aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

Przez lasy i knieje Kobióra :)

  • DST 73.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 marca 2023 | dodano: 19.03.2023

Sobotnia wyprawa z Kingą w okolice Tychów, Żor i Kobióra.

Ruszamy :)

"Już miałem na oku hacjnendę, piękną - mówię Wam..." (no chyba każdy wie skąd... ale jakby coś, to TUTAJ)

Hubert(us), zostaw tego jelenia :D

Dwa czołgi i baranek :D

Kawkę na  drogę?

Piękna leśna aleja

Mostki w przepuście?

"Oswojony" przepust...


"... i tylko się kijem jako Orientalista od wody opędzał" :D (parafraza wiersza "Sowiński w okopach Woli")
- tak, to jest szersze niż się wydaje
- tak, to jest tak głębokie jak się wydaje


Obelisk znalezion :D

Drogi do upalania :D

"Welcome to CAMP NAVARRO, so you are a new replacement?..." (
kocham sierżanta Dornan'a :D  ---> TUTAJ )

Gdzie znowu leziesz, Szkodnik? :D

Droga pod Wysokim Napięciem :D

No zgadzałoby się :)

Po szczytach :)
"Nieoswojony" mostek...


Dobrze oznakowana droga rowerowa... tylko drogi zapomnieli zbudować :)

Co to za złoża? Co to za rudy? :D

WĄGIEL!! MIAŁ Szkodnik obiecane GÓRY WĘGLOWE, to ma! :D


Był WĄGIEL, jest i WODA!

Domek na wodzie

WINCYJ WODY (a jakoby mniej domku)

Pozostałości dawnej Huty
Tak zwany DOMEK SHREK'a :)

"A great bear in the woods wants all he sees: from the snakes in the grass..."

to the chimpanzees. We all know it ain't fair, it's a jungle out there !! (
Całość TUTAJ)
A Jego Piekielna Wielebność ROGAT czuwa na wszystkim na wysokości :D

...a jako że stroma to się PYCHA :P :P :P

Krzoki rozumiem, sam się lubię się potarzać po krzokach (z naciskiem na SAM :P :P :P), ale w sandałach - to już perwersja :D


Na pierwszym planie Szkodnik i Kinga, podczas gdy na drugim planie odwala się jakaś grubsza matematyka (TUTAJ)

Takie tam z zacnym Ostańcem Drzewnym :)

Dobrze widzicie, po drugiej stronie jest WYPASS droga... no ale - tak jakoś, tak zupełnie niespodziewanie... - po tej pierwszej stronie... czyli przedzierając się w kierunku jakieś przeprawy...


Mimo, że jesteś starą rurą to i tak KOCHAM CIĘ :D no ale cóżby nie, skoro umożliwiasz upragnioną przeprawę :D

Mr. EvilSmile :)

Końcówka dnia... gdzieś nad spokojnymi wodami



Kategoria Wycieczka, SFA

Z widokiem na Tatry...

  • DST 63.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 marca 2023 | dodano: 05.03.2023

Łapiemy rowery, Kingę oraz okienko pogodowe... i ruszamy na przejażdżkę z widokiem na Tatry. Długo by opisywać czemu na blogu było ostatnio stosunkowo cicho i królowały głównie wpisy szermiercze, ale jak to mówią, u nas "zawsze coś". Ważne jednak, że udało się w końcu wyrwać. Z mocnym naciskiem na "udało", bo wcale nie było (i nie jest...) to takie oczywiste.  
Na razie tyle w temacie... na razie zdjęcia z ostatniej wyprawy.

A miało ponoć padać :)


Drużyna w komplecie... kolejno odlicz :)

Chyba zostałem w ariergardzie

Plan na dziś - ale będą także pewne odnogi tego szlaku

W drodze na DOMAŃSKI WIERCH

Byłby ładny widok, tylko te pagóry zasłaniają :)

Przez pola :)

"Świat się wokół nas wciąż mniejszy staje,
kontynenty na odległość dłoni są,
samoloty jak z dziecinnych bajek
ponad głową coraz szybciej niebo tną... "
(klasyka TUTAJ)
(a ja wciąż liczę, że to jednak "Efy" lecące na wschód "na żniwa"... albo chociaż żeby coś zaorać bo to nie ta pora roku... choć Ef'ów to chyba byśmy nie zobaczyli, bo to maszyny bezsmugowe - nota bene, to był jeden z powodów dlaczego nasze Siły Powietrzne wybrały akurat ten myśliwiec. No ale ważne aby RUS też nie zobaczyli, a prace polne zostały wykonane :P)

Nieoczekiwana zmiana... sprzętu

Herezja, proszę Państwa, tak wygląda herezja... nie wierzę, ma ktoś sznur? Idę się powiesić... gdzie jest coś wysokiego?

Nada się !!

Szlak w najpiękniejszym kolorze (mimo, że przecież uwielbiam zielony :D) - jak ktoś nie łapie ironii to poczytajcie sobie o oznaczeniach szlaków (i nie... czarny wcale nie oznacza, że jest najtrudniejszy, to popularny mit :P)

BHP? Nie słyszałam :P

"Proszę Państwa. gdyby dziewczyny przestały na chwilę gadać, to usłyszelibyśmy huk tego pięknego wodospadu..." :D :P :P :P

Trochę jak starszy brat i młodsza siostra :P

Opuszczając tereny Rzeczypospolitej :)

Słupek graniczny z 1920 (nie z 1918 :P - uświadamia tym co niewiedzą, że odzyskiwanie niepodległości to był kilkuletni proces i "pograniczne w ogniu" - polecam tzw. MAPPING)

Lubimy takie miejsca...

Coś te góry słabo odśnieżane :P

JESTEM POCIĄGĘ !!!!

Pod daszkiem :)

Wciąż dalej i dalej

Po śniegu

Jeszcze 6 i pół kilometra do Kofoli i "wyprażonego syra" :D

Zdjęcie rozwodowe... barany do nas do domu nie mają wstępu!
JESTEM POCIĄGĘ 2 :D

"Czasem kiedyś już zmęczona, w chwili krótkiej przyjemności, w złotych słońca stu ramionach, Ty wygrzewasz stare kości..." (całość TUTAJ)
MROK: |No osłabłem, Szermierz... osłabłem. Wiedz, że jak Szkodnik interesuje się Baranem... to coś się dzieje... trzeba by chyba jakąś koalicję anty-owieczkową powołać..."


Nocny powrót



Kategoria SFA, Wycieczka

Zawody Ligi B (SFA)

  • Aktywność Sztuki walki
Sobota, 18 lutego 2023 | dodano: 21.02.2023

Be-(a)-ware, it's official now!!! czyli nareszcie się udało. Udało nam się odpalić - i to w pełnym wymiarze! - zawody tzw. Ligii B czyli zmagania szermiercze dla naszych młodszych (stażem) zawodników. O szczegółach za chwilę, ale niech to wybrzmi, niech ma to swój moment w czasie: udało się. Po "szermierce w czasie zarazy" (2020) i drugim roku plagi (2021), udało się zrealizować projekt, którego początki sięgają roku 2019, kiedy to zadaliśmy sobie jedno zajebiście ważne pytanie: "ŁÓDŹ you like to die?" :P :P :P  
Dobra, dość tej hermetycznej narracji, już wyjaśniam o co chodzi.

Jak pewnie wiecie Puchar 3 Broni czyli tzw. TRÓJBÓJ KLASYCZNY rozgrywamy od wielu, wielu lat. I to tak naprawdę wielu bo pierwsze Mistrzostwa, które posłużyły za jego początek, to był przecież rok 2005. Niezły kawał czasu, ale mimo to pamiętam wszystko jakby to wydarzyło się wczoraj. Dla mnie były to moje pierwsze zawody szermiercze w życiu, więc emocje sięgały zenitu (co to w ogóle za określenie... ja tam wolę konkrety, tak "po inżyniersku"... niech mi ktoś e końcu powie jaka to jest dokładnie wysokość, bo to określenie wydaje mi się jednak trochę nieprecyzyjne :P ).
Basia zaczęła startować trochę później bo w 2006 roku i to mimo faktu, że pojawiliśmy się w szkole równolegle bo oboje w 2003 roku. Ona zaczęła swoje starty od "II Mistrzostw" (nota bene, zdjęcie z naszego jubileuszowego wpisu, na którym Basia jest w białym kaftanie, pochodzi właśnie z tamtych zawodów!!). 
Potem już wszystko poleciało "z górki" i następne lata zaczęły przynosić kolejne edycje Pucharu 3 Broni, robiąc go - z roku na rok - coraz bardziej trudnym i wymagającym cyklem zawodów. Profesjonalizacja dyscypliny to jest kierunek rozwoju, o którym nam chodzi, nad którym pracujemy zarówno organizacyjnie jak i żelazem (bo przecież startowaliśmy w zawodach przez lata), ale przynosi on także pewne konsekwencje. Mianowicie poziom zawodniczy rośnie bardzo szybko i niektóre osoby, które dopiero co zaczęły swoją przygodę z szermierką, mogą mieć obiekcje startu w zawodach. Oczywiście zależy to w dużej mierze od konstrukcji psychicznej zawodnika, ale dla niektórych, wyjazd na zawody lokalne czy Mistrzostwa, na których można będzie odpaść już w pierwszej rundzie (bo trafi się na jakiegoś "KILLER'a" z 15-letnim stażem w obijaniu masek)... był "lekko" stresujący. Nie dziwię się, bo sam pamiętam jakie emocje targały mną na moich pierwszych zawodach... Euforia i frustracja, determinacja i strach plus jeszcze kilka innych.
Wychodząc naprzeciw temu zjawisku, zorganizowaliśmy w Łodzi, w 2019 roku tzw. Zawody Debiutantów i okazały się one bardzo dużym sukcesem. Przyciągnęły one wielu zawodników, którzy do tej pory, dość zachowawczo podchodzili do pomysłu swojego startu. Jednocześnie my przekonaliśmy się, że to świetne rozwiązanie. Powstał pomysł stworzenia LIGI B, jako ligi przygotowawczej do głównego cyklu zawodów Pucharu 3 Broni, rozgrywanego na jesień.  I wiecie jak to bywa... "kiedy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (link wyłącznie na własną odpowiedzialność - jak zawsze na tym blogu) i kiedy mieliśmy już wszystko przygotowane aby wystartować z nowym cyklem zmagań szermierczych, pewna "kulka z kolcami" ostro wjeb**ła nam się w plany... i przy okazji rozwaliła prawie całą światową gospodarkę... po prostu wszystko trafił szlag.     
Niemniej, co Cię nie zabije, to Cię okaleczy... więc gdy w 2022 udało nam się wrócić do organizacji Pucharu 3 Broni, to wrócił także pomysł Ligi B i na nowo zaczęliśmy przygotowania do odpalenia już całego cyklu, a nie pojedynczego "strzału" jak w 2019 roku. Tak oto doprowadza nas to do dnia dzisiejszego, czyli do pierwszych z dwóch zawodów Ligi B, Kraków 2023. To tyle tytułem wstępu... pora przyjrzeć się co się działo.

Rapier, to jest jednak magia :)

Jak tu nie kochać Rapiera, jak się widzi taki akcje :)

No i znowu: "magic of the moment" (zasłona lekko spóźniona)


"... człowiek się znowu czuje półbogiem, bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem" (klasyk TUTAJ)
Sobota wita nas deszczem. Doskonale - pogoda idealna: można cały dzień siedzieć na sali i obijać sobie maski, przy użyciu Szpad, Szabel i Rapierów. Podobnie pomyślało sporo naszych Szermierzy i stawili się w naprawdę licznej grupie... powiem szczerze, że byłem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony frekwencją: Łódź, 3miasto, Poznań, Wrocław, Katowice, no i oczywiście reprezentacja gospodarzy. Ponad 30 startujących na samej lidze B? Kosmos, ale to cieszy, bardzo cieszy i tylko potwierdza, że takie zawody są kolejnym krokiem w kierunku rozwoju dyscypliny (także tej egzekwowanej na zawodnikach - choć z tym to akurat bywa KUPA roboty. Taki mega-hermet dla tych, którzy wiedzą o co chodzi...).
Rejestracja, kontrola sprzętu, odprawa i zaczynamy. Grupa Armii "SFA Południe" (Kraków, Wieliczka) wystawiła potężną reprezentację, więc mimo "przemieszania" zawodników lokalizacjami, nie obyło się bez kilku bratobójczych walk.
Dla nas z Basią to także idealna okazja aby zaobserwować czego nauczyli się (lub nie...) nasi podopieczni. A wiecie jak jest...
"Twoi uczniowie będą tacy jak jesteś, a nie tacy jakimi chcesz aby byli..." czyli innymi słowy "z wielką mocą wiążę się wielka odpowiedzialność"
...trenerska. Odpowiedzialność trenerska. Pierwszy cytat to słowa - nieżyjącego już niestety - profesora Zbigniewa Czajkowskiego, legendy polskiej szermierki, u którego mieliśmy zaszczyt - w pełnym znaczeniu tego słowa - robić z Basią kurs instruktorski na AWF Katowice. Na każdym kroku przekonujemy się, jak niesamowicie prawdziwe jest to stwierdzenie. Prawdziwe... aż do bólu. W praktyce oznacza to zatem ogromną odpowiedzialność, aby swoim zachowaniem, czyli dosłownie "sobą", promować pewne postawy zawodnicze, których będziemy potem oczekiwać od swoich uczniów. A oczekujemy często bardzo wiele: od gry fair-play, przez umiejętność zarządzania emocjami w walce (to jest mega trudne... znam to z autopsji... autopsji czyjejś czyli niejednego pokrojonego "krzykacza" :P :P :P) po umiejętność wyciągania wniosków i dobierania taktyki do przeciwnika, z którym przyjdzie Im skrzyżować klingi.
Tym bardziej cieszy, gdy przed walką Zawodnicy podchodzą do nas i pytają "co robić w nadchodzącej walce". My takich odpowiedzi udzielamy, ale czasami "wiedzieć co", a "umieć jak" to są dwa różne światy. Dla nas to także ciekawa obserwacja, bo możemy spotkać się z całym spektrum zachowań:
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje się do rady i Mu to wychodzi lub nie, ale próbuje i można ocenić nad jakim elementem pracować...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik nie stosuje się do rady robiąc różne inne działania, ale po walce twierdzi, że się stosował do udzielonej rady) - tu bywa zabawna dyskusja po walce
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik stosuje działanie, mimo że przeciwnik NIE opuszcza broni...) - tu bywa jeszcze zabawniejsza dyskusja
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (zawodnik robi działanie B, gdy przeciwnik opuszcza broń... powtarzalnie... działanie B, które jest np. odwrotnością działania A...)
- rób działanie A gdy przeciwnik będzie opuszczał broń (a zawodnik chwilę później stwierdza, że A na pewno nie zadziała i że wie lepiej...) - no OK, ale po ch*j zatem pytałeś :D

No powiem Wam, że bywa kosmos z postrzeganiem sytuacji z boku, a zza maski. Obserwacje potrafią rozjeżdżać się jak korytarz życia na autostradzie...
Trochę mi to przypomina mnie samego z początków nauki szermierki... kiedy dostawałem radę: uspokój walkę, a ja mówiłem "OK" i ruszałem na pełnej k***e... tzw na pełnej p***e..., a nie - to też nie to określenie... mocy, na pełnej mocy. Ruszałem na pełnej mocy do przodu przyspieszając walkę jeszcze bardziej. A potem, schodziłem wściekły z dublem i twierdziłem uparcie, że przecież zwolniłem!
Taaaaak... w niektórych, młodych-gniewnych widzę siebie samego z dawnych lat.
Nieśmiertelne, po prostu nieśmiertelne "do as I say, don't do as I do"

Z dedykacją dla naszych Uczniów, z taką trochę mentorską troską... ale tylko tych którzy nas - chociaż czasem - słuchają :P

"The smell of resined leather,
the steely iron mask
as you cut and thrust and parried
at the fencing master's call
He taught you all he ever knew,
to fear no mortal man..."
(całość TUTAJ)

chociaż muszę przyznać, że kiedyś - kiedy ja wychodziłem na planszę to sercu zawsze mi grało:

"If you win or you lose,
it's a question of honour
and the way that you choose
it's the question of honour...
I can't tell what's wrong or right
If black is white or day is night
(but) I know when two men collide
IT'S A QUESTION OF HONOUR..." (
całość TUTAJ)

Pojedynek na broń białą ma w sobie coś hipnotyzującego... można się ścigać, grać w jakąś grę, rywalizować w dowolny sposób i też jest fajnie, ale jednak gdy skrzyżuje się z kimś klingi, to jest to zupełnie nowa jakość. Cieszę się zatem, że tylu naszych nowych podopiecznych podziela to uczucie i wystartowało w zawodach.

