SFA
Dystans całkowity: | 26704.00 km (w terenie 23.00 km; 0.09%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 389 |
Średnio na aktywność: | 68.65 km |
Więcej statystyk |
3 KAMIENNE Korony
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Moje ukochane Góry Kamienne, pionowe stożki... Włostowa, Kostrzyna, Suchawa ustawiają nowy (bardziej stromy) standard tzw. szlaków pionowych. "Niebieski" ma jakieś chore nachylenie, tak że wchodzimy w zasadzie na czworakach trzymając się drzew, co z rowerem jest jednak dość trudne. To trzy szczyty, niczym 3 (Kamienne) Korony, z których żadna nie przekracza 1000m... każdy ma trochę ponad 900m, ale znajdziecie tu porfirowe urwiska i przepaście (o czym ostrzegają nawet tablice informacyjne).
Utrata wysokości pomiędzy tymi szczytami jest niesamowita, a że dzieje się na bardzo krótkim odcinku to macie po prostu pionową ścianę do zejścia (nie zjechaliśmy tego...), przełęcz i pionową ścianę w górę. Spodziewałem się ciężkiego szlaku, bo znam charakterystykę "Sudeckich Tatr", jak nazywają moje kochane Kamienne Stożki, ale to w co tu zastaliśmy to naprawdę mnie zaskoczyło... Jak ktoś dymał żółtym szlakiem od Andrzejówki na Waligórę, ten wie o jakim podejściu mówię... Nota bene, Waligórę także dołożyliśmy do dzisiejszej wycieczki, mimo że byliśmy na niej kilka dni temu, ale skoro zjechaliśmy na Rozdroże pod Waligórą to... no sami wiecie :)
Basia nie jest fanem szwędania się pod Górach Kamiennych z rowerem - dlaczego, to można zaobserwować na zdjęciach.
Gdy przeszliśmy Mieroszowskie Ściany (nazwa zobowiązuje...), Miłosza (urocze ale strome...) oraz Wlostową i Kostrzynę, to naprawdę miała już dość pionowego spaceru z rowerem... Gdy stanęliśmy u stóp Suchawy i zobaczyłem jaka przed nami jest ściana, to zrobiło mi się trochę żal mojego Szkodniczka, i to na tyle że zaproponowałem wyminięcie szczytu drogą stokową...
Ja: Możemy obejść Suchawę, Garmin potwierdza że droga nie prowadzi w przepaść (nie takie śmieszne w Kamiennech, dwie inne drogi urywały się pionowym urwiskiem...), a obchodzi górę.
Szkodnik: Przeszliśmy dwie z trzech i co mamy teraz nie "wziąć" trzeciej tabliczki? Idziemy szlakiem.
W takich chwilach utwierdzam się w przekonaniu, że 2 października 2010 roku podjąłem jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. "Per aspera ad Astra", nawet jeśli aspera jest pionowe :)
Zjazd z Miłosza (701m)
Czesław :)
Tą drogą wyrżniętą w poprzek góry będziemy jechać za jakieś 2-3 godziny... urywa się przepaścią...
Widzicie liczbę poziomic...? Tachamy niebieskim bo
Droga nad przepaścią... Niby śpiewam sobie dość często:
"Różne drogi nas prowadzą, lecz ta która w przepaść rwie, jeszcze nie, długo nie..." - całość TUTAJ
a jednak to była taka droga (wycof do niebieskiego)
Doładowujemy parametr "ELEVATION GAIN"
Pierwszy klejnot w koronie
Kolejne urwisko... Kostrzyna (drugi klejnot w koronie)
W drodze na Suchawę (3-ci klejnot w koronie)
Drugi plan to zejście z Kostrzyny, pierwszy plan to droga na Suchawę...
Tak, to nadal niebieski szlak (nadal w drodze na Suchawę)... tak, naprawdę jest 20:00 :)
Dla nieznających: Góry Suche to jedno z pasm GÓR KAMIENNYCH, natomiast Góry Sowie to zupełnie inne góry (już nie Kamienne)
Nie wrzucam zdjęć z Waligóry bo już je znacie:
- z tego wpisu GÓRY Z KAMIENIA (parę dnia temu)
- z tego wpisu: ZNAM GÓRY Z KAMIENIA (2018)
Kategoria SFA, Wycieczka
JAWORNIK (jesteś) WIELKI, nawet BARD(z)O
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pół dnia spędzamy na SingleTrack'ach w Górach Bardzkich, potem robimy szybki wyskok na Obryw Skalny nad Bardem aby na koniec dnia wpaść jeszcze w Góry Złote. Jest tam taka góra - JAWORNIK (jesteś naprawdę) WIELKI. To jest jedna z tych gór, która nigdy się nie kończy... pchacie, pchacie, pchacie a szczytu nie widać. Kocham ten nielichy pagór.
Innymi słowy Szkodnik znowu obiecywał mi Złote Góry i słowa dotrzymał.
Składałbym się na tej bandzie... czekaj... składałem się :D
A teraz Szkodniczek składa się w wirażu :D
Tak wiem że monotematyczny kadr, ale widzicie tą drogę - złoto :D
No dobra zmieniamy kadr - Kłodzka Góra :)
Wieżę to mają tutaj wypass (pręty konstrukcyjne mają różnej długości specjalne otwory, co powoduje że jak wichr napiera, to wieża śpiewa... ale naprawdę śpiewa. Różne Hz :)
"Powiewa flaga, gdy wiatr się zerwie, a na tej fladze BIEL i CZERWIEŃ..." a pod flagą, na dole Szkodniczek
Czacha :D
No to co, dymamy na ten Jawornik :)
Dziki szlak - kto chodzi na Jawornik Wielki, kto wie gdzie to jest, ale to dobrze. Przez 4 godziny (od Gór Bardzkich po Złote, nie spotkaliśmy w górach NIKOGO !!!)
Niby to niewysokie, ale skończyć się nie chciało :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Zmora mieszka przy Rock Garden 13
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasy są wymagające techniczne i kondycyjnie, na co część osób narzeka - zwłaszcza na to drugie :)
Idzie naprawdę się zajechać na sekcjach kamerdolców, które czasem trzeba podjechać sposobem, czasem siłą, a czasem i tym i tym, z tym że tego drugiego trzeba użyć dużo :)
Nam się ścieżki bardzo spodobały, acz są one jednak zupełnie inne niż klasyka klasyk czyli nasze ukochane "Pod Smerkiem", czy też sławne Rychleby.
Imponujące jest to, że każda sekcja ma własną tablicę z bardzo dokładną informacją o:
- długości trasy i jej numerze porządkowym w całości projektu
- wysokości do "zyskania"
- wysokości do "stracenia"
- przeszkodach (i tu jest prawdziwe bogactwo: Roler, Drop, Trawers czy też właśnie tytułowy ROCK GARDEN czytaj ciśniesz po kamerdolcach)
Powiem Wam, że to był ciężki dzień... w planach było zrobić wszystkie ścieżki. Plan został zweryfikowany przez słoneczko 34 stopnie nawet w lesie... jak ciśniecie trudny techniczny i bardzo wysiłkowy podjazd w taką temperaturę, to pot zalewa Wam oczy hektolitrami... buffa na głowie to ja mogłem wykręcać, bo był jak po praniu bez wirowania... A gdy już zrobiliśmy najcięższą część ścieżek bo tą głównie podjazdową to przyszła burza z gradem jak cegły. Udało nam się schronić przed deszczem w Jagniątkowie i przeczekać nawałnicę w cudownej kawiarni, ale napierało wichrem, deszczem i ogólnie złem przez 3 godz. Trochę czasu ukradła nam zatem pogoda, a do tego nie za bardzo było jak wrócić na ścieżki, bo po kamerdolcach płynęły rzeki... więc pojechaliśmy pięknymi ścieżkami Karkonoskiego Parku Narodowego do Szklarskiej Poręby na kolacje. Klimat lasu po deszczu jest cudowny - widać to na przedostatnim zdjęciu.
Mimo burzy zatem bardzo udana wyprawa, zwłaszcza że odwiedziłem po latach przełęcz "TRZY JAWORY", która ma w moim sercu szczególne znaczenie... to tam, pewnego majowego dnia miałem największe halucynacje ze zmęczenia i wytyrania w życiu (Rajd Team360 w Szklarskiej Porębie)
Jakbyście kiedyś byli w okolicach Karkonoszy to pamiętajcie, że Zmora mieszka przy Rock Garden 13 i warto ją odwiedzić.
My też musimy tu jeszcze wrócić aby zrobić resztę tych ścieżek.
ZMORA !!!

