aramisy prowadzi tutaj blog rowerowy

szermierze-na-rowerze

ŻAR Micheal ŻAR... przewyższenia :)

  • DST 32.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 sierpnia 2021 | dodano: 23.08.2021

Oj ŻAR przewyższenia aż miło... aż Mu się uszy trzęsły czyli przed Wami druga część Rekonesansu MORDOWNIKA 2021 w Beskidzie (Nie-takim)Małym. Cóż mogę powiedzieć: trasa zamknięta, gotowa. Pozostaje teraz wszystko po prostu przenieść na mapy i widzimy się 4 września na rajdzie. Jeśli nie ma Was jeszcze na listach startowych to zapisy nadal otwarte pod tym linkiem MORDOWNIK.
IMMORTAL'e już czekają, ale czy zdołacie po nie sięgnąć?
Łatwo nie będzie ale CHYBA udało nam się zrobić trochę łatwiejszą trasę niż w Zawoi. Przynajmniej takie były założenia i tak się staraliśmy...

Trasa rowerowa :D

No dobra - trasa rowerowa :D

Lampiony, wszędzie widzę lampiony !!

Srogi siłowy podpych :D

Będzie na co popatrzeć :)

Będzie kogo odwiedzić - Pan Wykrot :D

Będzie gdzie po zjeżdżać :)

Będzie gdzie odpocząć :D


Niebo u stóp :D

Wariant czarny (szlak) !!

Wodospad, wodospad, gdzieś tu ponoć jest wodospad...

Raz w dół...

(Nie)raz pod górkę...

Bardzo pod górkę... :D



Kategoria SFA, Wycieczka

Rekonesans MORDOWNIK

  • DST 1.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 sierpnia 2021 | dodano: 16.08.2021

Na pełną relację (a mam już kilka rozdziałów!) musicie poczekać aż CZARNY Mordownik się odbędzie (3-5.09 w Beskidzie Małym). Wrzucając relację już teraz zbyt wiele bym Wam zdradził. Dzisiaj zatem po prostu foto-relacja z eksploracji terenu i budowania tras. Jak zawsze przy wpisach "nietypowych" wrzucam symboliczna wartość 1km, ale nie grozi Wam ona... nie przywiązujcie się do tej wartości. Ach i mówię o przewyższeniach a nie o odległości :D
Trasa rowerowa szacowana jest na 120-130 km i jakieś 3000-3500m przewyższenia, ale wiecie że my liczyć nie umiemy... może wyjść zatem trochę więcej.  hahahahahaha  
Panie ile za ten Narożnik? 554? Co tak drogo (pniesz się stromo do góry) :D

Ech pousuwali najbardziej dorodne wiatrołomy :)

Srogi wypych - w probabilistyce nazywa się to zdarzeniem pewnym :D

Ławeczka na poziomie :)

Ale mam brzydkie pismo... ale czego oczekiwać po 350 m przewyższenia zrobionego na raz.

Jak ja lubię krzyki Jagódki, Jagódka też to lubi :P

"Może spotkamy się - tam, gdzie trafi każdy z nas,
Tam gdzie życie będzie snem,
Może spotkamy się - TAM, GDZIE W MIEJSCU STOI CZAS
Za sto lat, za rok, za dzień." (*)

Nie wierzycie, że to miejsce "gdzie w miejscu stoi czas"? Naprawdę!! Kiedyś udało nam się zatrzymać tutaj czas "prawie" NA GODZINĘ ---> opowieść o tym TUTAJ

Poznajecie pagóra?

Dzida w dół nartostradą

Opuszczone miejsca zawsze na propsie :)

Mówią, że chodzi o to aby gonić króliczka... ale patrząc na tego króliczka, to role się chyba odwrócą.




Świętokrzyska Jatka 2021

  • DST 125.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 sierpnia 2021 | dodano: 08.08.2021

Na mieście mówili, że w Świętokrzyskiem jest jakaś jatka do zrobienia, więc wbiliśmy tam tak, jak niegdyś wbijało się nowy level EXP'a w Diablo i tężę Jatka poczyniliśmy. A mówiąc mniej hermetycznie, to końcówkę naszego drugiego (z 3-ech planowanych - HELL YEAH !!!) urlopu spędzamy na bardzo lubianym przez nas rajdzie na orientację: Świętokrzyskiej Jatce.
To dla nas 3-cia Świętokrzyska (ale nie 3-cia w sumie bo CEO Jatek - Łukasz - robi także czasem Jurajskie edycje) i każda była dla nas bardzo szczęśliwa.
Szczęśliwa choć zawsze bardzo ciężka w HUGE'a. W końcu Jatka to jatka, prawda?
- W 2018 (relacja) trafiliśmy do Świętokrzyskiego Piekła (36 stopni przez cały dzień i cytat z komunikatu startowego: "tereny otwarte, poziom zalesienia trasy: 10%")
- w 2019 (relacja) wraz z pewnym oddziałem "Elitarnych" tropiliśmy pewnego Tygryska w lasach nieopodal Staszowa
W 2020 Jatka, tak jak wiele innych imprez padła ofiarą pewnej kulki z kolcami...
W 2021 wracamy po raz kolejny spróbować zrobić Jatkę w Świętokrzyskiem! Bardzo nam się to przyda jako odskocznia od ostatnich naprawdę pracowitych dni.
Mimo, że jesteśmy na urlopie (i pierwsze 10 dni siedzieliśmy głęboko w Bieszczadach) to drugi tydzień "wolnego" spędzamy klasycznie "po polsku" czyli na odczyszczaniu i renowacji naszego starego mieszkania. Dzień w dzień schodzi nam od przedpołudnia do niemal 3-ciej w nocy... a czasem NIE niemal...mnie już wtedy zaczyna brać głupawa:
"Czujesz to, Synu? To CIF. Nic na świecie nie pachnie w ten sposób. Uwielbiam zapach CIF'u o poranku" (to parafraza klasyki: TUTAJ)
Do końca nie było zatem wiadomo czy uda nam się wyrwać na Jatkę, ale jako że w piątek skończyliśmy prace wszelakie... no to... DZIDA W ŚWIĘTOKRZYSKIE !!!