Głębokie gardło :)

Ładny ten wypad, ale czemu to natarcie idzie tak nisko... i czemu obrona "krzywą" czwartą zamiast drugą lub siódmą :P

Kwintesencja Rapiera - z obu stron zasłona lewakiem i natarcie Rapierem... piękne dopełnienie "El circulo magico"

Venom przygotowuje się do natarcia :)


Najgorsza robota na świecie, zawód podwyższonego ryzyka :D
Zawody Ligi B to także okazja dla naszych młodszych stażem sędziów, aby praktykować... czyli uczyć się sędziować, a to nie jest łatwe. Nie chodzi mi tutaj o przyswojenie zasad, bo tu sprawa jest w sumie dość prosta: albo ktoś spuścił komuś łomot, albo ktoś ten łomot dostał (to tak zwana powszechna zasada zachowaniu WPRD-Olu)... no dobra! OK, OK... wiem, że upraszczam... bo przecież konwencja i i duble... ale nie czepiajmy się szczegółów. Chodzi o pewną ideę.
Chodziło mi tu raczej o postrzeganie akcji, bo walki często toczą się w bardzo szybkim tempie i utrzymanie koncentracji, jest naprawdę trudne. Największy grzech początkujących sędziów? Sędziują ostatnią akcję... nie widzą na przykład 2-3 trafień w lewo, które padły wcześniej i sędziują trafienie w prawo, które zostaje zadane już "całe wieki" później, ale Oni nie zdecydowali się zastopować walki (co jest dużym błędem).
Niemniej, nie da się tego po prostu wyuczyć, to trzeba wypraktykować - oglądnąć 1000-ce walk i nauczyć się "czytać" intencje zawodników. Jak zaczniecie widzieć, że zawodnik A wykonał wiązanie i pchnięcie z kryciem w linii 6-stej, na co zawodnik B bronił się zasłoną oporową i dał odpowiedź, którą zawodnik A spróbował wyprzedzić (czyli de facto ponowił) to będziecie w stanie ocenić czy wystąpiła różnica tempa w ocenianej akcji. Pamiętajcie, że różnica czasu, a różnica tempa to dwie różne rzeczy, ale o tym może kiedyś indziej...
Sędziowanie to także niewdzięczna fucha, bo wszyscy mają do Ciebie pretensje - przecież to nie ich wina, że nie umieją walczyć i przegrali... to jest twoja bo twoja ocena nie pokrywa się z ich wizją rzeczywistości. Abstrahując od tego, że nie oceniamy jakości trafień (bo to głupota - ale o tym też kiedyś indziej) to do dziś pamiętam jedną rozmowę:
Gość otrzymał prawdziwego skull-crusher'a w czapę... bałem się, że wgniotło Mu ze 3 kręgi w kręgosłupie, takiego strzała na masku zaliczył. Jednocześnie... końcówka broni trafił przeciwnika w lewą dłoń... w sumie, to był bardziej przypadek niż intencjonalne trafienie... i co? Jego opinia o sytuacji: miałbym szramę na twarzy, a Tobie odcięło by rękę... pół kilko żelaza, w prawdziwej walce zaostrzonego, spada Ci na głowę z taką siłą, że zgina Ci "stawy w kolanach", a maska ma widoczne wgniecenie kraty... a Ty twardo twierdzisz, że miałbyś szramę na twarzy. Masz ryj z betonu... czy tylko umysł? Bo ja już nie wiem...
Tak więc pamiętajcie, szanujcie sędziów swoich - możecie trafić na gorszych... wiecie na przykład "ślepych liniowych" i niedomagających głównych :)
To klasyczne już - jak nasze szermierka - pytanie "Liniowi?"... a tu cisza i chorągiewki opuszczone... ech.
Wyroki śmierci są tu na porządku dziennym, a groźby karalne adresowane są do nas masowo :)
No, ale nie śmiejąc się już - trzeba się tego gdzieś nauczyć, doświadczenia się nie przeskoczy, a gdzie będzie lepsza okazja do nauki niż zawody. I podkreślam raz jeszcze, nie mówię tylko o postrzeganiu walki, ale o całym ceremoniale, zwłaszcza w finałach, gdzie dodaje to klimatu toczącym się walkom. 
Potrzeba nam wyszkolonych sędziów czyli zawodników, którzy rozumieją ideę szermierki klasycznej, umieją postrzegać i oceniać akcje (i to takie, które dzieją się czasem w mgnieniu oka,) a do tego trzeba umieć radzić sobie ze stresem wynikającym z odpowiedzialności za powierzone zadanie - przecież komuś przekreślamy marzenia, mówiąc że odpadł i nic nie wygrał. Prawie mi przykro... prawie, bo jakieś takie kruche były to marzenia. Szybko się przekreśliły, roztrzaskały :D
Żartuję oczywiście, w Lidze B każdy jest zwycięzcą: bo się odważył, bo spróbował, może nabrał ochoty (bo doświadczenia na pewno) i wystartuje w cyklu Pucharu 3 Broni 2023.
Bardzo na to liczymy!

Zasłona druga nie broni łapy od góry :P

Nawet trochę publiczności nam przyszło :)

...w sumie to sporo jak na zawody Ligi B


Droga do Poznania... szermierki może być długa i kręta, ale może być też wspaniałą przygodą
Tak! Już w kwietniu drugie zawody Ligi B, których gospodarzem będzie Grupa Armii "SFA PÓŁNOC" (Dywizja eee tzn. filia w Poznaniu). Patrząc po emocjach jakie towarzyszyły naszym zawodnikom, to wszyscy JUŻ czekają na te zawody. To dobrze, to bardzo dobrze, bo przecież o to w tym chodzi. Zawody to może i dla nas pewne narzędzie treningowe, ale także kapitalna zabawa, więc pilnujcie ogłoszeń co i kiedy :) 
Ale nim zawitamy do Poznania, to dwa słowa podsumowania o krakowskiej edycji:
- udało się
- zajebiście się udało
- duża frekwencja i całkiem niezłe walki finałowe
- sporo emocji, bo latały maski... latały k***wy, latała broń. Kontrola emocji - tego też trzeba się nauczyć. I nie dlatego, żeby nie cisnąć maską przez całą salę, ale po to uspokoić walkę i wypracować sobie moment trafienia. Pojedynek to czasem długa gra, naprawdę długa gra... nerwów. 
Jak mawiał profesor Czajkowski "kochaj szermierkę w sobie, a nie siebie w szermierce", więc pracujcie nad gaszeniem płonącej krwi i nauczcie wypracowywać sobie - czasem długo i cierpliwie - zwycięstwo. Praca, pokora, determinacja.
A nawet jeśli Wam się nie uda, to pamiętajcie że porażka - owszem, może być tragedią, ale może być też lekcją - momentem nauki.
Odsyłam do  naszego jubileuszowego wpisu gdzie opisywałem swoje największe "momenty nauki" w mojej karierze zawodnika.

A jeśli już kompletnie nie wiesz co robić, to rób pompki - pompki są dobre na wszystko. Podziękujesz nam kiedyś za tą radę :D

Głębokie gardło 2: Po rękojeść  :)

Jeszcze jedno z Rapiera :)

Medaliści wszystkich konkurencji: Szpada, Szabla, Rapier (M/K) + Trójbój klasyczny (suma punktów ze wszystkich 3 kategorii)

Bez kitu, zdjęcie wyszło jakby to była nasza Gwardia Przyboczna - chociaż w sumie czemu nie :D :D :D


Kategoria SFA

Jubileusz SFA - część 1

  • Aktywność Sztuki walki
Niedziela, 22 stycznia 2023 | dodano: 28.01.2023

20 lat minęło jak jeden dzień, parafrazując klasyka... ale to prawda, bo w tym roku mija nam 20 lat z bronią w ręku. Ogólnie jest dla nas rok jubileuszowy, bo mija nam także 10 lat z mapą na kierownicy, czyli dekada startów w zawodach/maratonach/rajdach na orientację (ORIENTEERING). Z tej okazji postanowiliśmy stworzyć szereg wpisów dotyczących obu tych jubileuszy (Jubileusz SFA oraz Jubileusz ORIENT). Z jednej strony pozwoli nam to na podsumowanie naprawdę sporego kawałka naszego życia, a także na poruszenie tematów na które nigdy nie ma miejsca, przy opisywaniu jakiś konkretnych zawodów lub rajdów.
Dla Orientalistów będą to np. najlepsze punkty kontrolne lub największe nasze wtopy nawigacyjne, a dla Szermierzy najważniejsze lekcje lub zdarzenia, widziana zza maski szermierczej. Chyba zatem każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynam od tego co było pierwsze czyli JUBILEUSZU SFA.

Nie zamierzam opisywać tutaj całej naszej historii, jak to się stało, że trafiliśmy z bronią w ręku na planszę szermierczą, bo to materiał na osobną książkę :P
Skupię się raczej na pewnych podsumowaniach, wnioskach i przemyśleniach... a że "uczyć się na własnych błędach jest oznaką mądrości, a na cudzych... geniuszu", to może niektórzy z naszych obecnych Zawodników/Podopiecznych/Uczniów znajdą w tych materiałach coś wartościowego. O ile oczywiście będą umieć czytać między wierszami, ekstrapolować podane tu informacje i wyciągać odpowiednie wnioski. Niemniej nie zawsze będą to grzeczne opowieści, bo sięgają czasów gdy kształtowała się moja psychika jako zawodnika i instruktora... uważam zatem, że zostaliście ostrzeżeni - zapraszam, ale "THERE BE DRAGONS".

"- What's his weapon?
- Rapier and dagger"



Najważniejsze lekcje czyli momenty przełomu...
...chwile, w których dowiedziałem się o sobie czegoś bardzo ważnego, poznałem tajemnice doboru odpowiedniej taktyki do danego przeciwnika, dostałem bolesną ale jakże ważną lekcję pokory. Tak, właśnie to te ostatnie, a nie sukcesy czy zwycięstwa nauczyły mnie najwięcej. Pamiętajcie także, że są to opowieści z całego okresu naszej kariery szermierczej, z 20 lat więc nie patrzcie na nie przez pryzmat dnia dzisiejszego. Obecnie skupiamy się głównie na prowadzeniu zajęć, sędziowaniu i ogólnej organizacji SFA... ale były też czasy kiedy walczyliśmy o Puchar 3 Broni mając w głowie tylko jedną myśl: "zwycięstwo nie jest najważniejsze... JEST WSZYSTKIM". Były to czasy kiedy zarządzenie emocjami w walce nie istniało, kiedy szło się naprzód po zwycięstwo nie zważając na koszty... czy było to skuteczne? No właśnie NIE... no i o tym będzie dzisiejsza nasza opowieść. O lekcjach pokory w służbie celu jakim jest tryumf. Będą to opowieści o tym jak "wojownik" spotkał "technika" i zawarli pewne porozumienie, bo oboje zrozumieli, że są dla siebie kluczem do sukcesu. Bez techniki czy taktyki wasza wola walki rozbije się o "ścianę", która sami przed sobie postawicie... ale nawet najwyższe umiejętności bez chęci zwycięstwa, bez pasji, bez woli walki na niewiele się zdadzą. Kluczem jest umieć się "odpalić" w odpowiedniej chwili, często "na żądanie" i to w taki sposób, żeby sięgnąć po całą gamę znanych sobie działań, odpowiednio dobierając je do przeciwnika naprzeciw Was.
Technik jest dla wojownika narzędziem do osiągnięcia upragnionego celu... a wojownik jest dla technika drogą, motywacją do doskonalenia umiejętności. 
Lekcje będą bez nazwisk, choć Ci którzy są z nami nieco dłużej (niż dekadę :P), mogą w nich rozpoznać o kogo chodzi... na przykład, że o nich :)


LEKCJA 1 "...bo mi na to pozwalasz" 
Sparing szpadowy, bardzo siłowa walka... w szpadzie... czyli absurd... ale nie ma o tym pojęcia, na tym etapie. Pewien wojownik wie lepiej i napiera ile fabryka dała. Wiele osób trafia poprzez bardzo siłowe pchnięcie z cofniętej najpierw ręki - u nas szermierczo zwane to jest "torpedą" albo "pizdą" (na przykład na ryj). Działa, więc nie przyjmuje do wiadomości, że działa to tylko na początkujących szermierzy, który wtedy panikują... i że atakując w ten sposób, jak przeciwnik NIE spanikuje i się obroni, to jestem potem jak "na widelcu" i zawsze dostanę.
CO TAM! Kto by słuchał... przecież działa i daje zwycięstwo. Szybciej, mocniej, byle do przodu... Ten plan był bez wad!
...i nagle, wtedy przeciwnik robi unik i wykonuje cięcie, bardzo mocne cięcie wprost na moją rękę. Klinga trafia mnie w dłoń, idealnie w kości palców, tuż za tarczkę Szpady... ARGH... zabolało.
Ale co tam! Udało Mu się! Następnego razu nie będzie... ignoruję radę "to głupie co robisz" - szybciej! mocniej. Byle tylko posłać mocniejszą p... torpedę.
Znowu unik i szpada ponownie ląduje na mojej dłoni... ból jest ogromny. Drugi raz z rzędu metalowy pręt tnie powietrze, aż słuchać świst i spada na kości mojej ręki... zaczynam widzieć na czerwono... to mieszanka bólu i furii... ponownie ignoruje padające "mówiłem Ci - NIE RÓB TAK". Jeszcze jedno natarcie na pełnej k***... mocy, na pełnej mocy.
Znowu świst broni, znowu unik przeciwnika i ponownie jego klinga trafia w moją dłoń, tym razem najmocniej ze wszystkich 3 razy... tym rzem ból składa mnie prawie do parteru, a broń wypada mi z ręki. Nie jestem w stanie zamknąć dłoni tak boli... ściągam rękawice... szrama jest konkretna. Uderzenie rozcięło skórę i łapa całkiem nieźle krwawi... krew ścieka mi po palcach, ale boli tak naprawdę nie samo rozcięcie skóry, ale to piekielne stłuczenie kości/okostnej. Mięśnie dłoni aż drżą... jestem wściekły, ale to koniec walki, nie utrzymam szpady w dłoni... pytam: CZEMU to robisz...
... i wtedy pada zdanie, które rozwala mój dotychczasowy światopogląd:
BO MI NA TO POZWALASZ... czego oczekujesz, walczymy, chcesz mnie trafić i to "torpedą", czyli - innymi słowy - chcesz mi pierd***lnąć, więc się bronię. Czy naprawdę oczekujesz, że jako przeciwnik po prostu pozwolę się trafić? Mówiłem Ci, że to głupie działanie, bo jak zrobię unik - nie spanikuję przez twoim agresywnym natarciem, to mam twoją rękę tak eksponowaną, że jej już nie obronisz. Pokazuję Ci to, dość dobitnie ale pozwalasz mi na takie działanie.
Mówiłem Ci, że to głupie, ale uparcie wiesz lepiej - sam się zatem przekonaj. Czemu to robię?
Bo mi na to pozwalasz, bo mi to umożliwiasz, bo walczysz głupio, bo nie myślisz, bo nie słuchasz, więc ponosisz tego konsekwencje.
Dla mnie to punkt przełomu... może ktoś z Wam by się obraził, że to tylko sparing, a właśnie dość mocno obito Wam łapę... może ktoś by zareagował agresją... ale ja wtedy, w tamtym momencie powiedziałem tylko : naucz mnie tego.
Naucz mnie: jak nacierać poprawnie, tak abym mógł się obronić, a nie lądował w sytuacji "na widelcu"
Naucz mnie: jak się bronić przed takimi "torpedami", bo inni też tak robią.
Naucz mnie jak walczyć skutecznie. 
Naucz mnie...
Lekcja nr 1: Bo mi na to pozwalasz... absurdem jest oczekiwać, że przeciwniki będzie współpracował i poczeka aż go traficie... a wiele technik samoobrony, kursów typu "mistrz karate w 24h" opiera się na tym, że przeciwnik pozwoli Wam wykonać jakąś technikę... uwierzcie, że "nie pozwoli". Podkreślam - nie mówimy o sporcie - gdzie np. nie wolno uderzać w tył głowy bo przepisy tego zabraniają. W prawdziwej walce nie będzie "nie wolno" i nie będzie, że to niehonorowo. Liczy się tylko skuteczność... więc naucz się tak prowadzić walkę aby nie pozwolić przeciwnikowi na wiele.

