aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:14596.00 km (w terenie 23.00 km; 0.16%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:60.56 km
Więcej statystyk

Wieża na Szpilówce

  • DST 14.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 4 lipca 2021 | dodano: 06.07.2021

Dzień po tym jak omal nie utonęliśmy w "lasach deszczowych" Bike Orientu ruszamy na Pogórze. Tym razem jednak nasze maszyny/potwory "Duch i Mrok" zostają w domu, bo wieżę widokową na Szpilówce atakujemy pieszo i to większą ekipą.
Doprowadzi nas tam szlak "w kolorze nadziei". Ktoś złośliwy mógłby rzec, nadziei że uda nam się tam dotrzeć, no ale nie jest przecież aż tak źle :D
Wręcz przeciwnie - wyprawa z założenia miała być łatwa, prosta i przyjemna. I taka też była, acz musiał pojawić się na niej tzw. "wariant czarny", czyli darcie w poprzek przez stromy jar.
W naszym slangu jest to poruszanie się na tzw. rympał.
My chyba po prostu inaczej już nie umiemy.... a może po prostu nie chcemy. 

Tak czy siak, zapowiada się że to początek pewnego większego przedsięwzięcia/projektu i takich wypraw będzie więcej.
W praktyce oznacza to, że gdzieś pomiędzy jednym czy drugim rajdem, ruszymy na pogórza, w góry i do lasów (knieje, puszcze i bory).  

"Mile after mile, our march carries on, no army may stop our approach (...) our way will not be easy, it will take us through hardship and pain..."  (cytaty STĄD)

"Thousands of feet march to the beat, tt's an army in despair, knee-deep in mud (...) what is the price of the mile?" (cytat STĄD)

Jest i cel - obiekt strategiczny do obserwacji widnokręgu

Przygotowanie do szturmu :)

Zaczynamy rozpoznanie walką :)

"The way is made clear when viewed from above"  (to ta KLASYKA)

Down we go :)

Jak nie jest pod górę, to wszyscy szczęśliwi :)

A Wy macie już swoją eko-fotkę?

Jak to było Sun Tzu? "...into the deepest valleys", tak?

No ale z "the deepest valleys" czasem trzeba też wyjść :)

Każdy sposób jest dobry :)

Mimo wszystko uśmiechnięci... trochę to podejrzane :)

Takie małe zagęszczenie poziomic :)



Kategoria Wycieczka

GRASSOR 300 (2021)

  • DST 219.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 czerwca 2021 | dodano: 04.07.2021

Nasz dwutygodniowy urlop w Sudetach kończymy 24-godzinnym rajdem GRASSOR 300. To trochę chore... bo w nogach mamy jakieś 580 km po Sudetach i 17500 przewyższeń/podjazdów... a Grassor ma w swojej nazwie liczbę 300 nie bez przyczyny. Rajd daje zawodnikom 24 godziny na zrobienie trasy właśnie około 300 km. Masakra, mamy zrobione siedemnaście tysięcy pięćset w pionie, przecież to jakiś kosmos, a zapisujemy się na Grassora... Sam nie wiem, co jest bardziej zryte, nasze statystyki z dwóch ostatnich tygodni czy chęć udziału w tym ultra maratonie. No ale jak się robi Masyw Trójgarbu i Krąglaka, Chełmiec, Borową... w zasadzie wszystkie szlaki w Górach Kamiennych i Wałbrzyskich i dokłada do tego Izery, Karkonosze, Góry Złote i Góry Bardzkie to potem wychodzą takie a nie inne wyniki...
Mówiąc o naszych wakacjach to nie mogę nie wspomnieć, że jedno z naszych ulubionych maporysowniczych wydawnictw zrobiło nam niesamowitą niespodziankę. Albowiem jak tylko zaplanowaliśmy sobie na ten rok powrót w moje ukochane Góry Kamienne, to Compass wydał nową mapę GÓRY KAMIENNE I WAŁBRZYSKIE. To się nazywa perfect timing i "wyprzedzanie oczekiwań Klienta". Wyrżnęliśmy w zasadzie tą mapę w całości, prawie każdy szlak bo Góry Kamienne to po prostu niesamowite miejsce... sam Compass pisze o nich "...mają zgoła odmienny charakter. Nie bez przyczyny nazywane są czasem „sudeckimi Tatrami”. Szlaki prowadzące przez strome zbocza i głębokie doliny...". Potwierdzam i powiem więcej, porfirowe urwiska są na MEGA OSOM wypasie...
No dobra, ale miało być w końcu o GraZZorze, jak ja go czasem nazywam. To nasz trzeci start na tej imprezie. Pierwszy start w Wielkopolsce był porażką, no ale jak miał nią nie być jak rajd jechałem na złamanej ramie, prawie połamałem żebra i dwa punkty zmasakrowały nas nawigacyjnie, tak że traumę mamy do dziś... (relacja z tego rajdu TUTAJ). Drugi start na Suwalszczyźnie to był Grassor444 bo trasa 400km jest lepsza niż 300... przynajmniej tak twierdził "Bob Budowniczy". 320 km w 36 godzin, to było coś - relacja z tego rajdu znajduje się TUTAJ.
Tym razem budowniczym trasy jest Krzysztof Szawdzin, który tydzień wcześniej ukończył Gravel Sudety (500 km i 10 000 przewyższeń w 80 godzin...). Czy Ci ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy, że to niemożliwe? Aha Krzyśkowi nie były potrzebne te 80 godzin, nawet 40-stu nie potrzebował bo zamknął całą trasę w 38 godzin... Nie wierzycie? Tutaj są wyniki.
I ten Kolo buduje w tym roku trasę. Jak myślicie czego możemy się spodziewać? Przecież On nie wie, że pewne rzeczy są niemożliwe... oczekujemy, że trasa nie zamknie się w 300km...
Po co my tam jedziemy... ja nie wiem... co ja robię ze swoim życiem? Co mnie ciągnie na 24-godzinny rajd na którym się upodlę, sponiewieram i wybatożę.. do dziś nie wiem, ale coś jednak przyciąga nas jak magnes. Rezygnujemy z jednej GÓRSKIEJ wyprawy (pasuje Wam? górskiej!!) aby stawić się niedaleko Zielonej Góry i wziąć udział we wspólnym upodlaniu się... 

