aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:14596.00 km (w terenie 23.00 km; 0.16%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:60.56 km
Więcej statystyk

Maślana Góra, Chełm, Suchy Wierch

  • DST 40.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 listopada 2021 | dodano: 14.11.2021

Pierwsza wyprawa podczas długiego, listopadowego weekendu rzuca nas w "Beskid NISKI ale Stromy" (trochę obok terenów tegorocznego Hawrana). Jest to po części związane z faktem, że Beskid Niski kochamy, ale także z pewną listą... Listą najwybitniejszych szczytów w Polsce. Przypominam, że nie chodzi o to, że są zacne (chociaż są!), ale o tzw. minimalną deniwelację względną. Przeglądam sobie tą listę i widzę, że wielu z tych gór już padło naszym łupem, ale na pozycji 39-tej jest Maślana Góra. Hmmm... sprawdzam mapy i O! tych szlaków Beskidu Niskiego nie znamy wcale. Obok Chełmu przejeżdżaliśmy na ostatnim Hawranie, ale szczycie nie było punktu kontrolnego, więc wleźć - nie wleźliśmy. Ładnie by się spiął z Maślaną... tylko jak wrócić... co powie mapa? Ha! jest! Żółtym szlakiem przez Suchy Wierch, na którym też nie byliśmy. JEST PLAN!
Szkodnik ustawiaj budzik na 4:00 rano, bo dzień krótki, a dojazdu też będzie trochę i walimy do Szymbarku!
Na Chełm to będzie dytyramb... tak, wiem że dytyramb to jest pieśń pochwalna na część Dionizego (czy jakoś tak), ale mi się to słowo kojarzy z TYRANIEM... ogarniacie? dyTYRAMb :D
No więc, patrząc po poziomicach to będzie naprawdę ostry dytyramb :D
No i był... masakra podejście.
Niemniej na koniec dnia, załapaliśmy się jeszcze na patriotyczny koncert w Szymbarku. Orkiestra OSP na placu kościelnym całkiem ładnie pokazała, co potrafi. Zrobiło się tak żołniersko i bojowo, że aż chciało się Im ten ich lokalny Kasztel szturmować, ale mnie policja zatrzymała... :)

Powiedziałbym, że unikalne zdjęcie przedstawiające Szkodnika w lesie, ale chyba byłoby to lekko naciągane stwierdzenie :D

Nad tym Morskim Okiem to tłumów nie ma :)

Szkodnik cieszy patelnię :)

Jest i szczyt (po sporej dawce pchania) :)


Szkodnik na Maślanej Górze


Panorama na zjeździe

Zaczynamy pchać na Chełm

Szlak wiedzie stromym żlebem

Wygląda jakby Szkodnik rozpaczliwie chciał złapać się drzewa :)

Pchamy na Chełm... dytyramb druga zwrotka

Dytyramb... refren

Dytyramb... wchodzi chór...

Dytyramb... crescendo :D

Jest i szczyt !!!

Dwa słowa o samym szczycie... znajduje się tutaj ogromny krzyż z biało czerwoną flagą. 
Jest tu także pomnik upamiętniający żołnierzy wyklętych... ale historia nigdy nie jest czarno-biała... i pełna tragicznych historii...
Dziś mamy jednak 11 listopada, więc w oderwaniu od wszelakiej otoczki, skupiając się tylko na samej radości:

"A gdy miną już dni
walki, szturmów i krwi,
bratni Legion gdy wreszcie powróci,
pójdzie wiara gromadą
Alejami z paradą
i tę piosnkę szturmową zanuci.
Panien rój, kwiatków pęk i sztandary.
Równy krok, śmiały wzrok, bruk aż drży.
Alejami z paradą
będziem szli defiladą
w wolną Polskę,
co wstała z naszej krwi..." 

(Mocne wykonanie tej piosenki znajdziecie TUTAJ)

Był dytyramb, to teraz zjazd


"Fine addition to my collection" :D
No to brakuje nam tylko czarnego na ścianie, bo mamy:
- główny CZERWONY świętokrzyski
- NIEBIESKI z Pasma Granicznego Beskidu Niskiego
- ZIELONY z Bieszczad (tych mniej znanych Dwernik Kamień i Magura)
no i teraz wpada nam ŻÓŁTY !!! także z Beskidu Niskiego. REWELACJA!


Noc nas zastaje gdzieś pod Suchym Wierchem

Ej Szkodnik, koło kogo siedziałeś na egzaminie :D ?



Kategoria SFA, Wycieczka

Gancarz - Leskowiec - Potrójna

  • DST 23.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 7 listopada 2021 | dodano: 07.11.2021

Ciężko było trafić z dogodną dla wszystkich datą, ale w końcu się udało. Lekko przetyrani po sobotnich Górach Świętokrzyskich ruszamy w Beskid Nieduży w ramach naszej trzeciej Team'owej wyprawy
Do tej pory odbyły się:
- Wieża na Szpilówce
- Leśnej szkółce Nawigacji.
Dzisiaj wybraliśmy pohuśtać się na "Huśtawce na poziomie", wpaść na Leskowiec i odwiedzić Potrójną.

Tyle dróg... ale skoro idziecie z nami, to tylko jedna z nich ma nachylenie godne naszej uwagi :)

Dokładanie - tylko ta :)

Ale warto bo takiej huśtawki to NIE znajdziecie w każdym parku :)

:)

Pohuśtali się? No to napierać dalej w górę. Level (nad poziomem morza) się sam nie zrobi :)

Coraz bardziej widowiskowe te eksplozje na słońcu :)

Przed Gancarzem

"Jesienią góry są najszczersze, żurawim kluczem otwierają drzwi, jesienią smutne piszę wiersze, smutne piosenki śpiewam Ci..." (całość TUTAJ)

Szlakiem białych serc...

"Nic - nic - nic - aż w powietrza błękicie, skąpałem się... i ożyłem. I czuję życie (...)
w błękicie nieba sfer, ciało roztopię tak, że jak marmur, jak lód, słonecznym się ogniem rozjaśni..."
(Juliusz Słowacki oczywiście, "Improwizacja Kordiana")


Byłby ładny widok, tylko te góry zasłaniają :P

"Może spotkamy się - tam, gdzie trafi każdy z nas,
Tam gdzie życie będzie snem,
Może spotkamy się - TAM, GDZIE W MIEJSCU STOI CZAS
za sto lat, za rok, za dzień" (całość TUTAJ)


(Ty coś o tym wiesz Szkodniku, prawda? I TAK - będę się z Ciebie nabijał z tego powodu do końca świata - historia tego zdarzenia udokumentowana TUTAJ)

Zawsze warto posiedzieć w dziurze :)

I znowu pod górę :)

Obrodziło tabliczkami :)

Co to jest NAOGIEŃ?

Zielony Szkodnik :)

Nie ma to jak dobry, techniczny wąwóz na zejście :)


Kategoria SFA, Wycieczka

Przez Grząby i Grzywy ku Wiernej Rzece...