Spory małżeńskie level zawody :)



LEKCJA nr 2: "... "Plan zawsze działa... do momentu konfrontacji z przeciwnikiem".

Andrzej... moja Nemezis. Niesamowicie dobry techniczne szermierz, zwłaszcza na Rapiery. Członek innej, mocno zaprzyjaźnionej z SFA, szkoły. Jeden z najtrudniejszych przeciwników z jakim kiedykolwiek walczyłem: zasięg, szybkość, umiejętności taktyczne i techniczne... notoryczny ćwierć-pół-a-czasem-i-finalista naszych Mistrzostw. Nieważne czy był to rok 2008, 2010, czy 2013. W normalnych okolicznościach czerpałbym garściami doświadczenie wynikające z możliwości sparowania z Nim na treningach... ale okoliczności nigdy nie były normalne. Widywaliśmy się regularnie... raz do roku, na Mistrzostwach we Wrocławiu. Walcząc najpierw o wyjście z grup eliminacyjnych, a potem o kolejne szczeble "drabinki" zawodów, prędzej czy później się na Niego trafiało. Jak człowiek miał pecha to już w eliminacjach "miał Andrzeja w grupie", bo los tak chciał (los albo "to życie k***wskie" - bo wtedy wyjście z grupy było utrudnione).
Dostawałem zatem szansę na pojedynek z Nim tylko raz w roku... RAZ W ROKU! Szansę aby sprawdzić czy to czego nauczyłem się przez ten rok, tym razem starczy aby Go pokonać.
Powtarzalnie jednak, rok rocznie schodziłem z planszy jako przegrany. Nieważne jak dobrze szły mi zawody i choćby rozbijał w danym dniu wszystkich, to w walce z Andrzejem mógł być tylko jeden wynik. Bynajmniej nie ten, na który liczyłem. 

Zajebiste znowu te grupy..: D (czasy gdy nie mieliśmy aplikacji do rozgrywania zawodów)


Po porażce wracałem do treningów i przez kolejny rok uczyłem się kolejnych technik i taktyki, aby spróbować raz jeszcze... Ćwiczenia w parach na treningach, obozy treningowe, analiza filmików z walk aby dowiedzieć co zrobiłem źle (a mówimy o filmikach z dynamicznych walk, kręconych około 2010... więc jakość tych filmików, to nie była powalająca :P). Macie już jednak kontekst... a teraz sama lekcja. Rapier!.
Często otrzymywałem od Andrzeja trafienie natarciem "po skosie z góry". Zawsze mnie to zaskakiwało, a nawet jeśli zdołałem podjąć jakąś akcję obronną, to nigdy nie była skuteczna. Nawiązywała się wymiana na żelazie, w której sobie nawet radziłem i kiedy - miałem wrażenie - że walka była pod kontrolą, nagle wjeżdżało mi to skośne pchnięcie w bark Rapierem. ARGHHH... no nie umiałem tego sparować. Tu ważna uwaga: Andrzej trafiał mnie tak często - w znaczeniu często sięgał po tą technikę, ale nie ma się co dziwić: była po prostu na mnie skuteczna.
Na podstawie obserwacji własnych, rozmów z Markiem i analiz filmików, udało mi się wyizolować tą technikę. Wyizolować, skodyfikować, zrozumieć... a następnie przez długie miesiące w różnych lekcjach szermierczych szukałem najskuteczniejszej obrony przed nią. Kolejnym krokiem był trening, trening, trening aby nauczyć się wykonać działanie obronne w sytuacji realnej walki. W dynamice, w odpowiednim timingu. No i nauczyłem się tego!! Z dość dużą powtarzalnością zaczęło mi to wychodzić... pełen entuzjazmu szykowałem się zatem do kolejnych Mistrzostw. Plan był prosty, jak pojawi się to działanie, to ja tym razem się obronię i przejmę inicjatywę w walce!

... tak więc, gdy na pewnym etapie Mistrzostw przyszło mi stanąć naprzeciw odwiecznego rywala, czułem że jestem gotowy. Powtarzałem sobie w głowie: "nie zlekceważ, masz asa w rękawie, ale to nadal bardzo niebezpieczny przeciwnik. Nie daj się ponieść... nie zlekceważ, ale bądź gotów".

"Zawodnicy na miejsca - Salut - Postawa - Gotów... (...)

-- cholera! jak nigdy, jak nigdy GOTÓW !!! ---
- WALCZYĆ !!!"

Świat dookoła przestaje istnieć... wszystkie zmysły są skupione tylko na przeciwniku. Wszystko dziele się jak w zwolnionym tempie, każda sekunda wydaje się minutą. Mam też wrażenie, że wzrok zawęził mi się do swoistego tunelu, w którym widzę tylko własny Rapier sunący przez powietrze i broń rywala. Styk żelaza i wtedy się zaczyna - wymiana: zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź, zasłona odpowiedź
...i nagle widzę to... rozpoczyna się znana mi już sekwencja ruchowa, za moment z mojego lewego skosu wjedzie mi to zabójcze pchnięcie... ale widzę to - jestem gotowy!
Włącza się pewien automat, krok w bok po okręgu, wyrzucenie lewej ręki z lewakiem (sztylet) w kierunku kosza broni przeciwnika, prawa ręka z Rapierem wędruje w stronę zasłony czwartej jako dodatkowa asekuracja obrony lewakiem, ale jednocześnie szpic mojej mojej broni zostaje skierowany ku masce zbliżającego się przeciwnika. Skręt barków i zejście niżej na nogach... Chwilę później czuję i słyszę (sic!) charakterystyczny ślizg kling po sobie - Rapier przeciwnika zawisł na mojej zasłonie, na moja broń trafia Go w prawy bark YEAH !!! udało się - obroniłem się! Zadałem trafienie. HELL YEAH !!!
ZA DZIA ŁA ŁO !!!
Euforia, ekstaza, tyle lat na to czekałem - dawaj, jedziemy dalej...
... i wtedy stało się coś co niesamowitego. Andrzej już ani razu, w tej walce, nie zaatakował w ten sposób. Użył 3 innych działań, z którymi kompletnie sobie nie poradziłem. Wygrał walkę 3:1, ale ani razu nie powtórzył akcji z pierwszego zdarzenia... akcji, którą stosował na mnie nagminnie i obrona przed którą miała "dać" mi tą walkę...
...ale gdy okazało się, że nauczyłem się przed nimi bronić, rozbił mnie zupełnie innymi działaniami.
Zszedłem z tej walki zdewastowany... zdruzgotany psychicznie... ale i mądrzejszy.
Lekcja nr 2: taktyka powinna być dobiera elastycznie i do przeciwnika. Jeśli działa stosuj jak zdartą płytę, jeśli nie działa, natychmiast zmień... poszukaj innej skutecznej.
Walka to nie tylko broń: technika vs technice, wola przeciw woli... duża część walki rozgrywa się w głowie. To tak w kontekście gdy dziś pytam naszych uczniów: "jak zidentyfikowałeś przeciwnika i jaki miałeś pomysł na niego?" a Oni mi czasem odpowiadają: "ale co masz na myśli bo nie rozumiem pytania?"
Tak, ten fakt (że nie rozumiesz) już ustaliłem sam... ale spokojnie, ja też nie rozumiałem.

Szkodnik jeszcze BIAŁY

Szkodnik już CZARNY (interpretujcie ten zapis jak chcecie :D :D :D)



LEKCJA NR 3 "I've stopped fighting my inner Demons... we are on the same side now"
Duże, międzynarodowe zawody we Wrocławiu. Gościmy szermierzy z Białorusi oraz Ukrainy i to w liczbie naprawdę dużej, bo łącznie koło 20 osób. Dodając naszych Zawodników z Krakowa, Piotrkowa, Śląska, Trójmiasta, no i oczywiście Wrocławia dostajemy jedne z największych zawodów w historii naszej szkoły.
Jest klimat (to wprawdzie nie pierwsza nasza "międzynarodówka" bo krzyżowaliśmy już klingi z Irlandczykami, Czechami czy Szwedami), ale BY i UKR goszczą u nas pierwszy raz.
To jest jednak mój dzień, idę przez eliminację jak burza - rzadko kiedy z taką łatwością przychodziło mi wspinanie się po "drabince" zawodów, jak wtedy.
Nieraz się z grupy nie wyszło, nieraz wyszło się po naprawdę morderczej walce... ale dziś wszystko przychodzi szybko, i łatwo.
Pół finał rozstrzygam łącznie może w 30 sekund (wszystkie 3 trafienia). Dziś nie zatrzyma mnie już nic, prawda?
...no i wtedy przegrywam finał nim jeszcze stanę na planszy.
Jeden z najlepszych szermierzy ekipy UKR jest drugim finalistą. Dzień wcześniej na treningu (bo przyjechali z wyprzedzeniem) sparowaliśmy sobie przyjacielsko i owszem - był przeciwnikiem trudnym - ale nie "zaporowym". Radziłem sobie całkiem nieźle.
Teraz podchodzi do mnie gdy stajemy naprzeciw siebie w finale i wypowiada to zdanie:
"It's honour to cross the blades with you"
... i to jest koniec... cała moja pewność siebie znika, pozytywne nakręcenie (sportowo tzw. optymalny poziom pobudzenia) wyparowuje, a w pustkę po nim wlewa się... strach!
Odbieram te słowa jako niesamowitą presję, że muszę zawalczyć na jakimś-niesamowitym-ale-nieokreślonym-poziomie, muszę spełnić-jakieś-bliżej niesprecyzowane-oczekiwania, pokazać w-sumie-to-nie-wiem-dokładnie-co-ale-wiem-że-muszę... psycha mi klęka. Po prostu klęka.
Nie zrobię w tym finale nic... po prostu nie będę dla Niego przeciwnikiem... nie podejmę walki.
Jak dziecko we mgle, z tym Rapierem... przegram go bo nie nie zrobię zupełnie nic... w dzień, w który wszystko mi wychodzi.
Nie zrobię nic w najważniejsze walce zawodów, nie podejmę walki... 
Ktoś by mógł powiedzieć, że srebrny medal to też ogromny sukces... ale
Po pierwsze - z perspektywy wojownika "srebrnego medalu się nie wygrywa - tylko przegrywa się złoty"
Po drugie - z perspektywy technika - ważniejsze, że z tej walki też wyjdę mądrzejszy... pamiętacie "Zemstę Sith'ów"

"-Jesteś ranny, Mistrzu Yoda?
- Tylko moje ego, tylko moje ego..."
(jaka niesamowita i prawdziwa była to odpowiedź... głębsza niż mogłoby się zdawać)

Lekcja nr 3: emocje, naucz się kontrolować emocje w walce. On Cię pokonał nie dlatego, że był lepszy szermierczo - może był, tego nie wiemy bo nawet nie podjąłeś walki...kto jest lepszy szermierczo nie daliśmy rady sprawdzić. On Cię pokonał jednym zdaniem wypowiedzianym przed walką. Przegrałeś tą walkę ze sobą... nie z Nim.
I co gorsza, prawie na pewno zrobił to NIE intencjonalnie... dostałeś wspaniałą pochwałę i poskładało cię psychicznie jak niestabilnego emocjonalnie Janusza :P

W niektórych naszych młodych Zawodników widzimy nas samych z dawnych lat
To niekoniecznie jest pochwała... w sumie to zupełnie nie jest pochwała :D



LEKCJA nr 4 "Behind this mask there is more than just flesh. Beneath this mask there is an idea..." (klasyk TUTAJ)
Uczę się zasłony szóstej. Znam już jej tajemnicę "źle postawiona szósta nie działa" (chcecie poznać tajemnicę zasłony czwartej? :P).
Rzecz ma miejsce na obozie szermierczym, dawno dawno temu w Starym Sączu. Dzieje się to podczas lekcji indywidualnej.
Jak najlepiej próbuję powtórzyć pokazany mi ruch: kąt nachylenia nadgarstka, ułożenie klingi w przestrzeni, wycinek okręgu jaki kreśli klinga przy skręcie dłoni... po prostu staram się idealnie odwzorować zobaczony ruch. Niestety zasłona nadal nie działa, nie zatrzymuje pchnięć, które trafiają mnie raz po raz w bark (w lekcji nauczania robimy do zrzygania liczbę powtórzeń - aby wyrobić sobie nawyk czuciowo-ruchowy, więc było tego naprawdę sporo). Skupiam się jeszcze bardziej... widocznie nadal coś niedokładnie odwzorowałem: może ręka jest za nisko, może za wysoko, może za mało wysunięta do przodu albo za bardzo cofnięta na biodro...
Dopiero bezpośrednie pytanie wyrywa mnie z tego transu... a brzmi mniej więcej tak:
CO TY K***A ROBISZ?
Patrzę ogłupiałym wzrokiem i odpowiadam: no próbuje powtórzyć ruch jaki pokazałeś, jaki zapamiętałem, a było tak że twoja ręka była skręcona o około x stopni, z klingą pod kątem...
Wtedy pada drugie pytanie:
"Ale zdajesz sobie sprawę, że każde natarcie jest inne? Raz nacieram na maskę, raz na korpus, raz na rękę, raz siłowo, raz delikatnie... nie zadziała Ci zawsze taka sama zasłona. Zasłona to zbiór cech, to pewna idea... a nie jeden konkretny ruch"
Mam wrażenie, że ta wypowiedź sięga zakamarków mej duszy... "ale, ale... to skoro możesz wykonać natarcie na milion sposobów, w zasadzie dowolnie względem: wysokości, kąta, siły... czyli tych natarć może być nieskończenie wiele... czy to oznacza..."
"TAK"
Jeszcze nie zadałem do końca pytania, a dostaję odpowiedź i to tym razem nie na brak, ale wprost w mózg. Aż mi paruje...
Punkt przełomu... nieskończenie wiele. Zasłona szósta to nie jedno konkretne położenie w przestrzeni, ale nieskończenie wiele położeń spełniających pewne ściśle określone warunki. Na przykład, jeden z takich warunków to kontrola broni przeciwnika na zasadzie dźwigni: moja "mocna" część broni jak najszybciej i po jak po najkrótszej drodze (aby było jak najszybciej) kierowana jest do zbliżającej się klingi przeciwnika. Tak więc... jeśli leci w mnie odpowiedź, gdy zostałem w wypadzie będzie to ślizg "na zewnątrz" po tzw. średniej części broni przeciwnika, ale jeśli jest to natarcie na moją rękę z dalszej odległości... to styk zacznie się jeszcze na słabej części jego broni, a ruch będzie mniej obszerny niż w przypadku wypadu (bo mam więcej miejsca i nie muszę wykonać go tak dynamicznie, a bardziej kontrolowanie)... ARGHHHH... to nie jest pozycja/ułożenie, to idea.
Lekcja nr 4 "zrozum ideę, a nie powtarzaj na ślepo zaobserwowaną sekwencję"

Tajemnica zasłony pierwszej: źle postawiona pierwsza nie działa :)

Zabija nas to co najbardziej kochamy. Moje serce kocha Rapier, kolano niestety nie przepada... i przelało trochę krwi za tą miłość
(dosłownie... nazywa się to punkcją i jak ściągają Wam dwie strzykawki płynu z krwią. z kolana.. no to robi wrażenie. Naprawdę robi wrażenie...)