Takie szlaki to ja lubię :)

Szkodnik vs wielki kamerdolec :)

Po kamyczkach między kamyczkami :)

Co kto woli, objazd bokiem lub skrót przez "powietrze"

Wąsko (tak to z lewej to droga - musicie złożyć się w zakręt niemal 180 stopni i to między skałami... tak, to trudne :D )

"Podjazdy na głazy" - story of PASMO ROWEROWE OLBRZYMY :D

Tytułowy ROCK GARDEN :D

Po deszczu :D

Trzy Jawory, nie dwa i nie cztery, a TRZY JAWORY... mam sentyment do tego miejsca i nazwy :D

Kategoria SFA, Wycieczka
3 Zamki i Klasztor(ysko)
-
DST
75.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zamek CISY, Zamek KSIĄŻ, Zamek GRODNO, zapora w Lubachowie (czyli nostalgia trip bo w Lubachowie mieszkaliśmy podczas naszej pierwszej EVER wizyty na Dolnym Śląsku w 2008 roku). Powrót do Szczawna Zdroju przez górę o nazwie Klasztorysko, czyli tym razem włóczymy się nie po szczytach, ale po obrzeżach Gór Kamiennych.
"Zwęzić szyk, szyb jest ciasny" - no klasyka, tak? (słowa Wedge'a Antillesa wypowiedziane podczas Bitwy o Endor)
Rewelacyjny szlak rowerowy :)
Panorama Gór Kamiennych - Trójgarb (pod linkiem wpis z przed kilku dni czyli ze szturmu na Trójgarb)
W drodze do Zamku Cisy
W zielonym lesie, na zielonym szlaku :)
Ma Fantaisie - nie powiem, nie powiem, przyciąga uwagę :)
Zamek Cisy :)
Nadal Zamek Cisy :)
Mostki :)
Zamek "Stary Książ"
Lubię takie klimaty
Jak widzę to bramę to widzę TĄ SCENĘ ("NIECH CZEKA" - SS-Obersturmbahnfuhrer Harry Sauer, 41 minuta 10 sekund)
"Zdecydowanie człowiek munduru" i "szef lokalnego SD" jeśli kojarzycie...)
Dla słabo zorientowanych w historii, to nie ma tu literówki: SD czyli Sicherheitsdienst - Służby Bezpieczeństwa...
Zdjęcie klasyk :)
Na dziedzińcu
I znowu w lesie, ścieżkami Księżnej Daisy (serio!) :)
Zapora w Lubachowie - robi wrażenie
Zamek Grodno i jego sławne sgraffito
Zacny znacznik szlaku :)
Moje ukochane Góry Kamienne - widok z pod szczytu Klasztoryska
A tu sam szczyt :)
Powrót jak zwykle po nocy
Kolejny szczyt wpada do naszej kolekcji :)
Teraz już tylko powrót lasem do Szczawna Zdroju
Kategoria SFA, Wycieczka
Izery inaczej... do you feel SINGLE(Track) 2nite?
-
DST
85.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak tylko tu wracamy to zawsze jedziemy odwiedzić "Stanisława Kwarca", lecimy aż na Smerk i wracamy po czeskiej stronie przez Izerkę.Tym razem jednak przekraczanie granicy nadal jest problematyczne (zasady ciągle się zmieniają, jak rozmawiamy z Strażą Graniczną to mówią nam, że problem jest powrót do PL, zwłaszcza że termin przyjęcia drugiej dawki "młota na kulkę z kolcami" mamy dopiero w powrocie).
Zostajemy zatem po polskiej stronie i lecimy Izery w konfiguracji jak rzadko czyli nie z Jakuszyc, ale ze Szklarskiej. Co to jestem, to wspominam jedną z naszych największych rajdowych przygód - TEAM 360 - kajak niesiony ponad kilometr niebieskim szlakiem i przez ziemniaki, halucynacje na przełęczy 3 Jawory czy też zatopienie całego sprzętu w Bobrze mimo że papiernia ukradał wodę... a czasem niektórzy z Was pytają nas: "jak to jest spać na szlaku", w przytoczonym linku do relacji znajdziecie odpowiedź!)
Izery po polsku ONLY więc nasz kierunek dziś to SĘPIĄ GÓRA nad Świeradowem-Zdrój, a to oznacza że mamy całe Pasmo Kamienickie do przejechania (a w nim między innymi Plac Czarownic). Potem zjedziemy do Świeradowa i podjedziemy na Izerski Stóg (ale przez "agrafkę", a nie przez "katorgę" - drogę o nazwie "katorga" targałem pod górę raz... wystarczy mi).
Z Izerskiego ruszymy do Chatki Górzystów - jednego z najwspanialszych schronisk górskich na świecie, zagubionego gdzieś pośród Torfowisk Doliny Izery.
Tak przy okazji, z Sępią Górą, którą będziemy robić mniej więcej w połowie wyprawy wiążę się śmieszna historia... jak pierwszy raz zdobywaliśmy ten szczyt, to akcja była taka:
na dole przeczytaliśmy, że to "Góra Kuracjuszy", gdzie pacjencji uzdrowiska Świeradów-Zdroj zażywają spokojnych spacerów w pięknych okolicznościach przyrody... nie doczytaliśmy jednak, że tyczy się to ściężki spacerowej, która w miarę delikatnymi zakosami pomału wspina się w kierunku szczytu. Poszliśmy szlakiem "na wprost"... skończyło się na wdrapywaniu się na czworakach jakąś chorą niemal pionową ścianą... zastanawiając się kto tu przyjeżdża jako kuracjusz? Czy to przypadkiem nie były chłopaki z Frontu Wschodniego (takie ciekawostki: TUTAJ oraz TUTAJ).
...zachód słońca na Hali Izerskiej (w Rezerwacie Ciemnego Nieba) jest piękny, a kiedy nasza codzienna gwiazda schowa się za horyzontem, to wbijamy na SingleTrek'i i zjeżdżamy nocą z powrotem do Szklarskiej Poręby. Single po ciemku to super doświadczenie, spróbujcie kiedyś :)

