Wycieczka
Dystans całkowity: | 14596.00 km (w terenie 23.00 km; 0.16%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 241 |
Średnio na aktywność: | 60.56 km |
Więcej statystyk |
Piotruś wie "Gdzie spadł samolot"
-
DST
60.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
CERGOWA (716m) i jej 3 strome szczyty. Góra ta mnie prześladowała od lat, kłując w oczy swoim bardzo ciekawym masywem, za każdym razem kiedy jechaliśmy w stronę Dukli. Nareszcie udało się ją zdobyć.. Na jej zboczach znajduje się jaskinia o nietypowej nazwie "Gdzie spadł samolot" gdyż tutaj rzeczywiście rozbił się samolot, podczas II wojny światowej.
Następny cel to góra Piotruś (727 m) nad Jaśliskami. Tutaj to nikt chyba nie chodzi... oprócz Cioci Stasi. Nie ma tutaj żadnych szlaków, oprócz bardzo starego, szlaku dydaktycznego, który Garmin nazywa "Ścieżką spacerową Cioci Stasi". Cioci lubi jednak mocny barszcz! Nie wierzycie? Przekonajcie się sami...
Kategoria SFA, Wycieczka
Postaw(N)a na Kowadle kuta
-
DST
70.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jako, że z Koroną Gór Polski są ogólnie niezłe kontrowersje (o czym można poczytać pod przytoczonym linkiem), postanowiliśmy rozprawić się z tematem systemowo i zaliczyć wszystkie szczyty Gór Złotych podejrzewane o bycie najwyższym, czyli Kowadło, Postawną, Brusek, Smerek i Rudawiec (ten ostatni przy założeniu, że Góry Bialskie nie są jednak osobną grupą, ale należą do Gór Złotych).
Wpis miał mieć nawet tytuł "POSTAW-NA KOWADŁO", bo Kowadło jest ponoć tym oficjalnym.
Tą oficjalną Koronę mamy zdobytą już dawno, o nieoficjalną idą ostre spory, ale my jesteśmy już gotowi na wszelakie rozmowy postaci:
- Byłeś na najwyższym szczycie Gór Złotych?
- To znaczy na którym?
- Na każdym !
- To byłem !!!
... i mimo że nadal nie wiemy, który szczyt jest tak naprawdę najwyższy, to wiemy który jest najładniejszy :)
Jest to Brusek!! I tego będziemy się trzymać.
Kategoria SFA, Wycieczka
Słoniątko, Żmijowiec i Czarna Góra
-
DST
60.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Brzmi jak tytuł jakieś bajki, prawda? A to tylko nasza marszruta w Masywie Śnieżnika: najpierw Czarna Góra (1205m), potem Żmijowiec (1153,) potem zjazd na Przełęcz Płoszczyna (granica między Masywem a Górami Bialskimi) i na koniec 3,5h pchania i noszenia granicą państwa, aż na sam Śnieżnik (1426m) - od czeskiej strony charakterystyczna rzeźba Słoniątka.
Czyli wspominamy jeden z najlepszych rajdów w naszej historii Jaszczur - Ścieżka Muflona
Kategoria SFA, Wycieczka
...a obiecywałaś mi Złote Góry
-
DST
50.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
...i słowa dotrzymałaś. Złoto jest jednak ciężkie. Było zatem ciężko.
Złoto nosimy w sakiewce...a rowery na ramieniu.
Oto i najstraszniejszy z ciągów... CIĄG DALSZY. a wzór na n-ty wyraz tego ciągu to:
Gdzieś na granicy ciągu (zdarzeń... dobrze, że nie horyzontu, bo moglibyśmy nie wrócić):
Kategoria SFA, Wycieczka
Znam - Góry z Kamienia...
-
DST
80.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
...które będą wiecznie trwać - parafrazując pewną piosenkę. Góry Kamienne, niesamowite i mające szczególne miejsce w moim sercu. Tak wiem, że tak samo piszę o Izerach, Gorcach, Beskidzie Niskim... ale taka jest prawda. Każde z tych gór kocham na inny sposób. A jeśli chodzi o Góry Kamienne to stromizny tam są naprawdę niesamowite. Aż serce rośnie, że można tak ostro pchać rower pod górę :)
Szkodnik zdrowo dyma:
Lokalne podejścia :)
Tak, szlak idzie na wprost, w głąb zdjęcia :D
Pan Stożek we własnej osobie:
Szarpany krajobraz Gór Kamiennych (zakochałem się)
I znowu dymamy granicą, nadal stromo :)
Dzień dobry Pani, Saruman wyjdzie na pole?