"Rozlega się alarm (nienawidzę tego budzika...)
ktoś wpada przez drzwi (Szkodnik, kochany Szkodnik...)  zawodzi piekielnie: "WSTAAAAAWAJ !!!
i zaczyna wrzeszczeć (...i zawodzi piekielnie: "WSTAAAWAJ" !!!)
"Przestańcie śnić!!! (no dobra, dobra.... już wstaję)
Szybka pobudka, już sięgam po gogle (gdzie ja położyłem moje okulary?)
Gdzie moja wódka, już wstałem na dobre (no dobra na śniadanie był makaron bo to mocno energetyczne)
I pędem przed siebie do mojej maszyny (gdzie ja wczoraj zaparkowałem nasz SFA-Orientkampfwagen?)
hop do kokpitu i już sprawdzam płyny (olej w normie, można jechać)
Odpalam silnik, dwanaście garów,  (benzyna 1.8 to jest to :D - pamiętajcie, ropa jest do traktorów a gaz do kuchenek :P)
w powietrzu unosi się zapach smaru, (filtr kabinowy jest chyba już do wymiany)
motor pomału nabiera prędkości... (no co?! Trzeba trochę rozgrzać silnik na biegu jałowym)
czym nas dzisiaj Jatka ugości... " (czas pokaże - a cały akapit to parafraza TEGO)

Ponownie mówiąc mniej hermetycznie: bladym świtem w sobotni poranek ruszamy "szosą na Sandomierz", acz tylko do Połańca, bo to właśnie tam jest baza tegorocznej edycji Jatki. 

"The horsemen are drawing nearer (...) on through the dead of night with FOUR HORSEMEN ride" (klasyka klasyk TUTAJ)
W bazie rajdu czeka już na nas Andrzej, znowu zatem pojedziemy w trójkę. A nie! W czwórkę bo właściwie od pierwszego punktu dołączy do nas także i Karol.  
Można by rzec, że nasza drużyna to 4 Jeźdźców Apokalipsy... ale znając "core" naszego zespołu to może okazać się, że będzie to zespół 4 Jeźdźców pato-wariantu... nie zmienia to jednak faktu, że przez cały rajd będziemy jechać w czwórkę. Przez chwilę nawet w piątkę, bo na pierwszych punktach dołączy do nas także i Wojtek Małodobry - później jednak nasze warianty trochę się rozjadą. No ale nie uprzedzajmy faktów, na razie jesteśmy jeszcze w bazie i właśnie idziemy na odprawę.
CEO Jatki czyli Łukasz wita wszystkich i mówi, że w Połańcu i szeroko rozumianych okolicach mocno padało w ostatnie dni, co oznacza że nie należy się sugerować opisami punktów typu "suchy rów". Suchość rowów nie grozi nam dzisiaj. Przynajmniej ponoć rekiny mają być w czepkach...
Nastawiamy się zatem na spore błoto w lasach, ale kilka miejsc nas zaskoczy niespodziewanie mokro.
Gdy dostajemy mapy i zaczynamy planować nasz dzisiejszy przejazd, pojawia się pomysł aby zacząć od części północnej (leśnej). Jest kilka powodów:
- cień lasu w upalny dzień (pamiętamy piekło z 2018 roku... )
- punkty leśne są trudniejsze więc lepiej je łapać za dnia kiedy jest jasno (limit czasu to 23:00 a nie wiemy ile nam zejdzie - trzeba liczyć się z ciemnością)
- punkty na południu charakteryzuje duża liczba przelotów dobrymi drogami (ponownie: będzie to łatwiejsze po zmroku niż las).
Trzeba także uwzględnić w planowaniu fakt, iż w okolicach Połańca mamy tylko jeden most na Wiśle - trzeba tak ułożyć marszrutę aby jakoś sensownie wpisać w nią ten jakże strategiczny obiekt. Ruszamy zatem na północ, planując zacząć od punktu na brzegu Wisły.

Wyjeżdżamy z Połańca... ponoć można jakąś drogą, ale nie zauważyłem.

Nasza dzisiejsza ekipa.


"Same k**wy w tej rzece, nie rekiny, nie ośmiornice..."
Zabił mnie tym tekstem Wojtek, po prostu zabił...
Kontekst ma jednak znaczenie, więc śpieszę z tłumaczeniem. Łukasz na odprawie mówił, że na punkt (38 - Brzeg rzeki) dojdziemy suchą stopą. W normalnych okolicznościach byłaby to prawda, ale okoliczności nie są normalne. Padało ostatnio... bardzo podało. Stan Wisły jest podniesiony i to znaczenie względem normalnego. Obecnie lampion jest odcięty od stałego lądu... znajduje się w zasadzie na wyspie. Mały ciek wodny, który tędy przepływał jest obecnie rzeką... równoległą do głównego nurtu Wisły. Głębokość? Miejscami po pachy, czasem po pas... zależnie jak Wam się trafi, bo dna nie widać. Czemu nie widać?
No, nie jest to też krystalicznie czysta woda... to podniesiony stan rzek, więc kolor chyba znacie, prawda?
Może rzeka nie "była czarna jak sumienie faszysty (jak zamiary polskiego pana i polityka angielskiego ministra" (cytat pochodzi STĄD), ale skoro już jesteśmy przy tym temacie, to była brunatna, naprawdę brunatna... jak koszule co poniektórych odpadków historii...
No i co teraz? Przedzierać się przez "falę powodziową" czy nie? Niektórzy z zawodników nie mają najmniejszych wątpliwości co robić. Wchodzą w rzekę jak dzik w maliny. Niektórzy brodzą po pas, inni spadają przy próbie przeprawienia się po złamanych drzewach i obficie kąpią się w roztworze błota i wody...  Inni w kilka sekund przedzierają się na drugą stronę. Jeszcze inni, odpuszczają ten punkt kontrolny. 
Wracając do tytułu akapitu: jak ktoś się skąpie cały lub wpadnie nagle po pas do wody.... no sami rozumiecie. "K***y" latają w powietrzu obficie :D
Wojtek po prostu podsumował zaistniała sytuację. Dość trafnie bym rzekł...
No ale cóż robić, bierzemy ten punkt? No bierzemy... może nie jest to mądre i chwalebne, ale bierzemy, zwłaszcza że Andrzej jest już w połowie drogi na drugą stronę brodząc "tylko" po pas.
Dobry człowiek postanowił poświęcić się dla większego dobra i to wtedy kiedy Maciek z dawnych Bikeholiców krzyczy, że "nienawidzi mieć mokrej pieluchy".
Mówiłem Wam, kontekst ma znaczenia... naprawdę ma znaczenie.
Dwa słowa jeszcze o warunkach jako takich: Organizator nie planował oczywiście takiej akcji - to pogoda dołożyła coś od siebie (jakieś setki hektolitrów wody...).
To się czasem zdarza i nie ma się na to co obrażać, każdy na trasie miał takie same warunki (ponoć trasa piesza 100km startująca w nocy z piątku na sobotę zdążyła "chapsnąć" punkta jeszcze przed nadejściem fali). Ja pamiętam podobną akcję acz "wodnie"-odwrotną na Rajdzie Team360 w Szklarskiej Porębie (tak, to ten rajd na którym miałem halucynacje ze zmęczenia... serio). Wtedy lokalna papiernia "zabrała" wodę z rzeki (Bóbr) i poziom wody spadł drastycznie. Byłoby przykro gdybyśmy byli właśnie na etapie kajakowym i musieli ciągnąć kajak przez dobrych parę kilometrów albo po lesie (w załączonej relacji jest zdjęcie jeśli ktoś nie wierzy) albo po kamieniach w wodzie po kostki.... i tak było to naprawdę tak długi kawałek... z Siedlęcina do Wlenia. Uroki rajdów. Nie dogodzisz! Jak nie za dużo wody, to za mało :D