To nie wszystkie lekcje jakie dostałem przez te 20 lat z bronią w ręku... To jakieś tam wybrane, ale z drugiej strony, to te chyba najmocniej zapamiętane.
Niektóre (z innych) lekcji nie nadają się do przytoczenia w przestrzeni publicznej... np tak jedna, o wschodzie słońca, na zamku pod Wrocławiem, gdzie przekonaliśmy się że to co robimy ma sens (taktycznie - bo zdrowotnie to NIE :P), no ale więcej powiedzieć nie mogę. 
No, ale halo jestem System Inżynierem, a ta grupa wyznacza KRYTERIA WERYFIKACJI wymagań, więc wszystko się zgadza.

Koniec pierwszego wpisu jubileuszowego... ale poniżej zajawka kolejnych wpisów :)
Szermierka to nie tylko naparzenie się po ryjach w maskach... czasem to naparzenie się bez masek.
A skoro robimy podróż w przeszłość, to przecież przez lata robiliśmy pokazy. To nierozłączna część naszego życia w SFA.

Niedługo wpis ORIENT 1, a za kilka tygodni pewnie SFA część 2. Stay tuned :)



Kategoria SFA

W widłach dwóch rzek... i wielu VELO

  • DST 127.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 stycznia 2023 | dodano: 24.01.2023

Wycieczka po wielu Velo (Metropolis, Evo, Dunajec, Raba, Wiślana, itp) aby odwiedzić ujście Raby do Wisły oraz ujście Dunajca do Wisły.

Drogi we mgle :)

Ujście Raby

Dwie rzeki :)

Wciąż dalej i dalej

Cel wykryty!

Prawie jak góry :)

Szosy kolejnych VELO :)

Na zakręcie :)

Tenże zakręt :)

Chodzi lisek koło drogi, z tego co wiedzę ma wszystkie nogi :)

Wiraż :)

Mostek :)

Krzory!!!

Ujście Dunajca do Wisły

Trójnóg :)
...śladami dawnych dni

Szlak Bursztynowy

Miejsce bitwy o strategiczny most... w 1939 jeden z nielicznych, otwierających kierunek tarnowski

Horyzont płonie

Wyspa :)

Prawie jak Crystal Lake - byle zatem nie spotkać jakiegoś hokeisty :D (Jason V. tribute :D )

Znowu nocą w lesie :)

Świetlisty Rogaty :)

Piękna noc :)

Prawie jak portal :)

Co znajdę po drugiej stronie?

Prawie jak bliskie spotkania 3-ciego stopnia... czyli wyjeb*łem na schodach, dokładnie na 3-cim stopniu :D
Night rider :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Lasy mają oczy...

  • DST 8.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 stycznia 2023 | dodano: 23.01.2023

Noworoczny spacer po obrzeżach Beskidu Wyspowego - tzw. "Galeria Leśna"

Stary niebieski szlak

Ku słońcu :)

Na czerwonym szlaku :)

Przez wąwóz...

Cudowne źródełko

Jak to nie wolno? To gdzie się prześpimy?

Galeria leśna :)

"3 points to GRYF"indor :)

Jaszczur z lasu deszczowego :)

Lasy mają oczy :)

Wiewiór :)

"...a to był on" - jeśli kojarzycie tego suchara o lisku

Wieczorne drogi




Kategoria SFA, Wycieczka

Podsumowanie 2022

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 grudnia 2022 | dodano: 28.12.2022

Podsumowanie tego roku nie będzie łatwe… liczba wydarzeń jakie się wydarzyły... zarówno u nas jak i na świecie, sprawia że mam wrażenie, iż od 2021 minął nie rok, a co najmniej dekada.
Dla nas był to bardzo, bardzo trudny czas i to na kilku płaszczyznach równolegle… co nie oznacza jednak, że nie miał on swoich "momentów" i pięknych zwrotów akcji. Czasami był to jednak istny emocjonalny rollercoaster, i to taki na który kupiliście bilet na 3-minutowy przejazd, a jakiś dzieciak z pierwszego rzędu drze ryja „proszę pana: szybciej”, a ten „Pan” - istny pomiot Rogatego - z sadystyczną wręcz rozkoszą, stosuje się do prośby małego k*rwia... i lecicie wyżej, szybciej i dłużej niż byście chcieli.
Rok rocznie jednak robię podsumowania, więc i tym razem pasowałoby się zmierzyć z takim zadaniem. Zapraszam zatem na nie-takie-krótki wpis opisujący kończący się właśnie "dwa zero dwa dwa". Jako, że jest to blog wyprawowy, skupimy się oczywiście na wycieczkach, ale nie zabraknie akcentów szermierczych, wojennych/wojskowych i „pracowych”. Kiedyś, światy te były dość mocno odseparowane od siebie, ale odkąd pojawiają się regularne Team Trip’y, a także wybuchła wojna na Ukrainie i wróciłem do munduru, to zaczęły się one bardzo mocno przenikać. "Zapraszam na raport lat 20" – cytując jeden z moich ulubionych kanałów informacyjnych – a dokładniej to na raport z roku 2022:

"So bring it on (bring it on)
every little tear - bring it on
every useless fear - bring it on
all your shattered dreams
and I'll scatter them into the sea..." cytat pochodzi od Mistrza Nick'a (TUTAJ)


STYCZEŃ
Wycieczki Sylwestrowe (lub około-sywestrowe) to już nasza mała tradycja, więc 2 stycznia wraz z Kamilą i Filipem ruszamy w Beskid Sądecki. Przed nami Pusta Wielka – Runek oraz Hala Łabowa. Muszę przyznać, że rzeczywiście robi się z tego PUSTA WIELKA bo schronisko na Hali Łabowskiej wydaje się całkowicie „opuszczone… jest owszem otwarte, ale wita nas głucha cisza i nieprzeniknione ciemności. Klimat niesamowity… jak z horroru.
6 stycznia w Święto 3 Króli odwiedzamy Beskid Wyspowy aby zdobyć jeden z – ciągle uciekających nam szczytów – Zębolowa. Tamtejsza kalwaria jest niesamowicie klimatyczna i chociaż dość dobrze znam poezję Asynka, to wiersz w jednej z kapliczek „Siedzi ptaszek na drzewie” jest dla mnie ciekawym odkryciem. Pod linkiem w wersji poezji śpiewanej. 
W drugi dzień długiego styczniowego weekendu ruszamy spojrzeć w Oczy Ziemi. Jest to długo wyczekiwana wyprawa w kolejne partie Lasów Suchedniowskich, bo na Oczy Ziemi ostrzyliśmy sobie już zęby od dawna.
W trzeci dzień weekendu walimy w Beskid Niski: Magurski Park Narodowy i Bacówka w Bartnem. Skończy się to na przeprawie przez rzekę… i to będzie boleć. Naprawdę boleć. I wcale nie chodziło o to, że woda była zimna… ostre kamienie na dnie i obijanie sobie paluszków, to nie jest mój ulubiony sposób spędzania czasu. Niemniej cała wyprawa naprawdę bardzo zacna. Czwarty dzień wolego po prostu prześpimy… no cóż, kiedyś trzeba.
15 stycznia ruszamy na Rajd Doliną Soły. Trasa rowerowa około 100 km, a niej czeka na na itiner ,czyli taka gra nawigacyjna (w bezpośredniej relacji z rajdu znajdziecie zdjęcie i zobaczycie o co chodzi, jeśli nie ogarniacie ki czort) w Dolinie Karpia robi furorę. Kapitalna orientacyjna zabawa.
W piątek 21.01 łapiemy jeden dzień urlopu i wędrujemy na Mędralową… choć wędrujemy to nie jest najlepsze słowo, bo śniegu jest Basi po pachy. Z wycieczki robi się lekcja torowania przez polany... 
Dzień później jedziemy do Wąchocka, poszwendać się po okolicznych lasach i złapać kolejne fragmenty Głównego Szlaku Świętokrzyskiego.

Zima vs Szkodnik i Kurier GLOVO :D


Wypadki chodzą po ludziach... ludzie po wypadkach czasami NIE...
29.01.2022 to pierwsza z najważniejszych (niestety, tym razem w bardzo złym kontekście) dat w tym roku… to dzień bezsilności i gniewu. To dzień, który na długo - niechlubnie - zapisze się w naszej pamięci… to dzień wypadku Basi i konieczność wezwania GOPR’u. Przepiękna pogoda w Gorcach, dzień bajka - jak marzenie, tylko koniec jak z koszmaru. Ech... to była nierówna walka ze śniegiem, zmęczeniem, gniewem i strachem - długo nie było wiadomo, czy GOPR da radę do nas w ogóle dotrzeć, bo utknęli na Długiej Polanie pod Turbaczem. Wysłano po nas aż 3 ekipy, ale dwie z nich zakopały się "na amen"... nawet skuter śnieżny nie dawał rady (pełen opis akcji ratunkowej znajdziecie w dedykowanym wpisie, jeśli ktoś nie widział). Dopiero quad na gąsienicach przedarł się z Turbacza na Jaworzynę, na stokach której czekaliśmy na ratowników... ale siedzenie bezczynnie to nie jest nasz styl na rozwiązywanie akcji kryzysowych.
W planach była awaryjna wersja transportowca (porąbanie większych gałęzi "choinek" i zrobienie z tego noszy ślizgowych, na których dałoby radę zwieźć Basię na dół). Do tego rozważana była także próba zrobienia kuli (taki przyrząd ortopedyczny, a nie kula w znaczeniu okrągłe i ze śniegu...), acz kopny śnieg mógłby pokrzyżować te plany... trzecim rozwiązanie była budowa schronienia na noc lub/i moje zejście po jakieś sanki i przytachanie ich z dołu. Mieliśmy koce termiczne, krzesiwo i zapałki sztormowe (idzie tym rozpalić ogień nawet w śniegu, jak się odpowiednio odczyści miejsce), ogrzewacze chemiczne...  nasze duże plecaki skrywają wiele tajemnic. I w takich chwilach bardzo, bardzo się przydają. Jedyne co wtedy się liczy to wola walki... aby nie siedzieć i płakać, ale działać, działać, działać! Ale jak macie o co walczyć, o kogo, jak macie wiarę, że to ma sens, to siłę znajdziecie w sobie sami...       

I am lost without you
You're the light always shining through
You're my luck and my truth
I'll give up on the world before I'm giving up on you (całość TUTAJ)

a jeśli wolicie po polsku, to tutaj:


Miejcie odwagę, nie tętniącą szałem
która na oślep leci bez oręża (duży plecak pomieści wiele oręża...)
lecz tę, co sama niezdobytym wałem
przeciwne losy - stałością zwycięża
(całość TUTAJ)

Potwór na gąsienicach dotarł do nas...


Gdy GOPR zwozi nas do auta, wracamy do Krakowa i noc upływa nam na SOR'ze ale noga Basi jest całkowicie zablokowana w kolanie. Basia nie jest w stanie jej wyprostować i dalsza diagnostyka w kolejnych dniach jest jednoznaczna: konieczna będzie operacja łąkotki i rekonstrukcja więzadła... a po niej, kilka tygodni o kulach i około roku rehabilitacji. Cudownie...
Nie zliczę liczby wizyt lekarskich, badań i konsultacji jakie odbyliśmy w tym okresie. Pamiętam jak nawet w moje urodziny siedzieliśmy w szpitalu czekając na opinię chirurga... która skończyła się listą badań, potrzebnych do zrobienia PRZED operacją (wiecie: będzie podawana narkoza, więc potrzeba różnych dziwnych wyników czy nie ma przeciwwskazań itp).
Co więcej, nie ma żadnej gwarancji, że noga wróci do pełnej sprawności - owszem rokowania są dobre, ale pewności niestety nie ma. Przybija nas to bardzo... tak bardzo - bardzo... 
Do tego termin operacji to 17 marca (i tak ekspresem...), ale jako że Basia, przez cały czas od 29 stycznia, nie jest w stanie tej nogi wyprostować, trafiamy także na rehabilitację PRZED operacyjną...  Po mniej więcej miesiącu, czyli na początku marca, Basi uda się odzyskać wyprost... i to nawet bezbolesny. No i co teraz, ciąć się 17-stego czy jednak nie?
Trudna decyzja przed nami... Można wybrać rehabilitację i zostawienie tego tak jak jest (ale z perspektywą, że takie zablokowanie prawdopodobnie powtórzy się kiedyś) albo można iść się pokroić, ale bez 100% gwarancji, że będzie dobrze... może się to wydawać trywialne, ale sam znam 2 osoby, które po takich operacjach nie wróciły do sportu wcale. Tak wiem, ze to dowód anegdotyczny i trzeba patrzeć na statystykę, bo znam też takie, które wróciły... ale emocje to emocje...  oj, nie był to dla nas prosty czas, doczekać do 17 marca.
(Ktoś inny postanowił jednak, że operacja dopiero 17 marca to za późno i jej start zaplanuje na 24 luty, uznając ją także za operację specjalną... ale o tym trochę później).