Typowe izerskie drogi :)

"Góra kuracjuszy" :D

Nasz (polska) Ścieżka w Chmurach - zbudowana na wzór zwiedzonego kiedyś przez nas SKYWALK'a po czeskiej stronie (nota bene przez tą samą "firmę od wież")

Izery to raj dla rowerów :)

Hala Izerska - rzut maską szermierczą od Chatki Górzystów :)

Droga przez Torfowiska Doliny Izery w promieniach zachodzącego słońca

Znaczek "zaawansowany" mnie po prostu kupił :)

Hey Szkodniczek, do you feel SINGLE(TRACK) tonight :D ?

SINGLE(TREK) LIGHT in the Darkness :)

"... dopóki się zapala wzrok, dopóki się splatają ręce" na kierownicy :D

-Puszczamy klamki i ogień z d***? -No, ja nie widzę przeszkód :)

Kategoria SFA, Wycieczka
Fajna ta Nowa... Ruda
-
DST
70.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszamy z Nowej Rudy na 3 góry: Górę Wszystkich Świętych, Górę Świętej Anny oraz Ptasi Szczyt (zielony szlak graniczny). Do kolekcji wpadanie także Góra Włodzicka czyli (o wiele) mniej znane szlaki Kotliny Kłodzkiej.
Klimatyczna wieża :)
"Wszyscy święci balują..." na tej górze (nawiązanie oczywiście do TEGO)
Kamienne oblicze :)
Druga wieża widokowa
"Po tej zardzewiałej ziemi ludzie pokrzywdzeni
Zabłąkani w koleinach wyschniętych strumieni..." (klasyk Mistrza Jacka)
I znowu ma granicy państwa :)
Tymi szlakami nikt nie chodzi... czasami trzeba torować przez roślinność plugawą
Co nam wpadło do...
Ważne aby było to piękne widokówki...
Niezmiennie :)
Rozdróże pod DIABELSKĄ? :D
Kolejna wieża... dziś już trzecia :)
"...and then our flag will fly, against the blood red sky, that's my lullaby"(całość TUTAJ)
"“Every sunset brings the promise of a new dawn.”
Noworudzkie bezkresy zieleni :)
Kategoria SFA, Wycieczka
Wyprawa po Kruczy Kamień
-
DST
60.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rezerwat "Kruczy Kamień" w Górach Kruczych.
Potem tak zwany (przeze mnie) ERG KRAŃCA ŚWIATA czyli Krawędź Gór Stołowych (Pasmo ZAWORY).
Nazwa ERG K.Ś. pochodzi oczywiście z książki "Pan Lodowego Ogrodu".
Podejście zielonym szlakiem
Kropki :)
Krzyżówka BHP - kocham tą nazwę (to jest przełęcz w Górach Kruczych)
Kruczy szlak konny (to nie jest jazda na szagę)
Podchodzimy za Zawory
To są wypaśne słupki graniczne
Kawał podejścia...
Ale i całkiem ładne widoczki
Spotkajmy się na Rogu za 30 min !!!
Skrót w dół :)
"Płoną góry, płoną lasy..."
Ja tu zostaję !
Kategoria SFA, Wycieczka
Góry z Kamienia
-
DST
55.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przepiękna wyprawy w Góry Kamienne. Góry Pionowe, Góry o chorych nachyleniach.
Jak ktoś z Was podchodził pod SZPICZAKA (z dowolnej strony - nota bene, bardzo adekwatna nazwa), ale pod Waligórę od Andrzejówki to wie co mam na myśli.
A na dobitkę Szkodnik kazał mi jeszcze wytachać się na Borową :)
Kamieniołom nad Głuszycą wygląda jak zatoka piracka :)
Piękny jest ten kolor ścian
Podjazdy :)
Mój własny Czarnoch :D
I znowu wzdłuż słupków
Tzw. 3 koguty :)
Góry Kamienne na jednym obrazku
Pięknie tutaj jest
I tak cały dzień... a czasem z drugiej strony to trzeba sprowadzać maszynę, bo zjazd... to samobójstwo :)
SZPICZAK !!!
SZPICZAK, SZPICZAK !!!
Magic of the moment :D
Wiecie, że nachylenia wychodzą płasko na zdjęciach... a to na zdjęciu jest strome !!! Wiecie jak to jest ściana???
Końcówkę da się zjechać :)
Najwyższy szczyt Gór Kamiennych - WALIGÓRA
Panorama Gór z Kamienia :)
Skalna Brama
Takie tam widoczki :)
Zakochany jestem w Sudetach :D
Wieża widokowa na Borowej ma kształt...
No właśnie :)
Kategoria SFA, Wycieczka
W Masywie Trójgarbu i Krąglaka... (i Chełmca)
-
DST
90.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
2200 przewyższenia/podjazdu czyli nasza pierwsza wyprawa na tych wakacjach. Nie ma to jak dobry początek, prawda? Jak to było za Króla Leonidasa? "We do what we were trained to do... what we were bred to do... what we were born to do (...) A GOOD START" (większy fragment TUTAJ).