Na każdym Grassorze mamy zupełnie inny niż na normalnych rajdach, sposób zaliczania punktów kontrolnych. Robi się to nie perforatorem, ale w aplikacji Check Point poprzez zczytanie kodu QR lub przez NFC. Na pierwszej edycji to ja jeszcze nie miałem smartfona, więc nawet stosowanie się do poleceń jednej z najpotężniejszych istot cyfrowego świata:

nie dało rady postawić aplikacji na mojej cegiełce typu SAMSUNG SOLID. Na drugiej edycji okazało się, że mój pancerny CAT nie przepada za aplikacją CheckPoint i nie odkrywało nam części punktów kontrolnych. Od tego momentu zawsze po prostu wypożyczamy telefony od Organizatorów. Tak jest łatwiej...
Wyjeżdżamy ze Szczawna-Zdroju w sobotę z samego rana i walimy na Legnicę. Tam na stacji benzynowej będzie czekać na nas Andrzej, który do Legnicy dociera pociągiem. Pakujemy jego rower na dach i ciśniemy do Bronkowa, czyli do bazy rajdu. Dotrzemy tam właściwie w ostatniej chwili, na kilka chwil przed odprawą, bo to był jednak kawał drogi do przejechania. W bazie same znane twarze... no ale cóż, to kameralna impreza. Trasa 300km w 24h nie ma zbyt wielu fanów... dziwne, prawda?
Chwilę później ruszamy w ostatnią (na tym urlopie) poniewierkę :)

Efekt skali aż skrzypi...

Przez ostatnie dwa tygodnie jeździliśmy na mapie 1:35 000, a teraz przesiadamy się na mapę 1:100 000... to boli. Umysł musi się mocno przesterować na zupełnie inną skalę, a to wcale nie jest takie proste. Nie tylko wszystko jest dalej, ale mapa sama w sobie nie jest także tak dokładna jak 30-tka czy 50-tka. Będzie to powodem niejednej wtopy nawigacyjnej dzisiaj - błędy postaci skręt za wcześniej, zatrzymywanie się i sprawdzanie czy na pewno dobrze jedziemy, bo nie ma skrzyżowania jakie powinno tutaj być - gdy w rzeczywistości do skrzyżowania to jeszcze ze 150 metrów. 
Do tego mój rower jest po naszym urlopie już naprawdę zmęczony. Mam totalnie zajeżdżony napęd. Przy każdy ruchu korby skrzypi i trzeszczy, ale działa - nie szarpie, nie przeskakuje. Dźwięk jest jednak straszny. Ech te Grassory... jak nie jadę na złamanej ramie (pierwsza edycja), to trzeszczę jak potomek płci męskiej kobiety negocjowalnego afektu...
Pełne 24 godziny będzie mnie ten dźwięk prześladował. Jęki napędu są straszne... rozrywają moją umęczoną duszę, ona krwawi gdy słyszę co ten dźwięk... Andrzej jest nielicho zaskoczony tym jak mój rower jęczy, ale musi się do tego przyzwyczaić bo najbliższe 24 godziny będzie Mu ten dźwięk towarzyszył.
Wyjeżdżamy z bazy i postanawiamy złapać kilka punktów kontrolnych na północy. Baza jest dość blisko (o ile w skali 1:100 000 cokolwiek jest blisko...) krawędzi mapy, a więc "górne" punkty nie odsłonią nam już wiele. Oznacza, to że dość szybko - czytaj w kilka godzin - zamkniemy północną część mapy i będziemy mogli skierować się na południe. Brzmi jak plan!