LUTY
Tym początkiem marca i wyprostem wyprzedziłem trochę narrację. Jesteśmy na etapie, gdzie Basia nie prostuje nogi wcale i "kuleje" po domu... a my walczymy z kolejnymi badaniami diagnostycznymi i ogólnie jesteśmy w trochę grobowym nastroju.
Zostaję jednak wypchnięty przez Szkodnika na rower, aby nie siedział przez cały czas, bo to nie ma sensu, nie pomogę... no to co, jak to zinterpretujcie? Macie kochaną Żonę, która mówi że da sobie radę i możecie jechać, czy też właśnie powiedziano Wam, że jesteście "niepotrzebni" i możecie sobie iść :D
Mówię to oczywiście żartem, bo nie mam wątpliwości "które", ale to niesamowite jak można by takie stwierdzenie emocjonalnie zmanipulować - no ale co, MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYPACZY!
Ruszam zatem, ale tylko po okolicy aby w razie czego, łatwo i szybko móc wrócić do domu. Potrzebowałem tego, aby trochę się zrestartować...pierwszy raz dotrę także w niesamowite miejsce, na Wzgórze Kaim. Tak blisko, a nigdy wcześniej tam nie byłem.
Tydzień później, 12 lutego ruszam Śladami Wielkiej Wojny czyli odwiedzam cmentarze wojenne z IWW - tym razem te najbliżej Krakowa, na które nigdy nie ma czasu "bo są przecież blisko".
Następny tydzień przynosi kolejną samotną wyprawę - tym razem na zachód od Krakowa, w szeroko rozumianych okolicach Kajasówki. Wieje jak potomek płci męskiej, kobiety negocjowalnego afektu (czyli jak sk****syn). 
Coraz bardziej martwi mnie także sytuacja na wschodzie... w kolejnym rozdziale powiem trochę więcej na ten temat, ale ogólnie śledziłem sprawę bardzo, bardzo na bieżąco (przykładowo: TUTAJ lub TUTAJ - jak się potem okazało, były to złowieszczo prorocze analizy... )
Zwłaszcza, że mój schorowany umysł widzi świat obrazami z filmów, książek i gier... i nakłada na rzeczywistość odniesienia wszelakie.  
"Lord Khadgar, Keeper of the Eternal Watch... (Joe?)
has sensed a dark power gathering around the remnants of
(Soviet Union?)
He believes that a new Orcish invasion is imminent and has urged the ALLIANCE (NATO?) to act" (całość tej klasyki TUTAJ)



Czemu Bóg nad Ukrainą też udaje że śpi
choć osacza Hiobowy go lament?
Może kiedyś i w niebie, zakołacze do drzwi
wojsko w ruskie mundury odziane

Będę białe anioły - czarną dławić się krwią
nader łatwo niewinnych zabijać
i zawołać na trwogę już nie będzie miał kto
Odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma
odrodziła się wiedźma

RASIJA...   (parafraza piosenki o rosyjskiej inwazji na Czeczenię w latach 90-tych, całość TUTAJ)
Poranek 24 lutego zmienia świat jaki znamy... zaczyna się wojna, której skala będzie nieporównywalna z żadnym innym powojennym (IIWW) konfliktem w Europie. Początek rosyjskiej operacji do złudzenia przypomina powtórkę z operacji Afgańskiej, czyli wysadzenie desantu VDV przy stolicy i próba zlikwidowania prezydenta (W Afganistanie plan ten im wyszedł, zlikwidowano prezydenta i jego rodzinę w ramach tzw. operacji "Sztorm 333"... warto poznać tą historię, jak ktoś nie zna: TUTAJ oraz TUTAJ).
Dam Wam trochę kontekstu, bo nie każdy o tym wie, ale historia i to ta bardzo bardzo kompleksowa: XX i XXI wieku, to mój konik. Od lat siedzę głęboko w temacie i czytam, czytam, czytam, a w przerwach między czytaniem oglądam, oglądam, oglądam: opracowania, raporty, analizy, książki o świecie, wspomnienia żołnierzy i korespondentów wojennych...
Na tyle wszedłem w temat, że przez ostatnie dwa lata prowadziłem szereg wykładów dla różnych grup, właśnie z bardzo szeroko rozumianej historii (konflikty zbrojne, bank światowy, struktury głodu, szlaki imigracyjne i narkotykowe, itp). W samym tylko okresie jesień 2021 - lato 2022 zrobiłem 45h wykładu...nie, nie było to kilka sesji tego samego wykładu. To był jeden 45-godzinny wykład, tyle że w częściach. Poruszał tematykę od 1918 do 2015 (z omówieniem także bieżących zdarzeń takich jak Wielka Wojna Afrykańska, wojna domowa w Syrii czy konflikty ISIS - Kurdystan),
Dlatego też, wiedząc że "pierwszą ofiarą wojny jest prawda", postanawiam udostępniać na FB materiały, które uznam za rzetelne, za wartościowe edukacyjnie. Przez ostatnie lata moja FB ściana to były zapisy wypraw i wycieczek... i mam obiekcje, realnie się boję czy podołam takiemu zadaniu... czy się nie pomylę, czy nie udostępnię jakiś głupot lub/i propagandy. Wiele osób jednak - tych co mnie bliżej znają w ostatnich latach, przychodzi mnie z pytaniami co sądzę: czy konflikt się rozleje, o co w nim chodzi, jakie będzie miał konsekwencje...
Wiem też, że nie każdy siedzi głęboko w temacie zależności między krajami, więc stwierdzam trudno:
- być może popełnię błąd (ale sądzę, że mniejszy niż Ci którzy kompletnie do tej pory nie interesowali się tematem)
- być może ktoś pojedzie po mnie hate'em, że wypowiadam się uważając za eksperta, jak każdy Polak... myślę jednak, że ponad 15 lat siedzenia w temacie i umiejętność wyrecytowania z głowy zdarzeń z wojny w Donbasie (2014-2015) z datami, najważniejszymi bitwami i postanowieniami mińskimi "dwa", to jednak nie jest takie totalnie "nie znam się"...
Oceniajcie zatem jak chcecie. Uważasz że udostępniam głupoty - nie zmuszam ani do czytania ani do oglądania. Uważam jednak, że dam radę wnieść coś wartościowego w świat dezinformacji, która będzie nas teraz zalewać... i może komuś, to co robię, się po prostu przyda... Mimo tego, że się boję jak to zostanie to odebrane, zaczynam udostępniać filtrowane przeze mnie materiały i będę to robił przez cały rok.

Maskara jednak... jak działają błędy poznawcze. Mimo wszystkich analiz, mimo realnych ostrzeżeń przed wojną, mimo tego że Suworow w "Lodołamaczu" pisał, że nie stawia się armii nad granicą aby tylko straszyć (bo ekonomicznie się to nie spina)... to nawet jak Ruscy zaczęli stawiać szpitale polowe z krwią... to do samego końca, próbowałem się przekonać: "a może jakoś to będzie", "może to tylko gruba prowokacja"... mimo, że cała logika mówiła, że to się stanie... a ultimatum Ławrowa o powrocie do architektury bezpieczeństwa z 1991 jednoznacznie pokazywała, że przemy ku wojnie... ale ma się nadzieję, do samego końca... 
Ostatni weekend lutego spędzam zatem w domu... odświeżając wiadomości i analizując, bardzo skąpe na razie informacje o ruchach wojsk i kierunkach operacji. Nie jestem w stanie wyjść z domu... klawisz F5 non-stop na wielu różnych stronach... z przerwą na podanie, nadal nie chodzącej Basi, obiadu i herbaty... masakra... 
Jednego wieczoru dzwoni także telefon. To kumpel, który bierze udział w zorganizowanej akcji pakowania "prezentów" wysyłanych na wschód... ma różne pytania odnośnie rekomendacji technicznych. Ja też mam do Niego pytanie, acz tylko jedno... i tym sposobem czasu na wycieczki w tym okresie nie będzie już wcale.  

W końcówce lutego dociera do mnie także potwierdzenie przydziału mobilizacyjnego. Pismo datowane jest na 24 lutego... czyli wiedzieli, wiedzieli że wybuchnie wojna. Nie ma szans aby maszyna biurokratyczna zadziałała tak szybko - musieli mieć to wcześniej przygotowane. To na razie tylko potwierdzenie przydziału, który mam i tak od 2007, ale jestem bardziej niż pewny, że jako podoficer w rezerwie, wrócę do munduru w tym roku. Nie pomylę się.

MARZEC
Marzec spędzamy na przygotowaniach pod operację, która odbędzie się 17-stego... do tego jestem pochłonięty wojną i analizą dynamicznie zmieniającej się sytuacji. Natłok tego wszystkiego sprawia, że w zasadzie nie jestem w stanie nigdzie wyskoczyć. Rehabilitacja przygotowawcza pozwala Basi na wyprostowanie kolana - nareszcie, po kilku tygodniach od wypadku. Nie zmienia to jednak faktu, że za moment będziemy się kroić, bo to - mimo potencjalnych powikłań - jedyna rozsądna opcje. Noga uruchomiła się jednak na tyle, że dostajemy od ortopedy zezwolenie na wyjazd "po płaskim i asfalcie". Będzie to dla Basi pożegnanie z rowerem na długie miesiące... a za oknem przepiękna wiosna :(
12 marca ruszamy zatem do Puszczy Niepołomickiej "pokręcić" trochę po lesie. Nie miałem głowy zrobić z tego wyjazdu wpisu na blogu, więc poniżej jedno zdjęcie... dość nietypowe jak na las...   


W czwartek 17 marca około 6:30 zostawiam Basię w szpitalu i wracam do domu... Pamiętajcie słowa Alfreda z kultowego "Batman: Knightfall" - "teraz najtrudniejsza część - oczekiwanie" (panel, o którym mówię znajdziecie TUTAJ). Trochę nie chce mi się wierzyć, że będzie to chirurgia jednego dnia i w piątek będzie już wypis do domu, ale tak też się dzieje... Kolano zostało naprawione: łąkotka zszyta, więzadło krzyżowe zrekonstruowane. Teraz długa rekonwalescencja: najpierw 6 tygodni o kulach, potem jakieś 3-4 miesiące bardzo ostrożnego uruchamiania ruchomości nogi, a potem co najmniej pół roku rehabilitacji. Musimy uzbroić się w cierpliwość i przeorganizować sobie życie w najbliższych tygodniach... bo prowizoryczne sprawy, codzienne obowiązki stają się sporym problemem, jak macie w zasadzie 24 godziny na dobę leżeć.
Pierwszy weekend po operacji spędzam zatem w domu przy Basi... w przerwach opieki śledzę działania wojenne na wschodzie i sytuację w kraju. Niesamowite jest to, że białoruska destabilizacyjna operacja o kryptonimie "Śluza", poprzedzająca rosyjską agresję, zawiodła! Jeśli nie wiecie o co chodzi, to koniecznie przeczytajcie TUTAJ.
Ogólnie można powiedzieć, że nie doceniono naszej narodowej nienawiści do Rosji. Uchodźcy z Ukrainy po agresji FR, a uchodźcy przerzucani celowo z Mińska to dwa różne światy (acz nie zapomnijcie, że operacja ta cały czas trwa - media mniej się tym interesują, ale w grudniu "wyłapanych" nielegalnych przekroczeń granicy polsko-białoruskiej było 1500... a w listopadzie 2200... to, że o czymś nie mówi się na co dzień, nie oznacza że problem został rozwiązany i nie występuje).
Przynajmniej - mówiąc żartem - pandemia się "skończyła" bo "paszporty wirusowe są dziś chuja warte, Putin rozpiździł COVID'a jak petardę, na granicach nie ma masek, nie ma żadnej kwarantanny, a szpitale działają jakby świat był normalny..."
Dopiero w końcu marca udaje mi się wyskoczyć na rower... potrzebuję się ściorać i styrać, aby emocjonalnie trochę odetchnąć. Nadal chcę być jednak blisko, gdyby trzeba było nagle wracać, więc walę "po sąsiedzku" do Lasu Bronaczowa, a potem przez pagór zwany Drożdżownikiem na bulwary wiślane. Ech samotne wyprawy, to nie to samo co ze Szkodnikiem...

KWIECIEŃ:
Kwiecień przynosi pierwszy w mojej historii samotny rajd LISZKOR, acz będzie to raczej "by myself but not alone"  (jak w piosence Metallicy - TUTAJ) bo finalnie pojadę z Andrzejem, a na trasie dołączy do nas także Ania. Liszkor to także atak zimy i wyjdzie z tego naprawdę zimowy rajd.
Tydzień później jedziemy na XV Mistrzostwa do Piotrkowa i jest to pierwszy wyjazd Basi z domu po operacji - złożone siedzenia, noga cały czas wyprostowana, kule w bagażniku... karkołomnie, ale udanie. Są to zaległe Mistrzostw, bo w latach 2020 i 2021 nie rozgrywaliśmy w zasadzie żadnych zawodów. Zamknięte przestrzenie i spotkania wielo-miastowe groziły kwarantanną i zamknięciem, ledwie uruchomionych po pandemii, zajęć... nie zdecydowaliśmy się na to ryzyko, a druga sprawa, że wynajem sali to także było przedsięwzięcie w kontekście nadal szalejącego COVID'a.
 
W drugi dzień Świąt Wielkanocnych udaje mi się wyskoczyć na chwilę na rower i odwiedzić Północne Rubieże Krakowa, a w niedzielę 24 kwietnia dochodzi do skutku wycieczka z moim Team'em z pracy i zabieram MySystemTEAM w Beskid Śląski (Na Stożek i na Soszów).
Bardzo cieszy mnie zarówno sam fakt, że udało się wrócić do projektu zapoczątkowanego w 2021, ale także i frekwencja. Rok temu udało się zrobić kilka wycieczek, ale wypadek Basi w styczniu sprawił, że wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Jakoś tak przywiązałem się do tego Teamu, który buduje od 2020... wróciwszy do porzuconej niegdyś roli. Czasem mam wrażenie, że robię za opiekuna/nauczyciela (mentor to byłoby chyba za duże słowo), bo oprócz kwestii technicznych/projektowych z jakimi walczymy wspólnie, to próbuję nauczyć ich... hmmm nazwijmy to... radzenia sobie w różnych sytuacjach... różnymi sposobami (zawsze powtarzałem, że jeśli brutalna siła nie działa, oznacza to że używasz jej za mało!).
Trochę jak w piosence:

Listen Kids, I'm not one to sing
I don't do the whole lullaby thing
But I guess if you're UNDER MY WING
I might as well tell you 'bout the FIRE I BRING
(całość TUTAJ - "hermet" jakich mało, hermet jaki kocham :D )

Ostatni weekend kwietnia wykorzystuję aby ponownie ściorać się i upodlić. Tym razem wybieram opcję "śladem naszego własnego rajdu" czyli Kompani Kornej z przed lat plagi...
Robię mocną trasę: Lanckrona - Koskowa Góra - Mioduszyna - Chełm (wyjdzie 1800 przewyższeń, więc naprawdę zacnie). A w tle 3-4 razy dziennie jeździmy z Basią na rehabilitację...