Nasza trasa to Masyw Trójgarbu i Krąglaka, zjazd na Kolorowe Jeziorka, wspinaczka na Wysoką Kopę a potem przelot w kierunku Masywu Chełmca, z którego wrócimy z powrotem do Szczawna... masakra dowaliło po nogach, ale piękne te góry :)
"....gdy mnie ktoś o to spyta, to zak***wię z laczka i poprawę z kopyta" dosłownie (jak ktoś nie zna to TUTAJ)
Czarne chmury nad Trójgarbem
Wszystkie drogi prowadzą na Trójgarb :)
Przepiękną ma tabliczke ten Trójgarbu :)
Wieża też powiela schemat Trójboku (trójkąta) :)
Trochę skałek mijamy na zjeździe
Dobra reklama dźwignią handlu :)
Podejście na Krąglak (widok w tył na Trójgarb)
Szkodniczek na Krąglaku :)
Strome mają tu zjazdy...
Szlak został zaorany... - tak wygląda końcówka zielonego czyli znowu na dziko :)
A na koniec przeszkoda wodna :)
Wierzchowiec Ignacy zastanawia się co my właściwie odpier***my w tym polu rzepaku :)
"so the cities run quite and the rivers run SCARLET" (całość TUTAJ - kocham tą piosenkę, tekst jest MEGA). Tzw. KOLOROWE JEZIORKA
Klimat "Zakazanej Planety"
Lazurowe wybrzeże w Rudawach Janowickich czyli drugie z KOLOROWYCH JEZIOREK
Godzinę pchania później - Szkodnik na szczycie Wysokiej Kopy :)
I znowu ostro w dół :)
Szkodnik porusza się po równi pochyłej ze stała prędkością V, wiedząc że współczynnik tarcia wynosi T, oblicz...
Szkodnik popsuł KOCHBUNKRA... Obersturmannfuhrer będzie niepocieszony :)
Pomnik upamiętniający defiladę wojsk koalicji anty-napoleońskiej (rarytas takie rzeczy znaleźć)
Mój rower je skały na śniadanie :)
I znowu w promieniach zachodzącego słońca :)
Mniszek... zabił mnie ten napis. No to nałapiemy sobie przewyższeń...
No i jeszcze Chełmiec na dobitkę... po nocy
Kategoria SFA, Wycieczka
Tylko dla Ołrów... z Jurajskich Warowni :)
-
DST
329.00km
-
Sprzęt The Darkness
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jurajska masakra zamkami piastowskimi...czyli wyprawa zastępcza
Dlaczego zastępcza, bo od ponad roku nosimy się ze Szkodnikiem, aby objechać Tatry. Tak całe, od Nowego Targu do Nowego Targu przez Słowację (Smokoviec, Sterbskie Pleso, itp). Jednak Słowacja nadal jest w zasadzie zamknięta turystycznie, więc mimo że mieliśmy takie plany na długi czerwcowy weekend, to nie ma na razie na to szans. Tydzień temu postanowiliśmy zatem poszukać jakiegoś alternatywnego długodystansowego szlaku - jest tego w Polsce trochę, ale cześć z nich takie jak GBS czy GSS, to nie dość że idą przez góry więc w 2 czy 3 dni to Wam się uda pociągnąć całości, to jeszcze w dodatku trzeba je rowerowo sztukować, bo Babiogórski Park czy Karkonoski Park to Was rowerowo nie puści.
Postanawiamy zatem "pociągnąć" cały Szlak Orlich Gniazd czyli szlak zamków na Jurze Krakowskich-Częstochowskiej. Szlak ten znany jest nam w wielu fragmentach, bo po Jurze włóczymy się często (sami, jak i rajdowo), ale całość na raz to jednak jest wyzwanie. Szkodnik wpada na pomysł, aby zrobić z tej akcji jeszcze większą wyrypę. Pojechać Orle Gniazda, ale nie wracać pociągiem, a także na rowerze, tyle że innym szlakiem i tu wybór pada na niebieski Szlak Warowni Jurajskich.
Razem będzie to ponad 300km i to w trudnym terenie - pagóry Jury, Jury pagóry... no jest gdzie podpychać. Do tego piachy, piachy, piach... no będzie hardcore.
Jest jeszcze tzw. Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, jeszcze dłuższy niż pieszy, ale chcemy głównie trzymać się tego pieszego. Jak masakra to masakra. Rowerowym będziemy się wspomagać w najgorszych momentach - najgorszych w różnym znaczeniu: tam gdzie pieszy chwilę idzie główną drogą, to wskoczymy na ścieżkę rowerową, jak nie będziemy w stanie już pchać po skałach i stromiznach, to objedziemy "problem" ścieżką, itp.
Nieortodoksyjnie zatem.
Nieortodoksyjnie, ale jednak ze znaczną przewagą szlaku pieszego. Taki mamy plan i taki plan zaczynamy realizować w czwartek (Boże Ciało) rano... Pełni w sercu uczucia, którego nie da się do końca opisać słowami (ekscytacja połączona z niepokojem czy damy radę) ruszamy w trasę...
147 km... w jedną stronę. Psychicznie trochę jednak klękam...