  • DST 75.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 listopada 2021 | dodano: 06.12.2021

Grząby Bolemińskie i Grzywy Korzeczkowskie to kolejne pasma Gór Świętokrzyskich, które wpadają do naszej kolekcji. A oprócz tego Góra Miedzianka oraz clou programu - WIERNA RZEKA. Pasuje Wam? Jak zobaczyłem tą nazwę na mapie i to, że biegnie tam żółty szlak przez góry, to wiedziałem że prędzej czy później tam pojedziemy.
Inna sprawa, że "Wierna Rzeka" może niektórym z Was kojarzyć się ze Stefanem (Ż.), bo to także tytuł jego KSIĄŻKI
Ruszamy zatem ponownie z Chęcin, ale tym razem w przeciwną stronę niż ostatnio - ruszamy przez Grząby Bolemińskie i Grzywy Korzeczkowskie w poszukiwaniu Wiernej Rzeki. Co ja poradzę, że kocham takie nazwy... Jedźmy Szkodniczek, jedźmy ku bo czeka na nas WIERNA RZEKA !!!

Wierna Rzeka !!!

Szlak wiedzie przez złote lasy...

...gdzie liście chrupią pod kołami

Wierzchowce czy szkapy :)

Nadal żółtym :)

Przemierzamy zarówno gęstwiny...

... jak i lasy "na przestrzał"

Błękity :)

Na zielonej trawce :)

Lokalny bar z kamieniami :)

Srogo pod górę...

Szkodnik przeciera szlak :)

Prawie na szczycie :)

:D :D :D

"Hail to the king, Baby! (mój ukochany klasyk)

Nasze iście rowerowe szlaki :)

Na szczycie

Ale mają tu zajebiste klocki LEGO :D

Kurs kolizyjny :)

DOTARLIŚMY !!!

Granica kultur :D

"Woda! (...) Jesteś największym bogactwem, jakie istnieje na świecie. Jesteś też najsubtelniejsza, ty, taka czysta, we wnętrznościach ziemi. Można umrzeć nad źródłem, które zawiera związki magnezu. Można umrzeć o dwa kroki od słonego jeziora. Można umrzeć mając dwa litry rosy z domieszką kilku soli. Bo ty nie dopuszczasz żadnych związków, nie tolerujesz żadnego zafałszowania, jesteś zazdrosnym bóstwem..." - to cytat z jednej z najwspanialszych książek jakie kiedykolwiek czytałem TUTAJ

Przedzieramy się przez kolejne pagóry

...aż nas noc zastanie

Zamek co może i wygląda jak fabryka :D ale podświetlili go zacnie :)


Kategoria SFA, Wycieczka

RYCERZ(owa) MUŃCOŁ (to) OSZUST !!!

  • DST 42.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 października 2021 | dodano: 01.11.2021

Muńcoł (1165m), Wielka Rycerzowa (1226m) oraz Oszust (1155m) czyli Beskid Żywiecki trochę mniej znany. OK, Rycerzową jest dość znana, ale Muńcoł czy położony "głęboko" na szlaku granicznym Oszust to te mniej sławne góry Żywieckiego. Mniej znane, a jednak wybitne... i to w każdym znaczeniu tego słowa... KAŻDYM (wybitność szczytu)... no ale cóż by nie, skoro z Ujsołów na Muńcoł jest 620m przewyższenia/podejścia... to tak na rozgrzewkę. No dobra, ale miała to być krótka relacja z wyprawy, więc przechodzę do głównego nurtu narracji i jedziemy z tematem.
Ogólnie u nas ostatnio spontan na całego. Ciągle zmieniamy plany wyprawowe i działamy "na impuls" - dwa razy Tatry w październiku (Starorobociański Wołowiec oraz Czerwone Wierchy) to były decyzje właściwie na minuty przed wyjazdem. A dlaczego?

No bo tego mi teraz potrzeba, no bo:
"...w oddali słychać tylko komputery,
monotonny, jednostajny stuk klawiszy
i uczucia mają teraz swe numery
więc ukrywam się wśród WIELKIEJ LEŚNEJ CISZY"
. Całość TUTAJ (do dziś kocham tą bajkę!)

W ten weekend planowaliśmy po raz trzecie w tym miesiącu Tatry, ale Szkodnik mówi "jest pięknie, może jednak rower?", na co ja rzucam krótkie "as you wish, Ma'am" i kreślę 5 różnych propozycji wyprawowych: Beskid Wyspowy, 2 różne Beskidy Żywieckie, Gorce oraz Pasmo Gubałowskie. Jakby ktoś się zastanawiał czy nie mogłem wykreślić Puszcza Niepołomicka, Puszcza Dulowska, równina Nowotarska... to NIE, dziś dymamy ostro pod górkę, potrzeba zapłacić daninę przewyższeń duchom gór :P
W odpowiedzi słyszę, że dawno nie byliśmy w Beskidzie Żywieckim. No to działamy! Pobudka bladym świtem, bo czas zmienili na ten gorszy i trzeba się spieszyć bo teraz szybciej będzie się robiło ciemno popołudniem... ech.
Parę minut po 6:00 rano (na "nowy") ruszamy w trasę - kierunek: UJSOŁY, aby stamtąd pochwycić zielony szlak na Muńcoł. Dość dobrze znamy Beskid Żywiecki, ale tam nas jeszcze nie było. Wybór okazuje się zarówno słuszny, jak i trudny... słuszny bo przez pierwsze 3 godziny spotkaliśmy 4 osoby na szlaku, a trudny bo ten zielony to jest na wejściu 620m przewyższenia. Srogie pchanie, które okaże się jednak dopiero "wstępem do początku pierwszego rozdziału waszej..." - jak mawiał nasz Fechtmistrz prof. Zbigniew Czajkowski
Srogo pchamy zatem, ale z każdym krokiem otwierają się coraz lepsze widoki, a słońce zaczyna swój (krótki, bo krótki ale jednak) dzień. 
Krok za krokiem drapiemy się pod górę... ale trzeba tych kroków zrobić wiele, bardzo wiele.
"Jest tyle gór do zdobycia..."  tylko czy starczy nam czasu?

"Kocham Tatry. Kocham ich pustkę i milczenie, ich martwość o spokój posępny. W ich mgłach błąka się myśl moja..." - Kazimierz Przerwa-Tetmajer

"Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie... a przecież istnieją bezgrzesznie". Całość TUTAJ


Tu GOLONKA, bez odbioru.
Przy samej Bacówce pod Rycerzową sporo ludzi... i nikogo na rowerze. Zaiste... taka pogoda, tak piękny dzień i nikomu nie chce się nieść roweru na plecach :D ?
Dochodzi tu do śmiesznej akcji - schronisko ma system nagłośnienia, do wydawania posiłków. Co jakiś czas leci komunikat "racuchy nr 14, proszę odebrać".
Nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby w pewnym momencie tekst trochę inny niż zwykle:

Tekst który poszedł w eter: "Golonka, odbiór. Proszę odebrać bigos"
Ja na to: "Tu Golonka. Przyjąłem. Bez odbioru"
:D :D :D


Tak wiem, ja to jednak głupi jestem.
Chwilę później dymamy już na szczyt Wielkiej Rycerzowej, a potem dzida szlakiem granicznym - bardzo mało uczęszczanym.
Przez większość trasy będziemy sami, oprócz... no właśnie, ale o tym już kolejnym rozdziale naszej opowieści...

Kolejna tabliczka do naszej kolekcji


Dobry techniczny zjazd :D

BAAAAAAJKA !!!!