Okolice Dolinki Racławki, Velky Rozsutec, schronisko na Stożku Wielkim, Wspomnienie Sztoły w Bukownie


MAJ
Początek maja przynosi nam długo wyczekiwaną chwilę... rajd, na który czekaliśmy 2 długie lata... nasze zawody, które w 2020 roku zostały odwołane na 3 dni "przed"... 2 lata i 2 miesiące, ale udało się! Wracamy z Siłą KORNOlisa, która odbywa się w Ciężkowicach. Szukać lampionów ruszają trasy długie (24-godzinne), krótsze (12h oraz 7h), jak i rodzinne. 
To też moment, kiedy Basia po raz pierwszy pojawia się w przestrzeni publicznej bez kuli. Kuleje, bo noga nie ma pełnego zakresu ruchu (od tego będzie to wielkomiesięczna rehabilitacja), ale to pierwszy krok... dosłownie, pierwszy krok bez kuli!
"I gdy wszystko szło tak spoko, nie dojechał na czas Rocco..." (nie sprawdzajcie tego linka - uwierzcie na słowo, nie chcecie tego... i nie pytajcie kim jest Rocco, zwłaszcza Google'a. Google wie...)... no więc gdy wszystko szło tak spoko, bo domykamy imprezę - w naszej ocenie - z dużym sukcesem i planujemy już kolejne jej fabularne kontynuacje, to Monika informuje nas, że była to już ostatnia impreza z cyklu Czarne KORNO. Więcej o tym znajdziecie we wpisie opisującym rajd, ale nie ukrywam że było to dla nas sporym zaskoczeniem. Aby była jasność, w pełni szanujemy jej wybór, bo to przecież jej impreza, a KORNO to jej wypracowana marka, ale w sumie do dziś nie wiemy, co doprowadziło do takiej, a nie innej decyzji. Nie ukrywam, że trochę nas też podłamało takie postawienie sprawy, bo pokochaliśmy budowanie tras rajdowych... ale cóż, trzeba się z tym pogodzić. Nie była to pierwsza (ale też niestety, nie ostatnia) "trudna" dla nas informacja w tym roku.
 
Punkt żywieniowy na trasie - KOCIOŁ BABY JAGI

Odprawa na rajdzie - chodzi KORNOlisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi... a nie! Wróć, to Szkodniczek nie ma nogi!


Tydzień po KORNO ruszamy na kultowy dla nas Rajd Hawran 2022 rozgrywany w Beskidzie Niskim... to znaczy ja ruszam, Basia będzie pomagać Organizatorom w bazie, bo przecież nie jest w stanie jeździć (ledwie co chodzi bez kul). Bardzo miłym akcentem będzie jednak to, że spotkam Ją na punkcie żywieniowym rajdu. Szkoda, że Szkodniczek nie mógł pojechać bo trasa była naprawdę świetna... i piękna, no ale to w końcu Beskid Sercu Bliski. Ten teren to się zawsze sam wszędzie obroni :)   

Kolejny weekend przynosi mocną kombinację - za dnia wyciągam MySystemTEAM w Dolniki (i to do mojej ukochanej Racławki, pokazać Im miejsca w których kiedyś ja też byłem młody), natomiast nocą jadę z Kamilą i Filipem na Tropiciela. Co więcej, jedziemy tam, gdzie kiedyś utknąłem ze Szkodnikiem w Bagnach Rozpaczy... Rozlewisko Moczarki i stara przepompowania czyli jedna z naszych najbardziej hardcore'owych przygód rowerowych. No cóż, czasami trzeba zmierzyć się z własnymi fobiami. Odczarować tereny, które pamięta się jako upiorne... a mówią, że ponoć nie da się dwa razy wejść do tego samego bagna. Sprawdźcie w relacji czy to rzeczywiście prawda... :)
Końcówka maja to kolejny samotny wyjazd... tym razem na wschód, aby zobaczyć odnowiony pomnik upamiętniający zamach na Generalnego Gubernatora.


CZERWIEC
Czerwiec to dla nas normalnie miesiąc urlopy - czas wypraw i wyjazdów, czas tachania rowerów po pagórach i krzorach... ale nie tym razem. Minęło dopiero 2,5 miesiąca od operacji Basi, więc możemy zapomnieć o takich planach. W tym roku czerwiec nam nie groził. To jest pech, bo mam ponad 40 dni urlopu na ten (licząc niewykorzystane dni z roku ubiegłego), a i tak niewiele mogę z nimi zrobić... Pozostają samotne wyprawy w weekendy, ale też nie w każdy, aby jednak być przy Basi. Zaczyna już jako tako chodzić, rokowania są dobre, nawet bardzo dobre, ale czasu nie oszukasz... mówią, że czas leczy rany... chyba mają rację, trzeba Mu po prostu na to pozwolić.
W pierwszy weekend czerwca ruszam ściorać się po górach. Pod koła idzie dawno planowany czerwony szlak z Chochołowa na Gubałówkę a potem na Magurę Witowską.  Jest to wyprawa śladami jednego z najlepszych Mordowników w historii (kto nie przeżył "trudno - bardzo trudno - masakra"... ten już nie opowie o tym, my też ledwie to przeżyliśmy. Pierwszy raz wpadłem do bagna po pachwinę, lecąc ryjem/kaskiem w moczary... grunt to zbierać w życiu nowe doświadczenia :) )
Tydzień później ruszam na Rajd Beskidy - Wisła 2022 czyli jedną z największych wyryp w tym roku. 2200 przewyższeń, prawie cały Beskid Śląski na jednym rajdzie, genialny punkt w Jaskini Malinowskiej, no istny hardcore... hardcore ale było pięknie. Takie rajdy... jak nie wiesz jak się nazywasz ze zmęczenia, jak wytarmosiło Cię do cna... tak, to są momenty, warte każdej ceny. To w tym kochamy... chodź znam Szkodnika, to mój wariant bez ścieżki, skarpą na Błatnię mógłby się jej nie spodobać :)
16 czerwca (pierwszy dzień długiego weekendu) to jeden z naszych pierwszych spacerów - takie testy nowego kolana. Pomału, ostrożnie ale za to już w teren (nie opisuje tutaj spacerów po parku, bo te się także stopniowo  pojawiały). Wiecie jak cieszy pierwszy "niepewny" mostek, pierwszy (chociaż malutki) ale jednak pokonany wiatrołom! Odkrywamy zatem na nowo, tym razem pieszo rezerwat Kajasówka
W piątek 17 czerwca uderzam samotnie na rower... tym razem za Bochnię, odwiedzić te cmentarze z pierwszej wojny światowej, których jeszcze nie znam. Jadę zatem, jadę śladami pierwszej, myśląc o trzeciej... 
O trzeciej, bo mimo, że zagrożenie rozlania się konfliktu jest nadal stosunkowo niewielki, to nie można go batalizować... zapominamy często o parametrze czasu gdy uczymy się historii. Przykładowo: o wrześniu 39 pamięta chyba każdy, ale maju 40-stego już niekoniecznie. Bardziej pamięta się sam atak na Francję ("Fall Gelb"), ale często umyka nam fakt, że od wrzesnia 39 do maja 40, to było ponad pół roku! Pół roku obserwacji wojny w Europie, a my wojnę na Ukrainie to oberwujemy dopiero trochę ponad 3 miesiące...  
To nie jest tak, że wszystko dzieje się naraz, nawet wojna światowa rządziła się swoim porządkiem czasowy, choć bardziej adekwatnym wyrażeniem byłoby tu chyba stwierdzenie: porządkiem operacyjnym. Front wschodni otwarł się dopiero w czerwcu 1941 czyli prawie dwa lata później niż początek całego konfliktu (nie liczę tu oczywiście wkroczenia ZSRR do Polski dnia 17 września 1939 czy Talvisoty [Wojny Zimowej) z Finlandią - mówię stricte o konflikcie IIIR vs ZSRR).   
Tymczasem walki na wschodzi nabierają "rozmachu" a Ukraina stawia oprór, o jakim w zasadzie nikomu się nie śniło. Na bieżąco śledzę dostępne informacje odnośnie ruchów wojsk, bitew oraz wszelakich działań operacyjnych, a mój schorowany umysł znowu myśli obrazami:

We won't give up, we won't give in
to the Empire
Every fight survived, we will call a win
We will inspire
troops on the ground, flyings MIGs
the Alliance will give them everything (...)

We'll never be, we'll never be in your Empire
Fight to the death till nothing's left
Screw your Empire
with support and will to fight
we'll burn your Empire

We will fight fire with fire
until Emperor retires...
(parafraza TEGO)

Natomiast rzeczywistość jest jednak brutalna i walka o własną niepodległość ma swoją cenę. Poniżej kompilacje z realnych walk na Ukrainie (materiały nie dla każdego, bo zobaczycie śmierć...) czyli przykład materiały jakie publikowałem na FB w ciągu roku

Kompilacja walk Wojsk Lądowych
(TUTAJ) - zwłaszcza fragment 2:00 - 2:06 jest niesamowity...
Kompilacja walk Sił Powietrznych (TUTAJ) - uderzenie na Wyspę Węży oraz Low-pasy nad drogami robią wrażenie...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich (TUTAJ) - uciekający z portu niszczyciel, kiedy "ten bardziej znany" idzie na dno, cieszy moje serce...
Kompilacja uderzeń artyleryjskich 2 (TUTAJ) - fragment: 0:08 był sobie rosyjski oddział, 0:09 nie ma rosyjskiego oddziału (piękne! Prosimy o więcej...)
Niewiele możemy na to poradzić co się dzieje, ale pomagać możemy więc pomagamy... natomiast ja odbieram z poczty wezwanie na szkolenie podoficerów rezerwy czyli WRACAM DO MUNDURU (termin: wrzesień)

Piękny rysunek (warto popatrzeć na niego z TYM W TLE - Hymn Batalionu "DONBAS")

Wracając do długiego czerwcowego weekendu, w trzeci dzień zabieram Basię na kolejny leśny spacer - tym razem wracamy nad nasz ukochany Kozi Bród.
Weekend kończymy jeszcze jedną wycieczką - tym razem z Kamilą i Filipem (i ich nowym nabytkiem - psem). Tym razem celem są jurajskie tereny, które bardzo nam się spodobały w zeszłym roku, przy okazji przejazdu Kraków - Częstochowa - Kraków (44 godziny, 329 km), a mianowicie ZŁOTY POTOK

Czerwiec to także realizacja planu, jaki stworzyłem w 2021. Zakochany w Velkym i Mały Rozsutcu, uważający go za jedną z najpiękniejszych gór jakie w życiu widziałem, chciałem zabrać tam MySystemTEAM, no i udało. Pewnej czerwcowej soboty, udało się! Cudowne okno pogodowe i piękna wyprawa - dobrze było tu wrócić

Natomiast koniec czerwca przynosi nam przełom - pierwszy wyjazd Basi na rower po operacji. Po płaskim... no prawie płaskim bo zdobędziemy też szczyt "Pagór", ale oprócz płaskiego także do lasu! A będą to lasy nieopodal Witeradowa, gdzie jeden z kwartałów nazywany jest "Kryminałem". 


LIPIEC

Początek lipca przynosi nam moment prawdziwego szczęścia w tym nienajprostszym roku bo Basia przejedzie swój pierwszy rajd po operacji. Jakże to cieszy! Bike Orient "Nad Czarną" ale i z Czarną! Owszem, będzie to na razie bardzo zachowawczy start, aby przypadkiem nie musieć nagle podeprzeć się nogą, ale jednak jest to powrót do zawodów. Basia przejedzie te zawody pod opieką Wojtka Małodobrego, a dla będzie to kolejny samotny start, z morderczym - czyli typowym - finiszem na sekundy przed limitem. A przy spotkanie na mecie, jak Szkodnik mi powie że zrobił prawie 70 km...  prawdziwe Faustowskie "CHWILO TRWAJ, jesteś taka piękna". Jestem szczęśliwy jak (i interpretujcie to jak chcecie :D )
Bike Orient "Nad Czarną" i z Czarną :D


Staramy się nie przesadzać z obciążeniem, ale Szkodnik po takiej przerwie także wygłodniały jest jazdy, więc w kolejne lipcowe weekendy ruszamy najpierw na Spisz, a potem w Beskid Niski.
Lipiec to także kolejna wyprawa z MySystemTEAM i tym razem w Tatry Wysokie bo na Koprowy Wierch (2366m), a także pokaże Im niesamowite miejsce jakim jest Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór. 
Na koniec lipca ruszymy ze Szkodnik "Piekielnym Szlakiem" w Świętokrzyskiem aby dotrzeć z Nieba do Piekła. Niesamowicie klimatyczna wycieczka!
No lipiec to się nam udał rewelacyjnie, zwłaszcza że trafimy jeszcze - jakże romantycznie, w strugach deszczu - na Modyń czyli na Górę Zakochanych.

SIERPIEŃ
Za dużo by było tego szczęścia, prawda? Urlop w czerwcu nam nie wyszedł bo Basia nie była jeszcze na chodzie, więc mieliśmy jechać na dwa tygodnie od 1 sierpnia... no ale skoro lipiec był tak cudowny, to się musi coś wywrócić na głupi ryj. W zasadzie na dwa dni przed wyjazdem, Basia odwołują urlop - poziom odwołania: Ministerstwo Transportu. No, żesz k***a
Nie przeskoczysz, bo to level rządowy i Szkodnik musi zostać w pracy przy inwestycjach... wszystko mieliśmy gotowe, rezerwacje noclegów, wyprawy zaplanowane, no wszystko po prostu idzie się kochać samo ze sobą... 
Jako, że dzieje się to już na ostatnia chwilę, Basia upiera się aby nie anulował pierwszego tygodnia urlopu... zwłaszcza, że mam w cholerę zaległego. Nie jestem zwolennikiem tego pomysłu, ale Basia twardo obstawia przy tym rozwiązaniu bo twierdzi, że jestem przemęczony tym wszystkim... znowu czekają mnie zatem samotne wyprawy, ale za to z rozmachem:
- TATRY (Bystra oraz jaskinie tatrzańskie)
- Dwie wieże (wersja sądecka)
Kieruję się w życiu jednak bardzo prostą zasadą - zasadą równowagi. Jak życie wali Cię w ryj rzeczywistością, to nagnij rzeczywistość tak aby sprężynowało mu w ryj w odpowiedzi.
WKRW jest wielki na to co się stało, ale skoro "lepiej spalić jedno miasto niż złorzeczyć ciemnościom", to w zaistniałej sytuacji dajemy z siebie wszystko i spędzamy drugi tydzień w trybie: jeden z najlepszych urlopów ever, bo w Krainie Czarów. Chcesz nam odwołać urlop, mały kur**iu? No to patrz, co odwalimy tydzień później! 
- Klasztor jak z bajki
- Single Track'i w naszych kochanych Izerach
- U wybrzeży Afryki... i u stóp Szklanej Piramidy
- Światło mych... gór (luz hiszp. światło)
- Izery 2 (czyli nasze ukochane góry)
- Kolej na rower, Czerwono Małpo
- Szkodnik w Krainie Czarów
A to tylko część wypraw, bo - jak to w wakacje - nie dałem rady zrobić wpisów ze wszystkiego.

Szkodnik w Krainie Czarów!


Na koniec sierpnia jedziemy jeszcze na pucharowe KORNO 2022 - drugi rajd po operacji. Mimo, że rehabilitacja będzie się ciągnąć za nami jeszcze przez wiele miesięcy, no to wakacje pokazały, że noga działa. Jest dobrze!

