał!
Na dole w dolinie jest strzelnica i odbywają się jakieś ćwiczenia. Idzie niesamowita kanonada! To nie są pojedyncze strzały, ale kilka jak nie kilkanaście sztuk broni. CO ZA KLIMAT!!
Wdrapuję się na czworakach, dosłownie bo tak stromo, pod jakąś skałę - ja z prawej, Andrzej drapie się z lewej (mówię o skale, bo drapie się też po głowie co my uskuteczniamy...),
A w tle idzie kanonada. Jakbym był w Wietnamie to pewnie czułbym się teraz jak w Wietnamie. Klimat jest nieziemski. Huk wystrzałów, a Ty podchodzisz pod strome wzgórze... wzgórze (z punktem) 26. Kluczowym dla dalszego prowadzenia natarcia... wczuwam się w rolę i po prostu przywieram do skał, patrzę czy droga czysta i "skokami" przechodzę w kolejne osłonięte miejsce. Ej, niecały miesiąc temu byłem na Szkoleniu Podoficerów Rezerwy i biegaliśmy z bronią, więc nadal jestem w pewnym trybie myślenia (kto zdążył się załapać na relację na blogu ten zdążył, ale niestety nie jej już tutaj - historia zniknięcia relacji nadaje się na osobny wpis, ale też nie mogę :D).
Szkodnik krzyczy: "MASZ? Misiek, mów do mnie, MASZ?" 
Ja: "Nie chcę teraz o tym rozmawiać, Pułkowniku, jestem zajęty"
To ja idę do tej 50-tki... eee... to znaczy 26-stki :D (nawiązanie do TEJ SCENY)
Podchodzimy pod szczyt i nie ma lampionu... ostrzał nie cichnie, więc staram się sprawdzić mapę. CHOLERA... chyba nie to wzgórze. Andrzej! Drę ryja... nie widzę... kurde, chyba dostał... trzeba się stąd zabierać, bo jestem tu jak na widelcu, a ogień nie ustaje. Zbiegam na dół (na tyle ile mogę zbiegać po stromym nie mając ACL w kolanie... czyli schodzę pomału, ale dla dodania dramatyzmu piszę ZBIEGAM). To nie jest wzgórze 26... takie straty a nie to wzgórze... k***a.
Andrzej schodzi z drugiej strony "HA, wiedziałem że masz zbyt rogatą duszę aby umrzeć" (cytat: "Szmaragdowy świt" )
Ruszamy na drugie wzgórze, no i jest... jak się pato-nawiguje to się dyma nie tam gdzie potrzeba... i możecie to rozumieć jak chcecie :D
Punkt nasz, ale wydymał nas na jedno wzgórze ekstra :P

Jest i lampion

Red Fox wskaże Ci drogę :)

Co my robimy ze swoim życiem...?
CZAJNIK, odpowiedzią jest czajnik :)


Jaszczurowe JESIENIARY :D 
Droga się wypionowała... ale cieszę się, bo uwielbiam Trojgarb (i Krąglak, Krąglak - Szkodnik czytany hermetycznym głosem, na melodię "UCHWYT". Dla tych co nie ogarniają co to znaczy, oznacza to tylko to, że nie znają prawdziwego poziomu naszej patologii i upośledzenia... dowcip hermetyczny, ale są także tacy którzy zrozumieją... choć pewnie wiele by dali, aby NIE :D ).
Dymamy zatem ostro pod górkę. Krok za krokiem - pchamy, a im wyżej tym coraz więcej liści. W pewnym momencie suniemy, przez morze... liści jest do kolan jak się idzie i po piastę jak się jedzie. Rewelacyjny jesienny klimat.
Tak nam się udziela, że postanawiamy zostać jesieniarami i robimy sobie sesję zdjęciową - sami zobaczcie:

Tonące w morzu liści

Jesieniary :)

 

"Krople deszczu potrafią też ranić,
zwłaszcza gdy stają się słone, zmieszane ze łzami..." (nadal utwór "Nasze Shire")
czyli skończyło się jesieniarskie pozerowanie. Zaczęło padać i to intensywnie. Do tego wchodzimy w morza mgieł, bo wierzchołek Trójgarbu tonie w białym "mleku".
A czemu łzy? No bo leje, jest zimno, a my tyramy pod górę... stromo pod górę. Deszcz dzwoni o kask, spływa po mojej taktycznej kurtce, a my krok za krokiem pchamy rowery po kamieniach na pieszym szlaku. Wieża widokowa na Trojgarbie ma widok na mgłę i to tylko tą najbliższą. Wygląda to tak, że w galerii zdjęć na FB, Malo napisze, że miał wrażenie że to zdjęcie z wystawy sztuki współczesnej: białe ściany i mebel. Sami zobaczcie: 

Dymamy na Trójgarba :D

Mgła i deszcz...