YES, YES, YES !!!

Szkodnik przeciera szlak :D


GOPR OSTRZEGA czyli "Martwym ku pamięci, żywym ku przestrodze" (inskrypcja na symbolicznym Cmentarzu Ofiar Gór w Tatrach i Karkonoszach)
Na Muńcole spotykamy pewną młodą dziewczynę. Ciśnie pod górę sama ale idzie jak burza, narzuciła naprawdę mocne tempo i wygląda na "morsa". Jest październik, owszem piękny dzień i dość ciepło, ale jeśli chodzi o przyodzienie to dziewczę ciśnie na krótko "na górze i na dole". Gdy dociera na szczyt, to postanawia zrobić się na krótko jeszcze bardziej i ściąga z siebie właściwie wszystko do bielizny. Kim jestem abym zabraniał ładnym dziewczynom się rozbierać, ale jednak coś w tym jest, że Elektryczne Gitary prawdę Wam powiedzą "dziewczyna jak bogini choć idiotka..." (TUTAJ) i nie chodzi mi o "morsowanie", ale o przygotowanie do wyprawy... dziewczę prosi nas o zdjęcie na szczycie i ciśnie dalej, ale na wprost w jakaś random'ową ścieżkę. Coś mnie tknęło, krzyczę za Nią czy nie chciał przypadkiem szlakiem, a Ona że "tak, tak"... no właśnie, a szlak tu skręca 90 stopni, czego nie zauważyła. Każdemu może się zdarzyć, ale dziewczyna wygląda na lekko zdezorientowaną tym faktem... pytamy czy ma mapę, odpowiada że NIE. Pytam gdzie wędruje, ale nie jest do końca w stanie odpowiedzieć, bo odpowiedź "na szczyt" na rozejściu szlaków, jest trochę nieprecyzyjna... oho... nie jest dobrze. Telefon ma ale nie używa go do nawigacji, mapy nie ma... stwierdza, że Rycerzowa jej chyba pasuje... hmmmm. Trochę pachnie mi to "Alicją w Krainie Czarów" (a to, że w negliżu to po prostu jest to wersja dla dorosłych, kiedyś w wypożyczalniach VHS pełno było takich wersji :P):

Alicja: Którą drogę powinna wybrać?
Kot z Cheshire: Cóż, to zależy od tego, gdzie chcesz dojść.
Alicja: Wszystko mi jedno
Kot z Cheshire: W takim wypadku, nie ma znaczenia, którą z dróg wybierzesz, nieprawdaż?


Spotkamy Ją jeszcze parę razy, bo na podejściach będzie nas odstawiać mocno, ale na zjazdach będziemy ją doganiać... ale finał opowieści rozstrzygnie się dopiero kilka godzin później, daleko za Wielką Rycerzową.
Lekko zdezorientowana zapyta starszego turystę o coś (nie słyszymy o co, bo dopiero dojeżdżamy), a gość wskazuje na nas jako osoby mające mapę, gdyż Mu zasięgu komórka nie łapie w tym miejscu. Wraca zatem dziewczę do nas i pyta - tym razem już konkretnie - o przełęcz Przegibek.
PRZEGIBEK? Przecież to zupełnie w drugą stronę! Pocisnęła niebieskim szlakiem z Rycerzowej ale w drugą stronę! Podobnie jak na Muńcole, ale tym razem nikt jej nie zawrócił.
Widać, że ją to naprawdę załamuje, bo jeśli chciałaby by skorygować, no to będzie dymać na Rycerzową raz jeszcze (a myśmy miejscami ten zjazd sprowadzali, bo nie było opcji tego zjechać...). Pyta nas "co ma teraz robić?".
Pomału, pomału: zdefiniujmy cele, oczekiwania, możliwości, bo przecież Przełęcz Przegibek to nie będzie cel jej wyprawy. Chciałaby do Soli... na dworzec!
No to grubo bo to kawał drogi stąd. Pytam czy ma latarki albo jakiekolwiek oświetlenie, odpowiada że NIE... jest sporo po 14:00, a my siedzimy naprawdę głęboko w górach. Do Soli stąd to jest kilka godzin marszu i to właśnie z powrotem przez Wielką Rycerzową (nazwaną Wielką nie bez powodu...). Zdążyć przed zmrokiem jej nie grozi, chyba że jest jak Ci nasi rajdowi towarzysze, którzy NIE WIEDZĄ, że 1000 km nie da się zrobić pieszo w 3 dni... szczerze, to jednak ma Ona tempo porównywalne z nami, więc chyba jednak noc Ją tutaj zastanie...
Inna sprawa, że ja muszę robić coś bardzo nie tak... dawno nie spędziłem tak długiego czasu NA ROZMOWIE z prawie nagą dziewczyną... ech, starzeję się i to chyba nie jak dobre wino. Raczej kisnę butwiejąc...
Pytam czy Sól jest kluczowa w tym równaniu... Ona, że tak, bo tam jest dworzec. Pytam czy konkretny autobus, pociąg, dyliżans, KARAWAN (?)
Ona, że "nie sprawdzała"... niedziela przed Świętem, a Ty ciśniesz na dowolny dworzec w małej miejscowości?... a masz pewność że coś tam dzisiaj jedzie?
Ona: a czemu miałoby nie... przecież jest tam dworzec. Dobra, ta konwersacja nie ma sensu (mówiłem Wam, że robię coś bardzo nie tak z tymi rozmowami w takich sytuacjach...)
Pytam czy Rajcza będzie dla Niej też OK, a Ona, że "w sumie czemu nie, tylko aby dotrzeć przez zmrokiem, bo nie ma oświetlenia...". To z tym oświetleniem, to już ustaliliśmy...
Doradzamy jej aby wróciła żółtym szlakiem wymijając szczyt Rycerzowej i stamtąd skierowała się np. do Rajczy i najlepiej niech zrobi sobie zdjęcie naszej mapy.
Wyciąga telefon, trzaska fotkę i biegnie krzycząc "dziękuję" - CZEKAJ! Przecież zrobiłaś zdjęcie NIE TEJ CZĘŚCI mapy, którą potrzebujesz (miałem złożoną mapę na mapniku pod naszą wyprawę, a nie pod powrót do Rajczy!). Robi drugie, ale mam wrażenie że z osób zaangażowanych w rozmowę, to Ona martwi się najmniej...
...ciekawe czy dotarła do Rajczy przez zmrokiem, a jeśli tak to czy dała radę się stamtąd wydostać, gdziekolwiek chciała dotrzeć...
Nie wiem - może jestem paranoikiem, ale ktoś mógłby powiedzieć, że to niby tylko Beskidy, ale według mnie Gór nie wolno lekceważyć, zapamiętają to sobie... a mają one naprawdę długą pamięć.

WIELKA RYCERZOWA

Szkodnik jak zawsze skacze po drzewach :)

Powiem Wam tak... O k***a...

Na poprzednim zdjęciu nie było widać słupka, na tym widać... czyli to naprawdę WIELKA góra!

Widok w dół...


Masakra...


(spojrzenie za plecy bo ciśniemy szlakiem granicznym) No jest WIELKA (ta) RYCERZOWA

Okienko na góry

"Power is nothing without control", więc walcz o kontrolę Szkodniku :D

3-ci z 5-ciu dzisiaj takich hardcore'ów...