Do lasu, znowu do lasu :)


Leśne ronda z pełnym oznakowaniem :)

Nie obejdzie się bez pchania


Upalno, komarno i robakowo....
Jest gorąco, wręcz upalnie... wręcz czuć, że jest przed burzowo.
Robactwo także aktywne. Komarów naprawdę sporo, jeszcze nie tragedia (bywało gorzej), ale mało ich nie jest. Przy niektórych punktach kontrolnych ciężko zczytać kod z lampionu, bo po prostu obsiadają nas całymi rojami. Do to las jest pełen ogromnych pajęczyn. Ciągle jakaś zrywamy kaskiem lub kierownicą, a pająki to mają tutaj naprawdę dorodne... oczywiście przerwanie pajęczyny jest często tak niefortunne, że porwany pędem stwór ląduje nam np. w okolicach ryja. Jest bosko. Wszyscy kochamy lasy :) 
A powiem, Wam że są tych pająków tutaj chyba "tysiące, a nawet setki"!! Obrodziło.
Do tego nieraz wpadamy w jakąś roślinność plugawą - kolce, pokrzywy. W górach tego nie ma, a tutaj to pełna obfitość... 

Szkodniczek miażdży szyszki :)

Piachy

Niezmiennie :)

Lecimy przelot 30 km/h - jest moc !!


"Jestem Geniuszem" czyli karma wraca... Grzegorz także wraca :)
rzecze Grzegorz Liszka, bierze błędny punkt kontrolny i znika w oddali. Na nic zdają się krzyki, żeby wrócił... znika w głębi lasu. Dopiero telefon od Tomka zawraca Go z obranej drogi.
A było to tak: spotykamy się (okazało się, że prawie...) na punkcie kontrolnym. Grzesiek rzuca do nas, że ma dziś genialny wariant, bo inni pojechali innymi drogami i jak się Im punkty otworzyły, to teraz muszą zawracać po nie, podczas gdy jemu wszystko układa się idealnie i punkty wpadają jak po sznurku. Ogólnie wygłasza mała epopeję na temat, jak dobrze Mu dziś idzie, potwierdza (BŁĘDNY) punkt kontrolny i gna dalej, zostawiając nas lekko skonfundowanych.
Aby oddać sprawiedliwość powiem, że nie tylko Pan Liszk (brak literki "a" jest intencjonalny) wziął zły punkt kontrolny. My także i kilku innych zawodników. Wszyscy źle odczytaliśmy mapę i spisaliśmy kod (takie było zadanie) nie z tego drogowskazu (kamerdolca, chciałeś powiedzieć kamerdolca - Basia) co trzeba. Wszystkich nas zaćmiło... dopiero kiedy nie otworzyła nam się w aplikacji mapa z kolejnym punktem kontrolnym zaczęliśmy podejrzewać, że coś jest nie tak.
Mamy niezły ubaw, gdy wraca nasz Bohater Orientacji, lekko klnąc nad swoim losem.
Co byśmy się jednak za bardzo nie śmiali, zaczyna padać deszcz. Nawet dość mocno, ale szczęśliwie to tylko przelotny opad.

Opuszczony pałac...


...robi wrażenie

Uroczysko :)

Przez uroczysko :)

"W stronę słońca"

I znajdźcie sobie taką kartkę w lesie... zawieszoną NIE od strony ścieżki

Piękna brama !!

Pomału nadchodzi noc

Masa razy prędkość czyli PĘD :)

Gnają szybciej niż światło :)

Nocne przeloty :)


HALT! AUSWEIS BITTE
Wpadamy do dawnej niemieckiej fabryki amunicji - znamy ją ze Szkodnikiem z naszych wakacji w Borach Dolnośląskich. Więcej o tym miejscu TUTAJ, naprawdę polecam Wam kiedyś odwiedzić do miejsce. Przypominam, że jest środek nocy. Przeprawiamy się przez tory kolejowe i wbijamy na teren zakładu. Na naszej drodze staje czołg - nocne spotkanie na szlaku, to lubię. Gdzie ja schowałem "pocisk penetrujący pancerz"... robię zdjęcia sprzętu i nagle słyszę "Halo"... ale nie takie polskie halo, takie niemiecki "Hallo". Noc, niemiecka fabryka amunicji, niemiecki za plecami, staram się nie odwrócić aby nie prowokować intruza, ale kątem oka dostrzegam gościa w mundurze, dwóch... podchodzą z mojej lewej.... no, muszę to dobrze teraz rozegrać. Jak niegdyś w Jugosławi, jak 3 lata temu w Syrii, jak ostatnio w Donbasie... cholera nie wiem czy nie wyszedłem za bardzo z wprawy. Sięgnięcie do kabury nie wchodzi w rachubę, bo są w korzystniejszym ustawieniu do strzału, poza tym drugi zdąży wystrzelić gdy będę rozwalał pierwszego. Muszę postąpić inaczej, mogę udać zabłąkanego przestraszonego turystę, upewnić ich w swym poczuciu kontroli sytuacji i rozwalić ich z zaskoczenia, w krótkim dystansie, gdy uśpię ich czujność... albo mogę zagrać va banque...  przechodzę na niemiecki:
"Meine Herren, was kann ich für Sie tun?"   
Zbija ich to z tropu, nie spodziewali się tego, widać że się zupełnie rozluźnili... TERAZ !!! Operacja "KOSA i KOSTUCHA"!!! URAAAAA...ale Szkodnik mówi "dzień dobry"...
Jak "dzień dobry?" ...przecież właśnie wchodzimy w zwarcie na noże, jak "dzień dobry"... poza tym jest noc.
Szkodnik co się z Tobą stało, gdzie ten Szkodnik z tamtym lat...