Znam, Góry z Kamienia...
Ten ostry garb z prawej to Waligóra - najwyższy szczyt Gór Kamiennych
No, prawie zdążyliśmy przed zmrokiem :D
Kategoria SFA, Wycieczka
SKYWALK(er) - moc jak z bajki
-
Aktywność Wędrówka
Luke out… czyli Wy także uważajcie na takie drobne losu złośliwości.
No, ale w sumie nie było tak źle, bo ten cały SKYWALK to naprawdę fajna sprawa. Potężna platforma widokowa ze zjeżdżalnią (!). Piękny widok na okoliczne morze gór, a zwłaszcza na dostojny Trójmorski Wierch (który Czesi skrzywdzili bo wołają na niego Klepacz…)
A potem wizyta po latach w Ogrodzie Bajek na zboczach Iglicznej. Dobrze wracać do takich miejsc…
„Some day you will be old enough to start reading fairy-tales again”- C.S. Lewis
55 metrów nad ziemią :)
Może polecimy na wieżę na Klepaczu? TROJMORSKI WIERCH, K****!!! a nie jakiś Klepacz... :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Goniąc Ducha Gór... po Piekle
-
DST
80.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Duch Gór to inaczej Liczyrzepa, a z tym Panem to
mamy porachunki bo nie przejechaliśmy całej trasy jaką zrobił. Owszem,
musieliśmy się zbierać wcześniej niż wszyscy, bo cisnęliśmy jeszcze na Tropiciela, ale nie zmienia to faktu że punkt
na górze o imieniu VELKA DESZTNA nie został zaliczony. Wróciliśmy zatem wyrównać
rachunki… ale tym razem nie uderzaliśmy od Przełęczy Spalonej, ale nasza trasa prowadziła przez Piekło. Okazało się one wyłożone
górami Orlickimi i Bystrzyckimi :)
Kategoria Wycieczka, SFA
Podsumowanie 2017
-
Teren
1.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
No ale po kolei – jedziemy z podsumowaniem. Szczegółowe relacje znajdziecie w dedykowanych wpisach, więc tutaj tylko kilka słów zbiorczo plus kilka historii, których do tej pory opisać nie zdołałem.
Rajd IV Żywiołów – początek roku zaczął się od wyścigu z czasem, czy uda mi się zakończyć rehabilitację kolana przed rajdem. Jak to u nas, wszystko zazębiło się na styk. Czy to było mądre? Pewnie nie, ale pojechaliśmy bardzo ostrożnie, więc „po raz kolejny udało się przeżyć”, a do tego udało się złamać klątwę czerwonego szlaku w Bydlinie!
ICEAR – jesteśmy jedynymi zawodnikami trasy rowerowej (większość harpaganów wybrało trasy przygodowe), ale nie przeszkodziło nam to zmierzyć się ze „ścianą” w Gliczarowie (osławiony podjazd Tour de Pologne), przecierać nieprzetarte szlaki, brodzić boso w Białce czy też ścigać śnieżne skutery. Ogólnie super impreza.
RAJD WILCZY – trzecia edycja Rajdu Wilczego, czyli zagubieni na mokradłach Kobióra. Zawsze musimy gdzieś wtopić, więc i tym razem wleźliśmy tam, skąd ciężko było wyjść. Rajd bardzo nam się podobał, ale brakło nam trochę tego hardcore’u, który przywalili rok wcześniej, na drugiej edycji. Brakło Czantorii nad ranem, ale kto wie – może jakieś skargi były, może my też byliśmy bogatsi o kolejny rok doświadczeń i było nam łatwiej. Jakkolwiek by nie było, impreza była świetna z super zadaniami na punktach (linowe i strzeleckie WYPASS OSOM!!!), ale to druga edycja tej imprezy naprawdę mnie zmiażdżyła.
Wiosenne KORNO – rozgrywane w oponach absurdu, sponsorowane przez serwis OPONEO i powodujące ostre zapalenie opon mózgowych… czyli „nie tak, nie tak, nie tak dziewczyno, to nie tak nam miało być”. Baza obok Bukowna, nasze ukochane tereny, a my zamiast jazdy na rowerze, wybraliśmy POMPKI… i pompujemy. Sześć jest liczbą do której będziesz liczył, nie 5, nie 7, a sześć – parafrazując Monty Pythona, który był chyba sponsorem tej imprezy.