Niestrudzenie, nieustanie...

Pański Kamień? A mój! A o co chodzi?

Dzwoń dzwoneczku - alarmuj, że srogie podejście się zaczyna

Góra powiedziała nam "jestem łatwa" - no co za OSZUST (1155m) !!!

Mówią, że Lackowa jest najstromszym podejściem w Beskidach... powiem Wam, że przestałem być tego pewien. Co najmniej porównywalnie na Oszusta było

Dni już krótkie... cóż począć? Na chyba tylko ANTYCHRYSTA :D

I znowu niesiemy - tym razem po nocy :)

Talapkov Beskid byliśmy, teraz kierunek NOVOT :D ale odbijemy przed miejscowością na polską stronę do Ujsołów


PIĘKNA WYRYPA TO BYŁA !!!!
1720m przewyższenia... styraliśmy się srogo. Tego było mi trzeba :D

Zielonym na Muńcuł, potem na Rycerzową, następnie niebieskim przez Równy Beskid aż do Przełęczy Glinka.


Kategoria SFA, Wycieczka

Nosal, Kasprowy i Kopa

  • DST 30.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 17 października 2021 | dodano: 20.10.2021

Miał być Beskid Mały dużą ekipą... ale ekipa się posypała. No ale jak NIE TO NIE. Mnie bardzo ciągnie na 2000m, więc skoro nagle mamy wolną niedzielę, bo nikt nie chce jechać w Beskidy, to jedziemy sami w Tatry. Trochę ciężko było wstać po wczorajszym Rajdzie Waligóry, ale zmobilizowaliśmy się... szczerze, to wstać będzie jeszcze ciężej w poniedziałek do roboty, bo do Krakowa to wrócimy dopiero około północy (z niedzieli na poniedziałek). Jesteśmy niereformowalni... zachód słońca na 2000m npm to jest coś niesamowitego.
No i sezon na szpilki 2021 uważam za otwarty! Raczki, raczki, nieboraczki :D
Mówię oczywiście o nowym sezonie, bo w lutym czy marcu to też się w rakach chodziło. Mówię o pierwszy użyciu raków na jesień 2021... jak ja kocham te szpilki :)
Bez nich byłoby ciężko podejść pod Świnicką Przełęcz, a jeszcze ciężej byłoby zejść z Kopy Kondrackiej - niesamowicie tam oblodzone było.
Ja wiem, ja wiem... onanizm sprzętowy jest straszny, ale cóż poradzić. Jaram się jak Londyn w 1666 każdym dobrym sprzętem :D

Zawsze lubiłem ładne szpilki :)


Jeszcze sporo podejścia przed nami

Zdjęcie razem - rzadkość na wyprawach :) 

"...to jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód, kochana drużyno, nie zwalniajmy marszu"  (całość TUTAJ)

Przełęcz pod Świnicą

Szkodniczek zmienia kolory - ZIELONY :D

Załapaliśmy się na sesję :D

Szkodniczek zmienia kolory - NIEBIESKI :D

Czerwone Wierchy? Chyba zabielane :)

Może dobrze, że się nie udał ten Beskid Mały? :D

"... gór mi mało i trzeba mi więcej (...) góry i góry i ciągle mi nie dość, skazanemu na gór dożywocie..." (całość TUTAJ)

"... i twardy jak kamień plecak pod moją głową i czyjaś postać, która okazała się Tobą" (całość: TUTAJ)

Ciemna strona gór :)

Prawie zawsze spotkamy rogate stwory :)

Wisząc na skale :)

Prawie jak Karakorum :D
Zachód na 2000m jest po prostu niesamowity


Cena za zachód słońca na 2000m, powrót z czołówką ale WARTO :)




Kategoria SFA, Wycieczka

Rajd Waligóry 2021

  • DST 62.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 października 2021 | dodano: 20.10.2021

Pisałem Wam rok temu, że Rajdy Waligóry trzymają niesamowicie wysoki poziom pod kątem atrakcyjności trasy i punktów kontrolnych. Co więcej, Organizatorzy z Piotrem na czele, wzięli sobie chyba do serca moje słowa, bo w tym roku zrobili kolejną, rewelacyjna imprezę! Trasa tej edycji biegła przez tereny w okolicy Lipnicy Murowanej czyli Pogórze Wiśnickie. Już przed rajdem wiemy zatem, że ostro się dziś styramy... tak to jest na pogórzach, za małe pagóry aby budować serpentyny i drogi idące trawersem, nie opłaca się... lepiej pociągnąć drogę pionową do góry - przecież to tylko krótki odcinek... i potem dymacie podjazd 20%... no ale cóż, ponoć "Waligóra to postać o nadludzkiej sile", więc może dymać takie podjazdy!
W sobotni poranek ruszamy zatem na Pogórze Wiśnickie, aby po raz 5-ty w naszej rajdowej karierze zameldować się na starcie Rajdu Waligóry. Mało jest takich rajdów, w których braliśmy udział w KAŻDEJ edycji. Waligóra należy do tego zacnego grona i ten rok bynajmniej tego nie zmieni, bo parę minut po 8:00 rano meldujemy się bazie.
Na początku nastawiamy się, że ten rajd znowu pojedziemy w trójkę (czyli jak zwykle z Andrzejem), ale finalnie okaże się, że dołączy do nas także Wojtek i przez większość czasu będziemy cisnąć przez pagóry jak 4 jeźdźców patolo... apokalipsy. Apokalipsy oczywiście.

Takich pagórów będzie dzisiaj kilka :)



Masz pociąg do... wina?
Parę minut przed 9:00 dostajemy mapę, a na niej 20 pkt kontrolnych. Ha wiedziałem! Będą punkty kontrolne w Paśmie Szpliówki - jak my kochamy ten pagór! Rewelacja.
Planujemy nasz wariant, ale nim pociśniemy na Szpilówkę to chcemy złapać 4 punkty w bardzo bliskiej okolicy bazy. Przypinamy mapy do mapników i ruszamy.
Pierwsze punkty to jednak prawdziwy pociąg... do wina? Tak, ale o winie będzie za chwilę. Na razie skupmy się na pociągu! Mamy 4 punkty kontrolne w niewielkiej odległości od bazy i wszystkie są po jej zachodniej stronie. Owocuje to klimatem typowego maratonu MTB bo wszyscy cisną jak wściekli tym samym wariantem. W takim pociągu trzeba się pilnować aby nie lecieć trybem "pościg", bo Ci z przodu to czasem nie wiedzą gdzie cisną... albo cisną na manowce. 
Ciężko jednak skupić się na mapie kiedy pociąg nie zwalnia na zakrętach i nie ma stacji pośrednich. Podświadomie leci się za prowadzącym nawet jeśli gość jest orientacyjnym nieogarem... Próbujemy kontrolować trasę, ale to naprawdę ciężkie w takim tłumie... Szczęśliwie pociąg dociera do pierwszego lampionu bezbłędnie. Maszynista musiał być ogarnięty.
Chwilę później zaczynają odpadać pierwsze wagony składu, bo Zawodnicy zaczynają wybierać różne warianty między kolejnymi punktami. My oczywiście ciśniemy jakaś ścieżką na azymut bo przecież nie będziemy objeżdżać lasu. Ej to las! Lepiej zatem przez :) 
A co do wspomnianego winna, to drugi lampion to winnica i tu popełniamy wtopę dnia... Nie, nie nawigacyjną, życiową. Łapiemy lampion i ruszany dalej, nawet nie zORIENTowawszy że prowadzona jest tu dla Zawodników degustacja różnych win. Dowiemy się o tym dopiero z oficjalnej galerii rajdu. Mnie to tam bardzo nie ruszy bo i tak nie pije alkoholu wcale, ale Szkodnik podniesie lament że wino rozdawali, a On się nie załapał. Cóż za błędy się płaci, a miał taką okazję wreszcie się z kimś napić. Ileż można samemu pić do lustra? Dramat, prawda? Mieć męża, który nie pije i nie poniewiera Wami po pijaku, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego :P 