WRZESIEŃ
To miesiąc gdzie mieliśmy jechać na drugi urlop... ale moje powołanie na szkolenie podoficerów rezerwy zbiegło się z terminem planowanego urlopu. No to jest pech... drugi raz w tym roku, wypada nam z kalendarza urlop. Ech... co za rok... ale pamiętacie o zasadzie równowagi? Nie ma bezkarnego przyjmowania na ryj, trzeba życiu odwinąć w paszczu raz jeszcze i znowu zrobić sobie świetny wyjazd, ale o tym za chwilę, bo wrzesień zaczął się od RAJDU WYZWANIE, na którym zdobywamy drużynowo drugie miejsce. To są jaja... niesamowite, przecież to absurdalne w takim roku, ale jednak fakt jest faktem. Piękna impreza!
Chwilę później wyjeżdżamy nad polskie morze do Rewala i wtedy się zacznie :D
- będę chodzić Gąski KOŁOBRZEGU
- nasza prędkość na Wyspę Wolin oznaczymy jako V3
- pooglądamy hydro-obiekty na zachód od Mielna
- UZNAMy Penemunde za piękny cel (wyprawy)
Standardowo - nie udało mi się zrobić wpisów ze wszystkich wypraw. Na przykład nie zdołałem jeszcze opisać jak zostaliśmy więźniami labiryntu :)

"W labiryncie dziwnych zdarzeń, pośród strachów, przygód, marzeń, myśl się rodzi, myśl dojrzewa, którą warto jest wyśpiewać..." (całość TUTAJ)


"Before we start I must apologize
I am not hero anymore, so I'm not gonna be nice
I'm a soldier, who put the world on his shoulder (...)
I'm older but getting better with age
old dogs, new tricks, my bite's as bad as my bark
I can't help kicking your ass, old habits die hard"
(całość TUTAJ)
Z nad morza wracam właściwie bezpośrednio do jednostki. Jak ktoś na bieżąco śledzi naszego bloga, to wie że był tu wpis z opisem mojego powrotu do munduru (bardzo wybiórczym bo wrogi OSINT działa). Niemniej po pewnym telefonie i rozmowie, "mimo że rzeczywiście nie ma tu nic z konkretów, to nie róbmy proszę precedensów", wpisu już tu nie znajdziecie... nie tylko wrogi OSINT działa, inne OSINTY równie aktywne :P
Kto zdążył ten przeczytał, a kto nie... jeśli Was to interesuje zapytajcie mnie " w realu". Szkolenie było niesamowite jeśli chodzi o wiedzę i bardzo, bardzo intensywne -  naprawdę serce rośnie, że mimo wszystko umiemy jako kraj zrobić coś, co jest na poziomie jakości level NATO. Do tego spotkałem kolegów z mojego plutonu z CSSP  z 2007 roku, więc zrobił się nam niezły "nostalgia trip". Nie mogę wiele napisać o samym szkoleniu, ale mogę powiedzieć jedno: dobrze było wrócić do munduru. Nie zmienia to faktu, że kiedyś wierzyłem, że życie ludzkie to świętość. Po lekturze zbyt wielu książek o wojnach i wspomnień ludzi, którzy przeżyli piekło zgotowane im przez innych, jestem zdania że są takie chwile że nie jest żadną świętością... bardziej skłaniam się go koncepcji generała Pattona: "patriotyzmem nie jest umrzeć za swoją ojczyznę, al sprawić aby tamten skur***l umarł za swoją".
Wiadomo, że "tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" i nikt z nas nie wie, jakby się zachował, ale chcę wierzyć w to, że słowa "ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam..." coś znaczą.
Więc jeśli byś coś, kiedyś, to chciałbym też zauważyć, że wierzę także i w te słowa: "Fear is for the enemy, fear and the bullets"
Co do szkolenia to powiem Wam jeszcze, że ---> TAK BYŁO, a Pan Paweł to jest jednak specjalista :D :D :D

Inna sprawa, że to niesamowite jak ta wojna toczy się także w przestrzeni medialnej.
Niektóre tweety jak "Happy Birthday, Mr President" (nawiązanie do słów Marilyn Monroe) w momencie kiedy most krymski szedł z dymem - co osobiście uważam za operację majstersztyk - to był tekst roku!!
Tuż za nim jest legendarne już RUSKI WAJENNY KARABL... IDI NA HUI
Tak samo jak Duch Kijowa - legendarny pilot, który ponoć zestrzelił wiele maszyn wroga.
Taka ciekawostka: poszukałem trochę o tym i najpewniej Duch był "kilkoma pilotami", ale najciekawsza jest ich historia... w ramach współpracy z NATO, piloci Ci - doświadczeni na Fulcrum'ach i Flankerach (kody operacyjne NATO dla Su i Mig'ów), zatrudniali się USA i robili za przeciwników na szkoleniach dla amerykańskich pilotów. Wiecie, takie bardzo realne odwzorowanie realiów walki, goście sobie dorabiali do emerytury a wojska NATO poznawały możliwości i umiejętności pilotów bloku wschodniego. MEGA :) 
Mix dziwnych linków w temacie wojny medialnej:
- prawdziwe do bólu słowa, ten kraj ma wszystko
- polska wersja zamiata :D  ("ruscy tankiści pod krzakiem siedli, coś gotowali, się nie najedli, niespodziewanie wybuchł im gar... najlepszy pastuch baranich chmar" :D )
- lekko techno wersja znanego i lubianego przeboju
- Zamiast strzelać, pogadajmy, bo może pomyliłeś się, dowódco? (2014 - 2022)
- ruski wajenny idi na hui
- hymn batalionu DONBAS
- przeróbka prześmiewcza piosenki wojsk powietrznodesantowych (VDV) FR (tekst oczywiście podłożony - ale nawiązanie do planu Marita i desantu na Kretę, to złoto!)
- jak wyżej, ale inna VDV piosenka (ale fakt, faktem HOSTOMEL zajęli, tyle że desant ma się utrzymać do 48h... wsparcie jednak nie dotarło, więc cóż.. :P :P :P )
- przeróbka Queen'u
- przeróbka "Njet, Mołotow" na "Njet, Vladimir"
- Cześć Siostro, nie mów Mamie że jestem na Ukrainie (to jest ciekawe bo mają wersję "jestem w Afganie" oraz "jestem w Czeczeni"... to chyba mówi samo za siebie...)
- nie ma już Moskala :P

Duch Kijowa


Ufff... ale się dygresja zrobiła, ale cóż zrobić. Nie każdego roku wracam do munduru, choć kto wie jak będzie w 2023 - jeśli miałbym strzelać (dosłownie), to w kontekście planów na przeszkolenie 200 000 rezerwistów, obstawiam że wezwą mnie raz jeszcze. No, ale jak mówił dowódca naszego plutonu, Kapitan R:
"Wszystko w wojsku opiera się o gwiazdy. Wojska Lądowe pod gwiazdami śpią, Marynarka Wojenna po gwiazdach nawiguje, a Siły Powietrzne sprawdzają ile gwiazdek ma hotel w którym się zatrzymają". Dobrze być częścią Sił Powietrznych :D

PAŹDZIERNIK
Ten rok jakoś tak, mimo wszystkich problemów dookoła sprzyja rozbudowaniu zespołu, bo MySystemTEAM rozrasta mi się z 24 osób do 40... to już jest hardcore. Liczba wątków, spraw, projektów jaki się dzieją, w dołożeniu do tego że połowę dnia spędzam próbując (najlepiej jak umiem) opiekować się Basią, a drugą na analizach działań na froncie... sprawia, że zaczynam pomału uginać się pod ilością pracy. Nie zmienia to faktu, że nadal ciągnę  MySystemTEAM w góry - tym razem w Gorce - stricte na Gorc ale także na wieżę na Magurkach (tak aby odwiedzić wrak Liberatora). Praca pracą, ale w góry trzeba pojechać :)
Niemniej z początkiem października udaje mi się podzielić ten zespól na dwa i mimo, że jest mi najzwyczajniej żal tracić część zespołu - bo się przywiązałem - to jednak trochę odetchnę... a to będzie mi bardzo potrzebne, bo właśnie wchodzimy w sezon zawodów szermierczych !!
Nim jeszcze przejdziemy do zmagań na Szpady, Szable i Rapiery, to zdążymy jeszcze ze Szkodnikiem wyskoczyć w Beskid Mały, zachwycić się przepiękną, polską jesienią.

Sezon zawodów SFA wprawdzie już się zaczął się - i to jak zawsze - od Pucharu Neptuna, ale byłem wtedy w wojsku, więc dla nas pierwsze zawody 2022 to Puchar Śląska.
Kocham szermierkę, to jest niesamowita sztuka walki, sport - nazwijcie ją jak chcecie, ważne że jest niesamowita. Pamiętam to uczucie, kiedy - przez lata - jako zawodnik stawałem na planszy i krzyżowałem ostrza z najlepszymi naszymi szermierzami. Teraz mam - nazwijmy to - przerwę operacyjną, ale sama obserwacja walk i ich analiza "w locie" to jest kawał dobrej zabawy. Z roku na rok poziom zawodów także rośnie, więc jeśli kiedyś wymyślę sobie powrót... to będzie ciężko, naprawdę ciężko. Niemniej chyba o to chodzi - jak to powiedział Filip w tym roku "na zawody jeździ się dla tych kilku walk w finałach". Oj tak, ja do dziś pamiętam niektóre swoje walki, zarówno te zwycięskie, jak i te przegrane... ale o tym będzie w 2023 roku osobny wpis z racji jubileuszu jaki ze Szkodniczkiem obchodzimy. Otóż w 2023 minie nam 20 lat z bronią w ręku... kawał życia. 

HIT HIM WHEN HE'S IN THE AIR !!!!  :)


Tydzień po Pucharze Śląska ruszmy na Dolny Śląski sprawdzić jak bardzo będą nas bolały podkowy po pewnym Jaszczurze. Oj zacny to był Jaszczur, zacny - powiedziałbym, że już takich nie robią, ale cieszę się że jednak robią. Po prostu Malo należy do klubu osób, które jednak są: "Malo, Ty to jednak jesteś!"  Wypaśna impreza nawigacyjna :D :D :D  
Tydzień później jedziemy ze Szkodnikiem obalić Wiśniówkę z pewnym Tetrapodem w Szmaragdowej Dolinie a przy okazji wpadnie nam kolejny szczyt Gór Świętokrzyskich do kolekcji.

LISTOPAD

Początek listopada to Puchar Wrocławia więc po raz kolejny staję na planszy z chorągiewkami sędziowskimi.... no cholera, tęsknię jednak trochę za tym. Obiłbym komuś maskę, tak dla zdrowia, dla sportu, dla przyjemności :P
W okolicach 11 listopada udaje nam się - w końcu !!! - wziąć kilka dni urlopu i wyjechać na zaległy urlop czyli ten, który przepadł przez ministerstwo transportu i ministerstwo obrony narodowej... ruszamy w Bieszczady i trafi nam się, mimo że to już listopad, pogoda żyleta. Rewelacyjne wycieczki się nam udadzą:
- Tarnica i Bukowe Berdo
- Dzikość Otrytu i jakieś Szczycisko :D
- Tajemnice Baligrodu
- Iście Jeleni Skok na Falkową!
- Rosa z Kremenarosa :)
- Chatka Puchatka 2
Krótszy wyjazd, więc udało się opisać każdą z wypraw. Rzadkość, jeśli chodzi o "wakacje" i urlopy.

Listopad kończymy XVI Mistrzostwami i są to zawody wyjątkowe. Puchar 3 Broni 2022 trafia w ręce Tomka, który staje się trzecim zawodnikiem w historii SFA, który sięgnął po to trofeum. To otwiera nowy rozdział, to pokazuje że z roku na rok, poziom zawodów rośnie.

GRUDZIEŃ
Grudzień otwieramy ostatnią w tym roku wycieczka z MySystemTEAM, tym razem do Bukowna, "pokazać" Im rzekę, której już nie ma.
I w zasadzie to tyle, bo nie mam już nic więcej do polinkowania. Owszem, mieliśmy kilka mniejszych - w zasadzie nawet nie wypraw, a raczej - spacerów, ale żaden z nich nie znalazł się na tym blogu.
Wynikało to z kilku faktów:
- dość trudny okres w pracy, pozdrawiam 4 kółka OOOO...
- pogoda także nie zachęcała
- wkręciłem się w kolejna serię wykładów z historii XX i XXI wieku i dzięki Lenonowi, trafiliśmy do herbaciarni "Królestwo Bez Kresu", gdzie udało mi się przeprowadzić dwie 4-godzinne sesje.
Patrząc po odbiorze, chyba się podobało, a sesja trzecia w planie na styczeń :)
Natomiast nie zmienia to faktu, że musiałem się do tych sesji przygotować i to też trochę czasu zjadło. Do tego konieczność odgruzowania domu bo mamy już grudzień, a my nadal nie byliśmy wypakowani po przyjeździe z Bieszczad... no i zeszło.
To kończy zostawienie miesięczne tego jakże trudnego dla nas, ale i bogatego w wydarzenia roku: wojna, kontuzja i operacja, odwołane urlopy, powrót do wojska... no działo się.
Pozostało dodać kilka słów na sam koniec wpisu i gratulację, że dotrwaliście aż dotąd.

"Samotność cóż po ludziach, czymże śpiewak dla ludu?" czyli "...plemiona skazane na 100 lat samotności, nie mają już drugiej szansy na ziemi"
To chyba najlepsze podsumowanie roku. To aż dwa cytaty dotyczące samotności i oba pochodzą z klasyki klasyków. Pierwszy to oczywiście "Dziady" i początek wielkiej improwizacji Konrada, a drugi to Gabriel Garcia Marquez i niesamowita książka, dzieło tworzące tzw. realizm magiczny czyli "100 lat samotności". Czemu aż tak? Bo był to dla mnie rok samotności... może to wydać się komuś śmieszne, ale do tej pory w zasadzie na wszystkie wyprawy czy rajdy jeździliśmy z Basią razem. Samotne wyprawy czy rajdy to była dla mnie nowość... nie zrozumcie mnie źle, to nie jest kwestia strachu, to kwestia uczucia pustki, braku, utraty...
Zawsze o jakieś lampiony czy z jakimiś pagórami walczyliśmy razem, a w tym roku miałem wrażenie jakby utracił Towarzysza Broni... no i w w sumie tak przecież było.
Dla mnie to był rok wielu samotnych wypraw i wielu, wielu przemyśleń. Rok z wojną w tle... rok z operacją... rok z urlopem w Krainie Czarów...
Było ciężko, ale jakoś w miarę wyszliśmy na prostą. Może nie idealnie prostą, ale przynajmniej nie krzywą czy łamaną :)
Mnie to tylko utwierdziło w przekonaniu, że jeśli chodzi o Szkodniczka to:

"In all the chaos, I can hear her voice singing through
I am gonna bring her back
even if that's the last thing I do..."
(całość TUTAJ). Zawsze!

Natomiast dla tych na wschodzie (a dokładnie tych potencjalnie idących ze wschodu), mam też dwa słowa:

"So you wanna start a war?
Then we'll take it to your door
only banner you should fly
is the one that's solid white"
(całość TUTAJ i pamiętajcie "EYES IN THE SKY... BOOTS ON THE GROUND" - zawsze)

Za moment wchodzimy w rok 2023 i coś czuję, że też będzie się działo... zwłaszcza, że 2023 będzie dla nas rokiem jubileuszów: 20 lat z bronią w ręku, 10 lat orientacji. Oczekujcie z tego tytułu nietypowych wpisów na blogu w ramach małego świętowania :)
Staramy się zatem wejść, jako Ci niosący światło. Tak, można także to odczytać, że staramy się być Lucyferami :P



A na koniec dwa słowa o całej dekadzie, najpierw pandemia, potem wojna... podsumowanie z humorem tutaj "4 horsemen run amok - 2020s WHAT THE FUCK..."