A przy wejściu jakieś karki w pajęczynach
Rozpoczęły festyn obelg oraz gróźb
"Jakby co, to za mną schowaj się, dziecino"
Na to Ona z torby wyciągnęła nóż
A Ona mówi mi, że
Mówi mi, że
Bijemy się Bijemy się  (całość TUTAJ)


Finalnie okazuje się jednak, że ta niemiecka ekipa nie ma złych zamiarów. Przyjechali na imprezę i paintball... zainteresowały ich osoby z latarkami, wałęsające się w nocy przy czołgu.
Chłopaki umieli czytać mapę, bardzo spodobała Im się mapa główna jak i mapa OS (odcinka specjalnego właśnie w fabryce). Życzyli nam powodzenia i rozeszli się do swoich spraw czytaj dalszego picia i śpiewania przy grillu. Cywilizowane czasy, miło... acz gdzieś tam nadal w głębi serca żal za "jak to miło móc w tułowiu, umieścić komuś funt ołowiu"

Rozpoczynamy penetrację bunkrów.i lecimy punkt kontrolny za punktem kontrolnym. 
Nawet nieźle to wszystko idzie i bezbłędnie przechodzi przez OS.

Kiedyś sobie taki kupię :)


Bunkry :)

Niosący światło


TIRPORT czyli "ZIGARETTEN NACH BERLIN" (tutaj)
Wypadamy z bazy i dalej kierujemy się na południe. Jest środek nocy a nam się marzy sklep... i nagle jest. Ogromne, nadgraniczne zaplecze dla Tirów. Wszędzie napisy ZIGARETTEN, ALKOHOL... no po prostu klimaty przejścia granicznego.
Bardzo miła Pani za ladą wita nas przy wodopoju - poniżej można zobaczyć, że trochę zaszaleliśmy pod kątem zakupów.
W ciągu dnia było bardzo gorąco, a teraz mimo, ze jest noc, to nadal jest ciepło. Uzupełnienie się zatem przyda.
Robimy sobie kilka minut przerwy, dosłownie gdzieś na skraju (zachodnim) Polski. Andrzej próbuje złapać kilka minut snu na ławce przez sklepem, a my z Basią oddajemy się - w pewnym sensie - chlaniu na potęgę :) 


Równaniem Maxwell'a po ryju :)


Nieoczekiwana zmiana miejsc czyli Harley BMX Davidson :)
Jest chwilę przez świtem... słońce jeszcze wprawdzie nie eksplodowało jeszcze ognistym wybuchem na horyzoncie, ale jest już naprawdę jasno. Czeka nas trochę przelotów, ale po prostu nie mogę. Serce mi pęka... to nie zmęczenie, to nie ból, to rozpacz. Jak jadę na jakimś wyższym przełożeniu, to napęd... ech, to nie jest jęk, to skowyt. Trzeszczy i trzaska tak, że masakra. Jechać tak przez jakieś miejscowości to "wstyd przed Ryskiem" jak powiadają... do tego nie mam serca przyłożyć kopyta. Mam jakaś psychiczną blokadę tak katować napęd, który i tak jest już w stanie agonalnym. Jak ktoś z nami jechał kawałek, ten wie o czym mówię... cicho nie było.
Szkodnik oferuje zamianę rowerów. Jest o wiele lżejszy ode mnie i jeździ z dużą większą kadencją niż ja czyli nie będzie przykładał takiego obciążenie do napędu. Przypominam, że ja jeżdżę jak Diesel: duży moment, małe obroty. Na Szkodniczym rowerze to ja wyglądam jak na BMX'ie...
Natomiast Basia na moim to jakby jechała na Harley'u.... siodło maksymalnie w dół, aby dosięgać do pedałów i jedzie jakby siedziała na kanapie. Wyglądamy dziwnie... ale nie mam oporów odpalić kopyta. Lecimy nawet 30 km/h, piękny przelot. Na każdych większych nie-terenowych odcinkach zaimplementujemy to rozwiązanie i i dzięki temu uda się utrzymać niezłe tempo przelotów....

Gdzieś pośrodku niczego

Kolejny lampion nasz :)

Basia odmierza odległość do skrętu a ja szykuje kopyto... cały las zaraz usłyszy jak ruszam (tak trzeszczy mi napęd)


Do bazy docieramy dosłownie kilka minut przed 12:00, czyli wykorzystując w pełni limit czasu. Wykręciliśmy 219 km - mimo zmęczenia całymi dwoma tygodniami w górach. Jest nieźle, zwłaszcza że Basia w kategorii kobiet zajmuje pierwsze miejsce. Owszem to kameralna impreza... ale impreza na którą nie przyjeżdża nikt przypadkiem. Tu nie ma słabym zawodników, są tylko wymiatacze... no i my, lekko nienormalni amatorzy :)
Łapiemy 2 godz snu z głową na plecaku i długa na Kraków - cała autostrada do przejechania: od granicy niemieckiej do Krakowa, bo w poniedziałek wracamy do pracy.
Przydałbym się urlop do poratowania zdrowia pod urlopie, ale pewnie też spędzilibyśmy go jeżdżąc, więc to nie ma sensu :D
Piękne zakończenie pierwszej części tegorocznych wakacji.