W stronę słońca :)


Wystarczy znaleźć coś wiszącego w lesie i już się patelnia cieszy :D


"Z mojego drewnianego gardła nie dobywa się żaden dźwięk... tylko szum liści" i lampionu na wietrze :)
Jest tu jakiś kozak, który bez google mi powie skąd to cytat? Punkty szacunku dla każdego kto wie. Punkty "szkalunku" dla tych co nie wiedzą :P
No i dla tych słabiej obeznanych w klasyce, to podpowiem że jest to cytat z książki "Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1" - ostatnie zdanie ostatniego rozdziału... jeśli nie znacie, to ja gorąco polecam. Uważam, że to wybitna pozycja polskiej fantastyki z rewelacyjnym klimatem. 
A skąd w ogóle takie nawiązanie - dlatego, że jeden z lampionów ukryty jest w drzewie. Ach jak ja lubię takie punkty kontrolne.
Sami możecie obczaić na zdjęciach jak to wygląda.
A mówiąc o drzewach i lasach to z (tym razem) ludzkich gardeł dobywa się także zapytanie "gdzie są nasze rowery?".
Chłopaki zostawili rowery i poszli po lampion pieszo. Jako, że się trochę tego lampionu naszukali, to teraz szukają rowerów, bo nie wiedzą gdzie je zostawili.
My akurat zrobiliśmy sobie mały popas, siedzimy na jakimś pniaku, wsuwamy bułeczkę, a Ci przechodzą obok nas już 4-ty raz, szukając maszyn.
Jak tak dalej pójdzie to zostawiamy Im trochę naszej wałówki, aby mieli coś na ząb wieczorem, bo zapowiada się że mogą się Im te poszukiwania trochę przedłużyć.
Nie śmieję się jednak bardzo, bo my kiedyś tak ze 2 godziny w nocy szukaliśmy rowerów na Rudawskiej Wyrypie parę lat temu.
No nic, za bardzo nie pomożemy, bo w końcu nie wiemy gdzie je zostawili. Ruszamy dalej...

Ale dziurę w pniu Szkodnik wygryzł... :)

Gdzieś w Paśmie Szpilówki :)


Kierunek - nasz kochany SZPILÓWEK!!
Mamy punkt na szczycie czyli na wieży widokowej, ale nim się tam dostaniemy to mamy do zaliczenia inne punkty rozsiane po całym Paśmie Szpilówki.
Ten kawałek rajdu to po prostu mieszanka trybów "nawigacja level expert" (bez ironii) i "warianty DOSKONALE czarny" (wariant doskonale czarny to zarośnięty wąwóz na średniej wielkości grupę rowerzystów).
Na początku próbujemy dotrzeć do wodospadu, ale drogi w terenie zupełnie nie zgadzają się z mapą. Nawigujemy zatem z kompasem, aby w miarę utrzymać kierunek:
na szagę przez polanę, potem ścieżką, ale gdy skręci nie tak jak trzeba, to wtedy korygujemy przez krzory. Włączył mi się jakiś wewnętrzny GPS bo jestem pewien, że wyjdziemy na lampion... nieważne, że jesteśmy teraz w bliżej nieokreślonym na mapie miejscu w środku krzaków, ale kierunek jest dobry, no kolejnych skrzyżowaniach zdajemy się na intuicję... i udaje się: wychodzimy wprost na punkt kontrolny. Jest moc!
Wariant kombinowany doprowadza nas do małego wodospadu, który nota bene jest ślicznym miejscem, którego nie znałem, choć przecież Szpilówkę znamy i lubimy.

Bardzo urokliwy punkt kontrolny

Po co komu drogi :D


Teraz będzie mocno pod górę - srogi podpych, bo trzeba dostać się do szlaku, który doprowadzi do innego szlaku, który prowadzi pod wieżę widokową.
Pchamy stromym zboczem, licząc że ścieżka doprowadzi nas do traktu... ale kończy się mega wąwozem. No nic, nie pierwszy (i nie ostatni) wąwóz w naszym życiu - przecież nie będziemy się cofać i szukać objazdu. DZIDA PRZEZ... Z Wojtkiem to zwykle nieraz się mijamy na trasie, ale tym razem jedziemy razem od samego początku, więc będzie mógł samodzielnie przekonać się czy opowieści o czarnym wariancie mówią prawdę. Ryjemy jak dziki przez wąwóz... a jest on niczego sobie, wielki i stromy. Mijamy po drodze Michała i Renatę, który twierdzą że powinna być tu droga... może i powinna, a może i jest, tylko wąwóz ją zasłania :D 
Mówią o nas czasem, że widzimy drogi tam gdzie ich nie ma... NIE, NIE, NIE! źle formułujecie problem. Takie postawienie sprawy sugeruje, że my widzimy coś co naprawdę nie istnieje. A jest zupełnie na odwrót, to inni nie dostrzegają czegoś istnieje. No dobra, może nie są to drogi sensu stricte, ale możliwości w miarę kontrolowanego przedarcia się przez przeszkody.
Jakże mi tego brakowało, bo ostatnio hasaliśmy sobie po Tatrach, a w TPN to nie wolno skrótem przez wąwóz. Dobrze znowu drzeć na dziko przez chaszcz i krzor! Co by z wprawy nie wyjść.

Szkodnik Wąwozowy :)


Sekwencyjnie, sekwencyjnie :)

Znowu pod górę :)


Za wąwozem nadziewamy się na jakiś kosmos - prawdziwy Wielki Wóz :D
Oczywiście od razu wpadamy na pomysł głupiego zdjęcia (można zobaczyć poniżej).
Wojtek się śmieje, że nie ma bata aby nam pożyczyć. Ale... my nie musimy pożyczać. Nie taki asortyment mamy u nas na wyposażeniu s... ali trenigowej (a co pomyśleliście, zboki :P).
Robiliśmy sobie nieraz pojedynki na Rapier z płaszczem vs bat ze sztyletem. Powiem Wam, że zabawa jest przednia kiedy bat siada Wam na plecy albo na maskę (szermierczą).
Jak walczycie z dobrym Wybatożakiem to ciężko jest podejść... a potem pacan jeszcze zapyta: "27 chłost na plery, Ty to chyba lubisz..."
Jak ktoś nie wierzy to kameralnie mogę pokazać zdjęcia, bo do netu to się jednak nie nadają...