A Ty? Do jakich poświęceń jesteś gotowy aby zaliczyć punkt kontrolny?


"Andrzej! ANDRZEJ!!! Wróć... ANDRZEJ!!!" czyli kto ma ochotę na zupę ZDZIECI? :D
Wodne zabawy już na samym początku rajdu zjadły nam trochę czasu, więc teraz mocno ciśniemy na północ.
Przejeżdżamy przez miejscowość Zdzieci. Jakbym bardzo chciał to dorwać jakiś bar. Zamówić zupę, zrobić drobną aranżację (postawić obok talerza czaszkę, może ze dwa piszczele), zrobić zdjęcie i podpisać je ZUPA Z DZIECI. Wrzucić je potem na jakieś kulinarne forum i patrzeć jak zaczyna się G-burza o drobną literówkę :)
Nie ma jednak czasu szukać barów, trzeba lecieć za punktami kontrolnymi, a Andrzej ma dziś w głowie jakieś dziwne warianty.
Na co drugim punkcie zastanawiamy się czy nie założyć Mu jakiegoś ogranicznika :)
Andrzej: "Damy radę przedrzeć się przez tą rzekę. Za mną!"
My: "Andrzej, tu jest most" (50m od miejsca naszej dyskusji).
Jest śmiesznie bo to przecież o nas mówią, żeśmy z-dupy-wariantowcy, a to właśnie my dziś powstrzymujemy różne dzikie pomysły naszego Kompana.

Szkodnik na groblach :D

Mknąc przez lasy :)


"Bufet jak bufet
jest zaopatrzony (no całkiem zacnie)
zależy czy tu,
czy gdzieś tam, (to już odczytasz z mapy gdzie dokładnie)
tańcz póki żyjesz
i śmiej się do Żony..." (klasyk: TUTAJ)
No śmiej się śmiej. Cieszymy patelnię bo wpadamy na leśny punkt żywieniowy. Ciastka w lesie powinny być rozdawane na każdym skrzyżowaniu. Nie obraziłbym się - w końcu moja grupa krwi to Nutella. Boję się tylko, że niedługo czeka nas także druga część zacytowanej piosenki "pchajmy więc taczki obłędu jak Baron, bo raz mamy..." rajd :D
Acz ostatnio wymieniłem taczki, na rower - też dobrze się pcha. Obłęd nadal niezmiennie obecny...
Pożywiamy się trochę przed dalszą jazdą, a także udaje się zamienić kilka słów z CEO Jatki bo Łukasz właśnie tutaj przyjechał.
Chwilę później lecimy na dziko przez las, bo droga zanikła nam w młodniku.
Nie ma się jednak co wycofywać bo kątem oka dostrzegamy tubylca przedzierającego się przez krzaki. Duże prawdopodobieństwo, że kieruje się do jakieś drogi i tak rzeczywiście jest. Bardzo ładnie wyprowadza nas do wygodnego traktu, który zaprowadzi nas na kolejny punkt kontrolny.
Lokalsi zawsze znają dobre skróty :D

Leśny bufet :)

Ładnie mu tu :D

"Fine addition to my collection..." cytując moją ukochaną postać, której twarz noszę na mojej masce szermierczej :D


Mamy w naszych szeregach ludzi od mokrej roboty
Jeden z punktów to brud na rzece. Lampion jest oczywiście po drugiej stronie rzeki niż jesteśmy, acz jest to nawet planowe. Z tej strony był do niego sensowy dojazd biorąc pod uwagę inne punkty kontrolne. Łapiąc go od drugiej strony musielibyśmy nadłożyć spory kawałek drogi, więc liczyliśmy się z przeprawą przez bród. 
Okazuje się, że nie musimy wchodzić do wody bo 20 metrów jest mostek... tzn. nie musimy ale możemy, bo Andrzej nie jest zainteresowany mostami.
Wali pieszo już bezpośrednio przez rzekę. No można... nie wiem po co skoro jest most, no ale zabronione to nie jest.
Karol także wali "wpław", zupełnie nie przejmując się mostem. Widać, że mamy dziś w szeregach ludzi od mokrej roboty :D
I wygląda na to, że naprawdę to lubią.

Przez brud :)

A my niezmiennie :)

Przez podmokłe łąki :)

Zacny mostek na punkt kontrolny :)