Wieża - kocham, że na Trójgarbie wszystko jest trój- (ławki, wieża) - to jest genialne

Galeria sztuki nowoczesnej... a nie czekaj, widok z wieży na Trójgarbie :)


Pamiętam jak tu było, gdy byliśmy pierwszy raz - opis TUTAJ. To też było mądre, pierwszy dzień urlopu w Górach Kamiennych... Szkodnik zaplanował wycieczkę: Trójgarb, Krąglak, Kolorowe Jeziorka, Wysoka Kopa w Rudawach Janowickich i powrót przez... Chełmiec. 2200m przewyższenia w pierwszy dzień urlopu... a potem wycieczka codziennie... "goddamn it, woman, you will be the end of me" (nawiązanie do tej sceny).
Wracając... widoki z wieży są zacne, no ale nie dziś. Dziś mamy biel, biel totalną, ale mimo wszystko dobrze tu znowu być. Trójgarb jest zacny.
Szkoda tylko, że pada... ale finalnie okaże się, że będzie nam padało tylko na szczycie.
Im dalej od wierzchołka tym deszcze będzie malał, aż zaniknie całkowicie.
Co ma padać dalej, dowaliło nam, przemoczyło - mission completed :P

Łapiemy kolejne lampiony wycofując się z Masywu T. a tym czasem dzień pomału zmierza ku końcowi.
Jeden z punktów kontrolnych "na zjeździe" jest niesamowity - kapitalna kapliczka w środku lasu.
Znamy te góry... a tu nigdy nie byliśmy. Inna sprawa, że na tablicy informacyjnie jest napisane wprost:
"aby postawić tutaj tą kapliczkę i mieć pewność, że żadne demony nie mają tu wstępu, miejsce to zostało EGZORCYZMOWANE". Hardcore, nie pierd***lili się w tańcu :D :D :D 
No kurde, klimat "Malowanego człowieka" (nota bene, bardzo ciekawa pozycja fantasy).
Jeszcze jeden lampion łapiemy w gasnącym świetle dnia, a chwilę później "Ciemności kryją ziemię" (kolejna świetna książka)

Piękna kapliczka

Złota róża

Pomału zapada zmierzch...


"Fear of the dark
Fear of the dark
I have a constant fear that something's always near
Fear of the dark
Fear of the dark
I have a phobia that someone's always there..."
(całość TUTAJ)
Jedziemy przez ciemność... przed nami punkt w opuszczonym pałacu. Ale klimat... opuszczony pałac po nocy.
Aby dotrzeć do samego budynku musimy przedrzeć się przez chaszcze, bo budowla całkowicie zarosła. Stajemy przed kilkupiętrowym gmachem... ale drzwi zamknięte są łańcuchem... trzeba będzie dostać się po partyzancku przez okno z wybitymi szybami. Bez kitu... TAKTYKA CZARNA level Czarni :)
Znam zasady poruszania się po budynku tak, aby nas nic nie zaskoczyło.
Widziałem zbyt wiele horrorów i gier RPG aby oczekiwać, że takie miejsce są opuszczone... albo wyskoczy tu zaraz jakiś rogaty albo jakiś gość cierpiący na nie-doje**nie, któremu głosy podpowiadają, że "ludzkie mięso daje siłę, daje moc i witaminy!!!" (tutaj...). Wchodzimy, wnętrze tonie w ciemności... tylko nasze czołówki oświetlają korytarze i komnaty. Broń jest w pogotowiu... zarządzam ciszę operacyjną, gestami pokazuję Szkodnikowi aby sprawdził salę balową, a ja idę na piętro. No dalej Rogaty, pokaże się... nie daj się prosić.
Ale otacza mnie tylko ciemność... czy coś przemknęło w rogu? Strach przed ciemnością jest niemal wyczuwalny... pełza wzdłuż mojej duszy (za ch** nie wiem w którym to jest kierunku, ale brzmi srogo, prawda?). Czy coś tam się kryje i czyha... dybie na moje życie.
Klimat penetracji jest TAKI... aaa.. nie sorki, nie ten link, odpiąłem bo był 18+ i nie każdy lubi karły. Ten jest właściwy - TUTAJ. I jak jest w tekście tej piosenki "najlepszy przyjaciel to naładowana spluwa"... no gdzie jesteś rogaty? Kici, kici, sku***synu.
Kolejne piętro... rogatego nie widu, nie słuchu. Chrzanić, zaleje wszystko benzyną wychodząc... rogaty nie ma szans.
Pewnie ciężko będzie to potem na policji wytłumaczyć:
- więc podpalił Pan ten pałac, dlaczego?
- no bo rogaty...
- jaki rogaty?
- jak to jaki, no ten duży... ten co żre ludzkie mięso
- ludzkie mięso?
- nie, k***a, rogaty weganin, normalnie opierdoliłby kozę z kopytami, ale nie, od ostatnich dziadów jest mocno eko... no proszę Was, nawet tam dotarła ta moda?  