Kategoria SFA, Wycieczka

3 KAMIENNE Korony

  • DST 60.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 czerwca 2021 | dodano: 07.07.2021

Moje ukochane Góry Kamienne, pionowe stożki... Włostowa, Kostrzyna, Suchawa ustawiają nowy (bardziej stromy) standard tzw. szlaków pionowych. "Niebieski" ma jakieś chore nachylenie, tak że wchodzimy w zasadzie na czworakach trzymając się drzew, co z rowerem jest jednak dość trudne. To trzy szczyty, niczym 3 (Kamienne) Korony, z których żadna nie przekracza 1000m... każdy ma trochę ponad 900m, ale znajdziecie tu porfirowe urwiska i przepaście (o czym ostrzegają nawet tablice informacyjne).
Utrata wysokości pomiędzy tymi szczytami jest niesamowita, a że dzieje się na bardzo krótkim odcinku to macie po prostu pionową ścianę do zejścia (nie zjechaliśmy tego...), przełęcz i pionową ścianę w górę. Spodziewałem się ciężkiego szlaku, bo znam charakterystykę "Sudeckich Tatr", jak nazywają moje kochane Kamienne Stożki, ale to w co tu zastaliśmy to naprawdę mnie zaskoczyło...  Jak ktoś dymał żółtym szlakiem od Andrzejówki na Waligórę, ten wie o jakim podejściu mówię... Nota bene, Waligórę także dołożyliśmy do dzisiejszej wycieczki, mimo że byliśmy na niej kilka dni temu, ale skoro zjechaliśmy na Rozdroże pod Waligórą to... no sami wiecie :) 

Basia nie jest fanem szwędania się pod Górach Kamiennych z rowerem - dlaczego, to można zaobserwować na zdjęciach.
Gdy przeszliśmy Mieroszowskie Ściany (nazwa zobowiązuje...), Miłosza (urocze ale strome...) oraz Wlostową i Kostrzynę, to naprawdę miała już dość pionowego spaceru z rowerem... Gdy stanęliśmy u stóp Suchawy i zobaczyłem jaka przed nami jest ściana, to zrobiło mi się trochę żal mojego Szkodniczka, i to na tyle że zaproponowałem wyminięcie szczytu drogą stokową...

Ja: Możemy obejść Suchawę, Garmin potwierdza że droga nie prowadzi w przepaść (nie takie śmieszne w Kamiennech, dwie inne drogi urywały się pionowym urwiskiem...), a obchodzi górę.
Szkodnik: Przeszliśmy dwie z trzech i co mamy teraz nie "wziąć" trzeciej tabliczki? Idziemy szlakiem.


W takich chwilach utwierdzam się w przekonaniu, że 2 października 2010 roku podjąłem jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. "Per aspera ad Astra", nawet jeśli aspera jest pionowe :)

Zjazd z Miłosza (701m)

Czesław :)

Tą drogą wyrżniętą w poprzek góry będziemy jechać za jakieś 2-3 godziny... urywa się przepaścią...

Widzicie liczbę poziomic...? Tachamy niebieskim bo

Droga nad przepaścią... Niby śpiewam sobie dość często:

"Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie, jeszcze nie, długo nie..." - całość TUTAJ
a jednak to była taka droga (wycof do niebieskiego)


Doładowujemy parametr "ELEVATION GAIN"

Pierwszy klejnot w koronie

Kolejne urwisko... Kostrzyna (drugi klejnot w koronie)


W drodze na Suchawę (3-ci klejnot w koronie)

Drugi plan to zejście z Kostrzyny, pierwszy plan to droga na Suchawę...

Tak, to nadal niebieski szlak (nadal w drodze na Suchawę)... tak, naprawdę jest 20:00 :)

Dla nieznających: Góry Suche to jedno z pasm GÓR KAMIENNYCH, natomiast Góry Sowie to zupełnie inne góry (już nie Kamienne)

Nie wrzucam zdjęć z Waligóry bo już je znacie:
- z tego wpisu GÓRY Z KAMIENIA (parę dnia temu)
- z tego wpisu: ZNAM GÓRY Z KAMIENIA (2018)


Kategoria SFA, Wycieczka

JAWORNIK (jesteś) WIELKI, nawet BARD(z)O

  • DST 60.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 czerwca 2021 | dodano: 16.12.2021

Pół dnia spędzamy na SingleTrack'ach w Górach Bardzkich, potem robimy szybki wyskok na Obryw Skalny nad Bardem aby na koniec dnia wpaść jeszcze w Góry Złote. Jest tam taka góra - JAWORNIK (jesteś naprawdę) WIELKI. To jest jedna z tych gór, która nigdy się nie kończy... pchacie, pchacie, pchacie a szczytu nie widać. Kocham ten nielichy pagór.
Innymi słowy Szkodnik znowu obiecywał mi Złote Góry i słowa dotrzymał.