Ten plan był bez wad... wtopa nawigacyjna vs. wtopa wariantowa
Rajd idzie nam niesamowicie po kątem nawigacyjnym. Heh... aby zawsze tak było, ale to chyba nam nie grozi :D
W zasadzie nie popełniliśmy do tej pory żadnej wtopy nawigacyjnej i aż czekam jak tylko coś "jebnie"... idzie zbyt dobrze aby działo się to naprawdę.
Tu chciałbym coś wyjaśnić: ja rozróżniam wtopę nawigacyjną od wtopy wariantowej.
Nawigacyjna to jest kiedy jedziecie w lewo, a powinniście jechać w prawo, albo myślicie że jesteście na wschód od jeziora, a nie jesteście lub... jakiego jeziora? (rozumiecie, prawda :D)
Wtopa wariantowa to coś zupełnie innego. Załóżmy że na punkt prowadzą dwie drogi: robocza nazywając je: drogą A oraz drogą B.
Obie "z mapy" są porównywalne, ale w rzeczywistości droga A jest w pełni przejezdna, a droga B zawalona np. wiatrołomami.
Mówię o czymś czego nie odczytacie z mapy - nie mówię o sytuacji, kiedy na mapie droga B idzie gorszą ścieżką przez bagna, a droga A asfaltem, ale mniej lub bardziej świadomie to ignorujecie. To nie jest błąd, to wybór... przygody (niektórzy nazywają to też głupotą) :D
Wracając do głównego toku relacji - punkt nr 7. Dojeżdżamy od miejscowości Szczeka. Wariant nr 1 to wbić 100-150 m za leśniczówką i jechać dobrą drogą wzdłuż lasu do skrzyżowania przez samym punktem. Wariant drugi to skręt na wschód i nadłożenie około 1,5km do drogi, która doprowadza do w/w skrzyżowania.
Wybieramy zatem wbijać za lesniczówkiem. To tylko 150m do drogi. Ciśniemy przez krzaki... coraz gęstsze krzaki.... jeszcze bardziej gęste krzaki.
Długie to 150m, no ale przedzieramy się bardzo wolno bo zrobiło się gęsto, więc może nie przeszliśmy jeszcze tych 150-ciu metrów...
...cholera, bardzo długie to 150 metrów.... nagle. Czekajcie mam lepsze słowo niż "nagle. Jeszcze raz zatem: przedzieramy się i WTEM !!!
słup linii wysokiego napięcia w środku lasu.
Acha... czyli jesteśmy na naszej drodze od jakiś 300 metrów... po prostu ona istnieje tylko na mapie. Gdyby była to doszlibyśmy do niej już dawno, ale jej po prostu nie ma.
Mamy zatem wtopę wariantową. Na mapie była to piękna "czarna i nieprzerywana" ścieżka - w rzeczywistości to krzory bez żadnej ścieżki.
Techniczna droga pod słup dawno zarosła. Wygląda na to że nie było tu ostatnio żadnych napraw czy modernizacji... to chyba dobrze pod kątem infrastruktury, to źle pod kątem wydostania się stąd. Przedzieramy się na dziko na wschód do drogi opisanej w wariancie alternatywnym. Kolce, krzaki, gałęzie, gęsto tutaj... "aua, akacja!" jak powiedział Karol :D
Wtopa wariantowa pełną gębą. Wiedziałem, że szło coś za dobrze :D


Co za las :D

Ej, miało być dziś po płaskim !!


Nad otchłanią...
Jeden z punktów to brzeg między dwoma jeziorami. Ponoć jeziora łączy mały strumyk, ale po ostatnich opadach to już nie jest mały strumyk. Niektórzy zawodnicy sprawdzali, że głębokośc przekraczała 2 metry. Nie chcę pytać jak to sprawdzali, uwierzę na słowo. Poniżej zdjęcie Szkodnika i Karola, którzy przeprawiają się na drugą stronę.
Bobry często podadzą pomocne drzewo, za co jesteśmy bardzo wdzięczni, bo inaczej trzeba by obejść jezioro i zajęło by nam to jakieś 3 do 4 minut :D
A po co - skoro można po drzewie :D
Jako, że nie byliśmy pewni głębokości, a lokalne gałęzie pomiarowe kończyły się - w znaczeniu, że obiekt pomiarowy przekraczał zakresy pomiarowe dostępnych gałęzi, to staraliśmy się nie sprawdzać na sobie jak głęboko może tu być. Otchłań bez dna - przypominało mi to tą scenę :D


I znowu na szagę przez zielone :)



Po drugiej stronie...
Wisły. Przekraczamy jedyny most i kierujemy się na południową część mapy.
Teraz zacznie się upalanie - do zrobienia jest około 30 km po płaskim, dobrymi drogami.
Trzeba odpalić kopyto i cisnąć, upalać. Przelotowa 27-30 km/h, mimo zmęczenia hamujemy tylko przed lampionami: psy, dzieci, samochody wszystko musi iść pod koła, takie mamy tempo.
To właśnie tutaj pracowaliśmy nad statystykami o których piszę w ostatnim akapicie relacji.

Gang Upalaczy - ciśniemy !!


Bóg nawigacji ma na imię... ANDRZEJ? :D
Punkt numer 40. Z mapy wygląda na formalność, ale las chce inaczej. Liczba dróg jest tutaj niemal porażająca. Według mapy powinny być dwie równolegle i jedna przecinająca ją ścieżka, ale w rzeczywistości tu jest chyba z 15 różnych ścieżek. Skrzyżowanie za skrzyżowaniem, rozwidlenia i skręty... masakra, nic mi się nie zgadza z mapą. 
Andrzej jednak leci jak po sznurku: lewo, prawo, dzida na wprost, lewa odnoga, prawy zakręt... krzyczymy za Nim, czy wie co robi.... z mapą się to nie zgadza zupełnie.
Ani Basia, ani Karol ani ja nie mamy pojęcia jak się "wy-nawigować" na ten punkt, a Andrzej nawet nie zwalnia.
Pamiętając poranek (patrz akapit "Andrzej, ANDRZEJ! WRÓĆ") jesteśmy lekko sceptyczni czy On wie co robi. Krzyczymy aby zwolnił i poczekał, bo się musimy zorientować gdzie my w zasadzie jesteśmy - a razie wiemy, że w lesie. Przynajmniej wiemy "którym"...
A ten nadal ciśnie: lewo, zakręt, prawo, prosto, lewo, raz jeszcze lewo... i zatrzymuje się przy lampionie. "Proszę. Jest".
Jesteśmy w szoku... Ni HUGE'a nie wiem jak On to zrobił...
Pytamy Go: "JAK?"
A On na to: "kompas i mapa. Trzymałem kierunek i mierzyłem odległość".
No fajnie... zdefiniowałeś nawigację jako taką i sport, w którym bawimy się od 2013 roku... ale ja nadal pytam "JAK TO ZROBIŁEŚ".
Andrzej nie umie tego do końca zdefiniować, bo ten punkt "był przecież prosty".
Prosty, jasne...my nie wiedzieliśmy nawet gdzie jesteśmy w tym lesie. Bez dwóch zdań Andrzej uratował nas od długiego błądzenia między drzewami za lampionem tym razem.
Teraz pozostał już właściwie powrót na bazę, owszem przez dwa ostatnie punkty ale te będą naprawdę proste bo są mocno krajoznawcze (np.pomnik lotników).
Ciśniemy ile zostało w nogach sił, jest szansa zamknąć trasę w 10 godzin. To byłby duży sukces i o to będziemy walczyć na ostatnich kilometrach. Prędkość przelotowa pod 30 km/h. 