Pierwszy punkt kontrolny - Brama Krakowska. Klasyk klasyki :)

Od dzieciaka się tu przyjeżdżało na FANTĘ i frytki... dla mnie miejsce kultowe. W Ojcowie nie było jeszcze nic, nawet zamku :D a piwnica już serwowała rarytasy :D

Chleb praOJCÓW jedzony... Nad Przepaściami.
Taki napis wita na małym straganie sprzedającym pieczywo w Ojcowie. Żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia bo tekst jest przedni. Marketing level expert - doceniam.
Zgodnie z założeniami trzymamy się pieszego szlaku, więc zaczynamy "robić" pierwsze pagóry. Trzeba pchać, mimo że dałoby się to objechać asfaltem. Zostawiamy sobie jednak opcje objazdu na prawdziwe kryzysy, które dopiero nas czekają. Na razie trzymamy się biało-czerwonych znaczników szlaku. W jednym miejscu, na wysokości Sułoszowej szlak przebiega przez pagóry, który mają swoją nazwę "Na przepaściami" - uwielbiam taki klimat. Chodzi o te kilka rowów w polu, ale nazwa jest zacna.
Skoro pieszym to pieszym, tak?

Nie inaczej! :)

Zamek w Pieskowej Skale i Maczuga HERAKLITA (albo jakoś tak...) :D

Pola na wysokości Sułoszowej

Tak, wiem że szlak idzie drogą... ale jak Wam Straż Pożarna zastawi drogę i każe dymać przez pola (bo idzie procesja), to dymacie przez pola.

Nad przepaściami, tak :D ?

Kierunek: Zamek Rabsztyn
W lasach przed Rabsztynem zaczynamy spotykać pierwsze skipy wędrujące całość szlaku z buta. Karimaty, śpiwory, duże plecaki. Czasami wdajemy się w krótkie pogawędki, typu:
My: Lecicie całość?
Oni: Tak, a Wy? Wycieczka?
My: Nie, my też całość... i z powrotem.
Trochę nie chcą nam wierzyć, że zamierzamy dojechać do Częstochowy i zawrócić... trochę się Im nie dziwę, bo sam do końca jeszcze w to nie wierzę.
Zastanawiają się gdzie są nasze karimaty czy śpiwory. Mówimy, że będziemy jechać mniej więcej non-stop, bez noclegu - chyba że w jakimś rowie, godzinkę aby oszukać zmęczony organizm. Kręcą głowami z niedowierzaniem... lub politowaniem. Chyba jednak z tym drugim...
Tymczasem zbliżamy się do zamku Rabsztyn. Zaskoczy nas trochę ilość ludzi na zamku, ale z drugiej strony to przecież długi weekend i piękna pogoda. I tak jesteśmy tu tylko przelotem.
Przez pola i lasy...

Tylko te plamy krwi na tej trawie...

Piachy... pchanie...

Zamek Rabsztyn

"JA i TY" w Bydlinie...
Ruszamy w kierunku Bydlina. To tu niemal zawsze była baza zimowych edycji Rajdu 4 Żywiołów (w tym organizowanej przez nas CZARNEJ edycji). Zaczynamy odczuwać już trudy podróży, bo sporo podjazdów za nami, a słońce także przygrzewa. Nie narzekamy na piękną pogodę, ale jednak upał daje się we znaki. Mamy sporo zapasów w plecaku (ja mam jakieś 4,5 litra ze sobą), ale póki nie trzeba to wolę korzystać z dostępnych "źródeł". Zapasy w plecaku zostawiamy na moment, kiedy będziemy w dziczy lub/i nie będzie gdzie dokupić wody.
Nastawiamy się na pewien sklep w Bydlinie. Taki na rogu... ile razy tam się już ratowaliśmy. Od Żywiołów po różne jurajskie KORNO'a, bo on jest zawsze otwarty. Zawsze... i nie inaczej jest tym razem. Jest Boże Ciało, ale sklep hula na całego i ruch tu jak w ulu. Szkodnik dokupuje wody i znajduje cukierki JA I TY !!!
Moje ulubione (obok Mieszanki Krakowskiej), ukochane cukierki. Nie dość, że ciężko jest je w ogóle dostać, to tutaj sprzedają je na sztuki. Pasuje Wam?
CUDOWNY SKLEP W BYDLINIE... i tak, tak, zamek też tu mają fajny.


Ruiny zamku w Bydlinie

Dokładnie TAK !!!

A tu już ruiny zamku Pilcza w Smoleniu (roboczo zwanym Zamkiem Smoleń).

Na lekko... czyli w stylu alpejskim :)
Są jaja! Jako, że pieszy czerwony przeplata się (a czasem leci równolegle) z Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd, to spotykamy także oprócz - wspomnianych wyżej - piechurów z tobołami, także rowerzystów z sakwami, plecakami, pojemnikami. Jadą sobie cały szlak, tak jak my... ale jest coś na rzeczy. Jak zawsze, po prostu zawsze na rajdach to my mamy największe plecaki i wyglądamy, jak "nie z tych zawodów"... niektórzy taśmą klejąca montują banana do ramy, aby lecieć "na lekko", bez plecaka... to tym razem, to my wyglądamy jakbyśmy jechali na lekko. Nie mamy sakw, karimat, jeden (owszem duży) ale jeden plecak na głowę... to znaczy na plecy, nie na głowę, ale rozumiecie?
Wyglądamy jakbyśmy byli nie z tej bajki... znowu. Chyba taki już nasz los... nie dość, że urwani z choinki, to jeszcze nie tej co trzeba.
Wygląda jakbyśmy szturmowali Częstochowę w tzw. "stylu alpejskim", a nie oblegając ją jak niegdyś Szwedzi. Nota bene, znacie --> TO? Jedna zwrotka opisuję tą obronę.
Owszem, nie mamy karimat czy śpiworów, ale jedzenia i picia w plecaku to mam na 3 dni. Naprawdę? Hej bycie paranoikiem i prepersem zobowiązuje!.
Do tego wiedząc na co się piszemy, wiedząc że przyjdzie nam spać pod wiatami turystycznymi i być w drodze przez (grubo ponad...) 24 godziny, wybrałem najwygodniejszą koszulkę rowerową, najwygodniejsze buty... to naprawdę ma znaczenie przy takim czasie podróży.
Jednym z najbardziej nietypowych spotkań na szlaku jest spotkanie z zawodnikami z imprez na orientację: Agnieszka i Jarek. Także jadą Szlak Orlich Gniazd, z tymże ten rowerowy i zamierzają się zatrzymać w Krakowie. Naprawdę idealny timing, bo spotkaliśmy się tam gdzie rowerowa część szlaku pokrywa się z pieszą. 2-3 minuty i minęlibyśmy się nie spotkawszy się.
Znamy ich ze zmagań na naszej Kompani KORNEJ, czy też z Rajdu Waligóry. Super że Jarek przeżył - w końcu zaginął gdzieś w masywie Babiej Góry w "moich ukochanych Dolinkach Podkrakowskich" :P :P :P
Miło było Was zobaczyć!!
Park pałacowy w Pilicy (lekko zbaczamy ze szlaku aby go zobaczyć)

Które drzwi wybrać?