Rajd Katowice – testy nowej opony (wyborny gryzoń korzeni i kamieni) i nowej ramy dla Basi. Do tego latamy z rowerami po hołdach, bo Marcin zapodał genialną trasę, a wiecie jak jest: duże stromizny, duża zabawa. Plus – jak zawsze – wyborne zadania logiczne i sprawnościowe.
Nadwiślański maraton na orientację – gdy pada deszcz, Aramisy się nudzą? Nie, nie -jadą na Nadwiślański !!! Piękna, acz dość mokra impreza, która przetyrała nas przez jakieś wąwozy (no dobra, sami się przetyraliśmy wybierając taki wariant), bagna i wiatrołomy. Fajnie było przejechać „Orienteering w Cieszynie” w drugą stronę :)
Bike Orient – Światowa premiera nowego roweru Basi i gradem po oczach na koniec. Pierwszy rajd, na zaliczyliśmy spóźnienie Schrödingera, czyli przyjechaliśmy na metę spóźnieni i nie byliśmy spóźnieni. Tak to jest, jak się nie słucha uważnie na odprawie :)
Rudawska Wyrypa – klasyk nad klasyki. Dowaliło śniegiem w sposób niesamowity. Tunel pod „Drogą Głodu” czy też Przełęcz Kowarska utonęły w białym puchu. A my wraz z nimi. Plus jeden z najfajniejszych punktów kontrolnych ever – na pewno w naszym top 10, jeśli chodzi o rankingi. W sumie kiedyś muszę zrobić taki wpis np. 10 najbardziej hardcore’owych punktów, 10 najładniejszych itp.
Team 360 – zachwyceni pierwszą edycją, która była znamiennym przesunięciem naszych granic wytrzymałości (nasz pierwszy ponad 30-godzinny rajd), dzień po Rudawskiej pojechaliśmy do Przemyśla. Potężna trasa, legendarny BnO w Heluszu (potwierdzamy – najtrudniejszy terenowo BnO ever jak do tej pory cisnęliśmy: mega gęste krzory non-stop), kajaki nocą, towarzystwo Osy Opole i wiszenie nas Sanem. Niesamowita impreza.
OrientAkcja – ledwie żywi po Rudawskiej (24h) i po Przemyślu (34h) stawiamy się na starcie wraz z Kamilą i Filipem. Dobrze, że trasa była w miarę płaska, bo byśmy zmarli gdzieś po drodze w lesie… bardzo mokrym lesie. W sumie to lesie płynącym rzeką. Świetna impreza na dobitkę, na zakończenie intensywnej majówki.
Przeprawa – nasza pierwsza 50-tka zrobiona na nogach. Świetne zadania na punktach (zwłaszcza kółeczka nad rzeką), przechodzenie rzeki wpław i Lenon-Taktyk, który rozwala system (spieszył się na pociąg, zszedł z trasy sporo przed nami , ale przez nietypowe zapisy w regulaminie, zmiażdżył nas wynikiem :D :D :D)
Jaszczur – Białe Doliny – Jaszczur grasujący w Dolinkach Podkrakowskich! Cieszyliśmy się jak dzieci – był piękny dzień, deszczowa noc, koszmarnie trudna nawigacja, lidary, jaskinie, kolczaści przyjaciele, znaczne przewyższenia i wiele, wiele innych atrakcji, z których większość gryzła, drapała lub kłuła. Wróciliśmy naprawdę mocno sponiewierani.
Roztoczańska 13 – roganing na Roztoczu. „Na dzika do Kraśnika” – piękna trasa w koszmarnym upale. A na koniec prawdziwy pieczony dzik. Pierwszy raz byliśmy na tej imprezie, ale niewątpliwie nieraz tu wrócimy.
Urlop 1 – Beskid Sądecki, Pieniny, Beskid Niski. Dwa tygodnie górski eskapad. Nie udało mi się opisać ich wszystkich, ale właściwie nie było dnia nie na rowerze: od Wysokiej i Durbaszki, przez Wielki Rogacz, Jaworzynę Krynicką czy Halę Łabową, aż po Kozie Żebro czy Wielki Mincou.