Jeden z ostatnich lampionów dzisiaj - uwielbiam takie punkty kontrolne

ZROBILIŚMY JATKĘ !!!
Wpadamy na metę z kompletem punktów kontrolnych. Zamykamy trasę 125 km w 10 godzin. HELL YEAH !!
To jeden z naszych najlepszych startów EVER. Nasza prędkość średnia na rajdzie to 18,45 km/h.
Na 125 kilometrach i to w dużej części w terenie - dla nas to jest jakiś kosmos (nasze mocne starty to były zwykle średnia między 15-16 km/h).
No chyba, że mówimy o Jaszczurach... no bo wtedy jest 5-6 km/h :D
Średnia 18,45 km/h to dla nas wielki sukces i ja wiem, ja wiem... czytać będą to też osoby, których średnia to 22-23 km/h. Do Was mam tylko dwa słowa: "jesteście pojeb***ni" :D
Tyle w temacie, moje drogie Patafiany i Drapichrusty. 
Jeszcze raz zatem, dla nas 18,45 to kosmos, bo ja mam wrażenie, że prawie przez cały czas rajdu lecieliśmy przelotami 26-30km, a tu jednak średnia jest bezlitosna. To 18 a nie 25, więc chyba jednak nie przez cały czas mieliśmy takie przeloty. Matematyka a subiektywne odczucia to dwie różne sprawy.
Co więcej, taki przejazd  daje Basi pierwsze miejsce w jej kategorii na TR120. Po raz trzeci na Świętokrzyskiej Jatce!! Po prostu Hat-trick (dlatego pisałem na początku, że Jatki są dla nas szczęśliwe). Owszem my rajdy traktujemy głównie krajoznawczo (i nigdy nie zrozumiem ludzi wycofujących się z trasy, bo "wtopili na jednym punkcie i nie maja już szans na pudło"), ale nie będę uprawiał hipokryzji, że takie wyniki nas nie cieszą. Cieszą, bo nigdy nie przychodzą łatwo.To jest ciężka walka i czasem tytaniczny wysiłek. Ale tak szczerze, tak naprawdę szczerze: najbardziej jednak cieszy mnie nie ta Szkodnikowa liczba 1, a nasza wspólna 18,45. Udało się nam przekroczyć pewną, wydawało nam się nieosiągalną (dla nas) granicę. 
Nie zmienia to jednak faktu, że jestem ze Szkodniczka bardzo dumny. 3x1 - no ta Świętokrzyska ma w sobie dla nas coś magicznego. 


Kategoria Rajd, SFA

Pod słońcem To...karni :)

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 lipca 2021 | dodano: 19.09.2021

Ostatnia wyprawa naszego wakacyjnego wyjazdu nr 2 (Pierwszy: Sudety - Góry Kamienne i Wałbrzyskie, Drugi: Bieszczady, Trzeci: czas pokaże... :D ) 
Byliśmy zbyt blisko naszego ukochanego Beskidu Niskiego (ale Stromego) aby nie wyskoczyć tam chociaż raz. Bieszczady Bieszczadami, są super - ale Niski ma w sobie coś magicznego.
Lecimy zatem w okolice Wisłoka i Jaślisk (oraz aby sprawdzić czy Czystogarb nadal jest czysty!), aby dorzucić do naszej kolekcji kolejny fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego rowerem. Krótka foto-relacja z naszej wyprawy Pod słońcem To... karni :)

Prawie jak w jakimś RPG'u, otwierasz wrota i się zaczyna rozpierducha z rogatymi :D

Gdzieś pod Polańską (Polany Surowiczne)

Beskid Niski...

Wybieram opcję c. "C" tylko i wyłącznie :D

C...D...AHA... C? Nie ogarniam tych nutek...

Znowu bezkresy...

Główny Beskidzki zawsze na propsie :)

Pędzimy przez las :)

Pod...

...słońcem...

TOKARNI :)

Pola i łąki :)

Niezmiennie "GET LOST IN THE FOREST" :D

W stronę słońca :)

Riders of the Setting Sun...




Kategoria SFA, Wycieczka

W mateczniku niedźwiedzi... HYRLATA

  • DST 50.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 lipca 2021 | dodano: 21.08.2021

Plan był prosty: zdobyć tzw. matecznik niedźwiedzi (tak napisali o tej górze w przewodniku) czyli Hyrlatą (1103m). Na starszej mapie Bieszczad Compass'u nie idzie tędy żaden szlak - dopiero na najnowszym wydaniu jest tu zielony szlak. Na tej górze nas jeszcze nie było, więc atakujemy. Z Hyrlatej chciałbym zjechać na południe i stamtąd - mimo że byliśmy już tam kilka razy - wbić na Okrąglik (1101m) [słowacka nazwa KRUHLIAK !!! dla mnie to słowo brzmi genialnie!] i potem na Jasło (1153m). Jednakże dostaję bana od Szkodnika, który mówi "NIE"... po co wbijać na Okrąglik i Jasło skoro tam już byliśmy i to nieraz. Ech smuteczek... "zwiesił głowę niemy", nie będzie Okrąglika. No dobra, niech będzie... walmy zatem po prostu na Hyrlatą.
Lenon jedzie z nami, chociaż jedzie to jest eufemizm bo dwie pierwsze godziny to po prostu ostre pchanie.
Sama Hyrlata jest jednak "u góry" niesamowicie przejezdna, aż jestem zaskoczony - rewelacyjny singiel między drzewami, ale także i piękne widoki.
...i wtedy padają takie słowa od Szkodniczka "w sumie to bez sensu objeżdżać górę dookoła stokówkami, skoro mamy zjeżdżać do Cisnej, to może przejdziemy jednak przez Okrąglik i Jasło".
WYJDŹ ZA MNIE !!! Raz jeszcze!! A potem jeszcze raz!
Jedziemy przez Okrąglik i Jasło - moje ulubione bieszczadzkie góry. Okrąglik to piękna graniczna góra, a Jasło to niesamowita panorama 360 !!
Ruszamy pod górę wzdłuż słupków granicznych. Podejście pod Okrąglik jest zacne, ale zachód Słońca na Jaśle to jest bajka. Zjazd Głównym Szlakiem Beskidzkim (czerwonym) już po zmierzchu, a końcówka na latarkach. 
Jeszcze jedna w sumie rzecz bardzo mocno zapadła mi w pamięć, ale o tym niżej - przy konkretnym zdjęciu,   

"Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi, śród fal i łąk szumiących, śród kwiatów powodzi..." (przypis chyba niepotrzebny, prawda?)