Składałbym się na tej bandzie... czekaj... składałem się :D

A teraz Szkodniczek składa się w wirażu :D

Tak wiem że monotematyczny kadr, ale widzicie tą drogę - złoto :D

No dobra zmieniamy kadr - Kłodzka Góra :)

Wieżę to mają tutaj wypass (pręty konstrukcyjne mają różnej długości specjalne otwory, co powoduje że jak wichr napiera, to wieża śpiewa... ale naprawdę śpiewa. Różne Hz :)

"Powiewa flaga, gdy wiatr się zerwie, a na tej fladze BIEL i CZERWIEŃ..." a pod flagą, na dole Szkodniczek

Czacha :D

No to co, dymamy na ten Jawornik :)

Dziki szlak - kto chodzi na Jawornik Wielki, kto wie gdzie to jest, ale to dobrze. Przez 4 godziny (od Gór Bardzkich po Złote, nie spotkaliśmy w górach NIKOGO !!!)

Niby to niewysokie, ale skończyć się nie chciało :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Zmora mieszka przy Rock Garden 13

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 czerwca 2021 | dodano: 20.07.2021

PASMO ROWEROWE "OLBRZYMY" - nazwa pochodzi od wielkich głazów, po których się jeździ. Tak "jeździ się po", ale także i "między". Raz w dół, raz w górę. Każda sekcja ma swoją unikalną nazwę, jest zatem "Zmora", "Leszy", "Rokitnik", "Doppler", "Skarbek" i wiele, wiele innych bo tych tras są kilometry!! Wszystko to dzieje się u podnóża Karkonoszy. a mapę ścieżek możecie zobaczyć na przykład TUTAJ.
Trasy są wymagające techniczne i kondycyjnie, na co część osób narzeka - zwłaszcza na to drugie :)
Idzie naprawdę się zajechać na sekcjach kamerdolców, które czasem trzeba podjechać sposobem, czasem siłą, a czasem i tym i tym, z tym że tego drugiego trzeba użyć dużo :)
Nam się ścieżki bardzo spodobały, acz są one jednak zupełnie inne niż klasyka klasyk czyli nasze ukochane "Pod Smerkiem", czy też sławne Rychleby.
Imponujące jest to, że każda sekcja ma własną tablicę z bardzo dokładną informacją o:
- długości trasy i jej numerze porządkowym w całości  projektu
- wysokości do "zyskania"
- wysokości do "stracenia"
- przeszkodach (i tu jest prawdziwe bogactwo: Roler, Drop, Trawers czy też właśnie tytułowy ROCK GARDEN czytaj ciśniesz po kamerdolcach)

Powiem Wam, że to był ciężki dzień... w planach było zrobić wszystkie ścieżki. Plan został zweryfikowany przez słoneczko 34 stopnie nawet w lesie... jak ciśniecie trudny techniczny i bardzo wysiłkowy podjazd w taką temperaturę, to pot zalewa Wam oczy hektolitrami... buffa na głowie to ja mogłem wykręcać, bo był jak po praniu bez wirowania... A gdy już zrobiliśmy najcięższą część ścieżek bo tą głównie podjazdową to przyszła burza z gradem jak cegły. Udało nam się schronić przed deszczem w Jagniątkowie i przeczekać nawałnicę w cudownej kawiarni, ale napierało wichrem, deszczem i ogólnie złem przez 3 godz. Trochę czasu ukradła nam zatem pogoda, a do tego nie za bardzo było jak wrócić na ścieżki, bo po kamerdolcach płynęły rzeki... więc pojechaliśmy pięknymi ścieżkami Karkonoskiego Parku Narodowego do Szklarskiej Poręby na kolacje. Klimat lasu po deszczu jest cudowny - widać to na przedostatnim zdjęciu. 
Mimo burzy zatem bardzo udana wyprawa, zwłaszcza że odwiedziłem po latach przełęcz "TRZY JAWORY", która ma w moim sercu szczególne znaczenie... to tam, pewnego majowego dnia miałem największe halucynacje ze zmęczenia i wytyrania w życiu (Rajd Team360 w Szklarskiej Porębie)

Jakbyście kiedyś byli w okolicach Karkonoszy to pamiętajcie, że Zmora mieszka przy Rock Garden 13 i warto ją odwiedzić.
My też musimy tu jeszcze wrócić aby zrobić resztę tych ścieżek.

ZMORA !!!

Takie szlaki to ja lubię :)

Szkodnik vs wielki kamerdolec :)

Po kamyczkach między kamyczkami :)

Co kto woli, objazd bokiem lub skrót przez "powietrze"

Wąsko (tak to z lewej to droga - musicie złożyć się w zakręt niemal 180 stopni i to między skałami... tak, to trudne :D )

"Podjazdy na głazy" - story of PASMO ROWEROWE OLBRZYMY :D

Tytułowy ROCK GARDEN :D

Po deszczu :D

Trzy Jawory, nie dwa i nie cztery, a TRZY JAWORY... mam sentyment do tego miejsca i nazwy :D


Kategoria SFA, Wycieczka

3 Zamki i Klasztor(ysko)

  • DST 75.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 czerwca 2021 | dodano: 20.12.2021

Zamek CISY, Zamek KSIĄŻ, Zamek GRODNO, zapora w Lubachowie (czyli nostalgia trip bo w Lubachowie mieszkaliśmy podczas naszej pierwszej EVER wizyty na Dolnym Śląsku w 2008 roku). Powrót do Szczawna Zdroju przez górę o nazwie Klasztorysko, czyli tym razem włóczymy się nie po szczytach, ale po obrzeżach Gór Kamiennych.