Ten wyjazd to także śmierć w rodzinie… Beskid Sądecki, zielony szlak, Eliaszówka (1024 m)… tam właśnie żywota dokonał Santa...
„let them face fall, if they must die, making it easier to say goodbye”.
W mojej pamięci pozostanie wiecznie żywym wspomnieniem.
Rajd IV Żywiołów – ostatni rajd Santy. Rajd przejechany na pękniętej ramie, sklejonej power-tape’em... Niebiosa płakały nad jego losem, a my tonęliśmy w rozpaczy… i błocie. Jeden z najbardziej mokrych rajdów tego roku. Deszcz non-stop, ale przynajmniej woda wylewała się z ramy... przez pewne pęknięcie.
Jaszczur – Kresowe Bagna. Eksploracja zupełnie nieznanych nam terenów Poleskiego Parku Narodowego i walka z milionami komarów. Horror „Rój” to przedszkole w porównaniu z tym, co czekało na nas na kresowych bagnach.
Adventure Trophy – 218 km podczas jednej wyprawy i to w trudnym terenie. Kolejny raz przesunęliśmy nasze granice wytrzymałości. Kiedy Kamila i Filip zaatakowali swój – właściwie pierwszy, prawdziwy – rajd przygodowy, my zmierzyliśmy się magiczną granicą 200 km. Udar i hipotermia naraz, wycieńczenie i sponiewieranie… i ogromna dawka satysfakcji :)
IT Orient – rajd z akcentami informatycznymi (pytania i zagadki na punktach). Eksploracja kolejnych zakamarków województwa łódzkiego. Kolejna udana impreza.
Urlop 2 – czyli 1000 km w niecałe 2 tygodnie (na rowerze)
1000 km na rowerze w niecałe 2 tygodnie. Ogólnie lasy, lasy, lasy – moje ukochane lasy: Puszcza Notecka, Puszcza Drawieńska, Puszcza Lubuska, Puszcza Zielonka, a do tego tryptyk Parków Narodowych: Drawieński, „Ujścia Warty”, Wielkopolski.
Poznaliśmy bardzo wiele ciekawych miejsc i poznanych historii. Zrobię tutaj mała dygresję i opowiem Wam dwie z nich, gdyż nie znalazłem czasu aby zrobić to w sierpniu:
„O smoku, który przyjechał pociągiem”
Lato 1992 było niesamowicie upalne. 10 sierpnia, o 16:27 ognisty smok przyjechał pociągiem relacji Poznań - Krzyż.
Zablokowane hamulce pociągu, sypiące się iskry i rozpętuje się piekło.
Mimo zaangażowania wielu zastępów straży pożarnej i prób gaszenia z powietrza, nikt nie jest w stanie zatrzymać pożogi. Świadkowie mówią, że płonął horyzont:
I wtedy...parę minut po północy nagle zaczyna padać deszcz. Nie jest to zwykły deszcz, to nawet nie ulewa – to wodny armagedon, niemal biblijny potop. W ciągu 15 minut pożar wygasa. Gdyby nie pogorzelisko, to wszystko wydawałby się jedynie złym snem. Ludzie mówią, że to cud. Żywioł, któremu nie mogło podołać setki ludzi, ginie niemal w mgnieniu oka w pojedynku z innym żywiołem.
W pożarze spłonęło około 6 tys hektarów lasu (po pożodze nasadzono 80 milionów sadzonek drzew) – niewyobrażalna liczba, ale gdyby nie ta ulewa spłonęłaby cała puszcza. Przez wiele lat, nadleśnictwa z całego kraju będą odbudowywać zniszczone lasy, a ich mozolną pracę upamiętnią kamienie na skrzyżowaniach i przecinkach.
Szukamy rzeźby smoka... nie jest oznakowana na mapie. Szukamy i nie możemy znaleźć, ale spotykamy starszego Pan, który zbiera grzyby
- Czy nie wie Pan gdzie mieszka smok – rzeźba upamiętniająca pożar?
- Wiem, zaprowadzę Was. Tego smoka wystrugał mój dowódca.
- Pan był strażakiem? Może Pan opowiedzieć o tym pożarze?
- Wszyscy byliśmy...
... i tak poznaliśmy historię smoka, który przyjechał pociągiem.
„Pocztówka z miasta, którego już nie ma...”
Kostrzyn nad Odrą… po drugiej wojnie światowej życie przeniosło się na drugi brzeg Warty.