Ponoć MATECZNIK NIEDŹWIEDZI :D

"...jest tyle gór do zdobycia" i to jest właśnie piękne

Kocham takie ścieżki, trzeba się dobrze składać miedzy drzewami :D

Szkodnik na Hyrlatej

Kolejna tabliczka wpadła "Fine addition to my collection" :D

Extra ścieżka :D

W dolnych partiach drzewo-porywacze znowu rozje*** walili drogi...

"...wołać będzie 'MORDOWAĆ' i spuści psy wojny"  (Szekspir oczywiście, "Juliusz Cezar", akt 3)

Słowa generała są dla mnie, z jednej strony hipnotyzujące, ale także i złowieszcze... tacy ludzie nigdy nie powinni piastować tak wysokich stanowisk dowódczych.
Fragment "ogarnęło mnie poczucie dumy; zrozumiałem że (...) pod naciskiem mej niesłabnącej woli, którą potrafiłem natchnąć wykonawców" ja odczytuję jako  "straty nie miały większego znaczenia, wykrwawiłem 13 Dywizję, ale przełęcz zdobyliśmy".
Wojny wybuchają czy tego chcemy czy nie i wiara w wieczny pokój jest po prostu naiwna (co nie znaczy że nie należy do niego dążyć!), ale dowodząc formacjami bierze się odpowiedzialność za życie ludzi "pod sobą". Owszem straty w pododdziałach, zwłaszcza podczas przełamywania tzw. "twierdz" zawsze są nieuniknione, ale wykrwawianie własnych oddziałów w kolejnych bezsensownych szturmach aż do skutku, to jest zbrodnia. Stopień dowódczy to nie chwała, to odpowiedzialność za życie podwładnych. Ktoś pewnie powie, że najlepiej nie pchać się w sytuację wojny. To święta prawda, ale jest to tak samo prawdziwe, jak to że nie mamy często na to żadnego realnego wpływu...  więc jeśli kiedyś przyjdzie nam włożyć mundur dowódcy,  to do samego końca trzeba pamiętać i rozumieć, co oznaczają gwiazdki i szarże na pagonach. Zwycięstwo to nie tylko "zajęcie przełęczy", ale także minimalizacja strat we własnych ludziach przy realizacji tego celu.       
Fragment "...stoczymy się jak lawina (...) i przeniesiemy nareszcie pożar wojny na obcą ziemię" jest niesamowity. Niesamowity i jeszcze bardziej złowieszczy niż poprzedni.
Definitywnie tacy ludzi nie powinni nigdy dosłużyć się tak wysokiego stopnia wojskowego.
Nie zmienia to faktu, że jest coś przerażająco fascynującego w "niesieniu pożogi"... i dlatego na takich stanowiskach potrzeba ludzi umiejących zdławić w sobie tą chęć. 
Bo ona się pojawi... możecie oszukiwać się, że nie, ale prędzej czy nie, ona się pojawi, zawsze się pojawia... od tysięcy lat.
Nie wierzycie? To poczytajcie --> TO ARCYDZIEŁO a potem wrócimy do dyskusji.

Jedna trzysiestodruga drogi za nami :D

Widok z Okrąglika... gdzie w oddali "równina węgierska", jak to było z tym pożarem...?

Binarna Góra same jedynki i zera :)

Jasło

Mówiłem, że Jasło !

Zostaniemy tu do nocy... jest pięknie

Zaczyna się piękny spektakl... horyzont po prostu płonie

Jak zwykle powrót po nocy



Kategoria SFA, Wycieczka

Przez bezkresy Księstwa Arłamowskiego...

  • DST 75.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 lipca 2021 | dodano: 24.08.2021

Ale nazwa, nie? I to nie jest nasz wymysł. Taka nazwa rzeczywiście funkcjonowała: KSIĘSTWO ARŁAMOWSKIE.
Tak nazywany był ośrodek wypoczynkowy "elit" PRL, gdzie nie miał wstępu normalny człowiek. 30 00 hektarów prywatnego folwarku władz jedynej słusznej partii, na terenach niemal do zera wysiedlonych w ramach Akcji "Wisła". Gościli tu Gomułka i Gierek i przez gościli nie rozumiem tylko że wypoczywali, ale dosłownie gościli także innych... na przykład takie postacie jak Breżniew, Tito, czy nawet ostatni szach Iranu Reza Pahlawi. W okresie stanu wojennego internowany był tutaj także Lech Wałęsa. 
Okoliczne lasy, doliny i pagóry były sztucznie "zasilane" w zwierzynę łowną. Przewodnik REWASZA (jak ktoś nie zna, ten niech wie, że REWASZ'e to najlepsze przewodniki na rynku PL) mówi, że w Dolinie Jamnej (która ma w sumie tylko kilka kilometrów) wieczorami pasło się około 900 - 1000 rogatych stworów (sarny, jelenie, itp). Mieli więc do czego postrzelać prominenci czasów słusznie minionych.
Obecnie znajduje się tutaj jeden z najbardziej znanych hoteli RP. Hotel Arłamów. Jak ktoś nie zna, to powiem tak: hotel ma własne lotnisko... w zasadzie dwa, jedno bliżej dla helikopterów i drugie trochę dalej dla samolotów. Takie rzeczy jak kryte własne, ogromne obiekty sportowe czy obiekty do jazdy konnej to nawet nie wymienię, bo to oczywiste.
Goszczą tu w najbogatsi czyli sportowcy, politycy, aktorzy... no i pewnie też mafia. W sumie niektóre w/w grupy mogą się całkiem skutecznie przenikać :)
Zrobiliśmy ze Szkodniczkiem prowokację i napisaliśmy do Hotelu prośbę o ofertę na 7 dniowy pobyt (utożsamiając się z oczywiście tym ostatnim ugrupowaniem). Dostaliśmy propozycję z kwotą 5-ciocyfrową i... jedynka nie była cyfrą na początku tej liczby :)
Przejeżdżając bezkresy Księstwa czyli Połoninki Arłamowskie oraz okoliczne pagóry Pogórza Przemyskiego, wieczorem wracając do naszego SFA-Orientpanzerkampfwagen postanowiliśmy się "karnąć" po obiekcie i sprawdzić czy dobrze, że wybraliśmy nocleg w innym miejscu... i powiem Wam, że tak. "Kto bogatemu zabroni" - przecież pięciocyfrowe kwoty bez jedynki na przedzie, to dla nas jakieś drobne... ale tak realnie patrząc, mają trochę za niski standard jak na moje oczekiwania. Miałbym problem z lądowaniem na tak małym lotnisku :D

Bezkresy czyli Połoninki Arłamowskie :)


Kurs kolizyjny :)

Dobre drzewo na punkt !