Park pałacowy...

Tak, zignorowaliśmy tabliczkę... ale jednak będzie wycof, bo tutaj to naprawdę nie zejdziemy

"Słońce już gasło, wieczór ciepły i cichy, okrąg niebios..." (TUTAJ)
Dzień się pomału kończy, acz światła zostało nam jeszcze ze dwie godziny. To jednak czerwiec, więc jest jak w piosence ("It's June afternoon, it never gets dark...").
Docieramy do Ogrodzieńca i tutaj zjemy coś ciepłego. Przyda się to przed nadchodzącą nocą. No jest ciężko, to naprawdę terenowy szlak i idzie o wiele wolnej niż myślałem. Wersja "Hurra" planu zakładała bycie w Częstochowie przed zmrokiem... hahahahahaha. Tak, jasne. Wersja zbilansowana planu zakładała 1:00 w nocy, ale wygląda że nam to nie grozi. Nasza średnia cały czas oscyluje wokół 12km/h... piachy, pagóry, (ale i) przeloty. Nic nie możemy przyspieszyć, a zmęczenie jest już spore.
Ogrodzieniec to jedna wielka długoweekendowa impreza, ale przynajmniej czynne są różne jadłodajnie, a naprawdę potrzebowałem tego kotleta...
W promieniach zachodzącego słońca

Hmmm, nie znam tej maszyny oblężniczej...

Szkodnik na Zamku w Ogrodzieńcu

Piachy, znowu piachy... pchanie

Wieczorne bezdroża czerwonego szlaku...

Legenda (o) zamku Morsko
Łapiemy się na ostatnie chwile światła dojeżdżając do jednej z najbardziej znanej skały na Jurze: Okiennika Wielkiego. Udaje się zrobić kilka zdjęć i dosłownie kilkanaście minut później nadchodzi mrok. To będzie bardzo ciemna noc, bo księżyc dziś "słabiutki". Wiecie jak jest "Noc była czarne jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana i polityka angielskiego ministra"
Montujemy oświetlenie i ruszamy w kierunku Zamku Morsko. Pamiętam podjazd pod niego z niejednego jurajskiego rajdu... będzie bolało, zwłaszcza, że mamy już ponad 100 km w nogach.
Powiem więcej... dopada mnie kryzys. Nie wiem jak dojadę do Częstochowy... tym bardziej nie wiem jak wrócę.
Zamek Morsko... według jednej z legend po zamkowych murach nocą pełza jakaś poczwara. Nie jest zdefiniowany ani rodzaj, ani gatunek... ani nawet typ czy gromada, aby dało się ustalić tożsamość i właściwości w znaczeniu co zadziała (np. czy wykazuje jakąś odporność na ogień czy błyskawice, itp). Nie wiem ile w tym prawdy, a ile legendy... ale wiem jedno. Leżę na wznak na środku parkingu... na ciepłych, rozgrzanych po całym dniu kamykach. Jeśli mają tu monitoring, to widzą niecodzienną scenę... a mogą mieć, bo jest tu też hotel.
Jakiś gość leży rozłożony na środku parkingu. Szkodnik mnie kopie "Misiek, wstawaj! Nie rób scen..."
Zostaw mnie Szkodnik... taki będzie mój los. Umrę tutaj i potem pożre mnie to coś, co pełza po murach.
Szkodnik traci cierpliwość, idzie ubić to coś co pełza... wraca za 10 min i mówi, że nie będzie żadnego pożerania i mam wstawać. Cóż robić... wstaję i jedziemy dalej.
Okiennik Wielki jak zawsze robi wielkie wrażenie

Szkodnik na skałach fotografuje Okiennika :)

Zjazd z Zamku Morsko

Konsekwentnie...

"Sen zwiastunem jest nadziei, we śnie wszystko jest możliwe..." (całość TUTAJ, klasyka klasyk)
Nadziei, że damy radę to przejechać... Jedziemy w kierunku zamków Mirów i Bobolice. Jako, że jest noc to nie będzie - teraz - zdjęć tych obiektów. Będziemy tędy wracać i wtedy pojawią się, w rozdziale ich dotyczącym. Jako, że jak zawsze przed taką wyprawą, nie udało nam się porządnie wyspać, więc trochę zaczyna nas mulić senność. Nic poważnego jeszcze, bywało nieraz gorzej (np. wtedy, wtedy lub wtedy :D ), ale postanawiamy złapać kilka minut otrzeźwiające drzemki. Oj będzie ona orzeźwiająca, bo nocą temperatura spadnie nawet do 6 stopni... a przecież to nie góry.
Rozkładamy się pod wiatą, pośrodku drogi rowerowej pomiędzy Mirowem a Żarkami. Zamęczeni trudami podróży, jak i tygodniem w pracy zasypiamy w kilka chwil.
Budzi nas zimno i to przejmujące, ale mamy na to swoje sposoby. Rozkładamy zawsze obecny w naszych plecaku koc ratunkowe i przykrywamy się nimi. Otuleni tym cudownym wynalazkiem (oddawaj moją część kołdry, Szkodnik!) łapiemy 2 pełne godziny snu. Będzie od razu lepiej się jechać. Przed 3:00 w nocy ruszamy dalej.
Kolejny zamek na naszej drodze

Wojciech z Potoka... herbu Jelita... gość musiał mieć nieźle przej***ne w szkole :D :D :D

Zamek otwarty od 8:00, ŻABEK od 6:00
...i chwała mu za to!! Docieramy do Olsztyna. To ostatni Zamek przed Częstochową.
Magia czerwca... jest po 5:00 rano. Jasno zrobiło się godzinę temu, a mam wrażenie jakby była połowa dnia.
Patrząc po śladach na rynku (balony, pełne kosze) to musiała być tu niezła impreza wczoraj, ale teraz Olsztyn praktycznie chrapie. Pusto, nikogo... na bramie zamkowej jest napis, że zamek czynny od 8:00, ale wszystko jest otwarte więc wbijamy.
Po chłodnej nocy i chwili snu na kawałku drewnianej ławki, marzy nam się coś ciepłego na śniadanie. Patrzymy a tam Żabka od 6:00 - to już za parę minut. Postanawiamy poczekać i zostajemy pierwszymi klientami Żaby. Nowy dzień witamy ciepłą bułą panini z kurczakiem i ciepłą herbatą. Od razu lepiej.
Ale stare tabliczki w pierwszych promieniach nowego dnia