Kostrzyn z przed wojny nigdy nie został odbudowany. Miasto którego historia sięga XIII wieku już nie istnieje. Zostało zrównane z ziemią przez Armię Czerwoną, ponieważ leżało na drodze do Berlina. Zamykało ten strategiczny kierunek i zostało ogłoszone twierdzą. Kostrzyn podzielił los wielu miast, ale w przeciwieństwie do innych, nigdy nie został odbudowany. Powstało za to nowe miasto, na drugim brzegu Warty, ale w miejscu starego Kostrzyna stoi „ogromny pomnik” – Pomnik Miasta, którego już nie ma. Są tu fundamenty domów, zamku, kościoła i innych budowli, które nigdy nie zostały usunięte. Można zatem chodzić po ulicach (które nadal mają swoje nazwy – o czym informują tabliczki na skrzyżowaniach) oraz mijać kolejne „budowle”, od apteki po zamek królewski. Można wejść na rynek, na którym przetrwał jedynie pomnik. Można także kupić „pocztówkę z miasta, którego już nie ma”
Wiele jest takich opowieści - kiedyś opowiem Wam także o Pawle zwanym „Syzyfem z Puszczy Noteckiej”, czy też o „Kamieniu 3 Dyrektorów”, no ale dość dygresji, wracajmy do podsumowania:
KoRNO Rogaining – świetny rogaining (trudne i nieoczywiste warianty) i nareszcie odwiedzone Lasy nad Górną Liswartą. Niesamowita impreza i walka do ostatnich minut limitu spóźnień. Do tego pierwsze złowieszcze podszepty: „a może byście tak…”czyli ziarno zostało zasiane. Zasiano je gdzieś w naszych głowach, w październiku wykiełkuje, a na zbiory przyjdzie czas na wiosnę (2018)
Piachulec Orient – druga edycja Piachulca i znowu impreza, na terenach gdzie właściwie nikt nie organizuje rajdów, czyli REWELACJA. Kolejne lasy i szlaki do naszej kolekcji, a także kolejne odwiedzone cmentarze z okresu I wojny światowej.
Mordownik – nie przebił wprawdzie doskonałej edycji w Beskidzie Niskim, ale zbliżył się do niej naprawdę blisko. Nie sądziłem, że kiedykolwiek jakaś edycja Mordownika zagrozi tej „Niskiej” , a tu proszę – Król niemal stracił koronę, a wszystko to przez Gubałówkę, słowacką, przeprzepiękną część trasy, ścieżkę dookoła Tatr i pewne mokradła. Pamiętacie: „trudno, bardzo trudno, masakra”? Według mnie ten punkt stał się już legendą! I to zasłużenie!
Szturm na Pilsko – pada cały dzień. Leje tak, że drogi stają się potokami… ale obietnica to obietnica
Rajd Waligóry – sentymentalna wyrypa po Goracach. Szlajamy się – wraz z Mateuszem - gdzieś pod Modyniem i Mogielicą, a potem po samym Gorcu (i to niebieskim szlakiem od Nowej Polany!!). Bez dwóch zdań jedna z najlepszych imprez w tym roku.
Jurajska Jatka – kolejna fantastyczna impreza na Jurze. Punkt „GLOW” czy też stary cmentarz żydowski to kolejni aspiranci do grupy najlepszych punktów kontrolnych ever. Nigdy wcześniej nie byliśmy na Jatce i odwiedzenie tej imprezy było doskonałą decyzją.
Jesienne Beskidzkie KoRNO –naprawdę, ciężko mi wybrać najlepszy rajd 2017 bo poziom imprez, zwłaszcza na jesień był nieziemski. To kolejny aspirant do tego tytułu. Fantastyczna przygoda, z dodatkowym smaczkiem - to tutaj kiełkują wspomniane wcześniej ziarna i zapada decyzja – SFA układa trasę Wiosennego KoRNO 2018 !!!
„So speaks the Lord of Terror and so it is written”
Jaszczur – Ścieżka Muflona – no i brak mi słów. Jeśli poprzednie imprezy górskie imprezy (Mordownik, Waligóra, KoRNO) były doskonałe, to jak nazwać tą? Malo postawił kropkę nad „i”, kropkę która nas przygniotła. Nieraz wracamy styrani i zmasakrowani z górskich wyryp, ale „Ścieżka Muflona” to jakiś nowy abstrakcyjny poziom… było niesamowicie i magicznie.