Tylko cisnąć!

Cisnąć bardziej !!

Jeden ze szczytów Pogórza Przemyskiego - nie był suchy, wpadłem w bagno do połowy łydki... jakże pięknie ukryte w trawie

Więcej bezkresów

Kolejna tabliczka do kolekcji :)

Widok z dołu na powyższą tabliczkę

Kurs (jeszcze bardziej) kolizyjny :D

Słup graniczny Doliny Jozefata (Kalwaria Pacławska)

Droga do Hotelu Arłamów :D więcej zdjęć nie ma no bo trochę przypał - przyjechały bidoki fotografować przepych :D



Kategoria SFA, Wycieczka

JELENIOWATY (i) u Źródeł Sanu

  • DST 75.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 lipca 2021 | dodano: 09.09.2021

Wyprawa do Źródeł Sanu z Mucznego. A że w Mucznym zrobili wieżę widokową (na szczycie Jeleniowatego), to oczywiście tam też musieliśmy wbić po drodze.

Stwory duże i małe

Dzień jak codzień na wakacjach

No zacny widok z tej wieży tu mają

Lenon w wersji WTF :)

Piękna droga

Dobry techniczny zjazd!

Wciąż dalej i dalej...

..nawet jeśli skończyły się drogi

Na granicy

Grób Hrabiny

Świat, który przeminął...

Prawie u źródeł

"Studnik"

Wysokość na polskiej tabliczce jest prawidłowa

Ci trochę poszaleli z tym pomiarem :)

Mostki przez bagna

Ramię w ramię... aż po horyzontu kres

Z wolna zapada nad nimi zmrok...

Bieszczady... zmiany klimatu coraz szybsze :)



Kategoria SFA, Wycieczka

Życie jak w Otrycie...

  • DST 70.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 lipca 2021 | dodano: 16.08.2021

Pasmo Otrytu nazywane jest najdzikszą częścią Bieszczad. Próżno szukać tu tłumów jak na Połoninach (Caryńskiej i Wetlińskiej) czy na Kremenaros'ie... i to jest właśnie piękne. Otryt pokazał nam Malo rzucając nas na niezłą poniewierkę podczas niesamowitego rajdu Jaszczur - Bojkowski Ślad. Deszcz, mgły, walka z hipotermią, niesamowite nieprzebyte błoto, porzucenie rowerów w nocnym lesie, spotkanie z watahą wilków około 3-ciej w nocy (powiem Wam, że zasypialiśmy na rowerach... otrzeźwiło nas to natychmiast) oraz psychodeliczna impreza w Chacie Socjopa... eee... Socjologów przy świecach i muzyce na bębnach... to był jeden z najbardziej niesamowitych rajdów w naszej "niekończącej się opowieści" o lampionach, jarach i wiatrołomach.
Tak oto Otryt wpisał się w moją pamięć... a dziś?
Ruszamy ponownie w Pasmo Otrytu, w planie mając przejechać je całe, zdobyć Trohaniec i odnaleźć wysiedlone w Akcji "Wisła" wioski Krywne i Trywolne.
Uwierzycie, że to zupełnie puste bieszczadzkie szlaki. Owszem przed Chatą Socjologów trochę osób było, ale samym pasmem dalej nie szedł już nikt... zupełnie nikt. Ponad 25 km górskim szlakami w całkowitej ciszy i spokoju... w samym środku wakacji. Niesamowite. W opuszczonych wioskach spotkaliśmy 4-osobową rodzinkę, z którą ucieliśmy sobie prawie 30 min konwersację... rewelacyjna ekipa! Pozdrawiamy serdecznie jeśli odnaleźli nas w mrocznej sieci internetów (i nie mówię o DarkWeb'ie) :D 

Słowo o Trohańcu bo zamyka on pewien etap w naszym wyprawowym życiu. Pisałem Wam już kiedyś o kontrowersjach Korony Gór Polski... analizując pod tym kątem tereny w których właśnie jesteśmy, to nie do końca wiadomo czy to już Bieszczady czy (nieuznawane przez niektórych) Góry Sanocko-Turczańskie. W Koronie ich nie ma, ale jednak wskazywane są jako osobne góry, więc pasowało nam je "machnąć"... do tego, jako że nie są w pełni określone, to nie wiadomo czy za ich najwyższy szczyt uznawać Jaworniki czy Trohaniec.
Innymi słowy: MASAKRA. Mamy zrobiony właściwie cały Diadem Gór Polski (80 szczytów, słownie OSIEMDZIESIĄT) a z Gór Sancko-Turczańskich nie mieliśmy wszystkich podejrzanych o "najwyższość".

Na Jawornikach już byliśmy - wpis tutaj: Wasza Wysokość, Panie Marszałku meldujemy rozbicie Grupy Kamiennej Laworty (zdobyte góry: Wielki Król, Pasmo Żukowa, Kamienna Laworta oraz właśnie Jaworniki). Ich inne pasmo czyli Gory Słonne także już mamy (wpis TUTAJ), ale Trohaniec - zwany przeze mnie TROHNIEC !!! do tej pory nam się wymykał.
Wstyd i hańba, więc dziś stawiamy kropkę nad "i".
Od dziś mamy Koronę Gór Polski w każdej możliwej konfiguracji i każdym podawanym wariancie, nawet z górami których nie ma :D 

Życie jak w Otrycie :D

"Stromo ścieżkami pnie się Otryt..." - wspomnienia ze Stanicy Kresowej "Chreptiów", z kręcenia pewnej klasyki :D

Dzikość Otrytu zaskakuje nawet mnie :)

Wakacje z Aramisami... Lenon nie narzeka (ma zakaz) :D

20 minut dzieli nas od postawienia kropki nad "i"... a zajęło nam to jednak trochę czasu :)

TROHNIEC !!!

Szkodnik na kamyczkach :D

Socjolodzy... nie można wymagać zbyt wiele :D

Szkodnik w Krainie Czarów :D :D :D

Głębiej i głębiej w Pasmo Otrytu

Gdzieś na krańcu świata :)

"Hear the sound of a machine gun
Hear it echo in the night
Mortals firing rains the scene
Scars the fields
That once were green

It's a stalemate at the front line
Where the soldiers rest in mud
Roads and houses
All is gone
There is no glory to be won...
What's the price of a mile?" (TUTAJ)


W kierunku na KRYWE

"W krainie wilka"

W kierunku wisi, których już nie ma...