Świt się z nocy budzi :)

Na zamek to tylko balonem

Zamek Olsztyn

U kresu... wyprawy i sił
Powiedziałbym, że ostatnia prosta... ale trzeba będzie to wszystko jeszcze wrócić. Dojeżdżamy pomału leśnymi ścieżkami do celu naszej wyprawy, ale chcemy wykorzystać jeszcze ciepło budzącego się dnia (nadal jesteśmy trochę zmarznięci po nocy - ja wiem, że 6 stopni to nie dramat i nieraz jeździliśmy jak było -10, ale jednak to co innego iść na rower jak jest -10, a co innego jak jesteście spoceni po całym dniu upału, a przychodzi zimna noc...).
Znajdujemy sobie przytulne miejsce w... młodniku. Ukrywamy rowery, jesteśmy z dala od głównej drogi... idziemy po prostu spać pod "choinkami", w trawie, ot tak. Jeszcze godzinkę snu sobie złapać leżąc w trawie. Jakby mnie ludzie z roboty widzieli, to by chyba złapali się za głowę... poważny Menadżer Zespołu Inżynierów, człowiek z zasadami.... śpi jak menel pod krzakiem, lekko śmierdzący (człowiek, nie krzak) przepocony po całym dniu poniewierki. Nadałbym się chyba na seryjnego mordercę. Przykładne życie na pokaz, a druga twarz to... ciiiii, już nic, bo za dużo powiem i potem wpadną mi wraz z drzwiami, nawet nie pukając, tak jak TUTAJ.
Docieramy w końcu do Częstochowy. Mieliśmy tu być przez zmrokiem (hahahahaha...), o 1:00 w nocy (tak, oczywiście...), ale jesteśmy po 9:00 rano. No to, w tył zwrot i do domu. Odwaliliśmy kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty :)
No dobra, nie do końca w tył zwrot. Jedziemy na wschód do Mstowa, aby stamtąd złapać niebieski Szlak Warowni Jurajskich. Podążaliśmy znakami w kolorze szkarłatu, teraz przerzucamy się na znaki w kolorze błękitu.
To co w tył zwrot i do domu :)

No raczej!

SHOW ME THE WAY TO THE NEXT... ROŻEN BAR (parafraza klasyki)
Wbijamy na szlak niebieski i ruszamy w drogę powrotną. Prowadzi on do Rudawy (tej niedaleko Krakowa - zaraz za Zabierzowem).
To tylko prawie 160 km. Nadal nie mogę uwierzyć, że dojechaliśmy do Częstochowy na rowerach...ale tu nie ma co wierzyć, tu trzeba kręcić bo to 150 km się samo nie zrobi.
Szlak wiedzie polami, bezkresnymi polami. Upał jest spory i marzy mi się coś zimnego... a tu tylko pola i łąki.
Cieszymy się, że po dwóch drzemkach Sleepmonster nas nie napastuje, ale zjeść coś ciepłego by się przydało. Najchętniej zupę... i WTEM!!! jest!
Przy drodze, z nienacka wyrasta Bar ROŻEN. Wygląda trochę przykro, ale wbijam na zasadzie "raz kozie śmierć" i okazuje się to doskonałym wyborem.
Przemiła starsza Pani gotuje tu samodzielnie na kuchence i robi domowe obiady. Jej specjalność to KIEŁBASA oraz jeszcze więcej KIEŁBASY :D
Nie przepadam za kiełbasą jak kręcimy taką trasę, ale Pani ma tu różne rarytasy. Rozsiadamy się na drugim, ciepłym śniadaniu. Aż żal ruszać dalej. Rewelacja!
Jeszcze kawałek :)

Droga jest celem !!

Wciąż dalej i dalej a jednak bliżej i bliżej... domu

BAR ROŻEN - świetna miejscówka na szlaku

Wyprawa do złoto... do Złotego Potoku
Przejeżdżaliśmy czerwonym szlakiem przez Złoty Potok, ale to była noc.
To jakie tu mają ścieżki rowerowe to jest jakiś kosmos. Rewelacja! Niesamowity węzeł szlaku i piękne skały. Niewiele udało się zobaczyć bo było ciemno, więc wracamy specjalnie tutaj "za dnia". Nadłożymy trochę drogi, bo odbijamy z niebieskiego, tylko po to aby przejechać Złoty Potok raz jeszcze.
Po prostu złoto, złoto w Złotym Potoku.
"Nie braknie bezdroży i dróg..." (całość TUTAJ)

Kapliczka Św. Idziego

Las w Złotym Potoku

Grota Miśk... Niedźwiedzia (chociaż jak nie dźwiedzia, to ja już nie wiem kogo :D )

Wielka niebieska jedynka :)

To se ne vrati...
To pewien znak naszych czasów. Zamki Jury były ruinami, teraz stoją dumnie - pięknie odnowione. Z jednej strony to wspaniale, z drugiej czasem żal urokliwych ruin.
Jest jednak coś jeszcze, zmiana w dostępności tych obiektów. Kiedyś czerwony SOG (Szlak Orlich Gniazd) szedł fantastyczną ścieżką wśród skał pomiędzy Mirowem i Bobolicami, dziś ten odcinek jest zamknięty, a szlak jest przeniesiony na Trakt Królewski... czytaj asfalt. Właściciel odnowił zamki i owszem udostępnił je (płatnie), ale szlak między nimi zamknął. Z jednej strony go rozumiem, bo z tego co czytałem, to co roku wywożonych było stąd kilkadziesiąt ton porzuconych śmieci ("Naród wspaniały, tylko te ludzie ku**y" - cytat przypisywany Piłsudskiemu i powiem Wam, że Marszałek miał rację... ). Nie mam nic przeciwko płatnemu wstępowi na zamek, niech "robi" fundusze na remonty i utrzymanie, ale płatny wstęp na teren dookoła zamku już podoba mi się dużo, dużo mniej... czasem jest to tak ogromny teren, że bez opłaty w kasie do zamku to nawet nie podejdziecie, a to już fajne nie jest... Tak zrobił Ojców, Smoleń, teraz Mirów i Bobolice.
Ech, a kiedyś to się za dzieciaka chodziło z pochodniami po ruinach zamku Tenczyn w Rudnie. To były czasy... szkoda ich trochę. Nie ukrywam, że też cieszę się trochę, że taki kawał naszej historii nie stoi w jakieś totalnej ruinie zapomniany przez wszystkich i wiem, że ciężko pogodzić te dwie sprawy... ale zamykanie terenów wokół zamku, to dla mnie krok w złą stronę.
No ale teraz zapnijcie pasy, bo robimy skok w czasie i przestrzeni - czyli jedziemy przez Morsko, Ogrodzieniec w kierunku Wolbromia, bo tak prowadzi nas niebieski!!
Zdjęcia poniżej.
Mirów!