Jak myślicie, przejdzie takie tłumaczenie przy komendancie czy znowu będą problemy straszenie białym sweterkiem? CHCĘ RÓŻOWY (TUTAJ - link BARDZO na własne ryzyko... ale dla mnie to naprawdę głębszy tekst... miejscami, bardzo miejscami, ale jednak!)
W głównej sali znajdujemy pozostałości fortepianu... niesamowite miejsce. Klimat jest hardcore'owy, zwłaszcza, że jesteśmy tutaj nocą.
Naszym zadaniem jest policzenie schodów na najwyższą kondygnację.
Mega wypass punkt kontrolny, choć śmiem wątpić, że w pełni legalny... no ale to Malo i Jaszczur. Jak to było z wchodzeniem na drzewo?

Night riders AGAIN :)

Przedzieramy się do opuszczonego pałacu

Cyprian Kamil rzekła niegdyś, że "Ideał sięgnął bruku..."

Eksploracja ruin...


Zewnętrzne rubieże... "tam kończy się mapa, tam mieszkają potwory" (cytat: "Piraci z Karaibów")
czyli niczym Krzysztof Kolumb eksplorujemy nieznane. Ba nawet mamy ze sobą Krzysztofa, bo spotkaliśmy go przy podejściu na LOP'kę (Linię Obowiązkowego Przejścia).
Krzysiek to rowerzysta na Trasie Niepieszej - jak my, na na Jaszczurze to rarytas. Możemy zatem tak nazwać Go na potrzeby tego rozdziału: RARYTAS.
Rarytas ciśnie od rana i trochę w innym kierunku niż my, ale spotykamy się w nocnym lesie szukając lampionów na LOPce.
Zgodnie z naszymi przewidywaniami mapa jest taka nieaktualna, że zbocze po którym chodzimy schodzi do jeziora... ogromnego jeziora, którego na mapie nie ma.
Rarytas potwierdza, kierunek "za zachód" odcina nam wielka woda.
Jak zaliczymy lampiony z LOPki i te pozostałe okoliczne, to będzie to problem. Zachód by się nam bardzo przydał, a tu nie będzie jak... wracać na południe, kawał drogi.. więc Aramisy wpadają na typowy dla siebie pomysł ("W labiryncie dziwnych zdarzeń, pośród strachów, przygód, marzeń, MYŚL SIĘ RODZI, MYŚL DOJRZEWA..." - tutaj)
Objedziemy jezioro od północy... jedyny problem w tym, że oznacza to wyjechanie poza mapę i to najpewniej mocno. No, ale co może pójść nie tak, dzida na północ i pierwsza w lewo, tak?
Trzymamy się w miarę jeziora, to i bez mapy damy radę.
Rarytas nie jest przekonany.
Rarytas: Widzieliście, że tam na mapie są bagna?
Szkodnik: Bagien tam nie będzie, zaręczam... tam jest jezioro.
R: Tym bardziej, uważacie to za dobry pomysł drzeć przez jezioro?
Sz: Nie, nikt nie mówi, że to dobry pomysł. Być może to nawet pomysł fatalny... ale drzeć będziemy.
Ja: Jej nie przekonasz, już wybrała wariant na "na rympał"... możesz jechać z nami lub zostać sam w tym ciemnym, przerażającym lesie (kocham, kocham manipulację :D )
Rarytas nadal nieprzekonany, waha się... pyta: ale teraz ścieżką A czy B?
Hmmm... to w sumie zasadne pytanie, bo jeszcze nie wiemy... i wtedy zjawia się on. Potwór z poza mapy. SZERSZEŃ... kur**a, dwa metry na cztery, serio... wielki skur**ol...
i oczywiście, stwierdza że najchętniej wleciałbym mi w czołówkę... i napiera. Odganiasz, a On napiera. Raz na mnie, raz na Szkodnika.
Decyzja zapada natychmiast... w dół, a tylko jedna ścieżka prowadzi w dół. Potrzeba prędkości aby zgubić pościg...
trudno najwyżej przez jezioro będzie...
... ale okazuje się, że docieramy do drogi, a nią wyjeżdżamy poza mapę. Trochę nawigacji na czuja, czyli trzymamy się w miarę brzegu i po kilku myk-mykach wracamy na mapę po drugiej stronie jeziora. Ekstrapolacja mapy działa zawsze... prawie zawsze, no dobra rzadko ale tym razem zadziałała.
Rarytas pod wrażeniem, nie podejrzewa nawet, że to był po prostu fart... :D :D :D
Aramisy - specjalizacja: warianty z dupy!! Szkolenia i kursy już dostępne!