"Tymczasem przenoś mą duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych.."
(przypis chyba niepotrzebny... powiedzcie, że niepotrzebny....)

Ruiny cerkwi... Akcja "Wisła" była zbrodnią.... Akcja "Wisła" rozwiązała problem UPA... nic nigdy nie jest czarnobiałe

Nikt tędy w zasadzie nie chodzi...

Iwan, Pawlo, Iwan, Wasily, Tjeodor, Katjerina, Michaił...

Pasmo Otrytu w całej okazałości

"Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy,
Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany,
U góry błękitnawy, na zachód różany;
Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące,
Tam jako trzody owiec na murawie śpiące,
Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek.
Na zachód obłok na kształt rąbkowych firanek,
Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy,
Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy,
Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał,
Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał:
Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło
I raz ciepłym powiewem westchnąwszy - usnęło..."

...a my wracaliśmy pod zmroku paręnaście kilometrów... ale od śmierci głodowej uratował nas BLASZAK W DWERNIKU !!
Rewelacyjna miejscówka, gdzie coś na ciepło można zjeść nawet grubo po 22:00.
Ekipa z Krakowa... pier***nęła wszystkim wyjechała w Bieszczady i założyła Blaszak w Dwerniku.
Takie miejsca to skarb na trasie "Nocnych Wędrowców (Ulf Nitj'sefni)" - kto wie skąd pochodzi to określenie, ma u mnie piwo :)

 


Kategoria SFA, Wycieczka

Bieszczady (o wiele) mniej znane...

  • DST 50.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 lipca 2021 | dodano: 27.08.2021

...czyli Magura Stuposiańska oraz Dwernik Kamień. Niemałe pagór, niemałe bo ponad 1000m każda. A przy tym niemal kompletnie bezludne. Na Magurze, na całym szlaku spotkaliśmy może z 10 osób, a na Dwerniku całe dwie (oprócz nas). Środek wakacji, to nie do uwierzenia niemal... ale tego właśnie nam było trzeba. 
Do tego, niesamowicie strome podejście (zwłaszcza na Magurę); wiecie - podpych z cyklu "każdy umiera w samotności"... tego akurat nam nie było trzeba, ale góry mają swoje prawa.   

Uwielbiam takie szlaki :)

Pchamy

Nadal pchamy...

Niesiemy...

No nie było łatwo tutaj się wytachać...

Co byś szlaku nie przegapił :)

Szkodniczka łapka do zobrazowania wielkości :)

YES YES YES !!! Mamy już na ścianie w salonie CZERWONY (zdobycz z Głównego Szlaku Świętokrzyskiego) i NIEBIESKI (znaleziony w Beskidzie Niskim)
Jakże cenne trofeum :) 


Dzień dobry, Bieszczady :D

Tabliczka po przejściach, tabliczka z przeszłością - naprawdę zapomniana cześć Parku

Skoro żubr to "Puszcza Imperator" to jaką funkcję pełnią miśki ? :)

Wciąż w górę i w górę :)

Aż na szczyt

Zaczyna się najpiękniejsza pora w górach

Tak było... 2 godziny srogiego podpychu :)
Pełen track z dzisiaj to dwa takie stożki (Magura i teraz Dwernik)


Morze gór :)

"Let them fall face-down if they must die, making it easier to say goodbye..."

Proces skutecznego dowodzenia ogromnymi formacjami (takimi jak armie czy grupy armii) oraz planowanie całych kampanii jest naprawdę fascynujące... 


Kategoria SFA, Wycieczka

"Zielone wzgórza nad Soliną..."

  • DST 80.00km
  • Sprzęt The Darkness
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 lipca 2021 | dodano: 31.08.2021

Wpadł Wam kiedyś do głowy pomysł aby objechać Jezioro Solińskie? Nawet jeśli na mapie nie ma tu w zasadzie żadnych szlaków przez niektóre pagóry... no właśnie, a nam wpadł. Ten mały detal, że szlaki szlakami, ale przez niektóre góry to nie ma tu w zasadzie żadnych dróg... nie umknął wprawdzie naszej uwadze, ale jakoś tak stwierdziliśmy "nie będzie przecież tak źle". 
To wszystko przez Wojciecha, który śpiewał "Zielone wzgórza nad Soliną" i się zasugerowaliśmy, że będzie fajnie :D
W sumie nawet było, choć...
Napisałbym, że dawno tak nie utknęliśmy w błocie... ale utykamy tak stosunkowo regularnie. Biedny Lenon, pierwsza wyprawa z nami w Bieszczady (Lesiste - te niższe) i taki falstart...
Dopiero gdzieś w okolicach Korbani (894m) i przy wodospadzie Czartów Młyn poruszaliśmy się drogami... bo wcześniej... co tam będę pisać, sami zobaczcie.

Ale cóż Panie Lenon, "Hej Bieszczady, hej Bieszczady, na Bieszczady, nie ma rady, chciałoby się pokowboić a tu trzeba..." pchać przez błoto i wiatrołomy.

A dla Szkodniczka?
"Słońce tego jeszcze nie wie, ja tam jestem pewien, że będę pchał, będę pchał... Dla Niej kolce, błoto, rzadko wino, wczasy nad Soliną..." (parafraza pewnego OBJAWIENIA INTERNETÓW).

Niezły start...

Coraz lepiej...

"Coraz lepiej 2: Roślinność plugawa żąda krwi..."

Mijały godziny...

Chodź objedziemy Solinę... będzie fajnie...

4-ta godzina wycieczki...

Czyli jednak są tu jakieś drogi...

...albo nie...

Korbania - byliśmy tu kiedyś, ale grubo po zachodzie słońca, więc był piękny widok na ciemność. Nadrabiamy zatem widoczki :)

A jest na co popatrzeć

Duch i Mrok trochę ubłocone po przedpołudniowych przeprawach

Zjazdy, że można palić hamulce :D

Lubimy takie przejazdy

"Czasami trzeba dać się ponieść" - Duch

Dawno nie było wiatrołomów, prawda?

Takie zjazdy to jest miód :D

Co by nie było, że już tylko w dół :)

Dobry techniczny zjazd acz trochę szarpie :D

W drodze na wodospad Czartów Młyn

A powrót jak zawsze po nocy - zawsze nam braknie dnia :D



Kategoria SFA, Wycieczka