"Zwęzić szyk, szyb jest ciasny" - no klasyka, tak? (słowa Wedge'a Antillesa wypowiedziane podczas Bitwy o Endor)

Rewelacyjny szlak rowerowy :)

Panorama Gór Kamiennych - Trójgarb (pod linkiem wpis z przed kilku dni czyli ze szturmu na Trójgarb)

W drodze do Zamku Cisy

W zielonym lesie, na zielonym szlaku :)

Ma Fantaisie - nie powiem, nie powiem, przyciąga uwagę :)

Zamek Cisy :)

Nadal Zamek Cisy :)

Mostki :)

Zamek "Stary Książ"

Lubię takie klimaty

Jak widzę to bramę to widzę TĄ SCENĘ ("NIECH CZEKA" - SS-Obersturmbahnfuhrer Harry Sauer, 41 minuta 10 sekund)
"Zdecydowanie człowiek munduru" i "szef lokalnego SD" jeśli kojarzycie...)
Dla słabo zorientowanych w historii, to nie ma tu literówki: SD czyli Sicherheitsdienst - Służby Bezpieczeństwa...


Zdjęcie klasyk :)

Na dziedzińcu

I znowu w lesie, ścieżkami Księżnej Daisy (serio!) :)

Zapora w Lubachowie - robi wrażenie

Zamek Grodno i jego sławne sgraffito

Zacny znacznik szlaku :)

Moje ukochane Góry Kamienne - widok z pod szczytu Klasztoryska

A tu sam szczyt :)

Powrót jak zwykle po nocy

Kolejny szczyt wpada do naszej kolekcji :)

Teraz już tylko powrót lasem do Szczawna Zdroju



Kategoria SFA, Wycieczka

Izery inaczej... do you feel SINGLE(Track) 2nite?

  • DST 85.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 czerwca 2021 | dodano: 19.07.2021

Mimo, że na urlopie siedzimy w Szczawnie-Zdroju i dzień w dzień napieramy po Górach Kamiennych, to grzechem jednak byłoby nie pojechać w Izery. To tylko niecałe 100 km, a chyba sami wiecie jak kochamy Góry Lśniące Kwarcem. Co to jest 100km kiedy wasze serce płonie żarem :)
Jak tylko tu wracamy to zawsze jedziemy odwiedzić "Stanisława Kwarca", lecimy aż na Smerk i wracamy po czeskiej stronie przez Izerkę.Tym razem jednak przekraczanie granicy nadal jest problematyczne (zasady ciągle się zmieniają, jak rozmawiamy z Strażą Graniczną to mówią nam, że problem jest powrót do PL, zwłaszcza że termin przyjęcia drugiej dawki "młota na kulkę z kolcami" mamy dopiero w powrocie). 
Zostajemy zatem po polskiej stronie i lecimy Izery w konfiguracji jak rzadko czyli nie z Jakuszyc, ale ze Szklarskiej. Co to jestem, to wspominam jedną z naszych największych rajdowych przygód - TEAM 360 - kajak niesiony ponad kilometr niebieskim szlakiem i przez ziemniaki, halucynacje na przełęczy 3 Jawory czy też zatopienie całego sprzętu w Bobrze mimo że papiernia ukradał wodę... a czasem niektórzy z Was pytają nas: "jak to jest spać na szlaku", w przytoczonym linku do relacji znajdziecie odpowiedź!)   
Izery po polsku ONLY więc nasz kierunek dziś to SĘPIĄ GÓRA nad Świeradowem-Zdrój, a to oznacza że mamy całe Pasmo Kamienickie do przejechania (a w nim między innymi Plac Czarownic). Potem zjedziemy do Świeradowa i podjedziemy na Izerski Stóg (ale przez "agrafkę", a nie przez "katorgę" - drogę o nazwie "katorga" targałem pod górę raz... wystarczy mi).  
Z Izerskiego ruszymy do Chatki Górzystów - jednego z najwspanialszych schronisk górskich na świecie, zagubionego gdzieś pośród Torfowisk Doliny Izery.
Tak przy okazji, z Sępią Górą, którą będziemy robić mniej więcej w połowie wyprawy wiążę się śmieszna historia... jak pierwszy raz zdobywaliśmy ten szczyt, to akcja była taka:
na dole przeczytaliśmy, że to "Góra Kuracjuszy", gdzie pacjencji uzdrowiska Świeradów-Zdroj zażywają spokojnych spacerów w pięknych okolicznościach przyrody... nie doczytaliśmy jednak, że tyczy się to ściężki spacerowej, która w miarę delikatnymi zakosami pomału wspina się w kierunku szczytu. Poszliśmy szlakiem "na wprost"... skończyło się na wdrapywaniu się na czworakach jakąś chorą niemal pionową ścianą... zastanawiając się kto tu przyjeżdża jako kuracjusz? Czy to przypadkiem nie były chłopaki z Frontu Wschodniego (takie ciekawostki: TUTAJ oraz TUTAJ).
...zachód słońca na Hali Izerskiej (w Rezerwacie Ciemnego Nieba) jest piękny, a kiedy nasza codzienna gwiazda schowa się za horyzontem, to wbijamy na SingleTrek'i i zjeżdżamy nocą z powrotem do Szklarskiej Poręby. Single po ciemku to super doświadczenie, spróbujcie kiedyś :)
HEXENPLATZ :)