"Matka wie, że ćpiesz...?" - nierówna walka ze sleepmonsterem


W blasku księżyca... i chwały :D

Ostatnie punkty zbieramy po zmroku. Część jednak musimy odpuścić, bo chcemy być w bazie koło północy... w niedzielę o 16:00 jesteśmy umówieni "w gości" u dawno nie widzianych ludzi, a do domu mamy około 5h drogi autem. Chcielibyśmy także chociaż trochę się ochlapać i oporządzić... może przespać, więc trzeba się kierować do bazy. Inna sprawa, że nasz limit 11h + 5h limitu spóźnień kończy się gdzieś po pierwszej w nocy.
Rarytas nie jedzie z nami na ostatni punkty i tego punktu Mu zabraknie aby mieć lepszy wynik od nas... no to jest pech :)
My do bazy docieramy kilka minut po pierwszej nad ranem... zmęczeni, styrani, walczący ze sleepmonsterem, boli nas wszystko oprócz podków... bo ich nie mamy... gdybyśmy mieli, to by też bolały.
Okazuje się, że wygrywamy Trasę Niepieszą, a Rarytas nie był jedynym rarytasem dzisiaj. Jest to niespodzianka, ale bardzo miła. Zwłaszcza, że Basia dopiero wraca do formy... wiecie jaki to dla nas rok. Jak nie pandemia, to operacja... denazyfikacji lub/i kolana. 
Kolejny extra jesienny Jaszczur - te jesienne edycje są zawsze mega. Często są to edycje górskie i to jest też piękne, bo jak pewnie już wiecie "JESIENIĄ GÓRY SĄ NAJSZCZERSZE"
Powrót jest ciężki, bo w tygodniu zdarza mi się spać po 3h czasami... tyle spraw ciągle mamy. Do tego jeszcze mocno naderwana noc z piątku na sobotę, sam rajd i powrót do domu w niedzielę nad ranem. No było ciężko, ale się udało... a w poniedziałek w robocie to kontaktuję z rzeczywistością tak na 30%, ale baterie doładowane tak pozytywnie że "czuję się jakbym sam mógł pokonać całe Imperium" (ta scena - około 1m40s). 

Klasyczne zdjęcie karty Jaszczurowej


A żeby nie być gołosłownym, jesienne górskie/pogórzańskie Jaszczury:
2015 - "Złamany Krzyż" w Beskidzie Niski
2016 - "Bojkowskie ślad" - w Paśmie Otrytu
2017 - "Ścieżka Muflona" - edycja LEGENDA, bez wątpliwości jeden z najlepszych rajdów ever... Strzeżcie się kondominium Jaszczurowo-Muflonowego...  zmarłem 100 razy... 
2018 - "Kamienne ściany" natomiast edycja wrześniowa "Zaklęty Monastyr" górski wprawdzie nie był, ale okolice Horyńca to płaskie nie są :)
2019 - "Sv. Jiri" oraz "Ogniste pogranicze" (ja pierd.... jak lało... jak było wtedy źle)
2020 - "Ciemna strona gór" oraz "Graniczna przełęcz"
2021 - "Go WEST" oraz "Dolina cerkwi"

To tylko jesienne - pamiętajcie, że te letnie i wiosenne także bywają genialne, "Jaszczur - Białe Doliny" czy też "Jaszczur - Na Jagody" oraz sporo, sporo innych :D
Ale dzisiaj mówimy o Jesiennych.
@Malo - tego nam zawsze MALO, więc tak trzymaj, prosimy !!!


Kategoria Rajd, SFA


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ewacz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]