Rozmawia dwóch kolegów:
- Co u Ciebie?
- Ożeniłem się.
- No to musisz być szczęśliwy
- Muszę...


Walimy na wieże po kolejny lampion, ale chwilę później opuszcza nas Wojtek. Będzie kierował się już pomału do bazy - my ciśniemy dalej.

Jak ja lubię tą wieżę :D

Nie dziwię się, że Wojtek nie chciał dłużej jechać naszym wariantem... w końcu my będziemy chcieli odwiedzić starego przyjaciela Adolfa H, czyli hail'ującego konia... nie wierzycie?
No to wytłumaczcie mi to... co artysta miał na myśli...


Something wicked comes this way...


Drży na baranie wełna, kiedy owce strzygą (to teraz to się strzyganiem nazywa, tak :P )
Wszystkie punkty w Paśmie Szpilówki zaliczone, pora ruszać dalej... "Spadamy" w dół, łapiąc dowolne ścieżki idące mniej więcej w dobrym kierunku czyli do drogi asfaltowej pod pasmem, a czekajcie... dam radę napisać to trochę bardziej dramatycznie... do SZOSY NA RAJBROT! Szosa na Rajbrot, brzmi kozacko, nie?
Łatwiej napisać niż zrobić, bo na mapie nie ma tu za bardzo ścieżek prowadzących w dół, tak jakbyśmy chcieli... w rzeczywistości jest ich nawet kilka, więc zjeżdżamy z kompasem w ręce. W pewnym momencie jedna z takich ścieżek wyprowadza nas na polanę pełną owiec. Krzyczę "hej owieczki" ale stwory dostają niemal ataku paniki gdy nasze spojrzenia się spotkają. Wszystkie ze strachem przysiadają na zadach. No tak, moja reputacja mnie wyprzedza. Aż całe drżą... moje owieczki. Zawsze miałem problem z poprawnym odczytywaniem emocji... drżą z... z...z... podekscytowania? Owieczki... 
Szkodnik coś krzyczy budząc mnie z transu.... WAT? Przecież nie będziesz chyba zazdrosna o... o...ow... ej, sama kiedyś mówiłaś że mam pozwolenie na... co? Dziś nie?
Ech tak to jest z kobietami, umawiać się na coś... kobiety czasem są jak Warszawa: z jednej strony Wola i Ochota, a z drugiej... sprawdźcie sobie na mapie (bo mnie Czytelniczki zatłuką jak powiem to na głos) :P
Kiedyś mi kolega opowiadał, że od własnej panny po twarzy dostał... a było to tak: dziewczę pochylone przed lodówką, wybiera jakieś kąski na obiad, a tego tak naszło na szybką akcję, więc zakrada się od tyłu i (wyciąga) działa... a tu nagle jak nie dostanie po ryj...
Pytam: nie lubi od tyłu?
On: lubi, ale nie w Carrefour'ze.

No nie dogodzisz. A już na pewno nie w Carefour'ze... :P
No więc Szkodnik krzyczy, że nie mamy czasu na owco-branie i musimy jechać. No nic, następnym razem owieczki... chwilę potem mijamy jakiegoś gościa, który patrzy nas dziwnie.
W sumie to nie dziwne, że patrzy dziwnie - wyjechaliśmy z lasu wprost na jego dom. Szkodnik krzyczy, że przepraszamy i że przemkniemy tylko do drogi... może dobrze, że mnie powstrzymał przed owco-braniem, bo chyba bym tego chłopu nie wytłumaczył....
Dopadamy do szosy na Rajbrot i ciśniemy ile sił w nogach po kolejne punkty kontrolne bo zaczyna być krucho z czasem.


Tętno w strefie śmierci... czyli "Lepiej być o trzy godziny za wcześnie niż o minutę za późno".
Tak przynajmniej pisał William S. ale na pisaniu to On się może i znał (nawet zacnie bym rzekł), ale na rajdach to chyba nie. W 3 godziny to można jeszcze sporo punktów kontrolnych wyhaczyć! Szosa na Rajbrot dała nam jednak popalić... podjazd był długi i stromy. Jeszcze bardziej nas to spowolniło. Czasu nie zostało zatem wiele, ale postanawiamy powalczyć o jeszcze dwa punkty. Limit spóźnień jest dzisiaj bardzo łaskawy gdyż jest to "-1" punkt za każde rozpoczęte 10 min spóźnienia. Warto zatem zaryzykować. 
Skończy się to oczywiście jak zwykle... dzidą na bazę i dymaniem ile fabryka dała. Będziemy gnać jak powietrze, któremu się spieszy (czyli wicher...), tętno znowu wskoczy w strefę śmierci, a z pod kół będzie się po prostu dymić. Tym razem jednak pomylimy się w naszej rachubie o jedną minutę. Tysiące razy finiszowaliśmy na sekundy przed limitem, ale tym razem braknie nam paręnastu sekund. Statystyka. Nie może się zawsze udawać. Odbierze nam to jeden punkt, więc skoro ryzykowaliśmy z ostatnim punktem czy jechać czy nie jechać, to wychodzimy wprawdzie na zero, ale okaże się, że gdybyśmy przyjechali w terminie, to Basia miała by trzecie miejsce!
A tak spadła zaraz poza podium. Bardzo nas to nie ruszy, bo od pewnego czasu właściwie przestaliśmy się ścigać... Kiedyś to się każdy punkt pucharu liczyło, sprawdzało wyniki i miejsca... aż w końcu doszliśmy do rozsądnego wniosku "a po ch**j" :D
...i od razu zaczęło się łatwiej jeździć - łatwiej w znaczeniu bez presji: uda się to super, nie uda się to nic się nie dzieje. Niemniej otrzeć się o pudło o parę sekund to zawsze zostawia poczucie, że trzeba było gdzieś się bardziej spiąć... to nie godzina, to nie kwadrans, to kilka sekund. 
Ale i tak było rewelacyjnie - piękna trasa i kapitalna zabawa. W bazie posiedzimy przy grillu jeszcze ze dwie godziny i będziemy się zbierać, bo w niedzielę walimy w Tatry, trzeba będzie zatem wstać dość wcześnie. Super było wrócić na Rajd Waligóry!

Skałki :)

Ostatni punkt dzisiaj






Kategoria SFA, Wycieczka

Starorobociański Wołowiec i Grześ

  • DST 35.00km
  • Aktywność Wędrówka
Sobota, 9 października 2021 | dodano: 10.10.2021