Typowe izerskie drogi :)

"Góra kuracjuszy" :D

Nasz (polska) Ścieżka w Chmurach - zbudowana na wzór zwiedzonego kiedyś przez nas SKYWALK'a po czeskiej stronie (nota bene przez tą samą "firmę od wież")

Izery to raj dla rowerów :)

Hala Izerska - rzut maską szermierczą od Chatki Górzystów :)

Droga przez Torfowiska Doliny Izery w promieniach zachodzącego słońca

Znaczek "zaawansowany" mnie po prostu kupił :)

Hey Szkodniczek, do you feel SINGLE(TRACK) tonight :D ?

SINGLE(TREK) LIGHT in the Darkness :)

"... dopóki się zapala wzrok, dopóki się splatają ręce" na kierownicy :D

-Puszczamy klamki i ogień z d***? -No, ja nie widzę przeszkód :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Fajna ta Nowa... Ruda

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 czerwca 2021 | dodano: 17.12.2021

Ruszamy z Nowej Rudy na 3 góry: Górę Wszystkich Świętych, Górę Świętej Anny oraz Ptasi Szczyt (zielony szlak graniczny). Do kolekcji wpadanie także Góra Włodzicka czyli (o wiele) mniej znane szlaki Kotliny Kłodzkiej.

Klimatyczna wieża :)

"Wszyscy święci balują..." na tej górze (nawiązanie oczywiście do TEGO)

Kamienne oblicze :)

Druga wieża widokowa

"Po tej zardzewiałej ziemi ludzie pokrzywdzeni
Zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni..." (klasyk Mistrza Jacka)


I znowu ma granicy państwa :)

Tymi szlakami nikt nie chodzi... czasami trzeba torować przez roślinność plugawą

Co nam wpadło do...

Ważne aby było to piękne widokówki...

Niezmiennie :)

Rozdróże pod DIABELSKĄ? :D

Kolejna wieża... dziś już trzecia :)

"...and then our flag will fly, against the blood red sky, that's my lullaby"(całość TUTAJ)

"“Every sunset brings the promise of a new dawn.”

Noworudzkie bezkresy zieleni :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Wyprawa po Kruczy Kamień

  • DST 60.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 czerwca 2021 | dodano: 04.07.2021

Rezerwat "Kruczy Kamień" w Górach Kruczych.
Potem tak zwany (przeze mnie) ERG KRAŃCA ŚWIATA czyli Krawędź Gór Stołowych (Pasmo ZAWORY).
Nazwa ERG K.Ś. pochodzi oczywiście z książki "Pan Lodowego Ogrodu". 


Podejście zielonym szlakiem

Kropki :)

Krzyżówka BHP - kocham tą nazwę (to jest przełęcz w Górach Kruczych)

Kruczy szlak konny (to nie jest jazda na szagę)

Podchodzimy za Zawory

To są wypaśne słupki graniczne

Kawał podejścia...

Ale i całkiem ładne widoczki

Spotkajmy się na Rogu za 30 min !!!

Skrót w dół :)

"Płoną góry, płoną lasy..."

Ja tu zostaję !



Kategoria SFA, Wycieczka

Góry z Kamienia

  • DST 55.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 czerwca 2021 | dodano: 04.07.2021

Przepiękna wyprawy w Góry Kamienne. Góry Pionowe, Góry o chorych nachyleniach.  
Jak ktoś z Was podchodził pod SZPICZAKA (z dowolnej strony - nota bene, bardzo adekwatna nazwa), ale pod Waligórę od Andrzejówki to wie co mam na myśli.
A na dobitkę Szkodnik kazał mi jeszcze wytachać się na Borową :)

Kamieniołom nad Głuszycą wygląda jak zatoka piracka :)

Piękny jest ten kolor ścian

Podjazdy :)

Mój własny Czarnoch :D

I znowu wzdłuż słupków

Tzw. 3 koguty :)

Góry Kamienne na jednym obrazku

Pięknie tutaj jest

I tak cały dzień... a czasem z drugiej strony to trzeba sprowadzać maszynę, bo zjazd... to samobójstwo :)

SZPICZAK !!!

SZPICZAK, SZPICZAK !!!

Magic of the moment :D

Wiecie, że nachylenia wychodzą płasko na zdjęciach... a to na zdjęciu jest strome !!! Wiecie jak to jest ściana???

Końcówkę da się zjechać :)

Najwyższy szczyt Gór Kamiennych - WALIGÓRA

Panorama Gór z Kamienia :)

Skalna Brama

Takie tam widoczki :)

Zakochany jestem w Sudetach :D

Wieża widokowa na Borowej ma kształt...

No właśnie :)



Kategoria SFA, Wycieczka