Bobolice!

Spotkanie na szlaku :)

Żegnaj czerwony przyjacielu... widzimy się na Zamku Morsko :)

Zamek Morsko za dnia - nikt nie leży na parkingu :)

Podjazd z Okiennikiem w tle :)

Wypasione mają tu te drogi rowerowe

Idziemy na (CZARNY) żywioł... czyli przez Wałbrzych Małopolski
Za Ogrodzieńcem zaczęło się ściemniać. W nogach mamy już grubo ponad 200 km... zmęczenie jest już naprawdę srogie. Zbliża się druga noc. Tyle było z planu aby być o 20:00 z powrotem w domu. Ten plan poszedł się paść kiedy w Częstochowie byliśmy rano, a nie w środku w nocy... Niebieski szlak prowadzi nas do Wolbromia i w Dolinę Dłubnii.
Wolbrom... masakra dla mnie jest to miasto (przepraszam wszystkich mieszkańców). Kojarzy mi się z Wałbrzychem, który zawsze mnie lekko przerażał... teraz już jest o wiele lepie, ale kiedyś Wałbrzych to było dla mnie miasto upadłe. Na tyle, że bałem się zostawić tam auto jak szliśmy zdobywać Chełmiec do Korony Gór Polski (ponad 10 lat temu). Naprawdę miasto ruin i zdemolowanych budynków. Wolbrom jest dla mnie taki sam. Masakra.
Iść do lasu w nocy? Żaden problem. Penetrować jakieś opuszczone ruiny. Kiedy zaczynamy? Przejść się nocą po Wolbromiu... ja podziękuję. Wiadomo, że to jakieś wyobrażenie i pewnie opiera się na pewnym błędzie poznawczym, to jednak jeżdżenie nocą po Wolbromiu to... Szkodnik, wynosimy się stąd!!
A to wcale nie jest takie proste, bo trzeba się wspiąć na wielką górę. Góra zdaje się mnie zatrzymywać "zostań tu, zostań tu na zawsze". Mimo zmęczenia, mimo mega styrania cisnę pod górę jak Szatan.. Szatan to mi siedzi na plecach i zaraz mnie dopadnie, bo jestem w Wolbromiu nocą!!
Udaje nam się w końcu opuścić to urokliwe miejsce... ufff, przeżyliśmy. Teraz wjeżdżamy na tereny, które były mapą naszej edycji Rajdu IV Żywiołów czyli w Dolinę Dłubnii.
Niebieski szlak pójdzie po miejscach, gdzie wisiały nasze punkty kontrolne a więc zaczynamy już odliczać kilometry do domu.
Ciśniemy także ile się da, mimo zmęczenia bo prognozy pogody się trochę zmieniły. Mają pojawić się mocne deszcze od soboty rano. Mamy noc z piątku na sobotę... mieliśmy piękne dwa dni i jesteśmy po prawie 300 km drogi. Bardzo nie chcemy aby nam teraz dolało, zwłaszcza że gleba tutaj jest taka, że zapycha rowery tak, że koła się przestają kręcić. Wolimy tego uniknąć na koniec wyprawy.
Ciśniemy zatem do domu ile nam zostało sił w nogach. Sleepmonster jest straszny, bo to w zasadzie druga przespana noc (nie licząc drzemki pod wiatą i w młodniku). Końcówka jest ciężka... bardzo ciężka
... gdzieś pod Wolbromiem. Tu nie ma czasu robić zdjęć, tu trzeba spi***lać!!

Szkodnik! Jesteśmy w domu!!!

To zła STRAVA była...
Mieliśmy dotrzeć do domu w piątek wieczorem, dotrzemy w sobotę rano. Około 4:30 rano... Trochę słabo, bo mieliśmy się przespać i jechać w sobotę Beskidy :)
Planowaliśmy zamknąć trasę w 36 godzin. Wyszło ponad 43 godziny więc mamy błąd gruby w szacunkach (nie mamy do siebie szacunku, że się tak tyramy...).
Z jednej strony zrobienie tej trasy to wielki wyczyn, z drugiej nasi ULTRA koledzy potrafią zrobić 500 km w 36 godzin (np. Obywatel Tygrys na Grassor 444).
Owszem nie mamy co się z Nimi porównywać nawet, bo to nie nasza liga... ale trochę żal, że nie zmieściliśmy się w założonych 36 godzinach. No i to sporo się nie zmieściliśmy.
To przewyższenia zrobiły swoje. W zasadzie 4000m sumy podejść/podjazdów oraz piachy, piachy, piachy... to nas mocno sponiewierało.
329 km, 43 godziny non-stop, 4000m przewyższeń... czy to już/jeszcze ULTRA? Czy po prostu jesteśmy zdrowo poje***ni?
Nie wiem. Idziemy spać bo jesteśmy wykończeni. To była piękna wyprawa i przekroczenie kolejnej granicy: absolutny czas trwania wyprawy. I to cieszy!
Szkoda tylko, że się STRAVA nie zapisała... 3 power banki aby telefon nie padł przez 43 godziny. Pilnowanie baterii i co... klikasz "zapisz wycieczkę", a aplikacja się wywala i resetuje. Po odświeżeniu wycieczki nie ma... ech, ja wiem, to tylko kawałek softu, błędy się zdarzają, tylko szkoda że akurat na takiej wyprawie. Bo mogło wywalić każdą, ale czemu akurat tą...
Finalne statystyki naszej wyprawy :D

Kategoria SFA, Wycieczka