35 km i ponad 2100 podejść czyli wyrypa niby zastępcza, a jednak planowana już od dawna.
Zastępcza bo miała być sroga poniewierka na Rajdzie Wyzwanie (tak jak to było rok temu), zwłaszcza że byliśmy zachwyceni trasą poprzednią edycją. Tym razem miała być trasa 300km w limicie grubo ponad 24h non-stop... no czego chcieć więcej! No tylko tego aby ten rajd się odbył... owszem Wyzwanie 2021 doszło do skutku, ale ze względu na brak chętnych na trasy "długie" (ludzie co z Wami... trasy koło lub ponad  200 km to są piękne dystanse i najlepsze przygody!!) rajd odwołał najdłuższe trasy. Nie powiem... trochę nas to zasmuciło, bo od kilku miesięcy nastawialiśmy się na zacne sponiewieranie, upodlenie i wybatożenie na początku października. 
Organizatorzy zapraszali nas wprawdzie na trasy krótsze, ale patrząc na okno pogodowe, które się zapowiadało na ten weekend, postanowiliśmy - w obliczu braku tras długich - wrócić do naszych tatrzańskich planów... Tatry to problem: z jeden strony kochamy te góry, a z drugiej jeżdżenie tam jest czasem samobójstwem pod kątem tłumów i korków. Październik jest już trochę bardziej bezpieczny niż lipiec czy sierpień, ale i tak trzeba się czasem nakombinować jak ugryźć temat. Przede wszystkim unikać jak ognia okolic Morskiego Oka...
Naszym dzisiejszym planem jest domknąć pewne nieciągłości na mapie tatrzańskich szlaków (lub odświeżyć sobie miejsca, w których nie byliśmy latami).
Rok temu od słowackiej strony wykreśliliśmy nasze ponad 2000-tysięczne "szlaki":
a) Baraniec - Smerek - Rohacz Płaczliwy - Rohacz Ostry - Wołowiec - Jarząbczy Wierch - Jakubina - Grań Otargańców (kocham tą nazwę!!) --> zdjęcia i relacja TUTAJ
b) Blyszcz - Bystra   --> zdjęcia i relacja TUTAJ

Połączeniem pomiędzy obiema powyższymi trasami będzie zatem trasa przez Starorobociański Wierch (2176m) oraz Kończysty Wierch (2002m), do której dołożymy "powtórkę" przez Jarząbczy i Wołowiec, po to aby na koniec złapać jeszcze Rakonia (1879m) i Grzesia (1653m).
Tak też będzie wyglądać nasza dzisiejsza wyprawa a zaczniemy ją z Doliny Cho-Cho (jak ja ją nazywam)... w której o godzinie 7:45 jest minus 4 stopnie... grubo, zima już w natarciu.
W samej dolinie trochę ludzi jest, ale bez tłumów - żadnego problemu z parkowaniem czy kolejkami,  to jednak już październik.
Ruszamy mocnym tempem pod górę aby jak najszybciej wyjść wysoko i zostać tam do zachodu słońca :)
Góry po 16:00 mocno pustoszeją, a zachód słońca na 2000m npm TO JEST TO !!!!

Finalnie okazało się, że ludzi na tych szlakach było naprawdę umiarkowanie: zagęszczenia na szczycie, na który można wyjść z doliny (np. Starorobociański), ale na przykład na Jarząbczym do którego trzeba dołożyć 2h spacer po zrobieniu Wołowca lub Starorobociańskiego, to już całych 5 osób... i to jest piękne :)
Na Wołowcu byliśmy około 16:00 i dosłownie w 15 minut zrobiło się pusto, a Rakoń i Grześ przed 18:00... nikogo. Tylko promienie zachodzącego słońca i lecąca "w oczach" w dół temperatura. Powrót oczywiście "na latarkach"... ech szkoda, że to nie czerwiec... zachód słońca o 18:00, zamiast o 21:00... ech, idzie zima.
Ale z drugiej strony Tatry zimą też są przecież piękne.

W drodze na Starorobociański Wierch


Pogoda jak potoczna nazwa północnej trybuny Stadionu Wojska Polskiego im. Marszałka Piłsudskiego przy Łazienkowskiej w Warszawie (dla niekumatych ŻYLETA)

W stronę słońca :)

Zdjęcia nie kłamią - tłumów nie ma (w przeciwieństwie do Morskiego Oka...)

Smoki na szlaku! Wspominałem Wam ostatnio, że kiedyś miałem słabość do smoków :D 

W drodze na Wołowiec...

...z widokiem na Rohacz

Spojrzenie w tył - Jarząbczy Wierch (ja nie wiem, jak myśmy to w sierpniu 2020 podeszli...)

Mówiłem, że Jarząbczy  (tak , tak chronologia zdjęć właśnie poszła się paść...) :)

No to teraz poszła się paść jeszcze bardziej :D :D :D

Za Szkodnikiem Starorobociański - stamtąd schodzimy

Chronologia wróciła czy nie? Znawcy Tatry będą wiedzieć gdzie to jest :)

Mówiłem, że pogoda żyleta :)

"... ja wlokę cień, cień wlecze mnie, kałuże lśnią mi pod nogami" - no wlecze, wlecze i jeszcze popędza (cytaty oczywiście z Mistrza Jacka --> TUTAJ)

Szczyt Wołowca - a niebieski idzie stąd wprost do nieba, no ale to chyba normalne bo przecież:
"Najlepsze rzeczy w życiu nie wywieszają białej flagi, trzeba brać je szturmem"


Zaczyna się najpiękniejsza pora dnia w górach

Rakoń w promieniach zachodzącego słońca

Grześ :)

Jak my kochamy szlaki graniczne :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Poniewierka w Górach Pieprzo...wych

  • DST 60.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 października 2021 | dodano: 03.10.2021

Na Góry Pieprzowe ostrzyliśmy sobie korby już od dawna i jakoś tak nigdy nie były one po drodze. Kiedy zatem wyjeździliśmy już wszystkie możliwe tereny dokoła Kazimierza, na ostatnią wyprawę naszego wakacyjnego wyjazdu wybieramy Sandomierz. Nie bylem w tym mieście... naprawdę lata (inna sprawa, że jak już byłem to byłem pod nim :D).  Nic dziwnego, że unikam takich miejsc, skoro to najbardziej niebezpieczne miasto w Polsce - nie ma tygodnia aby nie było tu jakiegoś morderstwa! Dobrze przynajmniej, że Ojciec Atencjusz (czy jakos tak) umie to jakoś ogarnąć, skoro miejscowe służby sobie nie radzą...
My udaliśmy w Góry Pieprzowe, sprawdzić czy są tak dzikie jak powiadają i okazało się, że są... dziksze. Robienie tej trasy z rowerem mija się z celem, jest - powiedziałbym - daremne, ale była to naprawdę mocna przygoda, zwłaszcza że dzień wcześniej mocno padało i wszystko było mega śliskie...
To naprawdę nie są tereny na rower. Wąska, zakrzaczona ścieżka, chore nachylenia, glina po której ślizga się każdy bieżnik... wszystko parzy, drapie i kłuje. Jak ja kocham takie miejsca!
Szkodnik kocha je trochę mniej, ale nadal dzielnie przedzierał się przez dżunglę! Dobrze mieć takiego Szkodnika, co w takich chwilach nie siada i płacze, tylko wyciąga maczetę i pomaga torować.
Niesamowite miejsce... ciężko podejść z rowerem, ciężko zejść... wąsko, kierownica i koła łapią się o gałęzie i krzory, liczba kolców na gałęziach przekracza wszystkie możliwe dopuszczalne normy, buty ślizgają się na mokrej ścieżce i trzeba nieść rower na plecach lub ramieniu, bo ręce potrzebne są do chwytania się drzew.
W jednym miejscu nie mogłem się wspiąć na śliskiej glebie i rower się mi się mieścił między gałęziami... i wtedy dostałem dodatkowej motywacji. Rower zsunął mi się z ramienia i kierownicą uderzył w... gniazdo os.  O k***... grubo.
Żółte stwory nie dostały wprawdzie jeszcze "wściku", ale zaniepokoiły się już dość mocno i poderwały spore siły powietrzne. Nasiliły się ich agresywne patrole okolicy. Jak nie mogłem wyjść po skarpie bo się ślizgałem, to nagle odkryłem że mam całkiem niezłe pazury. Chwyciłem się gleby tak jak komornik chwyta telewizor i nagle ściana, która była nie do zrobienia poszła od kopa.
Zawsze wiedziałem, że to kwestia dobrej motywacji.