SYSTEMowe Bukowno

  • DST 23.00km
  • Aktywność Wędrówka
Niedziela, 4 grudnia 2022 | dodano: 04.12.2022

To chyba ostatnia już w tym roku wyprawa z MySystemTEAM. Tym razem do bliskiego mojemu sercu Bukowna, więc wycieczka obfitować będzie w wiele ciekawych miejsc i zdarzeń. Ruszymy bowiem szlakiem rzeki, której już nie ma, przedrzemy się przez pozostałości Pustyni Starczynowskiej, przejdziemy przez pozostałości dawnej opuszczonej bazy rakietowej, dotrzemy do samych źródeł Sztoły, zdobędziemy Kozłową Górę, prowadzić nas będzie Szlak Kordonów Granicznych, odwiedzimy ruiny dawnej osady Ćwięk i na koniec zmierzymy się z potężną i stromą DIABLĄ GÓRĄ!!!
Powrót już po nocy, przez dawną kopalnię piasku "Szczakowa" czyli robimy pełne BUKOWNO TOUR AT ITS FINEST :D.
A na dodatek, tym razem robimy to SYSTEMowo :D

Szkarłatny Szlak rzeki, której już niestety nie ma (Pożegnanie Sztoły - TUTAJ)

Zakola zostały, ale rzeka umarła... ponoć ma powrócić za jakieś 40 lat, gdy w pełni zaleje opuszczone kopalnie.

"Tęsknie za ciepłym dotykiem świtu,
tam gdzie jeziora mają barwę nefrytu (...)
dziś - ruszam w drogę, niosę ciężkie brzemię,
i choć mam chłodne dłonie, to serce goreje.
To jest przeznaczenie, które każe mi iść naprzód
Kochana Drużyno, nie zwalniajmy marszu!
" (całość TUTAJ)

Wzdłuż linii brzegowej...

Nie obyło się bez "WARIANT CZARNY" czyli dzida przez krzory, na rympał :D

Gra świateł :)

Tereny dawnej, opuszczonej bazy rakietowej

Porzucam szkarłatny szlak na rzecz traktu w kolorze nadziei :)

Meandrami Sztoły (w kierunku jej źródeł)

Forsujemy pozostałości Sztoły :)

"Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny;
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy,
Sama biorąc na siebie cień zboczy…

Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije, własna w czeluść ciągnie go siła;
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny, jest i będzie, będzie jak była –
Bo źródło, bo źródło - wciąż bije." (całość TUTAJ)


Kuchenka polowa i ciepły posiłek :)

Przecinką po horyzont :)

Nawet ja się załapałem na jakieś zdjęcie - jak zawsze z mapą w ręku

Zdobywamy GEOCACHE'e ukrytego w korzeniach dawnego wyrobiska

Znowu pod górę :)

Upiorny krzyż w Ćwięku...

Szlak Kordonów Granicznych - Ćwięk

DIABLA GÓRA już czeka... atak szczytowy

DIABLA GÓRA... "To moja droga z piekła do piekła, z wolna zapada nade mną zmrok, więc biesów szpaler szlak mi oświetla bo w siódmy krąg kieruję krok..."
(całość TUTAJ)





XVI Mistrzostwa

  • Aktywność Sztuki walki
Poniedziałek, 28 listopada 2022 | dodano: 30.11.2022

Najważniejsze zawody Pucharu 3 Broni 2022 już za nami! Było wszystko co najważniejsze czyli emocje, łzy, medale i srogi wpierd***. W ogóle pasuje Wam, że to już XVI Mistrzostwa - słownie: szesnaste! To niesamowite jak ten czas... sami wiecie co robi. A jak nie wiecie, to zapytajcie wnuczki - link jak zawsze na własną odpowiedzialność... chodzi o drugą zwrotkę. Powiedziałbym, że czuję się staro, ale jak widzę jak zawodnicy okładają się po maskach, to serce rośnie i młodnieję na duchu :D
Wiecie, ja tam szermierki nie lubię, ale fajno jest komuś takim żelastwem... żartuję oczywiście. To znaczy żartuję, że nie lubię, bo z tym że fajno jest komuś to nie żartuję :)
Coraz bardziej zastanawiam się czy nie wrócić do startów w zawodach, ale z drugiej strony fakt, że mogę skupić się na sędziowaniu i współorganizacji imprezy, ma swoje plusy... i minusy, na przykład "-1" dla co poniektórych. Ale to był hermetyczny suchar Milordzie, prawda?

"Nauczymy się teraz matematyki. Esto circulo magico... magiczny krąg"
(całość TUTAJ)

Całe życie na wypadzie :)

"- I will speak to him again... What's his weapon?
- Rapier and dagger"
(cytat z "Hamleta")



Jak już nieraz pisałem w relacjach z poprzednich edycji, Mistrzostwa to zawsze będzie nasza elitarna impreza. Już sam wymóg startu, w co najmniej jednych zawodach lokalnych je poprzedzających, podnosi ich rangę i nie pozwala na start nikomu "z przypadku". Innymi słowy, prawo startu musicie wywalczyć sobie z bronią w ręku, a los Puchar, czyli to w czyje ręce trafi, często decyduje się do ostatnich minut, bo różnice między najlepszymi zawodnikami bywają znikome.
Mistrzostwa mają także swój niepowtarzalny klimat - sportowa hala, nierzadko wizyta lokalnych mediów i obecność publiczności, to wszystko przekłada się na piękną oprawę zawodów.
Jak co roku, najważniejsza impreza w sezonie odbywa się w środku Polski czyli w Piotrkowie Trybunalskim, aby wszystkie nasze filie/oddziały miały w miarę krótki dojazd. 
A będzie kogo dojechać i w sumie to nie będzie taki krótki dojazd, bo niektórzy będą się stawiać :)

"Podium albo nikt... " czyli rzecz o dogrywkach
Poziom zawodów jest obecnie tak wysoki, że nierzadko potrzeba dogrywek aby wyłonić najlepszych zawodników. I to nie tylko na etapie eliminacji do drugiej rundy, ale także np. do półfinałów!
Związane jest to z tym, że tzw. drabinka (czyli przegrany odpada) pojawia się u nas dopiero właśnie w półfinałach, czyli tzw. "czwórkach". Taki system zawodów motywuje do walki do samego końca o każdy punkt, bo próg awansu nigdy nie jest znany - awansują 4 najlepsze wyniki punktowe. No i dlatego potrzeba czasem dogrywki, aby rozstrzygnąć sytuacje remisowe.
Sam cytat pochodzi z jednej z dogrywek i pokazuje determinację zawodników. Liczy się podium, a jeśli mam odpaść to odpadniesz ze mną... no i mieliśmy taki przypadek. Dubel w dogrywce to koniec snów o potędze - możecie pakować się do domu :P
Same dogrywki lecą u nas ekspresem. Jeśli mamy dwóch zawodników to odbywają klasyczną "pełną" walkę do 3 lub 2 (w Rapierze), natomiast jeśli pretendentów jest więcej... no to wtedy leci drabinka i to do jednego trafienia. A jeśli wynik nadal jakimś cudem równy to losowanie. Jeśli zastanawiacie się jak w drabince mogą być równe wyniki, to przypominam że różne sytuacje są możliwe na przykład: 7 osób w dogrywce, a przechodzą 3.
Niemniej dogrywki do półfinałów to jest kosmos. To oznacza, że mamy kilku zawodników którzy mają komplet (zwycięstw) z eliminacji lub komplet bez jednego. To wygląda niesamowicie, gdy mamy już odpalić półfinały a tu taka sytuacja: 16, 16, 14, 14, 14 (dla nieznających naszej punktacji, to za zwycięstwo dostaje się 2 pkt). W takiej sytuacji z trzech czternastek musi odpaść jedna.

Spektakularna dziewiąta broniąca pleców jest spektakularna!
Zwana także niską szóstą :)


Oj... :P

Zasłona druga... LOTNA :P :P :P dosłownie :P :P :P


"Every time we touch, I get this feeling..."
I to uczucie nazywa się kontrolą czyli parę słów o walce w styku bronią kolną. TO PODSTAWA, kurtyna, dziękuję. I to w sumie wystarczyło by za cały wykład, ale - niech będzie - dopowiem kilka kwestii. Wielu początkujących zawodników unika walki w styku. Przyczyn jest wiele, ale na przykład jedna z nich to, to że nie umieją uspokoić walki na tyle, aby do styku kling w ogóle doszło. Tymczasem styk jest korzystny dla obu stron, bo pozwala obu zawodnikom na zachowanie lepszej kontroli i czytelności walki. Powinno to mieć zatem dla Nich kluczowe znaczenie, ale często niecierpliwość i źle rozumiana szybkość wykonywania działań, uniemożliwia Im nawet próbę dążenia do styku.
Najlepsze walki, z całą gamą działań takich jak natarcia zwodzone czy przeciwtempa pojawia się dopiero wtedy, kiedy walczymy w styku. Związane jest to z faktem, że bodziec dotykowy jest o wiele, wiele szybszy niż wzrokowy, co przekłada się bezpośrednio na czas reakcji i poprawną ocenę sytuacji. Walka na broń kolną bez wykorzystania styku wygląda trochę jak walka ślepców... obaj zawodnicy machają bronią w powietrzu i nagle - często w losowej chwili - decydują się na natarcie. Nierzadko kończy się to zatem trafieniem obopólnym... i potem jest płacz. Pół biedy jak płacz brzmi "dlaczego" - jest szansa na naukę i wnioski... gorzej, jeśli płacz twierdzi "to była jego wina". To drugie podejście blokuje Wam proces nauki i u niektórych potrafi trwać latami.... Obopól prawie zawsze jest winą obu stron i bardzo często wynika ze złego "przeczytania" walki. Przez złe przeczytanie rozumiem:
- brak poprawnej identyfikacji sygnału, że przeciwnik naciera
- ch** z identyfikacją; NIE ZAUWAŻENIE GO !! :)
- błędna ocena dogodnego momentu do własnego natarcia...
...i wiele innych. A wystarczy tylko przyłożyć swoją klingę do klingi przeciwnika... czemu to bywa aż tak zaporowe dla naszych Zawodników?
Może kiedyś poszukamy odpowiedzi, a tym czasem ćwiczcie na treningach walkę w styku. Uratuje Wam to skórę na niejednych zawodach, a może o prostu pomoże wygrać.


Teraz uwaga bo leci ogromna seria zdjęć - gotowi? No to odpalamy !!!

Piąta zawsze na propsie :)

Gardełko :)

"...z resztami tchu idę do przodu twardo, schowany za swą gardą" (całość, klasyka TUTAJ)

Oj 2... zaraz chorągiewki wystrzelą w górę :)

Co ma wisieć nie utonie... wisi na Rapierze :)

"Więc ja mu raz kosę w brzuch i już dalej wiecie, nie ma drugiej takiej kosy w całym świecie..." :P (całość TUTAJ)
Bow down to Man of Iron :D

No dobra, z Szabli też coś wrzucę - zasłona 3-cia zwana skuteczną :)

W takich chwilach zawsze widzę przez oczyma scenę z komiksu o przygodach LOBO "wyobraź sobie że to biszkopt" i jeb po rękojeść w gardło :)


Nowy rozdział - nowa ERA
NARESZCIE! To naprawdę wiekopomna chwila w historii SFA. Do tej pory, przez te wszystkie lata... a przypominam, że Mistrzostwa odbywają się już po raz 16-sty, to po Puchar 3 Broni wymiennie sięgało tylko 2 zawodników. Owszem, zwycięzców zwodów lokalnych było więcej, ale Puchar to 4 starty... Puchar to powtarzalność wysokich wyników przez cały sezon. No i to nie jest już takie proste. Zmęczenie, konieczność utrzymywania bardzo dużej koncentracji, ogromna konkurencja... oraz wiele innych czynników zbierało swoje żniwo wśród pretendentów. I tak Puchar, przez te wszystkie lata, krążył sobie pomiędzy dwoma zawodnikami... aż do pandemicznego roku 2020, kiedy to odbyły się tylko jedne zawody, które wygrał Tomasz.
W teorii to wtedy właśnie pojawił się trzeci zawodnik, który sięgnął po najwyższe trofeum Trójboju Klasycznego, ale ale ale... no właśnie. Rok 2020 to nie był normalny rok... nie można zatem mówić o powtarzalności wyników w całym cyklu zawodów. 
W 2021 także nie udało nam się rozegrać Pucharu i dopiero rok 2022 przyniósł nam powrót do naszej szermierczej normalności.
Puchar Neptuna we wrześniu, Puchar Śląska w październiku, Puchar Wrocławia na początku listopada, no i teraz Mistrzostwa. Pełen cykl zawodów. Puchar 3 Broni 2022 tak jak powinien on wyglądać. No i mamy nowego Zwycięzce!!
Trzeci zawodnik w historii SFA sięgnął po najwyższe trofeum. Czyli DA SIĘ !!!
To nowy rozdział, początek nowej ery.
Z perspektywy sędziego i organizatora bardzo się z tego cieszę. To pokazuje, że się rozwijamy a poziom ciągle i ciągle rośnie. Z perspektywy potencjalnego mojego powrotu na planszę... hmmmm to opowieść na inny wpis. 
Dziś cieszmy się epokowym tym epokowym wydarzeniem i namawiajmy kolejnych zawodników do próby zdetronizowania Tomka. Potrzeba nam Mistrzów, Fechtmistrzów!
Jak to powiedział Filip: "na zawody jeździ się nie dla medali, ale dla tych kilku walk...".
Dokładnie TAK. Święte słowa... niektóre walki pamięta się latami.
O to w tym chodzi. Do zobaczeni zatem na innych zawodach... nie wiem jeszcze w jakiej formie, czy po raz kolejny z chorągiewkami, gotowego do dania Wam dubla czy w też w masce Generała Grievousa. Czas (no i trochę zdrowie) pokaże. 

Powiedziałbym, że medaliści i Wojtek... ale to byłoby złośliwe :P
Medale są za Mistrzostwa, ale Puchar trzymamy przez Tomka to Puchar 3 Broni 2022 (a podium całego sezonu to właśnie Tomasz, Wojtek i Filip). 


MCF - Modern Classical Fencing albo przesłanie: Mocno Ci Fpierdolimy :D
Przyszedłem tu jeść ciastka i bić ludzi... a ciastka się właśnie skończyły...




Kategoria SFA

Chatka Puchatka 2

  • DST 9.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 listopada 2022 | dodano: 23.11.2022

Mówią, że "Puch-TEC" ma nową chatkę, no to idziemy zobaczyć. Ostatni dzień naszego wyjazdu w Bieszczady, a jako że muszę być na... bankiecie o 19:00 w Krakowie, to robimy tylko krótki, ostatni wypad w góry.
Uderzamy zatem na szlak i drapiemy się do góry spotkać z Puch-tkiem i napić się z Nim gorącej czekolady. Posiedzimy chwilę, jeszcze moment popatrzymy na widoki i "długa" na Kraków, bo trochę mało czasu. Na spotkanie wchodzę - tak jak przez całe nasze rajdowe życie - o 18:59, na minutę przed deadline'em.
Ech bankiety... kojarzą mi się niezmiennie z tą sceną "See you at the party" i nawet strój wyjściowy się zgadza: krawaty i białe kołnierzyki i brudny gość z lasu :D

Magic of the windy moment :)

Czapeczka odzyskana :)

Widok w kierunku Połoniny Wetlińskiej

Chatka Puchatka 2

Widoki :)

Tabliczki

Listopad a tu pogoda żyleta i pusto :)

Szkodnik na czerwonym szlaku

Rysiek :)



Kategoria SFA, Wycieczka