Zimowe KoRNO – bardzo miłe zakończenie roku rajdowego. Jakoś tak brakło nam imprez w listopadzie, więc na Zimowe KoRNO przyjechaliśmy naprawdę wygłodzeni. A było gdzie i z kim ucztować.
Szkoda tylko, że nie da się odwiedzić wszystkich imprez jakie byśmy chcieli. Część się pokrywa lub trzymają nas inne – np. szermiercze – wydarzenia, które także są niesamowicie ważnym aspektem naszego życia.
…i tak, brakło w tym roku choćby Silesii Race, Kaczawskiej Wyrypy czy też choćby jednego Tropiciela.
Czas szykować się na kolejny sezon :)
Kategoria Rajd, SFA, Wycieczka
PILSKO + Rysianka
-
DST
35.00km
-
Sprzęt Dart(h)Moor Primal
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tytuł tego wpisu powinien brzmieć: "Jak utonąć w Beskidzie Żywieckim - poradnik dla początkujących". Otóż wystarczy wybrać się na Pilsko, wtedy kiedy zapowiadają deszcz. Ulewny deszcz. W sumie to wodny armagedon...
"Ja tu na deszczu (...) przyrzekaliśmy sobie..." to Pilsko
Tak było. Termin wyjazdy ustalony dawno, dawno temu. Ciężko zgrać nasze wolne weekendy z wolnymi weekendami Dominika. Gdy data została wreszcie ustalona, to koniec - nie ma bata odpuścić ten termin. Pogoda nie miała znaczenia - walimy na Pilsko i Rysiankę. Tzn. pogoda miała kluczowe znaczenie - postanowiła nas utopić w górach...
Trasa: Korbielów - Przełęcz Glinne (809 m) - Pilsko (1557 m) - Palenica (1343 m) - Trzy Kopce (1216 m) - Rysianka (1322)
Fotoreleacja:
Zaczynamy nasze 700 metrów podejścia. Jeszcze nie pada. Zero jazdy - pchanie i niesienie przez 3,5 godziny :)
Zaczyna się piętro kosówki - nadal nie pada, ale jest stromo :)
Głębiej i głębiej w kosówkę :)
PILSKO - szczyt po polskiej stronie (za moment zacznie padać i... już nie przestanie)
Szczyt po stronie słowackiej:
Droga na Rysiankę :)
Obiektyw trochę zalany - na horyzoncie Dominik przeciera naszą rzekę :)
Jest i Rysianka - schronisko i można się trochę zagrzać, bo jesteśmy przemoczeni a jest 7 stopni :)
Zjazd z Rysianki :)
Porywający ten nasz szlak - takie tam z wodospadem, tylko czemu rower zabrało :)
Miała być jeszcze Romanka ale dopierniczyło nam tak deszczem i to przez kilka godzin, że z Rysianki zjechaliśmy w dół. Cel nadrzędny PILSKO zdobyty!!! Romanka dorwiemy kiedyś indziej - gdy pogoda będzie trochę łaskawsza :)
I tak trzasnęło prawie 1600 m przewyższenia. Syte podpychy i noszonka były :D
Kategoria SFA, Wycieczka
Beskid Niski oraz Beskid Sądecki
-
DST
70.00km
-
Sprzęt SANTA
-
Aktywność Jazda na rowerze
Łabowa - Kotów - Kopiec (864 m) - Czerszla (877 m) - Kozie Żebro (888 m) - Sąpalska Góra (831 m) - Margoń Wyżna - Frycowa - Homrzyska - Zadanie Góry (921 m) - Jaworzyna Kokuszczańska (966 m) - Hala Pisana (1044 m) - Wierch nad Kamieniem (1083 m) - Hala Łabowa (1064 m) - Rozdroże Feleczyńskie (995 m) - Łabowa
Beskid (nie taki) Niski
a stromy...
...i pusty. Nikogo, absolutnie nikogo przez cały dzień.
Wracamy w Beskid Sądecki...tylko coś nam się kończy droga
Wąwoziada 2017 :)
Nadal pusto...
Nadal stromo...
Otwiera się widok...
"Czasem kiedyś już zmęczona, w chwili krótkiej przyjemności, w złotych słońca stu ramionach, Ty wygrzewasz stare kości"
Hala Pisana...z dużej litery :)
"Gdy wieczór zapada i dnia ucichł ruch..."
Kategoria SFA, Wycieczka