"Ona przychodzi chytrze, bez ostrzeżeń i gróźb. Krzyczy pękniętą liną, kamieniem zerwanym spod stóp..." (całość: TUTAJ)
No pierwsze "góry" w których zerwała się pode mną lina. Powiem Wam, że niefajne uczucie (wolę jednak tutaj niż w Tatrach czy Alpach).
Była do zrobienia krótka, ale niemal pionowa ściana. Bez roweru to byście się chwycili się drzew i korzeni, ale z rowerem to wcale nie takie proste, bo grawitacja go jednak trochę ściąga z powrotem... wziąłem rower na plecy (a dokładniej na plecak), obu ręcz chwyciłem linę i ruszam do przodu. Jest tak  ślisko, że buty zjeżdżają - wspinam się właściwie tylko na rękach i nagle TRACH... lina pęka. Jak nie pojadę w dół... ze 4 metry i to prosto z kolczaste krzory. Rower na plecach mnie trochę przygniata i ciężko się wygramolić z potrzasku. Ostra akcja...

Robienie tej trasy z rowerem jest daremne :)

No stromo tu mają

Przez dżunglę :)

Walczymy :)

Każdy sposób dobry, byle rower nie runął w dół... na zdjęciu tego nie widać, ale tu było MEGA ślisko.

Hmmm.... chodzi, że można je nawalać tą metalową rurą? Jeśli nawalacie mocno, to rzeczywiście może je odstraszyć :)

Pieprz pod nogami :)

Próba zjazdu, jak coś jałowiec poniżej będzie Was łapał :)

Lenon zza krzaka :)

Wciąż dalej i dalej :)

Taka lina pode mną pękła...

Sekwencyjnie: najpierw Szkodnik, potem jeden rower, potem drugi rower, potem dopiero reszta :)

Tak, to nadal szlak :)

...który doprowadził nas do końca. Dosłownie.
"Po szwadronie ni śladu, ni znaku... za urwiskiem - tam wije się rzeka, a za rzeką mogiła i krzyż"
(całość: TUTAJ)

"Inny wymiar upojenia..." zgadzam się... taka trasa z rowerem to lepsze niż narkotyki :D

Od teraz miało być już przejezdnie... No więc, czerwony szlak w okolicach Sandomierza....  

...ale kapliczka urokliwa

Odwiedzam n(PRA)przodka. Ponoć nieźle "robił bronią" i ożenił się z Barbarą. Brzmi znajomo :)

Góry Pieprzowe, Góry Wysokie :D




Kategoria SFA, Wycieczka

Kazimierz Wąwozowy z Puław :)

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 września 2021 | dodano: 30.10.2021

Piękna wyprawa po niezliczonych wąwozach w okolicach Kazimierza nad Wisłą oraz Puław.
A skoro jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów, to łapcie sporo takich obrazów:

Jak ja lubię to perspektywę.

Bardzo polecam TEN FILM ---> bardzo uświadamia skąd tyle cmentarzy

W nieustannym pędzie

Wąwóz Korzeniowy Dół ::)

Wąwóz Korzeniowy Dół 2

Niektóre wąwozy nie są bardzo turystyczne :)

Podejście pod Górę 3 Krzyży

Gdy Aleksander ujrzał swe imperium to zapłakał... bo nie zostało już nic do podbicia.

Góra 3 Krzyży

A mówili, że podążamy drogą bez powrotu :)

Nic tylko cisnąć !!!

Ruiny zamku Firlejów

Góra 3 Krzyży 2 (serio - mają tu dwie takie góry :D )

Zapadlisko :)

Uroki wąwozów :)

Zawsze, po prostu ZAWSZE. Chyba mamy jakiś radar na lampiony punktów kontrolnych :D

Park w Puławach robi wrażenie

Park w Puławach robi wrażenie 2

Niebieski taki trochę oswojony :)

Zacny ten park, doprawdy zacny

Wieża w widokiem na Wisłę

Czy my przypadkiem nie zjechaliśmy z tego Green Velo, tak pytam...?

Niesamowity kirkut - jeden z najpiękniejszych jakie widziałem (a to, że znowu na cmentarzu nocą... no jakoś tak nam to wychodzi)
Dziesiątki macew, a na każdej inny wzór, inna symbolika...
Nasz kierowca cierpliwie na nas czekał cały dzień :)


Kategoria SFA, Wycieczka

Puszczą Kozienicą do Studzianek Pancernych

  • DST 111.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 września 2021 | dodano: 29.10.2021

PROJEKT: zalicz wszystkie większe kompleksy leśne w kraju nadal w toku. Tym razem padło na Puszczę Kozienicką, która nigdy do tej pory nie była nam pod drodze (no ile razy w życiu, z  własnej nieprzymuszonej woli jedziecie w okolice Radomia?). Planem było dojechać przez Puszczę do Studzianek Pancernych bo to niesamowite miejsce pod kątem IIWW, a przy okazji odwiedzić wszystkie ważniejsze miejsca w tym niemałym lesie - różne cmentarze wojenne czy też "Źródła Królewskie". 
Krótka fotorelacja z tejże wyprawy:

Jak ja kocham lasy!!!

Niezmiennie :)

"Gdy w boju padnę - o, daj mi imię, moja ty twarda żołnierska ziemią" - (całość TUTAJ)

Źródła Królewskie

Szkodnik na drzewie :)

ZAGOŻDŻON, nie wiecie ile ma Hit Points'ów? Jakiś "resist fire"?

O nie, najgorzej - ZAGOŻDŻON !!!

Studzianki Pancerne - pomnikiem jest czołg, który pierwszy wjechał do tej miejscowości po bitwie. Niesamowite!

Załoga w 1945

Sam nie wiem co myśleć o tych ciągłych próbach nuklearnych pod Radomiem...

Luz de mis ojos :)

"I've been running after hope and living on a prayer. The sign in the road says 'we're going NOWHERE" (Całość TUTAJ)

To zacna, ciężka kapela BLOOD FOR BLOOD - polecam zwłaszcza kawałek "Living in the exile" (to dzięki niemu ich poznałem), a gdy jestem wkrw'iony na cały świat to odpalam:

"SOME KIND OF HATE"
You call me anti-social, well you're fucking right!
'Cause I hate this goddamned world and everything in sight (and every one in sight)
You call me anti-social, well you're fucking right!
'Cause I hate this mother fucking world and every mother fucker in sight!


Po prostu miód jak macie wszystkiego dość... ta piosenka ratuje życie (innym... odsłucham ze 3 razy i pomału przechodzi mi chęć zrobienia rzezi :P)

Jak zawsze na wycieczkach zastaje nas noc

Nocne klimaty bagienne - czyli albo rajd albo wakacje :D



Kategoria SFA, Wycieczka